Oddziały włoskie wycofujące się z ZSRR na początku 1943 r. wspierane były przez niemieckie pojazdy pancerne. Okazywały się one wyjątkowo skuteczną bronią do zwalczania sowieckich czołgów T-34 – których mniejsze grupy co jakiś czas uderzały na kolumny cofających się Włochów. Mario Rigoni Stern, starszy sierżant z włoskiej 2 Dywizji Alpejskiej „Tridentina”, dobrze zapamiętał pancerną potyczkę w jednej z wiosek. W jej wyniku niemieckie działa opancerzone StuG III – towarzyszące wówczas Włochom – zniszczyły 3 sowieckie czołgi T-34, przyprawiając o śmierć także przewożonych na nich żołnierzy Armii Czerwonej. Tak wspominał o tym Rigoni Stern w książce pt. „Włoch w śniegach Rosji”:
„Wchodzę do pierwszej z brzegu chałupy i za chwilę wybiegam na ulicę. Po wsi galopuje niemiecki kawalerzysta i krzyczy:
– Ruski panzer! Ruski panzer!
Goni go odgłos silników. Słyszę nawet, jak klekoczą gąsienice. Robię się blady, chciałbym zwinąć się w kulkę i niczym mysz czmychnąć do nory. Chowam się za ogrodzenie i przez szczeliny widzę, jak obok, metr ode mnie, przetaczają się rosyjskie czołgi. Wstrzymuję oddech. Na każdym czołgu leżą rosyjscy żołnierze z automatami w rękach. Są młodzi, twarzy nie mają złych, tylko surowe, blade, pełne napięcia. Ubrani są w kufajki. Na głowach czapki z czerwoną gwiazdą. Powinienem był do nich strzelać? Czołgi były trzy, przemknęły jeden za drugim koło mojego płotu i zniknęły. Rzuciłem się do chałupy.
Trzy młodziutkie dziewczyny uśmiechają się do mnie, próbując odwieść od poszukiwań czegoś do jedzenia. Ale znajduję mleko, piję trochę, a ze skrzyni wygrzebałem trzy puszki dżemu, suchary i masło. Wszystkie produkty były włoskie, wyniesione zapewne z jakiegoś porzuconego przez nas magazynu. Dziewczyny, prawie płacząc, błagają mnie, abym nic nie zabierał. Próbuję im wyjaśnić, że to są produkty włoskie, a nie rosyjskie, i dlatego mam prawo je wziąć. Poza tym ja i moi koledzy jesteśmy głodni. Ale dziewczęta patrzą na mnie oczami pełnymi łez, więc zostawiam im puszkę dżemu i kostkę masła. Całą resztę zabieram i wychodzę z chałupy. Dziewczyny stoją ze spuszczonymi oczami. Zdążyłem jeszcze zobaczyć, jak niemieckie [StuGi] i rosyjskie czołgi okładają się ostatnimi salwami. Dopóki byłem w chacie, niczego nie słyszałem.

Później dowiedziałem się, że niemiecki kawalerzysta zdążył uprzedzić pododdział pancerny stojący za wsią. I oto teraz wszystkie trzy rosyjskie czołgi płoną, a na śniegu widać ślady krótkiego boju: koleiny od gwałtownych manewrów, obracania w miejscu, hamowania i czarne plamy oleju napędowego. Pociski trafiły w gąsienice i teraz leżały one na śniegu niczym dwie krechy na białym arkuszu papieru albo jak dwa kikuty żywych chwilę temu kończyn – ponury widok. Obok czołgów palą się trupy czołgistów.
Jeden z Niemców ostrożnie, prawie na brzuchu, zbliża się do nich i z bliska strzela każdemu w głowę. Pozostali Niemcy, stojący trochę dalej, śmieją się i fotografują tę scenę. Machają rękami i rozmawiają, wskazując na ślady niedawnego boju. I nagle z płonącego rosyjskiego czołgu rąbnęła po nich seria z automatu. Niemcy momentalnie rozpierzchają się na wszystkie strony niczym stado spłoszonych ptaków. Dwóch włazi do swojej maszyny i dwa razy strzela z działa do palącego się czołgu. Pocisk trafia w wieżę i czołg wylatuje w powietrze dokładnie tak, jak czasami pokazują w kinie. Stałem w pobliżu i wszystko to dokładnie widziałem. Wszyscy rosyjscy żołnierze, którzy jeszcze niedawno przejeżdżali obok mojego płotu, teraz leżą martwi na śniegu.”
Bibliografia: Mario Rigoni Stern, „Włoch w śniegach Rosji”.
Fotografia: żołnierze włoscy wraz z niemieckim działem pancernym StuG III podczas odwrotu z ZSRR w grudniu 1942 r. Źródło: Wikimedia domena publiczna.
Marek Korczyk