W przededniu wybuchu II wojny światowej polskie władze przewidywały, iż w niedługim czasie przyjdzie im się zmierzyć z agresją militarną III Rzeszy. W tym samym czasie, gdy Polacy szykowali się do boju o przeżycie, w stolicy Rzeszy, Berlinie, gotowano się do wielkiej krucjaty przeciwko ludom, które uważano tam za gorsze. Wśród poszczególnych ras Niemcy widzieli „podludzi” w Słowianach, ich wschodnich sąsiadach, którzy od wieków dzielili ziemie Europy Środkowej z Germanami. Mimo iż hitlerowcy decydowali się na rozprawę ze słowiańszczyzną, do boju przeciwko Polakom chcieli stanąć ramię w ramię z Sowietami, a w dużej mierze z Rosjanami, także przedstawicielami ludów słowiańskich, którzy od Polaków różnili się przynależnością narodową i językiem, a wielowiekowe kultury obu narodów przeplatały się wzajemnie. Podobnie rzecz się miała z historią. 23 sierpnia 1939 roku w Moskwie Wiaczesław Mołotow i Joachim von Ribentrop sygnują swoim podpisem umowę o nieagresji, która oprócz przyjacielskiego porozumienia zawiera tajną klauzulę, będącą podstawą do agresji przeciwko Polsce. Pakt Ribbentrop-Mołotow był niczym innym jak tajnym układem zawartym między Rzeszą a Związkiem Sowieckim, w którym obydwa kraje dogadały się w kwestii wspólnej akcji militarnej, podziału ziem polskich i wreszcie reżimu okupacyjnego. Oczywiście, bez konkretnych szczegółów, które miały wyjść na wierzch już w momencie finalizowania układu. Pakt Ribbentrop-Mołotow był wydarzenie doniosłym, łącząc dwa kraje, które dzieliło niemalże wszystko, od historii, poprzez kulturę i plany polityczne, a łączyło pragnienie uzyskania hegemonii w tej części świata. Na drodze obu mocarstw stanęła Polska, która w trakcie dwudziestu lat niepodległości opierała się najpierw bolszewickim armiom i komunizacji kraju, a następnie postępującej w Europie faszyzacji i narodowemu socjalizmowi. 1 września 1939 roku Niemcy rozpoczynają II wojnę światową. Armia Czerwona włączyła się do walki, uzyskując zapewnienie, iż kampania wrześniowa jest już przez Niemców wygrana. Siły sowieckie przekroczyły granicę 17 września, a w nocy rząd radziecki poinformował przedstawicieli polskich o zaistniałej sytuacji, tłumacząc agresję upadkiem państwa polskiego. W nocie, którą otrzymał od Mołotowa ambasador RP w Moskwie, Wacław Grzybowski, czytamy: „Wojna niemiecko-polsko ujawniła wewnętrzne bankructwo państwa polskiego […] Warszawa jako stolica już nie istnieje. Rząd polski uległ rozkładowi i nie okazuje przejawów życia. Oznacza to, żę państwo polskie i jego Rząd faktycznie przestały istnieć. Dlatego też straciły ważność traktaty zawarte pomiędzy ZSRR a Polską. Pozostawiona własnemu losowi i pozbawiona kierownictwa Polska stała się łatwym polem wszelkiego rodzaju niebezpiecznych i niespodziewanych akcji, mogących się stać groźbą dla ZSRR”. W dalszej części dokumentu wkroczenie uzasadniano chęcią „wzięcia w opiekę ludności Zachodniej Ukrainy i Białorusi”. Tłumaczenie to było absurdalne, jednakże dało pretekst Sowietom, którzy starali się wodzić za nos światową opinię publiczną i nie przyznawać się do sojuszu z Hitlerem. Wydarzenia na froncie mówiły coś zgoła odmiennego. Przed Sowietami kapitulował Lwów, Armia Czerwona zajęła Białystok i Brześć. Cały czas trwały rozmowy dyplomatów Moskwy i Berlina, którzy starali się osiągnąć kompromisowe rozwiązanie problemu polskiego. Ostatecznie 28 września podpisano umowę o granicy i przyjaźni, która dokonywała rozgraniczenia terytoriów zajętych przez oba państwa na linii Pisy, Narwi, Bugu i Sanu. Dokument po raz kolejny podpisano w Moskwie, gdzie znowu przybył Joachim von Ribbentrop. W ten oto sposób sowiecką okupacją, nazywaną również „czerwoną” ze względu na kolory wiążące się z komunizmem, zostały objęte ziemie białostockie, lwowskie, stanisławowskie, tarnopolskie, wołyńskie, poleskie, nowogródzkie i wileńskie. Teoretycznie Wilno i okolice znalazły się po kuratelą litewską, jednakże sama Litwa była mocno zależna od Związku Radzieckiego, co oficjalnie potwierdzono w 1940 roku, gdy Józef Stalin zdecydował się anektować republiki nadbałtyckie. W sumie okupacja radziecka obejmowała obszar blisko 50% przedwojennego terytorium II Rzeczypospolitej, który zamieszkiwało 14,3 mln ludności. Spory odsetek stanowiły na tym terenie mniejszości narodowe, a rdzennych Polaków było tam ponad 6 milionów. Natychmiast po zajęciu tych terenów do pracy przystąpiły NKWD i partia komunistyczna, które szybko rozpoczęły proces indoktrynacji Polaków i prześladowań wymierzonych w najbardziej aktywny element polski. Wyrazem nowego porządku na anektowanych przez Sowietów ziemiach było wprowadzenie nowej administracji, na wzór radziecki, którą przejmowały organizowane przez okupanta komitety ludowe. Aby uwiarygodnić dobrą wolę Moskwy, Sowieci zdecydowali się przeprowadzić wybory na okupowanych terytoriach. Z demokracją nie miały one nic wspólnego, a 22 października 1939 roku tamtejsza ludność obrała swoich przedstawicieli ludowych. Ostatecznie powstały Zgromadzenie Ludowe Zachodniej Ukrainy i Zgromadzenie Ludowe Zachodniej Białorusi, kierowane przez bolszewików i kontrolowane przez bolszewików. 27 października Zgromadzenie Ludowe Zachodniej Ukrainy wyraziło chęć przystąpienia do Związku Radzieckiego. 29 października akcesu dokonało Zgromadzenie Ludowe Zachodniej Białorusi. W oficjalnych pismach szkalowano dotychczasową politykę polską i wychwalano Sowietów. To wszystko wskazywało na rozpoczęcie masowej kampanii antypolskiej, która miała być przygotowaniem do trwałego wcielenia terenów Ukrainy i Białorusi do Związku Radzieckiego. Co więcej, rząd radziecki zdecydował się 29 listopada 1939 roku nadać wszystkim zamieszkującym zajęte tereny obywatelstwo radzieckie, co było swoistą próbą wynaradawiania, przede wszystkim Ukraińców i Białorusinów, którzy własnego pańśtwa nie posiadali. W przypadku Polaków okupant rozpoczął eksterminacyjną politykę opartą na terrorze i represjach, której głównym celem było zaprowadzenie marksistowskiego ładu na terytoriach anektowanych.
Okupacja niemiecka zostawiła po sobie trwałe ślady w postaci masowej eksterminacji narodu polskiego. O ile tam władze posiłkowały się ideologią nazistowską, która odwoływała się do wyższości rasy niemieckiej, o tyle Sowieci postanowili uderzyć w innym kierunku, odwołując się także do wartości ideologicznych, jednakże innego typu. W związku z tym przystąpiono do zakrojonej na szeroką skalę komunizacji narodu polskiego. W pierwszej kolejności okupant postanowił rozprawić się z najaktywniejszym elementem społeczeństwa polskiego, a więc inteligencją, która w II Rzeczypospolitej odgrywała kluczową rolę w kierowaniu i centralizacji państwa. Do niewoli radzieckiej dostało się we wrześniu 1939 roku około 230 tys. ludzi, przede wszystkim żołnierzy Wojska Polskiego. Polaków okrzyknięto imperialistami i kapitalistami. Ludności wmawiano, iż przez lata była ona ciemiężona przez polskich panów i naród wyzyskiwaczy. To jeszcze silniej pogłębiło niechęć miejscowych do Polaków. Ukraińcy i Białorusini dali się w dużej mierze zwieść propagandowym zapewnieniom komunistów, którzy starali się w tym czasie maksymalnie spenetrować środowisko polskie. Stopniowo