Doświadczył nawet niektórych aspektów zwyczajnego życia: jego samochód zepsuł się w pobliżu Orła. Stalin udał się na przechadzkę, otoczony przez „dodatki”, i natknął się na kilka zaparkowanych ciężarówek, których kierowcy oniemieli, kiedy się przedstawił. W Kursku zatrzymał się na noc w mieszkaniu miejscowego czekisty. Rankiem uznał, że powinien dać gospodarzom jakiś prezent, zostawił więc na bieliźniarce pani domu butelkę perfum. W Charkowie zauważył, że ludzie nadal mieszkają w ziemiankach. Powiedział Waleczce, że bardzo go to zdenerwowało. Kiedy zjawił się pozostający w niełasce Chruszczow, zapewniając Stalina, że doniesienia o głodzie są mocno przesadzone i ofiarowując mu dorodne arbuzy, naiwna Waleczka przeraziła się. Opowiadała później Swietłanie, jak oszukują „twojego ojca – właśnie jego!”
Na koniec uszczęśliwiony Własik umieścił Stalina w specjalnym pociągu, który zawiózł ich do Jałty, gdzie prawdopodobnie zatrzymali się w Liwadii, zanim krążownik Mołotow zabrał go do Soczi. Pogoda była wspaniała, załoga bardzo podekscytowana z powodu pasażera. Własik, nadworny fotograf, zrobił tyle zdjęć, że Stalin, „zawsze wrażliwy”, zauważył:
– Własik dobrze się stara, ale nikt nie fotografuje jego. Ktoś musi zrobić mu zdjęcie z nami.
W Soczi Stalin spacerował po mieście w asyście Własika, Poskriebyszowa i nerwowych ochroniarzy, którzy bacznie obserwowali wczasowiczów wypoczywających nad morzem. Kiedy dzieci otoczyły jego samochód, zawiózł je do miejscowej kawiarni, Riwiery, gdzie jedna dziewczynka rozpłakała się, ponieważ nie dostała słodyczy. Stalin posadził ją sobie na kolanie i powiedział, żeby sobie wybrała, co tylko chce. Otyły Własik zapłacił rachunek, a potem zwrócił się do dzieci i zawołał:
– Uwaga, dzieci! Pionierskie hurra na cześć towarzysza Stalina!
Można sobie wyobrazić zadowolenie generalissimusa, kiedy „dzieci krzyknęły zgodnie hurra!”
Później pojechali do duchowej ojczyzny Stalina w tamtych mrocznych latach, Abchazji, której klimat i jedzenie, jak wierzył, zapewniały długowieczność.
Stalin często powtarzał Mołotowowi, jak tęskni za swoją ojczyzną. Faworyzował Rosjan jako spoiwo swego imperium; to oni nadali dynamiczną siłę bolszewizmowi i zapewnili mu chwałę. Jego przeznaczeniem była Rosja. Dlatego Wasilij powiedział: „Ojciec był kiedyś Gruzinem”. Ale jego osobista rosyjskość została wyolbrzymiona. Pod względem stylu życia i mentalności pozostał Gruzinem. Mówił po gruzińsku, jadł gruzińskie potrawy, śpiewał gruzińskie pieśni, osobiście rządził Gruzją za pośrednictwem miejscowych sekretarzy, mieszając się do lokalnej polityki, tęsknił za przyjaciółmi z dzieciństwa i spędził prawie połowę z ostatnich ośmiu lat życia we własnej wyimaginowanej Gruzji.
Stalin zatrzymał się w Zimnej Rzeczce, ale nieustannie przenosił się do nowych domów. Podobno wszystkie były ponure. Z powodu drewnianych boazerii rzeczywiście mogą sprawiać takie wrażenie, ale kiedy odwiedza się je latem, są cudowne. Stalin zwykle jadł i pracował na tarasach, a wszystkie jego rezydencje otaczały ogrody pełne kwiatów, gdzie uwielbiał spacerować. Ponadto wszystkie zostały wybrane ze względu na swoje położenie: widoki, jakie się stamtąd roztaczają, zapierają dech w piersiach.
Stalin miał dostęp do każdej spośród niezliczonych daczy państwowych, ale było tylko pięć wokół Moskwy, kilka na Krymie, w tym dwa pałace cesarskie, trzy w Gruzji właściwej i pięć w Abchazji, z których regularnie korzystał. W co najmniej piętnastu utrzymywano stały personel. A mimo to, pod wieloma względami Stalin pozostał wędrownym, niespokojnym gruzińskim rewolucjonistą z lat młodości. Mając stale pod ręką Poskriebyszowa, otrzymując regularnie dostarczane samolotami papiery KC, wzywając wedle woli swoich palatynów, rozsyłając po świecie telegramy, był zawsze ośrodkiem władzy.
Istniał jeden rytuał, który był echem dawnych czasów: Stalin powiesił maskę pośmiertną Lenina na ścianie w Kuncewie, gdzie płonąca lampka oświetlała ją jak ikonę. Ilekroć wyjeżdżał na wakacje, ikona podróżowała razem z nim. Rozkazał komendantowi Orłowowi „zawiesić twarz w najbardziej widocznym miejscu”.
Kiedy przyjeżdżał, dworzanie i całe gruzińskie kierownictwo zjawiało się natychmiast w swoich miejscowych domach, oczekując na wezwanie. Abakumow był gotów przylecieć niezwłocznie z raportami na temat ostatnich przesłuchań. Jeśli w Politbiurze wybuchały spory, wzywał palatynów na salomonowy sąd. Przerażało ich spędzanie wakacji ze Stalinem, ponieważ „były gorsze niż obiady”, jak wspominał Chruszczow, który pewnego razu musiał wytrzymać cały miesiąc. Walcząc z głodem i ukraińskim separatyzmem, pozostawał tymczasowo w niełasce. Stalin rozkazał Kaganowiczowi nadzorować Chruszczowa i tępić każdy przejaw nacjonalizmu wśród Ukraińców, czego ten dokonał już pod koniec lat dwudziestych. Chruszczow i Kaganowicz, starzy przyjaciele, mieszkali obok siebie, a ich rodziny chodziły razem na spacery. Jak łatwo zgadnąć, niebawem stali się śmiertelnymi wrogami. Obaj zwrócili się do Stalina, który wezwał ich do Zimnej Rzeczki. Przy obiedzie i filmach zażegnał waśń, wymusił pokój i ostatecznie odwołał Kaganowicza do Moskwy.
Jego wschodnioeuropejscy wasale, zwłaszcza Gottwald, Bierut i Hodża, nie śmieli nie stawić się na wezwanie. Ale ulubieńcami Stalina byli dwaj miejscowi przywódcy, przy których mógł wypocząć, po części dlatego, że obaj nie mieli jeszcze czterdziestu lat, po części dlatego, że byli Gruzinami. Dopuszczając ich do większej poufałości niż własne dzieci, nabierał w ich oczach cech boskich, a zarazem ojcowskich.
Kandid Czarkwiani, pierwszy sekretarz gruzińskiej organizacji partyjnej, odwiedzał Stalina „co drugi dzień”. Niepoślednią rolę odgrywał fakt, że Stalina nauczał niegdyś alfabetu pop nazwiskiem Czarkwiani, chociaż nie był spokrewniony z Kandidem. Stalin ufał Czarkwianiemu do tego stopnia, że nie tylko informował go, gdzie zamierza zatrzymać się na noc, ale kiedy Czarkwiani opowiedział mu o gruzińskim księciu, który codziennie zmieniał bieliznę, Stalin otworzył szufladę pełną „białej bawełnianej bielizny”.
– To nietrudne, kiedy jest się księciem – zażartował. – Ale ja jestem chłopem i robię to samo.
Waleczka, Własik i Poskriebyszow, którzy zatrzymywali się w sąsiednich daczach, a także stenograf i szyfrant też byli jego stałymi towarzyszami. Poskriebyszow, „sprytny, o smutnej twarzy i ruchliwych oczach”, sortował papiery, które przysyłano codziennie samolotem z Moskwy, a następnie przynosił je do willi. Poskriebyszow, którego Stalin nazywał teraz „Głównodowodzącym”, bronił generalissimusa przed nieproszonymi petentami. Kiedy w październiku 1947 roku zatelefonował Mikojan, Poskriebyszow zbeształ go:
– Powiedziano wam już, żebyście nie zawracali głowy towarzyszowi Stalinowi w tej kwestii, a wy znów to robicie.
Dla postronnych, którzy traktowali Politbiuro jak największą świętość, było to wstrząsające przeżycie.
Stalin jadał posiłki poza domem, na werandzie, w domku letnim lub nad jeziorem, przeglądając papiery. Otwarte czasopisma i książki oraz pliki papierów zajmowały każdą wolną powierzchnię. Przed wyjazdem na południe Stalin napisał do Poskriebyszowa:
Zamówcie wszystkie te książki. „Listy” Goethego, „Poezje Rewolucji Francuskiej”, Puszkina, Konstantina Simonowa, Szekspira, Hercena, „Historię wojny siedmioletniej” i „ Wojnę na morzu 1939- 1945” Petera Scotta.
Nadal pracował do późna w nocy i późno siadał do obiadu. Własik i Poskriebyszow nie zawsze z nim jedli, ale szef gabinetu zapraszał gości groźnymi słowami:
– Stalin was oczekuje.
Kiedy Poskriebyszow wprowadzał gości, Stalin żartował:
– Jak się ma nasz Głównodowodzący?
Stalin, opalony, siwy, z plackiem łysiny, pociągłą twarzą, wystającym brzuchem i spadzistymi ramionami, witał ich na werandzie, jak uprzejmy gruziński gospodarz, ubrany w na poły cywilny uniform. Kiedy było bardzo gorąco, na tarasie w Zimnej Rzeczce ustawiano spryskiwacz, który chłodził powietrze, rozpylając na dachem kurtynę wody.
Czasami gospodyni kierowała gości do ogrodu, gdzie znajdowali Stalina z łopatą w ręku lub pielącego chwasty w towarzystwie generała Własika.
– Pokażę wam, jak się pracuje!
Z dumą pokazywał swoje drzewka cytrynowe i róże: był romantykiem, jeśli chodzi o przyrodę, napisał Mgeładze. Ale jego ulubiona roślina, mimoza, stanowiła metaforę jego skrywanej wrażliwości, ponieważ pod dotykiem zamykała się jak usta.
– Mimoza to najwcześniejszy kwiat, który przewiduje nadejście wiosny – powiedział Stalin Mgeładzemu. – Moskwianie kochają mimozy, ustawiają się po nie w kolejkach. Pomyślcie, jak wyhodować więcej, żeby uszczęśliwić moskwian!
Często chodzili na przechadzki i czasem nawet spacerowali po ulicach Suchumi, gdzie Stalin zadawał dzieciom pytania w rodzaju: – Co chcesz robić, kiedy dorośniesz?
Podczas gruzińskich biesiad urządzanych zwykle na powietrzu, Stalin otwierał butelki. Te „niekończące się posiłki” były niezwykle męczące dla palatynów, ale fascynujące dla młodych Gruzinów. Przynoszono mapy, podziwiano imperia, rozmawiano o postaciach z przeszłości, opowiadano dowcipy, wznoszono toasty. Poskriebyszow pochwalił Stalina za zniszczenie Bucharina i Rykowa:
– Mieliście rację, towarzyszu Stalin: gdyby oni zwyciężyli… Poskriebyszow mógł sobie pozwolić na pewną swobodę wobec Stalina, który często mianował go tamadą.
– Teraz pijemy za moje zdrowie!
Poskriebyszow rozkazywał. Stalin słuchał. Mołotow prawił Stalinowi wyszukane komplementy:
– Gdybyście nie byli Stalinem – mówił – ZSRR nie pokonałby Trockiego, nie wygrałby wojny, nie zbudował bomby i nie zdobył takiego imperium dla socjalizmu.
To sprawiało gospodarzowi przyjemność. Picie często przeistaczało się w pijatykę, jeśli obecni byli członkowie Politbiura lub zagraniczni wasale, lecz z Gruzinami odbywało się w bardziej radosnej a zarazem nostalgicznej atmosferze.
Gdy Stalin śpiewał, Poskriebyszow i Własik wtórowali, jak para groteskowych chórzystów. Po obiedzie goście zwykle zostawali na noc. Stalin potrafił być niebywale uprzejmy: kiedy brat Mikojana, Artiom, konstruktor samolotu MiG (Mikojan-Guriewicz), zachorował na anginę i trzeba go było położyć do łóżka, uświadomił sobie, że ktoś wchodzi do pokoju i troskliwie okrywa go kocem. Ze zdumieniem spostrzegł, że to Stalin.
Jedna rzecz łączyła wszystkich jego gości: pragnienie, by uciec od tego dziwacznego, nerwowego starca z jego gwałtownymi, niebezpiecznymi wybuchami, użalaniem się nad sobą i śmiertelnie nudnymi wspomnieniami. Ich gorączkowe i pełne inwencji wysiłki, by znaleźć pretekst i opuścić wszechpotężnego, lecz przewrażliwionego gospodarza, nie obrażając go, stanowiły komiczny temat przewodni tych długich nocy.
Tekst i zdjęcia pochodzą z książki „Stalin. Dwór czerwonego cara” autorstwa Simona Sebag Montefiore. Publikacja została przygotowana przez Wydawnictwo Znak Horyzont.
Na łamach portalu WarHist.pl możecie przeczytać recenzję „Dworu czerwonego cara”!