Alfred Wirski – Polak przymusowo wcielony do Armii Czerwonej – w sylwestrową noc 1940 r. brał udział w rozmowie, jaką z polskimi poborowymi przeprowadził pewien radziecki kapitan. Wówczas „przyznał się” on do bycia Polakiem oraz faktu, że swego czasu uciekł z Polski do ZSRR. Po tym był dwukrotnie więziony przez Sowietów a nawet z ich powodu stracił żonę. Mimo tego jednak, co zastanawiające, nie utracił wiary w komunizm. Jedynym co wyróżniało go spośród innych oficerów była świadomość problemów, jakie wówczas występowały w Armii Czerwonej i czyniły z niej słabszą machinę wojenną od Wehrmachtu. Dokładnie opisał to Wirski w swoich wspomnieniach pt. „Moje życie w Armii Czerwonej”:
‘W sylwestra czekała nas wielka niespodzianka. Około dziesiątej trzydzieści do naszej sali wniesiono kilka drewnianych skrzynek. Żołnierze, którzy je przywieźli, poinformowali nas, że przysłał je kapitan Kowalski. Byliśmy zaskoczeni. Otworzyliśmy skrzynie. Na każdej z nich leżała kartka z napisem po polsku: „Szczęśliwego Nowego Roku od rodaka.” W skrzynkach znajdowały się butelki czerwonego wina, pierniczki, kilka pęt kiełbasy. Jak Kowalski zdobył te skarby? Tego nigdy nie odkryliśmy.
Pojawił się u nas tuż przed północą. Kiedy zaczęliśmy mu dziękować, był prawie oburzony. Usiadł na łóżku na środku pokoju i wypiliśmy za szczęśliwy Nowy Rok. Wtedy zaczął mówić o sobie. Po raz pierwszy zadeklarował swoją „polskość”. Był inżynierem z Warszawy. Mając dwadzieścia pięć lat i będąc zagorzałym „czerwonym”, brał udział w nielegalnej komunistycznej agitacji w fabryce, w której pracował. Kiedy policja odkryła jego działalność, uciekł z żoną, dwudziestoletnią dziewczyną, do sowieckiej Rosji. Ze względu na niewystarczające referencje z partii komunistycznej, zarówno on jak i jego żona spędzili pierwszy rok – 1935 – w więzieniu. W 1936 roku, po interwencji jakiegoś partyjnego bonza, zostali uwolnieni. Niestety żona zachorowała w więzieniu na gruźlicę i zmarła cztery miesiące po zwolnieniu. Gdy o niej mówił, jego wzrok stężał.
Ze względu na swoje kwalifikacje wstąpił wtedy do wojska jako inżynier. Do 1938 roku osiągnął stopień kapitana. We wrześniu 1939 roku, tuż przed kampanią przeciwko Polsce, został aresztowany po raz drugi. Obawiano się, jak sam mówił, że jego patriotyczne uczucia do dawnej ojczyzny wezmą górę i doprowadzą do konfliktu z obowiązkami. Na początku listopada, przed kampanią fińską, zwolniono go i uroczyście przeproszono, tłumacząc, że został popełniony błąd. Na froncie fińskim został dwukrotnie odznaczony.
Powiedział nam to wszystko z obojętną, pozbawioną wyrazu twarzą – rezultat, jaki odczuliśmy, rutyny i kilku lat w Rosji. Potem zmienił temat i zaczął wypytywać o Warszawę pod okupacją niemiecką. W odpowiedzi ktoś bardzo bezmyślnie powiedział:
– Och, tam jest jeszcze gorzej niż we [okupowanym przez Sowietów] Lwowie.
Na twarzy Kowalskiego pojawił się ledwo zauważalny uśmiech. Udawał, że nie usłyszał. Odpuszczając ten temat, zaczął opowiadać nam o życiu w Rosji. Mówił chłodno i rozsądnie, bez sentymentalizmu. Wymienił trudności, z jakimi wciąż borykał się rząd w dążeniu do osiągnięcia dobrobytu i szczęścia wszystkich obywateli. Mówił o planach pięcioletnich, o ich sukcesach i porażkach. W jego wyjaśnieniach była cała masa prawdy, lecz starannie omijał takie tematy jak swobody demokratyczne w owej „ojczyźnie proletariatu”, gdzie takież swobody, rzekomo wydźwignięte na najwyższy poziom, w ogóle nie istniały. Nie wspomniał, że w 1939 roku ponad dwadzieścia milionów ludzi przebywało w więzieniach, obozach koncentracyjnych i obozach pracy przymusowej; że kiedy ludzie chcieli dyskutować o reżimie, ściszali głos i rozglądali się z przestrachem lub że nawet najmniejsze i często zupełnie nieuzasadnione donosy powodowały, że ludzie szli do więzień na wiele lat. Na te tematy Kowalski milczał.

Jakby czytając w myślach, zaczął tłumaczyć, że gdyby na przykład w Europie – Anglii czy Czechosłowacji – rozpoczęła się praca nad wprowadzeniem idei komunizmu, to można by osiągnąć wspaniałe rezultaty w znacznie krótszym czasie oraz bez trudności i wyrzeczeń, jakie musiał ponieść Związek Radziecki. Przypomniał nam o stanie, w jakim znajdowała się Rosja po pierwszej wojnie światowej, o poziomie intelektualnym społeczeństwa, o ignorancji i analfabetyzmie na rosyjskiej wsi. Dla porównania podkreślił ogromny postęp, jaki dokonał się pod każdym względem w ciągu ostatnich dwudziestu lat.
Byliśmy bardzo uprzejmi. Nikt nie zadawał żadnych pytań. Następnie Kowalski przeszedł do tematu podziału władzy między narody Europy. Chętnie słuchaliśmy, co będzie mówił o Niemczech. I wtedy po raz pierwszy w Rosji usłyszeliśmy, jak ktoś przyznaje, że sojusz z Niemcami nie może trwać długo i że wkrótce będzie musiało dojść do konfliktu. Narodowosocjalistyczne Niemcy były teraz w stanie podbić całą Europę. Gdyby to osiągnęły, będą zmuszone zwrócić się przeciwko sowieckiej Rosji – krajowi, którego Niemcy nienawidziły, choćby tylko z powodu różnic ideologicznych.
– Na co zatem czeka Rosja? – zapytał ktoś. – Na dzień, w którym Niemcy, posiadające całą Europę i w konsekwencji cały jej przemysł, zwrócą się przeciwko Rosji i pokonają ją jednym ciosem?
Kowalski podniósł głowę. Nie, to nie to. Obecni przywódcy Rosji patrzą w przyszłość i dobrze zdają sobie sprawę z nieuchronności tego konfliktu. Ale wiedzą też, że dziś Rosja jest jeszcze daleka od gotowości do walki, a jeśli Rosja wysyła pszenicę, benzynę i żywność do Niemiec, to nie z miłości do tego kraju, ale po to, by zwodzić jego czujność i zyskać na czasie. Już niedługo podbite i prześladowane narody Europy będą pełne nienawiści do Niemców. Kiedy rozpocznie się wojna między tymi dwoma kolosami, ludzie ci zostaną zorganizowani i zaofiarują Rosji swoją pomoc. Nawet Polska, która nie pałała sympatią do Rosji i jej władz, dołączyłaby do niej w walce przeciwko najbardziej odrażającemu wrogowi ze wszystkich – Niemcom. I znowu było wiele prawdy w tym, co mówił Kowalski – głównie w kwestii nieprzygotowania Rosji do wojny. […]
Takie oto pytania zadawaliśmy sobie, siedząc z Kowalskim w ostatnich godzinach 1940 i pierwszej godzinie 1941 roku. Około trzeciej nad ranem kapitan jeszcze raz wzniósł toast za szczęśliwy Nowy Rok, bardzo czule życzył nam dobrej nocy i wyszedł.’
Bibliografia: Alfred Wirski, „Moje życie w Armii Czerwonej”.
Fotografia tytułowa: żołnierze Armii Czerwonej na zdjęciu z listopada 1937 roku. Źródło: Wikipedia, domena publiczna.
Marek Korczyk