NKWD zdobywało sobie coraz większą wiedzę o niedawno podbitych ziemiach, mogąc o wiele lepiej przygotować się do akcji antypolskiej. Aresztowania objęły zatem najpierw środowisko działaczy politycznych i niepodległościowych, którzy wykazywali się szczególnie za czasów II Rzeczypospolitej. Warto wymienić, iż wśród więźniów sowieckich znaleźli się chociażby Aleksander Prystor, Leopold Skulski, Eustachy Sapieha, Stanisław Grabski. Szczególnie traktowani byli ci, których przyłapano na próbie przekraczania granicy, co wiązano z próbą działalności emigracyjnej na rzecz kapitalistycznych krajów Zachodu. Radziecki kodeks karny przewidywał „przestępstwo przeciw rewolucji i interesom proletariatu”. System ten przeszczepiono żywcem na grunt ukraiński i białoruski, co umożliwiło sądzenie i więzienie Polaków w myśl ustaleń moskiewskich. NKWD mocno penetrowało środowisko polskie, niszcząc w zalążku inicjatywy niepodległościowe i podziemne. Dobrym tego przykładem jest organizacja Związku Walki Zbrojnej pod okupacją sowiecką, gdzie konspiracja była szczególnie trudna ze względu na postępującą inwigilację. Złapanych traktowano okrutnie, wymuszając obciążające innych zeznania. Brutalne śledztwa i nietuzinkowe metody prowadzenia inwigilacji społeczeństwa polskiego przynosiły zamierzone efekty, bowiem Polacy byli mocno zastraszeni i coraz mniej chętni do podejmowania się inicjatyw patriotycznych. Aresztowania objęły masowo ludność cywilną, także niezaangażowaną w przedwojenną działalność. W dużej mierze była to logiczna konsekwencja walki przeciwko elitom społecznym, a więc przede wszystkim inteligencji i wyższym warstwom. Aresztowania dotyczyły nauczycieli, inżynierów, urzędników oraz właścicieli ziemskich, z którymi władza ludowa walczyła szczególnie mocno, stawiając ich za symbol polskiego wyzysku i kapitalizmu. W związku z wytycznymi przysyłanymi z Moskwy, aresztowanych odsyłano na wschód, gdzie więziono ich w specjalnych obozach. Stalinowski system przewidywał również obozy pracy, które podporządkowano GUŁagowi kierowanemu przez gen. NKWD Aleksieja Nasiedkina. Polskimi aresztantami zapełniły się również sowieckie więzienia, w tym cieszące się złą sławą więzienie na Łubiance. Plany fizycznej eksterminacji narodu polskiego objęły w pierwszej kolejności wyższe warstwy społeczne, a przede wszystkim oficerów Wojska Polskiego. Blisko 15 tys. ludzi, w dużej mierze oficerów, rozmieścili Sowieci w trzech obozach znajdujących się w Starobielsku, Kozielsku i Ostaszkowie. Los więźniów miał okazać się tragiczny. 5 marca 1940 roku, decyzją Biura Politycznego KC WKP(b), podjęto się akcji eksterminacyjnej więzionych. Wśród sygnujących rozkaz znaleźli się między innymi Józef Stalin oraz Wiaczesław Mołotow. Operacją zajęło się NKWD, zabierając do mordowania polskich jeńców z typową dla tej organizacji pasją. Wiosną 1940 roku stopniowo wywożono Polaków w rejon Lasku Katyńskiego, gdzie zabijano ich strzałem w tył głowy. Masowe mogiły zostały odnalezione przez Niemców w kwietniu 1943 roku. Nie był to jednak koniec akcji eksterminacyjnej prowadzonej przez NKWD – dalsze groby rozmieszczone zostały w okolicach Miednoje i Charkowa. Zbrodnie popełnione przez Sowietów nazwać można śmiało ludobójstwem. Niestety, po wojnie nie znaleziono winnych okrutnego mordowania Polaków. Wśród pomordowanych znaleźli się tak wybitni działacze polscy, jak chociażby gen. Mieczysław Smorawiński, adm. Ksawery Czernicki, gen. Stanisław Haller czy gen. Leon Billewicz. Obok wojskowych w zbiorowych mogiłach spoczęli lekarze, inżynierowie, prawnicy, profesorowie, naukowcy. Polaków prześladowano także w inny sposób, odbierając im chociażby własność ziemską czy dobra ruchome. Przeprowadzona reforma walutowa doprowadziła do ogromnych strat finansowych ludności okupowanych terytoriów. Prowadzono działalność rusyfikacyjną, czego wyrazem była walka z Kościołem Katolickim oraz polskimi szkołami. Ucierpiała polska publicystyka, muzea, zbiory. Ogólnie mówiąc, okupant sowiecki starał się możliwie jak najbardziej zdewastować kulturę narodu polskiego, nie będąc odosobnionym w tym przypadku, bowiem podobną akcję prowadzili na ziemiach sobie podporządkowanych Niemcy. Odnosili jednak mniejsze sukcesy niż ich wschodni sojusznik, który mógł dodatkowo liczyć na wsparcie ludności innych narodowości niż polska. Prześladowania, które objęły Kresy Wschodnie, miały przy okazji wyludnić te tereny, ponieważ Związek Radziecki zamierzał je na trwałe przyłączyć do swojego terytorium. Wyrazem tego była forsowana w czasie wojny wizja ustalenia granicy polskiej na linii Curzona, co ostatecznie postanowili wesprzeć także politycy zachodni, którzy przychylili się do stalinowskiej koncepcji budowania powojennej Europy. Celowi temu służyły masowe wysiedlenia ludności polskiej, którą wywożono na „nieludzką ziemię” radziecką. Tam, obok ciężkich warunków i przymusowej pracy, wielu z wywiezionych czekała powolna i niezwykle uciążliwa śmierć.
11 października 1939 roku NKWD wydało rozkaz, który dotyczył problemu wysiedleń i deportacji ludności z zajętych terenów. Dodatkowo opracowana została „Instrukcja o trybie przeprowadzania deportacji antyradzieckiego elementu”. W praktyce „antyradzieckim elementem” nazywano przede wszystkim Polaków i to ich objął program wysiedleń. W dokumentach NKWD zawarto nawet oficjalne wyjaśnienie, kogo określano tymi słowami. Wśród wymienionych znaleźli się przywódcy Obozu Zjednoczenia Narodowego, przywódcy Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem, przywódcy Polskiej Partii Socjalistycznej, przywódcy i aktyw Narodowej Demokracji, przywódcy organizacji „Legioniści” i „Strzelec”, przywódcy Związku Harcerstwa Polskiego, członkowie Polskiej Organizacji Wojskowej, urzędnicy aparatu państwowego, policjanci, pracownicy więziennictwa, oficerowie wywiadu i kontrwywiadu, prokuratorzy, sędziowie, oficerowie i podoficerowie służby czynnej oraz Korpusu Ochrony Pogranicza, repatrianci niemieccy i wreszcie rodziny tych, którzy zdecydowali się na emigrację bądź próbowali przekroczyć granicę. W instrukcjach opracowano wytyczne dotyczące sposobu przeprowadzania akcji. Zalecano szybkie działania, brak rozgłosu i niepowodowanie paniki i innych ekscesów. Warto zwrócić uwagę, iż deportowanych segregowano – niektórych aresztowano, a niektórych zsyłano do miejsc „specjalnego zesłania w oddalonych miejscowościach”. Instrukcja zalecała również, iż „w czasie pakowania się w mieszkaniu deportowanych należy uprzedzić głowę rodziny, aby osobiste męskie rzeczy składała do odrębnej walizki, ponieważ sanitarne zabiegi będą przeprowadzane w stosunku do mężczyzn oddzielnie od kobiet i dzieci”. Pochwyconych stawiano najczęściej przed marionetkowym trybunałem, który natychmiast zarządzał karę więzienia. Wyroki wahały się, jednakże najczęściej stosowano karę powyżej ośmiu lat zesłania do obozu pracy przymusowej. Warunki panujące w radzieckich obozach niemal wykluczały możliwość przeżycia zasądzonego okresu przez większość więźniów. Gustaw Herling-Grudziński wspomina, iż w jego wypadku posiłkowano się oskarżeniami o współpracę z niemieckim wywiadem. Dowodzić tego miały próby przekroczenia granicy przez Polaka, a także jego nazwisko, które według Sowietów brzmiało z niemiecka. Tak wymyślne zarzuty stawiano przed wieloma Polakami, a pisarz nie był w tym względzie odosobniony. Często trybunały uciekały się do tortur fizycznych lub psychicznych względem oskarżonych, wymuszając na nich obciążające zeznania jako materiały dowodowe w sprawie. Warunki, w jakich przetrzymywano więźniów, były okropne i jak wspominają po latach sądzeni przed radzieckimi trybunałami, była to forma nacisku. Cele były małe, tłoczono w nich wielu więźniów. Racje żywnościowe trudno nazwać głodowymi. Więźniom odmawiano podstawowych potrzeb fizjologicznych, budzono ich w nocy i nie pozwalano zasnąć. Szczególnym jednak przykładem wrogiej polityki radzieckiej względem ludności polskiej są prowadzone w latach 1940-1941 roku deportacje. Dzisiaj szacuje się, iż mogło nimi zostać objętych nawet milion osób, a oficjalne dane mówią o czterech etapach wysiedleń, w trakcie których deportacjami objęto 220 tys. (od 11 lutego 1940 roku), 320 tys. (od 13 kwietnia 1940 roku), 240 tys. (od 29 czerwca 1940 roku) i 200 tys. (od czerwca 1941 roku) Polaków. Nie należy zapominać, iż na terenie Związku Radzieckiego znajdowało się w tym czasie ponad 200 tys. jeńców wojennych, którzy znacznie podnosili liczbę wywiezionych z Polski obywateli II Rzeczypospolitej. Pierwszą deportację rozpoczęli Sowieci w lutym 1940 roku. Miała ona być przygotowaniem do kolejnych masowych wysiedleń. Warunki, w jakich prowadzono operację, były tragiczne. Droga do wschodniej części Związku Radzieckiego była niezwykle uciążliwa i długa. Więźniów transportowano w wagonach kolejowych, gdzie nie mieli oni możliwości realizowania najprostszych potrzeb. Fatalne warunki sanitarne, opłakane racje żywnościowe i przeludnienie wagonów, które wykorzystywano niegdyś do transportu bydła, były przyczyną śmierci wielu przewożonych. Pierwsza deportacja objęła przede wszystkim osadników, którzy na mocy reformy rolnej z 1925 roku uzyskiwali ziemię na Kresach Wschodnich. Wśród wysiedleńców znalazł się zatem spory odsetek ludności chłopskiej. Obok nich, co już wspominaliśmy, NKWD zajęło się inteligencją i elitą kulturalną tego rejonu. Aresztowania przeprowadzano najczęściej nocą, aby uniknąć rozgłosu. Jeśli można tego było uniknąć, zabierając bez słowa ponad 200 tys. ludzi, którzy mieli przecież rodziny, sąsiadów, przyjaciół. Tym, którzy mieli zostać zabrani, dawano niecałe pół godziny na spakowanie najniezbędniejszego ładunku, po czym pakowano ich do aut i odwożono do miejsc, w których ładowano ludność do wagonów. Nieludzkie traktowanie skłaniało Polaków do buntu, jednakże ten ostro karano, w tym śmiercią. Próby ucieczki były praktycznie niemożliwe, bowiem funkcjonariusze NKWD obstawiali wyjścia i byli gotowi do otwarcia ognia. Podróż do miejsc docelowych trwała kilka tygodni. Ci, którzy przeżyli, trafiali do radzieckich obozów pracy. System obozowy był w Związku Sowieckim bardzo rozwinięty, pracując na rzecz gospodarki i więziennictwa radzieckiego. W kwietniu operację deportacji w zasadzie kontynuowano. Zmiany nastąpiły dopiero w czerwcu 1940 roku, co związane bylo z zajęciem republik nadbałtyckich. Okupant także tam prowadził eksterminacyjną działalność. Wielu z aresztowanych w czerwcu 1940 roku należało do grupy zbiegów z terenów okupowanych przez Niemców. Spodziewali się, iż w strefie radzieckiej znajdą lepsze warunki bytowania. Mylili się, sądząc, iż Sowieci są lepsi od Niemców. Polaków i ludność innych nacji wywożono do obozów pracy niewolniczej. Także i tam warunki były niezwykle ciężkie. Więźniom doskwierał głód, katorżnicza praca fizyczna, nieludzkie traktowanie oraz zimno, szczególnie podczas mroźnej sowieckiej zimy. Pracę przerywano przy temperaturze -40 stopni, co daje wyobrażenie o fatalnych warunkach panujących w radzieckich obozach. Największe skupiska ludności polskiej notowano w rejonach Archangielska, w Komi, na Uralu, niedaleko Irkucka, Jakucka, Władywostoku. Część została wysiedlona do Kazachstanu, gdzie do dzisiaj prężnie działają miejscowe koła polonijne, niejako spadek po stalinowskich deportacjach. Polacy przebywali niemal tę samą drogę, co ich rodacy przed laty, w carskim systemie terroru. Wreszcie ostatnią już deportację Sowieci prowadzili w przeddzień niemieckiej ofensywy. Objęła ona w dużym stopniu element z republik nadbałtyckich, które także objęto stalinowską polityką eksterminacyjną. Część wysiedleń zaplanowano na koniec czerwca, czemu przeszkodziła ofensywa Wehrmachtu. W związku z tym NKWD przystąpiło do masowego mordowania więźniów. Ci, którzy zdawali sobie sprawę, iż zostaną aresztowani, szukali schronienia i z ulgą powitali wkroczenie sił niemieckich na tereny sowieckie. W jednej z relacji dowiadujemy się: „Nie wiem, dlaczego niektórzy ludzie zostali wybrani, a inni nie. Mogły o tym przesądzić powody polityczne […] Poszliśmy do gospodarstwa w odludnym miejscu, otoczonym bagnami, żeby Rosjanie nas nie znaleźli […] Kiedy przyszli Niemcy, poszliśmy prosto do domu i nikt nas nie zatrzymywał. Na tym etapie mniej baliśmy się Niemców, z pewnością mniej niż Rosjan”. Umieralność wśród więźniów była niezwykle wysoka, choć ciężko dziś ustalić, ile tak naprawdę ofiar kosztowały deportacje prowadzone przez Sowietów. Thomas Lane dzieli ofiary stalinowskich wysiedleń na dwie kategorie: „Deportowani mogli trafić do dwóch rodzajów miejsc. Tak zwani deportowani pierwszej kategorii byli wysyłani do północnych rejonów Rosji europejskiej wokół Archangielska, Kotłasu i Wołogdy po rzekę Peczorę oraz zachodnie i wschodnie rejonu Uralu, na północnej i południowej Syberii i na północ od Magadanu w rejonie kołymskim radzieckiego Dalekiego Wschodu. Obozy były otoczone zasiekami z drutu kolczastego z posterunkami i uzbrojonymi strażnikami na wieżach ustawionych na obwodzie ogrodzenia. Więźniowie pracowali przy różnych przedsięwzięciach gospodarczych, którymi zarządzał GUŁag, czyli Główny Urząd Obozów Pracy Wychowawczej i Kolonii Karnych. Deportowani drugiej kategorii byli kierowani do specjalnych kolonii pod bezpośrednim nadzorem NKWD. W zależności od lokalizacji deportowani mogli pracować w kołchozach, na budowach lub przy wyrębie drzew w lasach”. Ci ostatni mieli jednak pewną swobodę, bowiem normalnie poruszali się na terenie miast, w których zamieszkiwali, jednakże nie wolno im było opuszczać miejscowości. Wojciech Roszkowski dzieli skazańców na trzy grupy – spiecpieriesieleńców z ograniczoną swobodą ruchów, „wolnych zesłańców”, których po prostu wywożono w nieprzyjazny teren i nakazywano organizowanie tam życia na nowo i wreszcie tych, którzy zostali umieszczeni w znanych nam już obozach GUŁagu. Wewnątrz obozów także istniał swoisty podział. W hierarchii obozowej szczególną uwagę należy zwrócić na urków, czyli byłych kryminalistów, którzy zostali zesłani za pospolite przestępstwa (najgroźniejsi i najbardziej znaczący wśród więźniów). Wspomina o nich Herling-Grudziński, który ze swojego pobytu w obozie w Jercewie pozostawił wspaniałe wspomnienia zatytułowane „Inny świat”. Z pewnością rzeczywistość sowiecka była tym „innym światem”, gdzie nie liczyły się typowo ludzkie wartości, a każdy odruch humanitaryzmu traktowano jako przejaw słabości, gdzie szerzyło się donosicielstwo i patologie różnego rodzaju, gdzie śmiertelność była tak duża, że Herling-Grudziński mówi, iż nie spotkał nigdy więźnia, który pracował w lesie dłużej niż dwa lata. Co ciekawe, więźniowie otrzymywali skromne wynagrodzenie za swoją pracę, jednakże w praktyce należało przekroczyć normy, aby otrzymać pieniądze, co było zadaniem niemalże niewykonalnym. Norma była podstawowym pojęciem, ponieważ wobec niej naliczano ilość wydawanego przez obozowe władze posiłku – 700 gramów dla najbardziej efektywnych więźniów, 500 gramów dla wykonujących normę, 400 gramów dla tych, którzy nie zdołali jej wykonać. Śmierć następowała w obozie powoli, wskutek niedożywienia i skrajnego wycieńczenia organizmu. Niezdolnych do pracy kierowano do specjalnego miejsca, w którym mieli dokonać żywota. Dziś szacuje się, iż w 1941 roku liczba ofiar polskiego pochodzenia sięnęła w obozach 900 tys. ludzi. Nadzieję w serca Polaków wlał niemiecki atak na Związek Radziecki w dniu 22 czerwca 1941 roku. Ci, którzy otrzymali informacje o tym wydarzeniu, zdawali sobie sprawę, iż albo zostaną wyzwoleni przez agresora niemieckiego, albo Rząd Emigracyjny podpisze odpowiednie porozumienie z władzami radzieckimi. Tak też się stało, gdy 30 lipca 1941 roku w Londynie Władysław Sikorski i Iwan Majski sygnowali odpowiedni dokument, na mocy którego następowała „amnestia” więźniów polskich. Strona radziecka postanowień układu nie respektowała lub czyniła to wybiórczo. Dopiero po licznych interwencjach strony polskiej udało się uzyskać zwolnienie aresztowanych. Niepokoił fakt ogromnej śmiertelności i zniknięcia wielu z pojmanych we wrześniu 1939 roku oficerów Wojska Polskiego.
Terror na okupowanych ziemiach postępował z czasem, a Zachód nie reagował, mimo niepokojących informacji, które dobiegały do Paryża, a następnie Londynu z okupowanej Polski. Wydawało się, iż Brytyjczycy cały czas hołdują tradycyjnym wartościom szukania porozumienia z Sowietami przeciwko Niemcom, co powodowało, iż wszelkie próby piętnowania systemu stalinowskiego musiały spalić na panewce. Londyn nie podjął się aktywnej akcji dyplomatycznej na rzecz Polaków, ponieważ obawiał się o swoje interesy polityczne. W maju 1941 roku, tuż przed wybuchem wojny niemiecko-radzieckiej, August Zaleski, ówczesny minister spraw zagranicznych w Rządzie Emigracyjnym, udał się do Anthony’ego Edena, swojego brytyjskiego odpowiednika, i przedstawił mu raport dotyczący wydarzeń we wschodniej części Polski. W raporcie Zaleskiego znalazły się obrazy zagłady Polaków, szczególnie lepiej sytuowanych i przedstawicieli inteligencji. NKWD dopuszczało się morderstw i nawet nie bardzo przejmowała się tuszowaniem zbrodni. Ofiary egzekucji leżały w stosach choćby w Grodnie czy Rohatyniu. Każdy mógł zostać aresztowany, a po wyłapaniu co bardziej wartościowych przedstawicieli elity umysłowej, Sowieci rozpoczęli nagonkę na zwyczajnych ludzi, często kierując się dziwacznym kluczem. Więziono zarówno tych, którzy sprzeciwiali się władzy, jak i tych, którzy mieli zamiar z nią współpracować. NKWD dopuszczało się niespodziewanych porwań, co dodatkowo zastraszało społeczeństwo polskie, żyjące ciągle obawą o kolejne dni. Życie codzienne wyglądało wyjątkowo uciążliwie, szczególnie gdy w strefie sowieckiej skończyły się artykuły żywnościowe. W samym tylko Lwowie zamknięto 6,5 tysiąca sklepów, a powodem był brak towarów. Ludność zmuszona była do stania w długich kolejkach. Robotnicy tracili pracę, co powodowane było nacjonalizacją przemysłu lub likwidacją co bardziej wartościowych