Rok wydania – 2012
Autor – Leo Kessler
Wydawnictwo – Erica
Liczba stron – 280
Seria wydawnicza – Edelweiss Strzelcy Alpejscy
Tematyka – wyimaginowana operacja niemieckich strzelców alpejskich szturmujących górzystą wyspę Leros.
Charles Whiting vel Leo Kessler powraca na polski rynek. Wiosną ukazała się kolejna z jego książek, którą jak zwykle przygotowało Wydawnictwo Erica . Można powiedzieć, iż po raz kolejny dostaliśmy całkiem niezłą opowieść ubraną w te same szaty. Sprawdzony dotąd format publikacji Kesslera nie został zmieniony. Grafika książki to estetyczna okładka, zero zdjęć czy komentarza historycznego. Twórczość Kesslera rządzi się swoimi prawami – jeśli ktoś już raz się zraził, po „Operacji Leopard” pewnie nie zmieni zdania. Jeśli jednak któryś czytelników wszedł w świat wykreowany przez brytyjskiego historyka, z pewnością jeszcze niejeden raz zapragnie tam powrócić, by przeżyć następną przygodę raz z niemieckim oddziałem szturmowym.
Jak właściwie przedstawia się fabuła powieści? Po raz kolejny odnajdujemy się na froncie II wojny światowej. Niby jest historycznie, ale nie dajmy się zwieść pozorom, „Operacja Leopard” to fikcja literacka i tak też należy ją traktować. Nie rozumiem zatem czytelników, którzy z rozczarowaniem odkładają Kesslera na półkę, bo „nie tego się spodziewali”. Możliwe, iż pokutuje tutaj wiara we wszystko, co podsuwają nam wydawcy – seria o Batalionie Szturmowym SS promowana była jako „zapomniana, nieznana historia”. Wydaje się jednak, iż czytanie Kesslera przez pryzmat rzeczywistych wydarzeń zakrawa na frajerstwo. Nie obrażając nikogo, kto w tym momencie został określony „frajerem”. Bądźmy jednak szczerzy, fabuła sprowadza się do niezwykłej operacji elitarnego korpusu Strzelców Górskich Edelweiss, którego zadaniem jest podbój wyspy Leros. Czy się uda? Zobaczymy. Trzeba jednak przyznać, iż chłopaki z niemieckiego korpusu mają jaja.
Na wstępie omawiania zalet i wad książki, duży plus od fana powieści pisanych w trzeciej osobie. Nie cierpię pierwszoosobowych narratorów i chyba nie jestem w tej kwestii odosobniony. Tak więc, drodzy Czytelnicy, jest okay, a narracja naprawdę stoi na wysokim poziomie. Duża w tym zasługa sprawnego tłumaczenia na język polski. Zespół redakcyjny oddał klimat pisarski Kesslera. Co ciekawe, autor powieści jest Brytyjczykiem, a rozpisuje się szeroko na temat niemieckich żołnierzy. Jakby tego było mało, głęboko wnika w ich szeregi. Wojna w kesslerowskim wydaniu jest brudna, brutalna i odarta z historycznego zadęcia. Jak to mówi Jacek Braciak: „I to jest groza wojny, a nie to, że my to będziemy mówić – 'no, czuję się wyobcowany przez Niemców”. U Kesslera Niemcy sami się wyobcowali, gdy wyruszyli na straceńczą misję. Ogromnym atutem książki jest realizm opisywanych scen. Autor wchodzi w detale, koncentruje się na żołnierzach, na ich odczuciach, na tym, co dzieje się na froncie. Odtwarza sceny batalistyczne, przenosi czytelników w świat wojny prawdziwej, nawet pomimo fikcyjnej historii. Za to wielkie uznanie i szacunek. Słusznie omija wątki natury politycznej, odchodzi od wielkich dywagacji strategicznych. Dodatkowo wykazuje się całkiem niezłym poczuciem humoru. Gdy jednak idzie o same dialogi, zabrakło mi w nich nieco więcej agresji, soczystości. Niektóre z nich nijak się mają do wojskowości – przecież Edelweiss nie mają być poetami, którzy bredzą od rzeczy. Finałowa scena z dyskusją w tle jawi mi się jako dość płytka. Co nie zmienia faktu, że z tego Stürmera to kawał skurczybyka był. W takich momentach rzucała mi się w oczy naiwność całej narracji. Mimo iż Kessler poznał życie żołnierza, zgłębił wiedzę na temat armii i jej działalności nie uniknął czysto literackich zachcianek, które powodują, iż na całość patrzeć trzeba przez palce.
Jest ciekawie, jest ładnie i elegancko. Czasem zbyt elegancko. Kessler z pewnością należy do klasyków światowej literatury wojennej i przez wielu uznawany jest za geniusza. Mogą na mnie psioczyć, ale ja geniuszu w „Operacji Leopard” nie widzę. Jest błysk, jest tradycyjna ikra, ale nie ma tego czegoś, co sprawia, iż książka staje się kultowa. W efekcie dostajemy produkt powyżej przeciętnej, ale znacznie poniżej pisarskiego hitu. Jest zatem pierwsza liga, ale, niestety, bardziej polska niż hiszpańska.
Ocena: