Francuska Linia Maginota jest obecnie niemal symbolem nieudolności przedwojennego francuskiego dowództwa i wręcz modelowym przykładem błędnych założeń strategicznych. Choć zaznacza się jej nowoczesność, to jednak podkreśla się że nie była ona dostosowana do typowych dla II wojny działań manewrowych czy używania słynnej strategii blitzkriegu. Opinie te są w większości słuszne, choć nie do końca. Linia Maginota poniekąd przyczyniła się do porażki Francji w walce z Trzecią Rzeszą, lecz założenia jakie towarzyszył jej konstruowaniu nie były pozbawione sensu.
Niegłupi pomysł
Po pierwsze warto mieć na uwadze to, że międzywojenni francuscy dowódcy (i nie tylko oni) patrzyli na przyszły konflikt przez pryzmat I wojny światowej. W 1914 roku to właśnie graniczne forty francuskie okazały się kluczowe dla zatrzymania ofensywy Cesarstwa Niemieckiego. Ponadto, doświadczenia wykazały że dobrze wykonane umocnienia potrafiły powstrzymać nawet najsilniejszy atak. W czasie I wojny Francuzi przekonali sie o tym „na własnej skórze” gdy tysiące żołnierzy francuskich ginęło w czasie prób zdobycia niemieckich okopów. Co jednak najważniejsze, dzięki strategii defensywnej Francja wygrała I wojnę. Dlatego fakt, że oficerowie, którzy często sami brali udział w Wielkiej Wojnie zdecydowali się postawić na rozegranie przyszłego konfliktu z Niemcami w podobny sposób, nie jest niczym nienaturalnym.
Po drugie Francja miała tą „słabość” względem Niemiec, że była mniej ludnym krajem. W 1940 roku Francuzów było ok. 40 milionów, podczas gdy Niemców (i innych mieszkańców III Rzeszy) ok. 69 milionów. Dla przykładu, w 1935 roku ludność Francji generowała ok. 180 000 nowych poborowych, podczas gdy Niemcy aż 460 000. W takiej sytuacji Niemcy mieli przewagę liczebną, którą należało zredukować. Także w tym celu wzniesiono Linię Maginota- fortyfikacje są uważane za mnożnik siły.
Gorsze wykonanie?
Po trzecie, w ujęciu strategicznym Linia Maginota miała być tylko „połową” francuskiej doktryny obronnej. Oprócz niej zakładano ścisły sojusz z Belgią. Dzięki niemu oddziały francuskie miały przed Niemcami wkroczyć do Belgii, po czym zająć i umocnić wybudowane przez Belgów fortyfikacje na Mozie i Kanale Alberta (nawiasem mówiąc były to fortyfikacje stosunkowo dobre). W takiej sytuacji istniała spora szansa, że spodziewane niemieckie uderzenie załamałoby się już w Belgii.
Widać zatem, że Linia Maginota nie była aż takim głupstwem, za jakie się ją uważa. Jej powstanie było logiczne i mogła ona rzeczywiście przesądzić o porażce atakującego Wehrmachtu. Cała idea oparta o obronie na Linii Maginota upadała jednak wtedy, gdy w 1936 belgijski król Leopold III wycofał się z sojuszu z Francją i ogłosił neutralność swojego kraju. W tym momencie Linia Maginota na północy przestała być szczelna- co skutecznie wykorzystali Niemcy. Ponadto Francuzi zlekceważyli możliwość uderzenia wojsk pancernych przez zalesione Ardeny i nie umocnili tego rejonu – to także wykorzystali Niemcy w trakcie realizacji planu Mansteina.
Linia Maginota w opinii Stanisława Kopańskiego
Pułkownik dyplomowany Stanisław Kopański, zanim został generałem i dowódcą Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, w 1940 roku miał okazję do oglądnięcia francuskiej Linii Maginota. Ze względu na studia oficerskie, jakie przed wojną odbył we Francji, dobrze rozumiał francuską doktrynę obronną i założenia Linii Maginota. Dlatego dostrzegał jej silne strony, niemniej jednak miał także świadomość, że ten system fortyfikacji posiadał liczne wady.
Tak Linię Maginota opisał w swoich wspomnieniach (za: Stanisław Kopański, „Wspomnienia wojenne 1939-1946”): „Pozycję [Linię] Maginota zbudowano w 1932 r. [prace zaczęto w 1929]. Od tego czasu do roku 1940 sprzęt wojenny, organizacja wojska i zasady walki uległy dość znacznym przemianom.
W kopułach obrotowych dzieł (tourelles) [chodzi o wieżyczki] umieszczono ciężkie karabiny maszynowe oraz działa 75 m/m a nawet 155 m/m. Nie zawierały one natomiast dział przeciwpancernych. W 1939 roku, nawet w 1940, wstawiano z trudnością do kopuł działka przeciwpancerne 25 m/m zamiast ckm. Dezorganizowało to w pewnej mierze doskonale przestudiowaną ciągłą zaporę ckm i nie dawało bezwzględnie dobrej obrony przeciwpancernej. Zaczęto więc budować schrony betonowe (blokhauzy) dla dział ppanc. 47 m/m. przeważnie poza dziełami. Pola słupów betonowych i szyn przeciwko czołgom stanowiły w 1940 r. już dość poważną przeszkodę.
Przy tak silnej obsadzie, jak na odcinku IX korpusu [który Kopański oglądał], gdzie siły trzech dywizji, załogi dzieł i pułki forteczne miały bronić odcinka mniej więcej 20 km, przełamanie obrony wymagałoby wielkich sił i środków, kosztowałoby dużo ofiar i długiego czasu.
Linia Maginota mogłaby odegrać nawet decydującą rolę, gdyby dochodziła do morza, broniąc całości granic Francji [a była w niej „luka” na granic z Belgią]. Odpowiednio zorganizowane szybkie odwody pancerno-motorowe miałby zawsze czas na przygotowanie się do wkroczenia do bitwy przeciwko przeciwnikowi wyczerpanemu walką przełamującą [zadanie to zapewne dobrze wykonałyby elitarne oddziały pancerne, o których powołanie – niestety bezskutecznie – zabiegał Charles de Gaulle]”.
Podsumowując, można zatem stwierdzić, że Linia Maginota sama w sobie nie była błędem, który przesądził o porażce Francji w 1940 roku – błędem tym był brak „szczelności” fortyfikacji, co pozwoliło siłom pancernym Guderiana i Rommla przedrzeć się na tyły wojsk francuskich.
Fotografia tytułowa za: Wikipedia, domena publiczna.
Marek Korczyk – historyk, absolwent Uniwersytetu Śląskiego. Do jego zainteresowań należą przede wszystkim historia wojskowości oraz dzieje XX wieku. Kolekcjoner różnego rodzaju antyków, zwłaszcza numizmatycznych i filatelistycznych, oraz militariów. Za swój cel uważa obiektywne przedstawianie dziejów minionego stulecia oraz popularyzację mniej znanych źródeł i materiałów historycznych.