Tytuł – Ślady gwiazd (trylogia)
Rok wydania – 2024
Autor – Tomasz Petrus
Wydawnictwo – Novae Res
Liczba stron – 388
Tematyka – oryginalna powieść łącząca elementy fantastyki z historią okresu II wojny światowej i czasów powojennych, a nade wszystko historią Bydgoszczy.
Ocena – 6,5/10
Gdy dostałem do recenzji „Ślady gwiazd” autorstwa Tomasza Petrusa, miałem uzasadnione obawy, że skonfrontuję się z przedziwną hybrydą science fiction i klasycznej historii II wojny światowej. Trzytomowe wydanie i dość niejasny opis nie zniechęciły mnie jednak do lektury. I bardzo dobrze, ponieważ dałem Petrusowi szansę, by mógł obronić swoją koncepcję budowania fabuły. Mimo iż książki nie porwały mnie, doceniam autorską narrację i jestem przekonany, że znajdzie (liczne?) grono odbiorców.
A na kartach „Śladów gwiazd” znaleźć możemy znacznie więcej plusów. Petrus umiejscawia swoją powieść w realiach II wojny światowej i pierwszych lat powojennych, które stara się nieźle odmalować. Przy okazji przenosi czytelników do czasów wcześniejszych, starając się ukazać szeroką perspektywę historyczno-społeczną życia przy Kanale Bydgoskim. Bydgoszcz jest zresztą istotnym punktem odniesienia. Plus za uwypuklenie tego wątku. O samym mieście wiem niewiele, a Petrus zachęcił mnie do pogrzebania w Internecie. Uznaję to zatem za element inspiracji, a o to przecież w powieściach chodzi.
Zasadniczą część narracji wypełniają jednak relacje międzyludzkie. Petrus wikła się w emocjonalne, a czasem wręcz metafizyczne opisy, które, prawdę mówiąc, niezbyt do mnie trafiły. Na pewno potrafi plastycznie opisywać rzeczywistość i ludzi, ale niekoniecznie jest to mój klimat. Część opisów uważam za przegadane i nadmiernie emocjonalne, przy czym znowu muszę zwrócić uwagę na potencjalne specyficzne grono odbiorców, do których taka forma ma szansę przemówić. Obiektywnie jednak narracja jest mocno rozwleczona, choć nie to stanowi największy kłopot. Problemem narracji może być bowiem przesadne skomplikowanie wątków i nakładające się na siebie linie czasowe. Petrus mocno kombinuje z przenikaniem się różnych rzeczywistości historycznych, co z kolei sprawia, iż trudno się w tym wszystkim połapać. Mimo że ostatecznie wyprowadza narrację na prostą, miałem wrażenie, iż nieco przekombinował, przesadnie zagmatwał, a w konsekwencji utrudnił swoim czytelnikom odbiór powieści. Jeśli ktoś oglądał filmowy „Atlas chmur” i nie stał się z miejsca wielkim fanem produkcji, może wyczuć, w czym rzecz. „Ślady gwiazd” to nie ten rozmach, koncepcja niby też inna, ale atmosfera podobna. Zwłaszcza tom pierwszy „Sagittarius”.
Później narracja nieco się prostuje i jest już prowadzona zasadniczo w jednej rzeczywistości, choć mamy do czynienia z naturalną chronologiczną zmianą epok i wraz z Weroniką poznajemy losy rodu w okresie PRL-u. W tym miejscu duży pozytyw. Pod koniec drugiego tomu naprawdę miałem ochotę rozpocząć trzeci, żeby dowiedzieć się, jakie będą dalsze losy bohaterek i znaleźć rozwiązanie kilku zagadek. Petrusowi udało się zatem wciągnąć mnie w wykreowany przez niego świat, choć nie ukrywam, że po ośmiuset stronach lektury żal byłoby nie sięgnąć po trzeci tom.
To jeszcze kilka słów na temat fabuły. Historia Oskara i Jadzi sama w sobie jest przedziwna i nieco sztuczna, ale za to wpasowująca się w ogólny klimat narracji. Momentami miałem wrażenie, że Petrus odmalowuje historię, która zrodziła się wyłącznie w umyśle człowieka doświadczonego traumatycznymi przeżyciami wojny, co w przypadku członka rozstrzeliwującego ludzi komando byłoby jak najbardziej trafne. Zaakceptowaniu pewnej dziwaczności fabularnej nie sprzyja specyficzny styl autora, który pewnie wpisuje się w całą koncepcję, ale jeszcze podbija odmienność narracyjno-fabularną. Ponownie zostaje mi tylko skwitować, iż między autorem, książką i czytelnikiem musi zaiskrzyć, musi wytworzyć się pewna chemia, żeby lektura rzeczywiście mogła przemówić. Ja do tego etapu nie doszedłem, a przynajmniej nie w pełni. Nie przekreśla to natomiast mojego rosnącego zainteresowania rozstrzygnięciem trylogii.
I tak dochodzimy do trzeciego tomu, który w założeniu ma spinać wszystkie wątki i wyjaśniać, dlaczego Petrus w ogóle zdecydował się na tego typu pisarskie fikołki. Faktycznie pozwala na ułożenie sobie fabuły w głowie. Dla mnie był także istotnym krokiem do zrozumienia, że Petrus napisał w istocie rodzinną sagę, w której mistyczne tajemnice to pewne tło, choć ostatecznie może nawet niezbyt potrzebne. Kluczem są bowiem ludzie i budowane między nimi relacje. Te nie są może jakieś szczególnie wyrafinowane, może nadmiernie emocjonalne, ale silnie zakotwiczone w poczuciu wspólnoty. Petrus tworzy bowiem rozciągającą się sagę, w której historia Polski i Bydgoszczy – ta wojenna i powojenna – stanowią doskonałe tło, punkt wyjścia do przyjrzenia się burzliwym losom kilku pokoleń bohaterów.
Może dlatego na koniec lektury odczuwałem swego rodzaju dysonans. Mam przecież sporo zastrzeżeń, styl do mnie nie trafił, zarzuciłem autorowi stworzenie nieco sztucznego chaosu, ale i tak doczytałem do końca, momentami dając się zaciekawić historii pełnej zagadek i ludzkich dramatów. Mimo tego choć wszystko na koniec zostało wytłumaczone, elementy fantastyczne nie były dla mnie istotną wartością dodaną. Myślę jednak, że i one znajdą swoich zwolenników, dla których emocjonalny styl Petrusa i metafizyczne ujęcie będą spójne i wzajemnie się uzupełniające
Ocena – 6,5/10