Śmierć polskiego premiera i Naczelnego Wodza w katastrofie lotniczej w Gibraltarze już w czasie II wojny światowej wzbudzała uzasadnione kontrowersje. Wokół przyczyn wypadku sporo było wątpliwości, a w ich wyjaśnieniu nie pomagali Polakom sojusznicy. Oliwy do ognia dolało utajnienie brytyjskich archiwów, w których historycy spodziewali się znaleźć odpowiedź na pytanie o to, co wydarzyło się 4 lipca 1943 roku. Przyczyniło się to do powstania licznych teorii spiskowych, w których odpowiedzialnością za śmierć Sikorskiego obciążano a to Brytyjczyków, a to Sowietów, a to polską opozycję zgromadzoną wokół gen. Andersa. Żadna z nich nie została nigdy potwierdzona, ale teza o zamachu mocno się przyjęła.
Kręta droga na szczyt
Władysław Sikorski w okresie międzywojennym był zdolnym oficerem, na którego karierze zaważył konflikt z Józefem Piłsudskim. Wyłączony poza kręgi sanacji przez wiele pozostawał na uboczu. Cierpliwie czekał na swój moment, rozwijając kontakty zagraniczne. Nawet po śmierci marszałka Sikorski nie rozpoczął aktywnej służby w Wojsku Polskim, które przecież potrzebowało zdolnych i doświadczonych oficerów. Dopiero po Wojnie Obronnego 1939 roku, w czasie której znów pozostał bez przydziału (mimo nalegań, Edward Rydz-Śmigły, ówczesny Wódz Naczelny, pozostał niewzruszony), mógł wreszcie się wybić, odzyskując wpływ na wydarzenia dotyczące ojczyzny. Jeszcze w trakcie kampanii wrześniowej przedostał się do Francji, gdzie po perypetiach związanych z nominacjami na czołowe stanowiska, ostatecznie stanął na czele Rządu Polskiego na Emigracji. Prezydent RP mianował go także Naczelnym Wodzem i Generalnym Inspektorem Sił Zbrojnych, co stawiało Sikorskiego na pierwszej pozycji wśród polityków działających na emigracji. Nowy premier dał się poznać jako zręczny dyplomata i sprawny organizator. Dla wielu stał się symbolem walki narodu polskiego. W okupowanej ojczyźnie stawiano jako przykład niezłomnego polityka wywodzącego się z kręgów antysanacyjnych, kojarzonych powszechnie z klęską podczas Wojny Obronnej 1939 roku. Sikorski stał się zatem „numerem jeden” wśród polskich polityków, dbając o wzmocnienie pozycji Polaków wśród koalicji narodów alianckich. Udział Polskich Sił Zbrojnych w walkach na rozmaitych frontach, szereg paktów i deklaracji, spotkania z najważniejszymi przedstawicielami dyplomacji zagranicznej – wszystko to umożliwiło skuteczniejsze zabieganie o polskie interesy.
Emigracyjna kariera Sikorskiego rozwijała się w oparciu o zaufanie aliantów. Został potraktowany jak partner i sojusznik, szczególnie wtedy, gdy wysiłek zbrojny polskiego żołnierza był niezbędny do kontynuowania walki przez sprzymierzonych. 22 czerwca 1941 roku Niemcy zaatakowały dotychczasowego sojusznika, Związek Sowiecki, który automatycznie stał się jednym z kluczowych aliantów. Tym samym po jednej stronie barykady stanął najeźdźca i jego niedawna ofiara. Premier Polskiego Rządu na Emigracji zdecydował się na nawiązanie stosunków dyplomatycznych z ZSRS i unormowanie kwestii, które do tej pory dzieliły oba kraje. W związku z tym 30 lipca 1941 roku podpisano w Londynie porozumienie między Sikorskim a Iwanem Majskim, ambasadorem sowieckim w Wielkiej Brytanii, nazwane od nazwisk sygnujących dokument układem Sikorski-Majski. Porozumienie dotyczyło relacji obu państw oraz unieważnienia porozumień sowiecko-niemieckich z 1939 roku. Rząd radziecki zgodził się zwolnić polskich jeńców wojennych, którzy zostali schwytani podczas kampanii wrześniowej. W praktyce układ Sikorski-Majski, z politycznego punktu widzenia, dawał stronie polskiej niewiele. Jego podpisanie doprowadziło do pierwszego tak poważnego kryzysu gabinetowego w rządzie Sikorskiego. Dymisje Kazimierza Sosnkowskiego, ministrów Zaleskiego i Seydy, ostro krytykujących Sikorskiego, były wysoką ceną, którą premier musiał zapłacić za próbę ułożenia relacji z Sowietami. Podstawowym problemem był brak gwarancji utrzymania granic sprzed wybuchu wojny. Na części przedwojennych terytoriów Polski rządzili Sowieci, którzy ani myśleli ustępować. Nawet Brytyjczycy, choć oficjalnie zakomunikowali o braku zmian we wschodniej granicy przedwojennej Rzeczypospolitej, zgadzali się co do tego, iż zmiany graniczne w Europie Środkowej z pewnością nastąpią, tyle że była to kwestia do dyskusji po zakończeniu konfliktu. Takie stanowisko zajął choćby minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii podczas obrad Izby Gmin. Sikorski ostatecznie zażegnał poważny kryzys związany z podpisaniem układu i nawiązaniem stosunków ze Związkiem Sowieckim. Zyskał sobie również poparcie polityków, którzy powracali z uwięzienia na terenie ZSRR – układ Sikorski-Majski gwarantował im bowiem „amnestię” i zwolnienie z niewoli.
Relacje polsko-radzieckie psują pozycję Polski
Relacje na linii Polska-ZSRR układały się od tego czasu różnie. Widoczna była wzajemna nieufność i brak lojalności – Sowieci planowali ustanowienie w Polsce rządów komunistycznych, Sikorski kierował Związkiem Walki Zbrojnej i Armią Krajową, koncentrując się na walkach przeciwko Niemcom i obawiając wkroczenia Armii Czerwonej na tereny rdzennie polskie, co mogło nastąpić w przyszłości. Przełom, niestety, negatywny, nastąpił w kwietniu 1943 roku. Niemcy podali informację, iż w Katyniu odnaleziono groby polskich oficerów pomordowanych podczas sowieckiej okupacji. Polski Rząd na Emigracji wielokrotnie zwracał się z pytaniami do Józefa Stalina i Wiaczesława Mołotowa, próbując dowiedzieć się czegokolwiek na temat oficerów, którzy nie wrócili mimo „amnestii”. Zwodzono ich i odwlekano termin ostatecznego wytłumaczenia zaistniałej sytuacji. Wyjaśniła się ona w dużym stopniu dzięki niemieckiej propagandzie wymierzonej w zniszczenie niejednolitej przecież koalicji alianckiej. Strona polska, jak można się było spodziewać, po raz kolejny zażądała wyjaśnień od rządu sowieckiego, zgłaszając przy okazji prośbę do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża o zbadanie grobów. ZSRS odżegnał się od popełnia masowej zbrodni i w odpowiedzi zerwał stosunki dyplomatyczne z rządem Sikorskiego. Antysowieckie nastroje ponownie sięgnęły zenitu, a na Wyspach Brytyjskich Polacy rozpoczęli prężną kampanię informującą o złych zamiarach ZSRR, który niszczy od środka koalicję aliancką.
Napięcie związane z niepewną sytuacją polsko-sowiecką wzrastało. Sikorski krytykowany był przez część swoich ministrów za zbyt łagodne podejście do sprawy mordu katyńskiego i proszony o drastyczniejsze kroki w stosunku do Stalina i Winstona Churchilla. Tymczasem premier Wielkiej Brytanii starał się wymóc na Polakach ugodę ze Związkiem Sowieckim. Brytyjska i amerykańska prasa prześcigały się w doniesieniach na temat rzekomych złych intencji polskiego sojusznika, ze strony koalicjantów rozpoczęły się naciski na premiera, aby ten usunął z rządu najbardziej zawziętych ministrów niesprzyjających pojednaniu w łonie sprzymierzonych. Rozgłos, jakiego nabrała sprawa odnalezienia przez Niemców grobów polskich oficerów, nie służył aliantom, gdyż nagle wytworzyła się głęboka, głębsza niż wszystkie do tej pory, rysa na koalicji targanej rozmaitymi problemami. Churchill starał się ugłaskać Stalina zapewnieniami o rychłych zmianach w Polskim Rządzie na Emigracji, pisząc mu 12 maja 1943 roku, iż skład Polskiego Rządu może zostać ulepszony, przy czym Sikorski najprawdopodobniej zostanie pozostawiony na sprawowanym stanowisku. Co więcej, w tym samym okresie doszło do poważnego zatargu z Emigracyjnym Rządem Czechosłowacji, który nie popierał Polaków w sporze z Sowietami
Sytuacja stała się jeszcze bardziej napięta, gdy polskie wojska na Bliskim Wschodzie, przeniesione niegdyś z ZSRR, zagroziły buntem. Niektórzy twierdzili, iż w centrum „spisku” miał stać dowódca sił, gen. Władysław Anders. Ten rzeczywiście nie żywił wielkiej sympatii do Sikorskiego, ale z pewnością nie był zdrajcą. Żadnemu z historyków nie udało się zresztą udokumentować tezy, jakoby Anders miał planować zastąpienie Sikorskiego, a już na pewno brak dowodów, iż jego rzekomy bunt miał doprowadzić do fizycznej likwidacji premiera.
Mimo wszystko plotki o niepokojach w 2. Korpusie Polskim skłoniły Sikorskiego do zaplanowania podróży na Bliski Wschód, podczas której nie tylko odwiedziłby polskich żołnierzy, odbyłby rozmowy z dowódcami, ale i być może udałby się do Moskwy, gdzie miałby okazję przeprowadzenia ważnych rozmów ze stroną radziecką. Pomysł wyprawy na Bliski Wschód po raz pierwszy pojawił się już w marcu 1943 roku, co wskazuje, iż poprzedzał informacje o odkryciu grobów w Katyniu. W kwietniu szef sztabu gen. Klimecki odleciał na miejsce stacjonowania sił Andersa, aby przygotować grunt pod przybycie Naczelnego Wodza. Niektórzy współpracownicy ostrzegali premiera przed zbyt pochopnymi krokami i węszyli spisek, odradzając odlot z Londynu w szczególnie napiętym okresie. Wśród nich znaleźli się Seyda, Raczkiewicz czy Grabski. Ba, podobno jeden z brytyjskich oficerów wywiadu dał do zrozumienia, iż Sikorski nie powinien nigdzie odlatywać.
Naczelny Wódz chyba niezbyt się przejął ostrzeżeniami i z pełnym zaangażowaniem przystąpił do przygotowań do wyjazdu. Gen. Klimecki meldował w tym czasie, iż przyjazd na Bliski Wschód jest konieczny. W związku z tym 22 maja 1943 roku Sikorski odbył ostatnie posiedzenie Rady Ministrów i pożegnał swoich podwładnych słowami: „[…] autorytet mój, jako szefa rządu i Naczelnego Wodza, cierpi niepomiernie na tym, gdy od wielu tygodni podczas każdej rozmowy z premierem Churchillem i ministrem Edenem, oni do sprawy agitacji w armii Andersa powracają […] Muszę im powiedzieć, iż się mylą, że wystarczy moje zjawienie się wśród żołnierzy, aby wróciło wszystko do należytego porządku”. Generał zapowiedział też rychłą normalizację stosunków z ZSRR, czemu miał podporządkować pracę po powrocie z Bliskiego Wschodu.
Feralna wyprawa na Bliski Wschód
Wieczorem 25 maja 1943 roku z podlondyńskiego lotniska wystartował samolot, który zabrał Sikorskiego do Gibraltaru. Na pokładzie „Liberatora” Naczelny Wódz mógł czuć się bezpiecznie. Ta potężna maszyna uchodziła z jedną z najlepszych w swoim rodzaju. Z brytyjskiej bazy udał się do Kairu, gdzie wylądował 27 maja. Co ciekawe, Józef Szczypek („Władysław Sikorski – fakty i legendy”) podaje informację, jakoby kilku z polskich ministrów miało odebrać telefony, w których informowano ich o rozbiciu się samolotu z Sikorskim na pokładzie i śmierci premiera w Gibraltarze. Nie wiadomo, kto dzwonił, przekazywał tego typu informacje i czy relacje te były rzeczywiście prawdziwe. Dla wielu badaczy katastrofy w Gibraltarze była to jednak ważna poszlaka, która mogła potwierdzać tezę, iż śmierć Sikorskiego nie była przypadkowa.
Tyle że Sikorski w maju nie padł ofiarą żadnego zamach. Dotarł bezpiecznie do Kairu. W Egipcie przywitała go specjalna delegacja, w skład której wchodził m.in. gen. Władysław Anders. Pierwsze rozmowy dotyczyły sytuacji wojsk polskich w Iranie. Plotki odnośnie fermentu wśród polskich żołnierzy miały odzwierciedlenie w rzeczywistości, co zresztą potwierdził sam Anders, zapewniając jednak Naczelnego Wodza o kontroli nad nastrojami. W Kairze Sikorski przebywał w dniach 27-31 maja, gdzie dyskutował nie tylko z polskimi wojskowymi, ale i z Brytyjczykami, w tym gen. Wilsonem. Następnie udał się do Iraku, gdzie dotarł w godzinach popołudniowych 1 czerwca. I tutaj Naczelny Wódz odbył szereg rozmów, tym razem z oficerami Polskich Sił Zbrojnych na Wschodzie oraz żołnierzami, którzy wykazali się patriotyzmem i oddaniem dla sprawy polskiej. Inspekcja Sikorskiego dowiodła, że żołnierze polscy być może są zniecierpliwieni chwilową bezczynnością, ale daleko im do zapędów rewolucyjnych i nie mają zamiaru obracać się przeciwko Rządowi Polskiemu na Emigracji. Wykazali się też sprawnością bojową podczas prowadzonych przed premierem ćwiczeń.
14 czerwca 1943 roku Sikorski podpisał awanse i odznaczenia dla żołnierzy Dywizji Strzelców Karpackich. Następnie, 17 czerwca, Naczelny Wódz udał się do Libanu, gdzie ponownie brał udział w debatach z Polakami i Brytyjczykami, a także znalazł czas na krótki wypoczynek. 28 czerwca odleciał do Kairu, gdzie dotarł wieczorem. Był tam już gen. Anders i obaj panowie odbyli ostatnie rozmowy. 3 lipca Sikorski wydał ostatnią w swoim życiu odezwę do żołnierzy polskich, napisał także do Andersa, który zachorował na malarię. Nic nie wskazywało na spór między obydwoma wojskowymi, który mógłby zaowocować buntem Andersa. Wreszcie Sikorski udał się na lotnisko, gdzie żegnali go brytyjscy i polscy dygnitarze. Po oficjalnej ceremonii pożegnania Naczelny Wódz i towarzyszące mu osoby wsiedli na pokład Liberatora AL 523 i odlecieli do Gibraltaru. Była to dokładnie ta sama maszyna, którą podróżował w drodze na Bliski Wschód. Sam Sikorski poprosił Brytyjczyków o przydzielenie mu owego Liberatora i jego załogi, z kpt. Edwardem Maxem Prchalem jako pilotem.
Katastrofa w Gibraltarze
Kpt. Prchal był czeskim pilotem, który doświadczenie wypracował sobie przede wszystkim w czasie trwania konfliktu. Młody wiek, miał wtedy 33 lata, nie przeszkadzał mu w zdobywaniu najwyższych not podczas oceniania przez dowództwo. Także Sikorski docenił jego umiejętności i fachowość, żądając kolejnego przelotu właśnie z Czechem. Tyle że podczas odlotu z Kairu wystąpiły pierwsze komplikacje, choć raczej nie ze względu na błędy Prchala. Maszyna straciła nagle oba silniki, co dziwiło tym bardziej, iż prowadzony był wcześniej przegląd. Kolejne badanie samolotu wykazało usterkę, która uniemożliwiała chwilową pracę silników. Po jej usunięciu maszyna wzbiła się w powietrze i obrała kurs na Gibraltar, gdzie załoga dotarła o 16.40. Tam Naczelny Wódz zdecydował się pozostać o 24 godziny dłużej, niż planowało to brytyjskie dowództwo. Gubernator Gibraltaru wpadł w popłoch, gdyż tego samego dnia do bazy miała przybyć delegacja radziecka z Iwanem Majskim w składzie. Uzyskał jednak zgodę dowództwa na „przenocowanie” Sikorskiego i jego towarzyszy podróży, jednakże warunkiem był brak styczności Polaków i Sowietów, aby nie doszło do politycznego skandalu. Przez cały okres pobytu obydwu delegacji udało się uniknąć przypadkowego kontaktu, a Majski był wysoce zaskoczony, gdy po odlocie do Kairu poinformowano go, iż tuż obok jego samolotu stał Liberator, którym podróżował Sikorski.
W Gibraltarze doszło do co najmniej kilku zdarzeń, które budzą poważne wątpliwości co do intencji Brytyjczyków. Odwołuje się do nich choćby Tadeusz Kisielewski, autor serii książek poświęconych katastrofie w Gibraltarze i politycznemu dziedzictwu Sikorskiego. Stawiane przez niego tezy o możliwym zamachu są nieźle udokumentowane i daleko im do teorii spiskowych. Maszyna pilotowana przez Prchala otrzymała nietypową ochronę, bowiem gubernator nakazał pilnowanie Liberatora wartownikom z 511. Dywizjonu Transport Command. Wartą kierował plut. William Davis, który osobiście miał doprowadzić do tego, aby strażnicy objęli wyznaczone posterunki. Co ciekawe, jeden z nich pilnował samolotu w jego wnętrzu. Doszło przez to do komicznej sytuacji, gdy dwaj polscy oficerowie wysłani po dokumenty do samolotu natrafili na zaryglowane drzwi i dopiero siedzący w pomieszczeniu wartownik umożliwił im wejście do środka. Strażnicy otrzymali specjalną listę osób, które mogły mieć dostęp do samolotu. Tyle tylko, że albo nie wykonali dokładnie swego zadania, albo nie przywiązali do niej wagi, gdyż do Libearatora dwukrotnie wchodził kapral Titterington, który odbierał stamtąd pocztę – jego na liście nie było, a mimo to nie natrafił on na żadną przeszkodą przed dostaniem się do maszyny. Dzięki późniejszemu śledztwu udało się ustalić, iż faktycznie podjęto nadzwyczajne środki ochrony Liberatora, jednakże zostały one mocno zaniedbane przez żołnierzy Davisa. Momentami wytrwale pilnowali oni samolotu, a czasem smacznie spali, nie przejmując się wyznaczonym zadaniem. Czy była to celowa dywersja, czy też zwykłe niedbalstwo? Wszystko wskazuje na to drugie.
4 lipca o godz. 13.00 Sikorski odebrał defiladę jednego z brytyjskich pułków piechoty, następnie udał się na zwiedzanie Gibraltaru, mając za przewodnika gubernatora gen. Mac Farlane’a. Późnym popołudniem Naczelny Wódz udał się do amerykańskiej placówki dyplomatycznej, rozmawiał też z francuską misją dyplomatyczną. Wieczorem Sikorskiego czekał jeszcze bankiet wydany przez gubernatora. Jakież było zaskoczenie polskiego generała, gdy usłyszał melodię Mazurka Dąbrowskiego odgrywaną przez królewskich kobziarzy. Ten miły akcent był jednym z ostatnich podczas gibraltarskiej wizyty Sikorskiego. Czas naglił, premier zmuszony był wkrótce udać się na lotnisko, gdzie czekał już przygotowany do lotu samolot. Na pokład zabrali się Sikorski, jego córka Zofia Leśniowska, gen. Klimecki, płk Marecki, bryg. Whitley, ppłk Cazalet, adiutant generała por. Ponikiewski, sekretarz Kułakowski i emisariusz Polski Podziemnej Pańkowski-Gralewski. Ponadto załoga Liberatora w liczbie sześciu osób oraz dwóch Brytyjczyków, którzy prawdopodobnie byli agentami Secret Intelligence Service, brytyjskiego wywiadu. Silniki Liberatora ruszyły o 23.00. W siedem minut później potężna maszyna wzbiła się w powietrze. Jakież było zdziwienie obserwujących odlot, gdy po kilkunastu sekundach wszystkie cztery silniki przestały pracować, a samolot rozpoczął powolne spadanie w stronę morza około 550 metrów od gibraltarskiego skalistego wybrzeża. Wreszcie maszyna uderzyła w wodę. Ci, którzy jeszcze przed chwilą machali na pożegnanie, teraz zamarli z przerażenia. Maszyna wywróciła się w wodzie i w kilka minut po uderzeniu w wodę zaczęła tonąć.
Śmierć Generała – kto był jej winien?
Akcja ratunkowa prowadzona była w szybkim tempie i z wielkim zaangażowaniem. Do operacji przystąpiono energicznie i już po chwili na lądzie znalazł się pierwszy pilot, którego uratowała kamizelka założona prawdopodobnie już w trakcie lotu. Co dziwne, Prchal nie miał w zwyczaju zabezpieczać się w ten sposób i niewyjaśnionym zostało, kiedy zdążył założyć tzw. Mey-Westkę. To pierwszy wyraźny trop, że w przypadku lotu z Gibraltaru coś było nie tak. Generalnie piloci nie mieli tendencji do zakładania kamizelek – powszechnie uważano bowiem, że takie zachowanie może przyciągać pecha. Prchal bronił się zachowaniem „instynktownym” i tym, że w momencie kłopotów w locie sięgnął po kamizelkę. Wytłumaczenie to wydaje się prawdopodobne, choć mało wiarygodne. Prchalowi trzeba natomiast oddać, że tuż przed uderzeniem samolotu w wodę wyłączył silniki Liberatora, co było standardową procedurą mającą na celu zabezpieczenie przed eksplozją.
Niestety, chwilę potem odnaleziono ciało gen. Sikorskiego, które pełne było krwawiących ran. Naczelny Wódz zginął w katastrofie, a razem z nim i inni pasażerowie. Część ciał nigdy nie została odnaleziona, w tym zwłoki Zofii Leśniowskiej. Por. Łubieński, który jeszcze kilkanaście godzin wcześniej cieszył się, iż poleci z premierem do Londynu, teraz mógł odetchnąć z ulgą, iż Sikorski nie zdecydował się jednak go zabrać. Meldował do stolicy Wielkiej Brytanii, opisując okoliczności śmierci Naczelnego Wodza, a przede wszystkim informując prezydenta i Radę Ministrów o tragicznym wydarzeniu. Płetwonurkowie jeszcze w kilka dni po katastrofie wyławiali ciała załogi i pasażerów. W Londynie i okupowanej Polsce trwała ogólnonarodowa żałoba po śmierci wielkiego męża stanu, jakim niewątpliwie był Sikorski. Nawet jego przeciwnicy polityczni musieli przyznać, iż Polska straciła wielkiego człowieka. 5 lipca przeniesiono jego ciało z kostnicy do katedry Najświętszej Marii Panny w Gibraltarze.
Krótko po zakończeniu akcji ratunkowej Brytyjczycy przystąpili do organizowania komisji śledczej, która miała ustalić przyczyny incydentu. W okupowanym kraju niemieckie radiostacje powiadomiły o śmierci Sikorskiego, które goebbelsowska propaganda od razu nazwała zamachem, sugerując, iż został on zorganizowany przez Anglików i Sowietów. Dlaczego właśnie ich? Sikorski miał być przeszkodą do znalezienia rozwiązania do powojennych relacji polsko-radzieckich. Anglicy mieliby w tym interes, bowiem zależało im na świętym spokoju i kontynuowaniu w miarę stabilnej współpracy z ZSRR w celu pokonania wspólnego wroga. Sprawa Polski była przysłowiową „kulą u nogi”. Polska Podziemna gwałtowanie zareagowała na oszczercze oskarżenia propagandy niemieckiej i zaprzeczyła jej w ostrych słowach. Patriotyczne akcje w Generalnym Gubernatorstwie uświetniły pogrzeb Sikorskiego, którego ciało zostało 10 lipca przewiezione do Plymouth w Wielkiej Brytanii na pokładzie kontrtorpedowca „Orkan”. Tego samego dnia rozpoczęto kilkudniową żałobę w Londynie. 16 lipca zwłoki Naczelnego Wodza pochowano na cmentarzu wojskowym w Newark, obok kilkudziesięciu innych polskich żołnierzy.
Sikorski był postacią nietuzinkową i wiele znaczącą dla sprawy polskiej poza granicami okupowanej ojczyzny. Był orędownikiem współpracy aliantów i znalazł przynajmniej częściową drogę do porozumienia ze Związkiem Sowieckim. Wypracował Polakom nie najgorszą pozycję wyjściową do powojennych rokowań, stawiając ją wśród najbardziej zaangażowanych w wojnę państw koalicji. Jednocześnie wykazywał się nieustępliwością wobec niektórych żądań, co drażniło sojuszników oczekujących od Polski pogodzenia się z potencjalnymi stratami na rzecz ZSRR.
Z tego względu w śmierci Wodza Naczelnego i premiera Rządu Polski na Uchodźstwie zaczęto dopatrywać się spisku. Okoliczności katastrofy samolotu, na pokładzie którego był Sikorski, były bardzo podejrzane. Coś dziwnego musiało stać się w powietrzu, iż sprawdzana wielokrotnie maszyna zawiodła. Doniesienia o telefonach informujących o śmierci Sikorskiego wpisują się w teorie spiskowe. Według jednej z nich za rzekomym zamachem mieliby stać koalicjanci alianccy, którym nie na rękę był nonkonformizm Sikorskiego. To o tyle ciekawe, że przeciwnicy polityczni Generała zarzucali mu… przesadnią uległość względem Sowietów i Brytyjczyków.
Domysły rozwiać miały wyniki śledztwa opublikowane przez specjalną brytyjską komisję badającą tę sprawę. Zdecydowanie wykluczono możliwość sabotażu, jednakże ekspertom z Wielkiej Brytanii nie udało się ustalić, co spowodowało tragiczny w skutkach wypadek. Prchal twierdził, iż przyczyną było zablokowanie steru, a silniki zostały wyłączone przez niego, aby uniknąć eksplozji w zderzeniu z taflą wody. Komunikat komisji został wydany już 24 lipca 1943 roku. Brytyjczycy od początku sugerowali zablokowanie steru – winny miał być jeden z worków pocztowych, które rzekomo wwiało między mechanizmy.
Polaków nie zadowoliło zdawkowe oświadczenie i postanowili oni wysłać własnych ekspertów w celu zbadania okoliczności śmierci Sikorskiego i innych pasażerów Liberatora. Na początku września oddelegowany przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych inż. Ullman wyraził wątpliwości odnośnie do spostrzeżeń komisji brytyjskiej. Polscy eksperci nie zgadzali się z wydanym przez sojuszników oświadczeniem, uważając m.in. za niemożliwe zablokowanie steru w sposób, który opisali Brytyjczycy i sam Prchal. Wiele informacji wskazywało na to, iż w Gibraltarze dopuszczono się poważnych niedopatrzeń, a wszystko mogło być z góry ukartowaną grą. Nie ma jednak na to dowodów. Część historyków wysunęła myśl, iż był to sprytnie zaplanowany zamach na głowę Rządu Polskiego na Emigracji, część jednak obala tę teorię, uważając ją za bzdurną i nie mającą oparcia w rzeczywistości. Sensacyjne doniesienia podniecali także ci, którzy żerowali na śmierci Sikorskiego, jak chociażby pisarz Rolf Hochhuth, który udzielił szeregu wywiadów, wykazując się niezwykłym wręcz talentem do siania zamętu. Wprawdzie nie posiadał dowodów na potwierdzenie swoich teorii spiskowych, jednakże znakomicie wykorzystał przysługujące mu w latach sześćdziesiątych pięć minut i odniósł spory sukces, wystawiając sztukę „Żołnierze”, za którą… został podany do sądu przez Prchala. Czeski pilot sprawę wygrał i zainkasował sporą sumę w ramach odszkodowania. Tak czy inaczej, Hochhuth zamierzony cel osiągnął, gdyż wywołał niemałe zamieszanie na światowej scenie publicystycznej.
Wróćmy jeszcze do akcji wydobywania wraku. Włodzimierz Kowalski dopatrywał się wyraźnych zaniedbań strony brytyjskiej, która do zadania oddelegowała niedoświadczonych płetwonurków. Taką opinię przekazał jedyny polski członek komisji brytyjskiej, inż. S. Dudziński. Zwolennikiem spiskowej teorii jest również Tadeusz Kisielewski, który w swoich publikacjach „Zamach” i „Zabójcy” sugerował możliwość sabotażu i obalał teorię, jakoby samolot miał się rozbić z powodu przypadkowej usterki czy błędu pilota. Dariusz Baliszewski pisał z kolei o zniszczeniach, które były charakterystyczne dla eksplozji. Teorie spiskowe wzmacniał brak odnalezienia części ciał ofiar wypadku. To z kolei miałoby sugerować, iż wcale nie wsiadły one na pokład Liberatora. Współcześnie przeprowadzano także szereg symulacji z użyciem nowoczesnych technologii. Także one, wobec niepewnego materiału dowodowego, nie dały jasnej odpowiedzi na pytanie, co wydarzyło się 4 lipca 1943 roku.
Jak było naprawdę, tego nie wiemy. Propaganda niemiecka nazwała to kontynuacją sprawy katyńskiej i o zajście oskarżyła Anglików wespół z Sowietami, którym nie w smak była działalność Sikorskiego. Czas pokazał, że i z następcy Generała na stanowisku premiera Polskiego Rządu na Emigracji, Stanisława Mikołajczyka, koalicjanci nie byli zadowoleni. W takim wypadku likwidacji Sikorskiego opłacałaby im się przeciętnie.
Niezależnie od tego, czy Anglicy mogli być zamieszani w „zamach” płomienne przemówienie upamiętniające polskiego przywódcę wygłosił Churchill, stwierdzając: „Jego śmierć w wyniku katastrofy samolotowej w Gibraltarze była jednym z największych ciosów, jaki nas dotknął… Był symbolem i ucieleśnieniem tego ducha, który niósł naród polski poprzez stulecia nieszczęść i który nie dał się złamać przez najcięższy los”.
Po latach, 17 września 1993 roku, prochy Władysława Sikorskiego miały znaleźć się tam, gdzie spoczywali najbardziej zasłużeni w historii Polski – na krakowskim Wawelu. Piętnaście lat później powołano komisję, która przeprowadziła ekshumację zwłok. I ona nie potwierdziła teorii o zamachu – nic nie wskazywało bowiem ani na obrażenia, jakie byłyby typowe dla eksplozji, ani na przyczynę śmierci poprzedzającą samą katastrofę lotniczą. Możemy być jednak pewni, że zwolennicy teorii zamachowych nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.
Zdjęcie tytułowe: gen. Sikorski w Gibraltarze. Zdjęcie za: Wikipedia, domena publiczna.