sprzętów, które wywożono w głąb Związku Radzieckiego. Reforma walutowa mocno nadszarpnęła budżet ludności polskiej, która utraciła większość oszczędności, a niskie płace uniemożliwiały zaopatrywanie się w żywność i inne artykuły przemysłowe, przy czym ceny szły nieproporcjonalnie względem zarobków do góry. Powodem był niedobór artykułów żywieniowych i spadek zaufania chłopów do handlu. Sowieci wprowadzili również system kontyngentów. Rolnicy zmuszeni byli do oddawania nawet do 50% produktów po kilkukrotnie zaniżonej cenie. Odbiorcą było państwo. To z kolei powodowało, iż chłopstwo nie dostarczało żywności na rynek, ponieważ zapewniała im ona jako taki byt. Jednocześnie pozostała ludność nie miała wiele na wymianę, co było wynikiem polityki walutowej okupanta. Walka Sowietów z Polakami uwidoczniła się również na gruncie szkolnictwa i religii. Zwalczano zaciekle Kościół Katolicki, który był tradycyjną ostoją polskości. W 1940 roku utworzona została Liga Bezbożników, która miała zwalczać katolicyzm i szerzyć ateizm. Jeśli zaś chodzi o szkoły, to podstawą była rusyfikacja młodzieży polskiej oraz wpajanie jej ideologii komunistycznej. Tam, gdzie lekcje były prowadzone w języku polskim, nakładano liczne obostrzenia. Jeden z uczniów tamtego okresu wspomina: „Nie uczyliśmy się już naszej historii, nie uczyliśmy się o krajach kapitalistycznych, ponieważ musieliśmy uczyć się wszystkiego o Rosji. Zgodnie z naszą wiedzą, prawie wszystkie fakty z geografii i historii były przekręcone”. Podobną politykę Sowieci prowadzili na ziemiach anektowanych w późniejszym czasie, w tym Litwie, Łotwie czy Estonii. I tam doszło do prześladowania ludności polskiej. Pod względem ciemiężenia ludności polskiej Sowieci i Niemcy stali w jednym szeregu. Nawet ich metody były podobne, choć w czasie wojny oceniano, iż Związek Radziecki jest nawet brutalniejszy od Niemców i osiąga większe sukcesy na polu zastraszania i eksterminacji Polaków. Wkroczenie armii niemieckiej na ziemie zajmowane przez Sowietów było przełomem w polityce okupacyjnej prowadzonej przez Związek Radziecki. Po pierwsze, Sowieci tracili anektowane terytoria i nie mogli dalej ciemiężyć ludności polskiej. Po drugie, zostali przyjęci do koalicji alianckiej, co stawiało ich w jednym szeregu z Rządem Emigracyjnym, który reprezentował interesy narodu polskiego. Układ Sikorski-Majski był wstępem do uwolnienia więzionych Polaków i poprawienia warunków tych, którzy znajdowali się na terenie Związku Radzieckiego. Amnestii udzielono „wszystkim obywatelom polskim na terytorium radzieckim, którzy obecnie pozbawieni są wolności jako jeńcy wojenni lub na innych odpowiednich podstawach”. W myśl tego następowało zwolnienie Polaków, prowadzone stopniowo i z dużym ociąganiem. Władze sowieckie nie chciały łatwo pozbywać się rezerwuaru niewolniczej siły roboczej. Sowieci zaniżali liczby wziętych do niewoli i aresztowanych po zajęciu terytorium polskiego. Utrudniali również transport zwolnionych więźniów. Wielu zginęło w ciężkiej drodze powrotnej. Inni byli tak wyniszczeni radziecką niewolą, iż nie byli w stanie podjąć się organizacji życia na nowo. Były to spóźnione ofiary sowieckich obozów pracy. Organizacją masowej wędrówki Polaków starały się zająć rządowe placówki, ze wskazaniem na ambasadę RP w Kujbyszewie. W ten oto sposób udało się uratować tych, którzy przeżyli pobyt na „nieludzkiej ziemi”. Ziemi, która chłonęła krew masowo mordowanych Polaków oraz tych, którzy nie wytrzymali trudów sowieckiego więzienia.
Fotografia tytułowa: Józef Stalin (Wikipedia/Library of Congress, domena publiczna).