Gdy Amerykanie włączyli się do II wojny światowej, niemieckie władze postanowiły zorganizować operację „Paukenschlag”, której głównym celem było zdestabilizowanie amerykańskiej marynarki i szlaków handlowych. Według koncepcji szefów Kriegsmarine U-Booty miały krążyć u wybrzeży kontynentu półnonocnoamerykańskiego i atakować amerykańskie statki. 6 U-Bootów dalekiego zasięgu typ IX miało przebyć Atlantyk, by czatować u wybrzeży Ameryki Północnej i atakować nieprzygotowane, niespodziewające się uderzenia w tym rejonie okręty przeciwnika. Niemieckie dowództwo nakazało załogom okrętów podwodnych wstrzymanie się z atakami w czasie rejsu ku Ameryce Północnej, by nie zdekonspirować operacji. Pierwsze jednostki wyruszyły w drugiej połowie grudnia 1941 roku. Grupa obejmowała U-66 (dowódca: Richard Zapp), U-109 p(Heinrich Bleichrodt), U-123 (Reinhard Hardegen), U-125 (Ulrich Folkers), U-130 (Ernst Kals) i U-502 (Jürgen von Rosenstiel), przy czym ten ostatni okręt został zawrócony do bazy ze względu na awarię.
US Navy była w tym czasie silnie zaangażowana w operacje transportowe, przewożąc ekwipunek dla europejskich sojuszników, a w niedługim czasie zaopatrywała również siły amerykańskie operujące w Afryce Północnej i Europie. W latach 1941-42 niemieckie armie toczyły zacięte walki głównie z Sowietami i Brytyjczykami. Amerykański sprzęt mógł przeważyć szalę zwycięstwa na korzyść aliantów. Taktyka polowania w grupie tzw. „wilczych stad” stosowana przez dowódców niemieckich okrętów podwodnych wielokrotnie przynosiła zamierzone efekty, głównie w starciu z konwojami składającymi się z dużej liczby statków, co z kolei utrudniało ich skuteczne zabezpieczenie. Mniejsze sukcesy odnosiły pojedyncze jednostki, choć i one, mocno uprzykrzały życie flocie Stanów Zjednoczonych.
Nie mogło się to jednak równać z polowaniami, jakie urządzały sobie U-Booty typu IX. Jak można się było spodziewać, ich operacja była kompletnym zaskoczeniem dla amerykańskiej marynarki wojennej. W pierwszej fazie działań pięciu jednostek, od 13 stycznia 1942 roku, Niemcy zanotowali szereg zwycięstw, niszcząc aż 23 okręty o łącznej masie 150 505 BRT! Zanim alianci połapali się w założeniach nowej misji, w ciągu pół roku trwania operacji „Paukenschlag” stracili kolejne kilkaset(!) okrętów, co stanowiło ogromny cios nie tylko w marynarkę wojenną, ale i przemysł wojenny.
Władze amerykańskie, chcąc przeciwdziałać swobodnym wypadom U-Bootów, zaproponowały mieszkańcom USA niesienie dobrowolnej pomocy dla wojska. Wojskowi werbowali cywili do patrolowania okolic wybrzeża w prywatnych łodziach. Jednym z ochotników tzw. „Chuligańskiej Floty” Roosevelta, jak szybko zaczęto nazywać śmiałków, był Ernest Hemingway. Wybitny pisarz słynął z zamiłowania do adrenaliny. Choć ostatecznie nie udało mu się nawet zobaczyć U-Boota, stwierdził, że „zawsze marzył o wrzuceniu granatu do otwartego włazu”.
Warto dodać, że pisarz szukał przygód nie tylko w czasie bitwy o Atlantyk. Podczas pobytu w Hiszpanii uczestniczył również w Corridzie w Pampelunie. Odwaga i awanturnictwo były typowymi cechami Hemingwaya, często pojawiając się zresztą na kartach jego książek. Hemingway przenosił tym samym swoje cechy na kolejnych bohaterów. Choć o polowaniu na U-Booty z granatem w ręku akurat nie pisał. Udział w II wojnie światowej przysporzył mu rozgłosu i stworzył – słuszną lub nie – otoczkę bohatera, zawadiaki i poszukiwacza przygód.
Zdjęcie tytułowe: Ernest Hemingway wraz z rodzinę i złowionymi marlinami (lata trzydzieste). Zdjęcie za: Wikipedia/domena publiczna.