Obok słynnych latających bomb V1 niemieccy inżynierowie w czasie II wojny światowej skonstruowali także dość specyficzną broń napadu powietrznego o nazwie Beethoven- Gerät, w skrócie nazywaną Mistel (pol. Jemioła).
Mistel składał się z myśliwca FW- 190 oraz dołączonego do niego bombowca Ju-88. Bombowiec był wypełniony 1800 kg wybuchowego Amatolu 40. Gdy dwa połączone samoloty doleciały do celu, myśliwiec odłączał się i kierował bombowcem w jego ostatniej fazie lotu za pomocą metody radiowej lub żyroskopowej. Dzięki temu bombowiec uderzał w wyznaczony cel, co doprowadzało do detonacji znajdującego się na pokładzie ładunku.
Wersja podstawowa Mistela (w której korzystano z Ju-88) nie była jedyną. Oprócz tego testowano dwie, poniekąd przeciwstawne wobec siebie koncepcje. W pierwszej z nich zamiast Ju-88 zamierzano używać różnego rodzaju przestarzałych i używanych samolotów, których nie szkoda było używać w charakterze latających bomb. W drugiej koncepcji (którą określono jako wersję ostateczną) zamierzano wykorzystać najnowocześniejsze myśliwce i bombowce odrzutowe. Bez względu na walory takiej broni plany takiego użycia nowoczesnych wówczas samolotów odrzutowych podchodziły pod bezpodstawne marnowanie zaawansowanego i drogiego sprzętu. W związku z tym w większości z 200 zbudowanych do końca wojny Mistelów używano bombowców nowych, ale nie tych odrzutowych. Na swój sposób był to kompromis pomiędzy dwoma koncepcjami.
Mimo swej innowacyjności Mistel nie miał większych osiągnięć bojowych. Tylko kilka z takich zestawów wykazały się w walce. Mistel był bowiem stosunkowo łatwy do przechwycenia przez myśliwce wroga lub obronę przeciwlotniczą, a przenoszony przez niego ładunek wybuchowy nie miał imponujących rozmiarów. Ponadto koszty całego projektu czyniły go po prostu nieopłacalnym; zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę związane z wojną problemy gospodarcze III Rzeszy.
Sama koncepcja Mistela była jednak dużym postępem w badaniach nad bronią kierowaną. Ciekawym rozwiązaniem było naprowadzanie optyczno-żyroskopowe. Atak rozpoczynał się z pułapu 1500 metrów i odległości 3 kilometrów od celu. Pilot myśliwca zgrywał swój celownik z celownikiem bombowca poprzez układ żyroskopowy. Tym samym programował autopilota w bombowcu. Następnie mierzył w cel i odłączał się od bombowca, który ruszał do samobójczego ataku. Takie użycie miało pewne cechy wspólne z technologią używaną w nowoczesnych dronach wojskowych. Po odłączeniu od myśliwca bombowiec stawał się na swój sposób właśnie dronem. Stanowiło to niewątpliwie interesujące osiągnięcie techniczne, które być może już wtedy zwiastowało kierunki rozwoju technologii wojskowej.
Marek Korczyk
Zdjęcie za: Domena Publiczna.