Juliusz Krzyżewski – „Nie straszcie mnie śmiercią”

Nie straszcie mnie śmiercią. Ja się śmierci nie boję,
gdy zasypiam co nocy rozdarty na dwoje;

kiedy jedno daleko i drugie daleko,
oczu mych odbicia noc przykrywa powieką.

Ale życia mojego, gdy błądzę po ciemku,
bez nadziei spoczynku najwięcej się lękam;

kiedy klęka nad moim wypełnionym grobem
moja żywa nad moją umarłą osobą.

Więc nie straszcie mnie śmiercią, bo im więcej umrę,
więcej doznam spokoju i miłości w trumnie …

13 IX 1941


Juliusz Krzyżewski nie był klasycznym przedstawicielem Pokolenia Kolumbów. Urodzony 28 stycznia 1915 roku w Łomży, nieco starszy od swoich kolegów-poetów z okresu II wojny światowej. Łączył go z nimi dobór tematów i życiorys, tak charakterystyczny dla młodych z tamtego okresu. Debiutował w połowie lat trzydziestych, pisał wówczas pierwsze wiersze. Pracował także dla Polskiego Radia i podobno to jego głos słyszany był podczas odczytu orędzia prezydenta Mościckiego w pierwszych godzinach wojny. Podczas okupacji pracował w Międzylesiu, później w Chrzanowie. Wreszcie wrócił do Warszawy, gdzie zaczął więcej pisać. Stosunkowo późno, bo w połowie 1944 roku, zaangażował się w konspirację. Po wybuchu Powstania Warszawskiego wszedł w skład oddziałów walczących m.in. na Starym Mieście. Bronił klasztoru Panien Kanoniczek. 26 sierpnia 1944 roku dosięgła go kula snajpera. Zmarł na posterunku, walczył do samego końca. Krzyżewski, mimo dużej skali talentu i setek pozostawionych po sobie utworów (pisał nie tylko wiersze), nie jest tak znany jak Kolumbowie. A przecież także był powstańcem! Warto również odnotować jego poetycki kunszt. „Nie straszcie mnie śmiercią” to jeden ze stosunkowo wczesnych utworów. Na pozór buńczuczny, odważne deklaracje mieszają się z bogactwem metafor. Widać w nim jednak ból i cierpienie – mogło być pochodną nie tylko brutalnej okupacji, ale i rozczarowań w życiu zawodowym (a później częściowo także rodzinnym).