Tytuł – Ukryci. Głosy z kryjówek przed Zagładą.
Rok wydania – 2025
Autor – Arkadiusz Lorenz
Wydawnictwo – Prószyński i S-ka
Liczba stron – 224
Tematyka – historyczny reportaż ukazujący losy osób żydowskiego pochodzenia, które w trakcie II wojny światowej były ukrywane przed niemieckim okupantem.
Ocena – 8,0/10
Niezwykle podobał mi się wstęp do książki Arkadiusza Lorenca zatytułowanej po prostu „Ukryci”. W prostych słowach zwrócił uwagę na co najmniej kilka niezwykle istotnych zagadnień. Napisał chociażby, że jego raport jest spóźniony, być może nawet o jedno pokolenie. Dlaczego? Bo dzisiaj brakuje już świadków, a ci, którzy jeszcze żyją mają często problem z artykułowaniem tego, co tak naprawdę stało się ich udziałem. Lorenc słusznie zauważa, iż często posługują się swego rodzaju pamięcią kolektywną, a czas skutecznie zaciera ich własne wspomnienia zlewające się z tym, jak Żydzi odczuwali wojnę i ukrywanie się przed Niemcami (myślę, że moglibyśmy to śmiało rozciągnąć na przeżywanie wojny sensu largo). Wokół tematu narosło zresztą wiele mitów związanych chociażby z politycznym wydźwiękiem problematyki pomagania ludności żydowskiej oraz polską kolaborację z Niemcami. Wszystko to silnie rzutuje na środowisko historyczne i to w jaki sposób przedstawiane są losy ocalałych. Lorenc dochodzi zresztą do słusznego wniosku, że współcześnie właściwie trudno opowiadać o ukrywaniu się w czasie wojny.
Jego reportaż jest zatem swego rodzaju zlepkiem indywidualnych historii, a często właściwie impresji z tych historii. Wąskich wycinków, z których autor stara się złożyć jako taki obraz spójnej całości. Trzeba zatem rozsądnie założyć, że książka ma nie tyle dokumentować skomplikowane zjawisko, ile zapisać świadectwa garstki osób, które jeszcze mogą je zostawić. Owszem, możemy się zastanawiać, na ile one w ogóle odzwierciedlają rzeczywistość, ale w tym pytaniu zawarta jest jednocześnie ważna prawda na temat historii – indywidualizmu, subiektywizmu jej przeżywania. Na kartach „Ukrytych” widać to doskonale.
Pamiętajmy też, że bohaterzy Lorenca w czasie wojny byli z dziećmi, w związku z czym kwestie ukrywania i zagrożenia przeżywali na swój sposób. I to musi rzutować na odbiór rzeczywistości. A że mówimy o wspomnieniach sprzed ponad 70 lat, są one niedokładne, fragmentaryczne, poszatkowane. Forma reportażu i sposób narracji wybrany przez autora dobrze to oddają. Przeskoki między postaciami sprawiają, że jako czytelnicy mamy te naturalne momenty zastanowienia się, przerwy w narracji, jakbyśmy słuchali wprost osoby w podeszłym wieku. Zakładam, że rozmowy odbyte przez Lorenca właśnie tak wyglądały. Swoją formą narracji przekazuje nam zatem ważne informacje o swoich rozmówcach i stanie ich pamięci.
Pod względem merytorycznym z książki jesteśmy w stanie wyciągnąć wiele interesujących szczegółów związanych z tym, w jaki sposób ludność żydowska w czasie wojny ukrywała się przed hitlerowskimi oprawcami. Napięcie, niezrozumienie, strach – wszystko to rezonuje na kartach książki. Emocje są pół odczuwane przez czytelników, nawet jeśli podświadomie czujemy, że dla ówczesnych dzieciaków sytuacja była nie w pełni zrozumiała. Tym większe napięcie i dyskomfort odczuwane w trakcie lektury, co ponownie Lorenc jest w stanie bardzo dobrze oddać formą reportażu. Choć nie jest on przełomowy, nie doprowadzi do zwrotu w myśleniu o pomocy oferowanej Żydom w czasie II wojny światowej, dostrzegam w nim ogromną wartość, także w sferze budowania świadomości historycznej. Okazuje się, że czasem stosunkowo skromne środki wyrazu potrafią przekazać więcej niż tysiące stron solidnych opracowań archiwalnych.
Ocena – 8,0/10