„Ostateczna bitwa” – recenzja książki

Rok wydania – 2010

Autor – Bill Sloan

Wydawnictwo – Rebis

Liczba stron – 447

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – monografia dotycząca bitwy o Okinawę oraz przygotowań do operacji desantowej.

1 kwietnia 1945 roku rozpoczęła się jedna z największych operacji desantowych w dziejach ludzkości. Misja opatrzona kryptonimem „Iceberg” zakładała zdobycie jednego z ostatnich bastionów japońskiej defensywy na przedpolach Tokio. Samotna wyspa miała stanowić obszar nie do przybycia, gęsto usiany zasiekami obronnymi, żołnierzami Imperium Japońskiego i śmiertelnymi pułapkami czekającymi na szturmujących teren Amerykanów. Gdy dodamy do tego pilotów-samobójców i idących ślepo na śmierć samurajów otrzymamy obraz prawdziwego piekła, w które niegdyś dobrowolnie weszli Amerykanie. Zaraz, zaraz. Dobrowolnie? Bill Sloan, mimo szacunku dla wszystkich żołnierzy, którym nie chce odbierać odwagi, bez ogródek mówi o tych, którym śmierć przysłano z Waszyngtonu. A w zasadzie, o tych których Waszyngton posłał na śmierć, nakazując samobójczy szturm Okinawy, jednej z najbardziej krwawych wysp na skąpanym krwią Pacyfiku.

Gdy dostałem do rąk nowy produkt Domu Wydawniczego Rebis, w oczy rzucił mi się ciekawy projekt okładki i niezła kolorystyka. Reszta wygląda standardowo, a miłośnicy tego wydawcy z pewnością rozpoznają cechy charakterystyczne publikacji – twardą okładkę, niezłą dokumentację fotograficzną zawartą na wkładkach z kredowego papieru i liczne uzupełnienia, wśród których na uwagę zasługuje przede wszystkim rozdział dotyczący wybranych weteranów. Rozczarowały mnie natomiast dane kartograficzne. Mapek jest jak na lekarstwo, choć dla dobra czytelnika powinno być ich więcej. To, co jest, nie daje nam pełnego obrazu bitwy o Okinawę. Warto jednak podkreślić, iż narracja Sloana wykracza poza ramy czasowe operacji „Iceberg” – w kontekście okresu poprzedzającego bitwę, jak i wieńczącego wojnę. Świetnie prezentuje się natomiast praca tłumacza, który z gracją odtworzył styl Sloana i skutecznie przekazał polskim czytelnikom to, co autor miał do przekazania najlepsze. Ale o tym przy okazji omawiania plusów publikacji.

Swoją przygodę z „Ostateczną bitwą” rozpocząłem nietypowo, bo od przypomnienia sobie danych dotyczących bitwy o Okinawę. Jak się później okazało, był to strzał w dziesiątkę, bowiem bez konkretnego i gruntownego przygotowania do lektury problematyki publikacji nie sposób sobie przyswoić. Swoje wywody na temat tekstu muszę zacząć od wyrzutu. Całość zagadnień spisanych przez Billa Sloana opiera się na popularnym ostatnio schemacie rozbicia opisu wydarzeń na historie i historyjki, opowieści i opowiastki zawierające się we wspomnieniach poszczególnych żołnierzy. Owszem, sporo faktów przekazanych jest w formie rozprawy popularnonaukowej z dbałością o najważniejsze dane historycznego, jednakże skomplikowanie materii historycznej w przypadku bitwy o Okinawę jest na tyle duże, że bez gruntownego zapoznania się z informacjami dotyczącymi boju nie można ani zagłębić się w dzieje konfliktu, ani zrozumieć sensu i przebiegu działań zbrojnych. W przypadku normalnych opracowań historycznych, często w formie nudnawego wykładu, mamy do czynienia z chronologicznym uporządkowaniem danych i całościowym spojrzeniem na bitwę. Sloan zrywa z dotychczasowym schematem mówienia o historii, czyniąc swoją lekcję o wiele bardziej ciekawą i nastawioną na pozyskanie zainteresowania czytelnika. Narrację prowadzi z iście mistrzowską gracją. Bez trudu lawiruje pomiędzy kolejnymi relacjami żołnierzy, opisując ich personalne historie. Przeżycia weteranów i wybrane z ich wspomnień fakty to główny punkt programu. Niektórzy czytelnicy pamiętają pewnie „Dunkierkę” Montefiore czy „Monte Cassino” Parkera, które napisane zostały przy użyciu tych samych środków przekazu. Tam jednak proporcje między wspomnieniami, a czysto historyczną rozprawą były bardziej wyrównane. Sloan jednoznacznie postawił na opis bitwy poprzez wybrane jej fragmenty, ukazując jej „ludzki charakter”, jeśli wprowadzić możemy takie pojęcie. W jakim sensie? Wojna z reguły nie ma „ludzkiego charakteru”, jednak gdy prowadzi się szczegółową analizę życia żołnierzy, przyglądając się ich osobistym wrażeniem, wojna nabiera kolorów i emocji. W budowaniu tych Sloan jest po prostu mistrzem.

O swoistym braku balansu pomiędzy historiami jednostek, a historią bitwy stosunkowo szybko zapominamy, zagłębiając się w niezwykły świat wykreowany przez Billa Sloana. Dziennikarskie korzenie i spore doświadczenie publicystyczne autora to nie tylko chwyt reklamowy – to także dostrzegalne potwierdzenie jego nieprzeciętnych umiejętności narracyjnych. Pisze z rozmachem, wciągając czytelników w świat wielkiej wojny. Nie stroni od uwag, a liczne cytaty wybrane ze wspomnień, relacji i wzmianek prasowych nadają całości autentyczności i realizmu. Bitwę o Okinawę obserwujemy z innej niż dotychczas strony. Czołgamy się z amerykańskimi żołnierzami po zielonych łąkach, nasłuchując niepokojącego szeptu Japończyków. Przeżywamy emocje związane z lecącym granatem i wesołym życiem kompanii, której rubaszne żarty miały choć na chwilę sprawić, by człowiek zapomniał o grożącym mu na każdym kroku niebezpieczeństwie. Autor używa przy tym języka tak barwnego, że nie sposób się nudzić. Obrany styl, wypracowany zapewne na przestrzeni lat redakcyjnej pracy, daje mu spore pole do manewru, bowiem od pierwszych stron przyzwyczaja czytelnika do zdumienia. Po Sloanie można spodziewać się wszystkiego – cierpkiego humoru, dosadnych słów, jak i kwiecistych uniesień podyktowanych dbałością o uczucia i emocje. Efekt jest piorunujący, bowiem świat wojny jeszcze nigdy nie był mi tak bliski. Nawet jeśli obraz batalii zaprezentowany jest w sposób iście amerykański – ech, te fajne chłopaki z Marines – nie odbiera to realizmu prezentacji. Wydaje mi się, iż tutaj słowa pochwały należy skierować w stronę autora polskiego przekładu, który oddał pisarskiego ducha Billa Sloana, w niczym nie ujmując artyzmowi autora. Moje zachwyty nie zaburzają oczywiście uzasadnionego krytycyzmu, choć słabych stron „Ostatecznej bitwy” jest jak na lekarstwo. Powiedziałem już kilka słów na temat nieczytelności historii batalii. Pewne zastrzeżenia można mieć również do budowanego uporczywie mitu cudownej amerykańskiej armii. Praca Sloana nie jest pisana na ultra patriotyczną modłę, jednak można odnieść wrażenie, iż momentami obraz Amerykanów jest po prostu przerysowany, a przykładów ofiarności i bohaterstwa jest nieproporcjonalnie dużo do akcentów zgoła odmiennych. Nie chce mi się wierzyć, że każdy Amerykanin rodzi się, by zostać bohaterem wojennym, zginąć z pieśnią na ustach po uprzednim wygłoszeniu płomiennej przemowy do tłumów. Nie zmienia to faktu, że rozprawa Sloana to ponad 400 stron świetnego tekstu. I nie jest to monolog, bowiem autor przemawia przede wszystkim ustami weteranów. Choć po raz pierwszy zetknąłem się z jego twórczością, nie mam wątpliwości, iż mogę kliknąć „I like it”. Ba, nawet dodam sobie Sloana do Facebookowych znajomych.

Całość moich wrażeń z lektury publikacji Sloana najłatwiej zamknąć mi w twierdzeniu, iż książka, jaką dostałem do rąk jest dziełem wykraczającym poza poziom przeciętności, któremu jednak brakuje kilku czynników tworzących publikację genialną. Nadmierne rozbicie opisu skomplikowanej bitwy amerykańsko-japońskiej niejednokrotnie sprawia, że nie możemy otrzymać obrazu większej całości. Owszem, historie poszczególnych żołnierzy są fascynujące, ale nie składają się na komplementarną całość. W konsekwencji zarówno operacja „Iceberg”, jak i późniejsze wydarzenia to zlepek personalnych historii spisanych w doskonały narracyjnie sposób, z dbałością o emocje czytelnika. Monografii jednak nie ma, bo tej nie da się zbudować wyłącznie na wywiadach z weteranami. Dokumentacja Sloana jest jednak na tyle dobra, że stanowi wartość samą w sobie i dla każdego miłośnika historii II wojny światowej jego „Ostateczna bitwa” to produkt obowiązkowy. Przede wszystkim, gdy idzie o zmagania na Oceanie Spokojnym.

Ocena: