Tytuł – Byłem fotografem w Auschwitz
Rok wydania – 2022
Autor – Anna Dobrowolska
Wydawnictwo – Znak
Liczba stron – 400
Tematyka – historia Wilhelma Brassego, więźnia obozu koncentracyjnego Auschwitz, który przez lata pełnił funkcję obozowego fotografa, wykonując także dokumentację dla eksperymentów doktora Mengele.
Ocena – 7,5/10
Wilhelm Brasse. Postać właściwie anonimowa, choć przecież doskonale – przy czym nie wprost – znana miłośnikom historii II wojny światowej. Zapoznający się z dziejami niemieckiego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu musieli nieświadomie zetknąć się z Brasse. Obozowy fotograf. Człowiek, który współtworzył obozowe kartoteki, a nieszczęśliwym zrządzeniem losu stał się również świadkiem i archiwistą wybranych eksperymentów doktora Mengele. Trudno wyobrazić sobie, jaka musiała mu towarzyszyć trauma, wszak sam był więźniem, który każdego dnia musiał drżeć o swój los. Był przy tym człowiekiem odważnym, honorowym i gotowym do poświęceń. Nie był bohaterem w tradycyjnym tego słowa rozumieniu. Z pewnością jednak zasługuje na upamiętnienie.
Wszystkie wyżej wymienione cechy Brasse odkryjemy w nieszablonowej biografii napisanej przez Annę Dobrowolską. To w istocie relacja, którą mógłby zostawić sam Brasse uzupełniona o liczne wypowiedzi świadków zdarzeń. Zresztą rzeczywiście zostawił po sobie sporo wspomnień, choć jego historia została odkryta bardzo późno. Dokumentalista Ireneusz Dobrowolski nagrał kilkadziesiąt godzin rozmów z Brassem, które w 2005 roku ukazały się w filmie „Portrecista”. Aktualnie trwają prace nad filmem fabularnym, który przybliżyłby sylwetkę fotografa. A jest co przybliżać. Nie chodzi wyłącznie o pobyt w Auschwitz i prace zleconego Brassemu przez SS. Przyjrzyjmy się drodze fotografa do obozu koncentracyjnego, jego niezłomności, hartowi ducha, patriotyzmowi odznaczającemu się przywiązaniem do Polski i konieczności podjęcia dramatycznych wyborów, które obejmowały odmowę podpisania Volkslisty.
Książka Anny Dobrowolskiej jest świetnym wstępem. Autorka obficie korzysta z nagrań, odtwarzając historię Brassego. Przy tym znakomicie gra na emocjach, czemu służy pierwszoosobowa narracja i bardzo plastyczne opisy. Trzeba jednak dodać, że narracja jest skomponowana co najmniej dobrze i nie jest nadmiernie emocjonalna, Dobrowolskiej nie chodzi o manipulowanie czytelnikiem, lecz o pokazanie mu bardzo osobistej, indywidualnej perspektywy. Historia Wilhelma Brasse jest pod wieloma względami wstrząsająca, a jego doświadczenia szokują, nawet pomimo tak wielu źródeł i zeznań świadków, które w jakimś stopniu „nauczyły” nas przeżywania Auschwitz po latach.
Myślę, że ów szok to zasługa właśnie oryginalnej perspektywy i umiejętnej kompozycji. Nie co dzień mamy okazję poznawać obóz koncentracyjny oczami fotografa. Książka Dobrowolskiej zwraca przy tym uwagę na pewien interesujący, a często zapominany aspekt funkcjonowania niemieckich obozów koncentracyjnych. Chodzi o rozdział pracy. Jakże inne było życie człowieka pracującego w komando zajmującym się usuwaniem zwłok, więźnia, który wywalczył sobie miejsce w kuchni, czy też fotografa, który stykał się z dziesiątkami tysięcy ludzi, obserwując i dokumentując ich tragedię. Każde zdjęcie wykonane przez obozowego fotografa było małym symbolicznym pomnikiem postawionym bestialsko mordowanym więźniom. Pozwalało wyprowadzić ofiarę poza upokarzający krąg anonimowości. Śmierć była jednym z wielu elementów odzierania człowieka z godności. Odebranie mu tożsamości i zapakowanie do masowej mogiły także stanowiło jeden z elementów, za pomocą których Niemcy prowadzili walkę ze swoimi ofiarami.
Dzięki Brasse – zarówno w wymiarze samych fotografii, jak i później wobec ich uratowania przed zniszczeniem przez samego autora – przynajmniej część z pomordowanych mogła znaleźć swoje miejsce w historii. Nie zostali po prostu „wykasowani”, Brasse zachował ich w cyfrowej pamięci, a przez to i w tej niewymiernej, ludzkiej i społecznej. Cieszę się, że i jego historia mogła wybrzmieć na kartach książki.
Ocena 7,5/10