Rok wydania – 2021
Autor – Magda Łucyan
Wydawnictwo – Znak Horyzont
Liczba stron – 315
Seria wydawnicza – brak
Tematyka – zapis pięciu dramatycznych historii będących efektem rozmów autorki z osobami, które w czasie II wojny światowej były dziećmi i trafiły do gett zlokalizowanych na okupowanych przez Niemców ziemiach polskich.
Do lektury „Dzieci Getta” zasiadłem niemal od razu po zakończeniu „Wojenki” Magdaleny Grzebałkowskiej. Obie książki łączy ten sam temat – to podróż do czasów II wojny światowej i zapis bardzo intymnych relacji osób, którym konflikt zabrał dzieciństwo. Forma, pozornie, jest bardzo zbliżona, choć w przypadku Łucyan nie chodzi o klasyczny reportaż, a raczej zapis wywiadów ze świadkami historii, uzupełnianych co najwyżej krótkimi komentarzami pozwalającymi na osadzenie wypowiedzi w realiach. Uważam, że to słuszne założenie, nawet jeśli tych autorskich wstawek jest mało i nie wszystkie wątpliwości narosłe wokół relacji uda się nimi rozwiać. Generalnie problem komentowania można uznać za klasyczny. Czy zostawić teksty wspomnień bez ingerencji? Czy zaufać czytelnikowi, jego wiedzy, świadomości historycznej? Czasem mam poważne wątpliwości, iż taki purytanizm jest założeniem słusznym. Jestem bowiem przekonany, iż wielu odbiorców „Dzieci Getta” będzie czytelnikami niedoświadczonymi, nieobytymi z tematem, a przez to niedysponującymi odpowiednią wiedzą, by w pełni zrozumieć przekazywane im informacje. Stąd też moje zastrzeżenia pod adresem Grzebałkowskiej dotyczyły zbyt małego wkładu historycznego. U Łucyan mamy nieco inną formę i cieszę się, że autorka nie pozostała jedynie przy zapisie rozmów.
To, co odróżnia obie publikacje, to styl pisarski oraz sam pomysł na zaprezentowanie pojedynczych historii. W przypadku Łucyan mówić można bowiem o silnie zarysowanym wspólnym mianowniku łączącym wspomnienia – to nie tylko dzieci, ale i miejsce – getto. Dzięki temu jako czytelnicy mamy wielowymiarowe spojrzenie na ten sam temat, co pozwala nam w lepszym stopniu zrozumieć specyfikę dorastania i życia za murami gett. Same relacje są pod wieloma względami wstrząsające i zmuszające do oczywistych refleksji, które często towarzyszą publikacjom poświęconym Holocaustowi. Są także refleksje nieoczywiste, które wynikają już z personalnych historii bohaterów „Dzieci Getta”. Z dużym zainteresowaniem czytałem nie tylko o tym, jak wyglądało życie w czasie wojny, ale i o przedwojennych relacjach, nastrojach, stosunkach społecznych i rodzinnych. Z zaciekawieniem zapoznałem się z historią Mariana Kalwarego, który za kradzież cukierków został odesłany przez rodziców do specjalnego pensjonatu szkolnego. Są i odniesienia do współczesności i chwytająca za serce anegdotka o misiu, którego Katarzyna Meloch dostała od uczennicy szkoły, w której gościła jako prelegent. To także pokazuje niezwykłą wrażliwość dzieci, o której nie powinniśmy zapominać.
„Wrażliwość” jest zresztą słowem-kluczem. Odnosi się nie tylko do samych relacji, często bardzo intymnych, może nawet stanowiących formę zrzucenia z siebie balastu historycznych wspomnień. Dotyczy także naturalnych reakcji czytelników na zaprezentowane teksty. Nie da się wobec ich przejść obojętnie, nawet pomimo pewnego obycia się z ludzkimi tragediami, osłuchania z podobnymi historiami, których przecież były już setki, tysiące. Historie dzieci, nawet przy takim ogromie ludzkiego cierpienia, są w tym wszystkich wciąż wyjątkowe.
Warto też poświęcić kilka słów „przesłaniom”, które rozmówcy Łucyan postanowili przekazać czytelnikom. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że grawitują one w kierunku aktualnej sytuacji politycznej i są silnie nacechowane przekonaniami samej autorki. Odzwierciedlają to także wstawki w jej autorskich komentarzach, gdzie nie stroni od wytykania polskiego przedwojennego antysemityzmu czy wskazywania przypadków kolaboracji z Niemcami w procesie eksterminacji ludności żydowskiej, mimo iż wątki te teoretycznie powinny być marginalne w proporcji do innych poruszonych przez nią tematów. Komentarze Łucyan wpisują się w narrację rozmówców, ale są dość płytkie i pozbawione szerszego kontekstu historycznego, a przecież trwający aktualnie dyskurs o postawach względem ludności żydowskiej jest wysoce skomplikowany! Jest to w moim odczuciu zdecydowanie największy mankament opracowania. Opracowania przecież wciąż bardzo dobrego, świetnie napisanego i interesującego pod względem doboru rozmówców i tematów. Szkoda zatem, że Magda Łucyan tak wyraźnie pozycjonuje się o jednej ze stron historycznego sporu, nie wchodząc głębiej w trudny temat. Traci na tym przede wszystkim książka, a rykoszetem tytułowe „dzieci getta”.
Ocena: