„Sendlerowa. W ukryciu” – recenzja książki

Rok wydania – 2017

Autor – Anna Bikont

Wydawnictwo – Czarne

Liczba stron – 480

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – opracowanie poświęcone życiu, działalności i wspomnieniom o Irenie Sendler – nowe spojrzenie na życiorys polskiej Sprawiedliwej.

Postać Ireny Sendler była przez lata nie tyle zapomniana, co zakurzona. Polska pielęgniarka, która z narażeniem życia ratowała dzieci pochodzenia żydowskiego, stawiając czoła bezlitosnemu niemieckiemu okupantowi, zajmuje zaszczytne miejsce w panteonie narodowych bohaterów. Cichych, skromnych, bez zbędnego poklasku. Prawdziwych bohaterów. Trudno dzisiaj stwierdzić, ilu dokładnie ludzi uratowała Sendlerowa. Mówi się o ponad dwóch tysiącach. Każde z tych istnień zasługuje na odrębne potraktowanie. Podobnie jak każdy, kto pomagał Irenie Sendler w bezinteresownej misji niesienia pomocy w samym środku piekła. Naszych narodowych herosów traktujemy z ogromnym pietyzmem, czasem schematycznie, bez krzty refleksji. Ktoś zapyta, czy warto grzebać w ich życiorysach, by wyciągać na światło dzienne nieco inny obraz rzeczywistości. Myślę, że warto, ale trzeba robić to z ogromnym wyczuciem.

Anna Bikont nie miała łatwego zadania, przygotowując opracowanie zatytułowane po prostu ,,Sendlerowa. W ukryciu”. Mierzyła się bowiem z pewną legendą oraz licznymi niedomówieniami, jakie związane są z życiorysem Sprawiedliwej. Już na wstępie chciałbym zaznaczyć, że opracowanie nie jest klasyczną biografią, wbrew temu, co można by wyczytać w opisach książki. To raczej zbiór przemyśleń osadzonych w historii życia Ireny Sendler. I to takich, które mogą nieco zszokować osoby przywiązane do legendy pielęgniarki ratującej Żydów.

Dlaczego? Czy Anna Bikont chciałaby wywołać kontrowersje i na tym zbudować swój dziennikarski kapitał? Podejrzewam, że takie pytania muszą sobie stawiać odbiorcy jej książki. Tak, jest obrazoburcza, ale nie dlatego, że na siłę odbrązawia bohatera, lecz dlatego, że mierzy się z legendą, stawia pytania, często niewygodne. Autorka nie boi się bowiem pokazać przeinaczeń i niedomówień w powojennych relacjach dotyczących Sendlerowej, często pochodzących z wypowiedzi głównej bohaterki książki. Doceniam trud włożony w szukanie nieścisłości, wykazywanie tej drugiej strony medalu. Bikont słusznie wskazuje, że życie w okupowanej Polsce składało się z odcieni szarości, a czarno-białe podziały na bohaterów i nie-bohaterów możemy wsadzić między bajki. Jest przy tym zgrabną stylistką, pisze tak, że całość czyta się po prostu jak wciągającą lekturę.

Tyle że przy tym wszystkim towarzyszyło mi nieodparte uczucie niedopowiedzenia, kreowania historii. Obraz Sendlerowej jest nieco rozmyty, nie został narzucony na coś, co stanowi esencję rozpraw biograficznych, a więc szeroki kontekst historyczny. Rozumiem, iż konwencja była nieco inna, ale obawiam się, że w ten sposób postać Sendlerowej będzie dalej niezrozumiana, zwłaszcza w kontekście jej prywatnych poglądów politycznych, które przecież w żaden sposób nie umniejszają jej wojennych zasług. Ogromnym atutem książki jest natomiast zwrócenie uwagi na problemy, które do tej pory umykały badaczom, a więc logistykę pomocy Żegoty, organizację wyprowadzeń z getta oraz lokowania dzieci po aryjskiej stronie. Bikont dotarła do dziesiątek relacji i dokumentów, dzięki którym opowiada o mechanizmach ratowania ludzi i… rewiduje przesadzone szacunki historyków. W tym kontekście to naprawdę niesamowita praca, nawet jeśli zburzy poukładany przez lata obraz świata. Tak, szanowni Czytelnicy, może się okazać, że badacze historii tacy jak Jacek Kutzner, Mariusz Borowiak, a teraz Anna Bikont są zdecydowanie bliżej prawdy, niż do tej pory mieliśmy odwagę sądzić.

O ile doceniam formę reportażu historycznego, w tym konkretnym wypadku mam spore zastrzeżenia dotyczące połączenia stylu i treści publikacji. Po części wynika to oczywiście z przyzwyczajenia do klasycznych opracowań biograficznych, po części do wagi słów, które prezentuje autorka. Jeśli przypatrujemy się życiu Sendlerowej, wypadałoby to robić w mniej spektakularny, a bardziej wyważony sposób. Zdecydowanie wolałbym więcej faktów, mniej domysłów. W konsekwencji książka Bikont powinna przetrzeć pewien szlak. Myślę, że dopiero teraz przyjdzie biografia Sendlerowej z prawdziwego zdarzenia. Nie zmienia to faktu, że cieszę się z interesującej i znakomitej pod względem warsztatu językowego lektury. Wydawnictwo Czarne ma niewątpliwie dryg do wynajdywania i kreowania klasyki gatunku reportażu.

Ocena: