Początek 1942 r. – a zwłaszcza marzec i kwiecień – stanowił najbardziej zwycięski moment dla Cesarstwa Japońskiego w czasie II wojny światowej. Okręty japońskie odniosły serię triumfów na Pacyfiku, których rozmiar zaskoczył nawet samych Japończyków. Ponadto, w okresie tym Japońska Cesarska Marynarka Wojenna poniosła niewielkie straty – mniejsze nawet, niż uwzględniono to w planach.
Sytuacja taka utrzymywała się jeszcze przez kilka tygodni, po czym pasmo japońskich sukcesów – i związana z nimi ekspansja na Pacyfiku – zostały zatrzymane w czasie bitwy na Morzu Koralowym i pod Midway w maju-czerwcu 1942 r. Dokładnie pisał o tym Samuel Eliot Morison w książce „Morze Koralowe, Midway i działania okrętów podwodnych. Maj 1942-sierpień 1942”:
„Sytuacja na Pacyfiku jest bardzo poważna – depeszował prezydent Roosevelt do Winstona Churchilla 9 marca 1942, następnego dnia po utracie Jawy. Stan taki trwał już prawie trzy miesiące. Sytuacja była niewątpliwie bardzo poważna. W Europie Niemcy szykowali się do zmasowanego ataku, który miał być wyprowadzony z Ukrainy i skierowany w stronę Kaukazu. Mogli przebić się tamtędy aż do Turcji i wraz z Rommlem, postępującym z zachodu, byli w stanie zawładnąć kanałem Sueskim.
Ekspansja Cesarstwa Japońskiego
W pierwszych trzech miesiącach 1942 alianci oraz państwa neutralne straciły wiele statków handlowych o łącznej wyporności ponad dwa miliony ton. W kolejnych trzech miesiącach straty te – zwłaszcza na Atlantyku – wyniosły ponad dwa i ćwierć miliona ton. Na Pacyfiku Japończycy w tym czasie kontrolowali wszystkie lądy i wody między Wyspami Salomona, Burmą i Chinami, a także wszelkie obszary na północ od Australii, wyjąwszy skazany Bataan – gdzie zamknęli się obrońcy – oraz południowe wybrzeże Nowej Gwinei, która miała stać się kolejnym obiektem ich zainteresowania.
Siedemnastego marca 1942, na podstawie porozumienia zawartego pomiędzy prezydentem i premierem Wielkiej Brytanii, Stany Zjednoczone postanowiły odpowiadać za obronę wód Pacyfiku, Nowej Zelandii i Australii (dokąd skierowano gen. MacArthura), natomiast Anglikom przypadła w udziale obrona Oceanu Indyjskiego i Środkowego Wschodu. Zatwierdzono zasadniczy plan strategiczny prowadzenia wojny: ‘Najpierw pobić Hitlera’. Należy szczególnie podkreślić, że strategicznie rzecz biorąc, Stany Zjednoczone były zobowiązane do obrony Pacyfiku. Prezydent, premier oraz Połączony Komitet Szefów Sztabów doskonale rozumieli, że podczas szkolenia wojsk i gromadzenia zapasów niezbędnych do przeprowadzenia wielkiej ofensywy w Europie lub Afryce, absolutny priorytet na Pacyfiku powinny mieć okręty, samoloty i te oddziały, których zadanie polega na utrzymaniu ważnych życiowo pozycji, a także na ochronie linii komunikacyjnych.
Ani wśród osób z administracji Roosevelta, ani w siłach zbrojnych nigdy tak naprawdę nie zachwiała się wiara w ostateczne zwycięstwo sprzymierzonych. Klęska na Pacyfiku wstrząsnęła aliantami, a beznadziejne zmagania na Atlantyku wytrąciły ich zupełnie z równowagi. Wielu Amerykanów zaczęło traktować Japończyków jak ludzi obdarzonych nadprzyrodzonymi zdolnościami bojowymi i nieograniczonym potencjałem militarnym. Chociaż te odczucia nie były wyraźnie artykułowane, stanowiły jednak niebezpieczną pożywkę dla intrygantów. Domagali się oni zaakceptowania klęski na Atlantyku. Twierdzili, że Europę należy pozostawić jej własnemu losowi, a Amerykanie powinni skupić całą uwagę wyłącznie na Pacyfiku. Przeciętni Amerykanie – gdyż o nich tu mowa – pokładali przeważnie zaufanie w politykach i dowódcach takich jak Roosevelt, King, Nimitz i MacArthur, którzy ofensywę przeciwko Japończykom chcieli podjąć w odpowiedniej, dogodnej dla siebie chwili.

Dla Japończyków z kolei pierwsze miesiące 1942 były pasmem wspaniałych dokonań. Upojeni sukcesami odnoszonymi przez Hakko Ichiu (‘osiem zakątków świata pod jednym dachem’), żywili nadzieję, że bliskie jest osiągnięcie celu, o jakim dotychczas bali się marzyć. […] Ponadto, te zdumiewające zdobycze terytorialne nie były kosztowne. Japończycy utracili do 1 maja 1942 dwadzieścia trzy okręty wojenne – żaden z nich nie był większy od niszczyciela – o łącznej wyporności 26 441 ton; 67 statków transportowych i handlowych o wyporności 314 805 ton, kilkaset samolotów oraz kilka tysięcy żołnierzy i marynarzy. Straty te były znacznie mniejsze od przewidywanych 20 – 30% ubytków, uzasadnianych logicznie w kalkulacjach młodszych i dalekowzrocznych planistów wojennych. Dzięki temu powstały nadwyżki sił zbrojnych, które mogły być użyte do dalszej ekspansji. Wcześniejsze zdobycze terytorialne miały być rozszerzone i zagospodarowane. […]
Admirał Yamamoto odrzucał tradycyjną japońską strategię morską, polegająca na trzymaniu floty na wodach wewnętrznych w oczekiwaniu na pojawienie się przeciwnika. Był zdecydowany wyjść w morze i tam szukać wroga. Argumentował swoją decyzję następująco: gdyby [japońska] Połączona Flota była w stanie zniszczyć amerykańską Flotę Pacyfiku, a także wysyłać patrole powietrzne nad obszar pomiędzy Wake, Midway i Aleuty, wówczas cesarska Marynarka Wojenna mogłaby krążyć bez przeszkód po Pacyfiku i desantować wszędzie swoje oddziały. Taki sposób rozumowania był do przyjęcia dla japońskich zwolenników strategii Mahana. Osobiście uważam, że nie można mu niczego zarzucić. Japonia chciała zneutralizować Flotę Pacyfiku w 1942 lub udźwignąć ciężar decydującego kontrataku w 1943-44.”
Zwycięskie miasto Tokio
Ze względu na odnoszone sukcesy, w Tokio panowała radosna atmosfera, pełna wiary w rychłe ostateczne zwycięstwo. Nie mogły jej przeszkodzić nawet takie niedogodności, jak wywołane wojną ograniczenia w aprowizacji oraz galopująca inflacja. Dokładnie pisał o tym Robert Guillain, francuski dziennikarz który II wojnę spędził w stolicy Cesarstwa Japońskiego:
„W Tokio roku 1942 żyje się przyjemnie. Japonię ogarnął szał zabaw. Po psychologicznym szoku pierwszych tygodni wojny następuje dzięki odniesionym zwycięstwom okres radosnego odprężenia. Nerwowość i wybuch napięcia z roku 1941 ustępują miejsca beztroskiej wesołości i upodobaniu do zabaw, skrywanych pod maską powagi tylko wtedy, gdy trzeba okazać wobec władzy marsowe i zdyscyplinowane oblicze. Bez znaczenia są nawet coraz wyraźniej pojawiające się symptomy przyszłych niepowodzeń. Inflacja wyzwala czarny rynek i sprzyja rozkwitowi miejsc potajemnych uciech i dochodom z nielegalnych źródeł. […]
W tokijskie wieczory osiąga szczyt wschodni kiermasz – wielkie święto publiczne. Noc należy wyłącznie do mężczyzn, kobiety pozostają w domu. Program minimum dla tysięcy mężczyzn wypuszczających się na birbantkę z zapadnięciem zmroku – dobrze zjeść i tęgo popić. W wąskich uliczkach, które z powodu wojennego zaciemnienia toną w półmroku, restauracyjni goście już od ósmej wieczór są niemal wszyscy pijani lub mocno podchmieleni. Zataczają się, nieskładnie wywrzaskują patriotyczne ody i wloką się od baru do baru, powłócząc drewnianymi sandałami i wykrzywionymi chodakami.

To szokujące obcych miasto nie zadowala się, jak inne stolice, trzema – czterema dzielnicami nocnego życia: ono ma ich dobrą trzydziestkę. Pulsują gwarem dzielnice, gdzie się je i pije; ruch panuje w dzielnicach kin i teatrów, uszeregowanych przy sobie na całej długości ulic przeznaczonych wyłącznie dla pieszych. W innych rozbłyskują światła niezliczonych barów i kawiarń w malusieńkich domkach; co krok wyrasta herbaciarnia, do której zdążają gejsze w rykszach. Wiele dzielnic to głównie ‘dzielnice gejsz’, inne – to dzielnice prostytucji.
Szukająca rozrywki arystokracja spędza noce w Tsukidzi, między portem a miastem, gdzie wzdłuż kanałów mieszczą się domy najsławniejszych gejsz i najdroższe restauracje. Wyżsi urzędnicy lubią Akasakę w pobliżu wzgórza Sanno zwieńczonego gmachem parlamentu. Miłośników sentymentalnego nastroju przyciąga Sumida – zwana Tamizą Wschodu: zakochani upajają się blaskiem księżyca ponad dekoracyjnym tłem płynącej dołem rzeki. Na całej swej przestrzeni miasto hojnie szafuje miejscami rozrywki, gdzie co wieczór świętuje się ostatnie japońskie zwycięstwa. Rozłożona wysoko na wzgórzu Kagurasaka zaprasza do miniaturowej oberży z wielkimi latarniami w stylu japońskim, gejszai (‘domów gejsz’), tłoczących się w labiryncie uliczek wokół starej świątyni, i olbrzymich restauracji, które upodobali sobie oficerowie z pobliskiej Szkoły Wojennej. W Kandzie studenci popijają za 3 jeny w barach rozsypanych po małych zaułkach za księgarniami; w Jotsuji dzielnica gejsz przycupnęła kołem na terenie osuszonego dziś stawu; w Dziubanie dawni służący cudzoziemców otworzyli tajne domy gry; Ueno, Simbasi, Sinagawę chętnie odwiedzają mieszkańcy podmiejskich okolic, zabawiając się w pobliżu dworca, by stąd łatwo wrócić do domów. […]
W owych miesiącach 1942 r., kiedy w aprowizacji zaczynają się wyraźnie odczuwalne ograniczenia, jedzenie i picie należą do najbardziej poszukiwanych przyjemności. W centrum Tokio, w Gindzie i w Nihombasi, prosperują setki japońskich restauracji. W nich podaje się wyszukane delicje z połowów morskich, złociste pączki langusty i danie rybne tempura, małże i jeże morskie, perłowe paszteciki z surowej dorady, moczonej w pachnącym macierzanką occie sojowym, rybę fugu, inaczej zwaną rybą-księżycem, wyrafinowany rarytas smakoszy i postrach profanów, bowiem jej żółć zawiera truciznę o piorunującym działaniu, którą umieją usunąć tylko wysoce wyspecjalizowani kucharze. W przytulnych niskich salach o ścianach wyłożonych białym drewnem mężczyźni zajmują miejsca na wiejskich ławach ustawionych wokół ciężkich stołów, wyciosanych z połowy pnia, natomiast na piętrze siedzi się w kucki na słomianych matach w małych japońskich pokoikach z otynkowanymi ścianami i papierowymi zasłonami, gdzie rozsuwane drzwi rozpylają złociste światło.
Złocisty jest również kolor sake, wódki ryżowej, którą pija się ze zdradliwie maleńkich filiżaneczek. Japończycy nie zdobyli ‘nawyku’ alkoholowego: twarze biesiadników szybko czerwienieją, nabierając koloru serwowanego im kraba, który wala się po porcelanowych miskach. Protokół i hierarchiczne rozmieszczenie gości, obowiązujące na początku biesiady, wywracają hałaśliwe kampei (‘Do dna!’) – toasty, przy których wszyscy muszą pokazać, że dno jest suche, i ponownie napełnić filiżaneczki.”
Tak sielanka nie miała jednak trwać długo. Już 18 kwietnia 1942 roku na Tokio – za sprawą śmiałego rajdu Doolittle’a – miały spaść pierwsze amerykańskie bomby.
Bibliografia:
– Samuel Eliot Morison, „Morze Koralowe, Midway i działania okrętów podwodnych. Maj 1942-sierpień 1942”.
– Robert Guillain, „Od Pearl Harbor do Hirosimy”.
Fotografia tytułowa: japońscy żołnierze podczas walk na Wyspach Salomona w 1942 r. Źródło: Wikimedia, domena publiczna.
Marek Korczyk