„Ani kroku do tyłu” – recenzja książki

Rok wydania – 2015

Autor – Artiom Drabkin

Wydawnictwo – Oskar

Liczba stron – 248

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – wspomnienia żołnierzy walczących w radzieckich batalionach karnych.

Słynny rozkaz nr 227 podpisany w 1942 roku przez Józefa Stalina, nazywany słusznie „ani kroku w tył”, stał się jednym z motywów przewodnich wielu monografii dedykowanych wojnie na froncie wschodnim. Historycy słusznie zauważali, że radziecka armia była jednym z najlepszych przykładów tego, jak łatwo marnotrawi się zasoby ludzkie i jak marną wartość przedstawia życie jednostki. Na czerwonoarmistów z przodu czekały pociski niemieckich karabinów. Z tyłu czyhali już członkowie specjalnych oddziałów, którzy z równie wielką zawziętością strzelali do radzieckich żołnierzy, przymuszając ich w ten sposób do walki. Rzucani na pierwszą linię frontu wojacy mieli niewielkie szanse na przeżycie. Jeśli udało się im wyjść cało z piekła frontu wschodniego, mogli mówić nie tyle o szczęściu, co o prawdziwym cudzie. Szczególnie ci, których za karę wysłano jako typowe mięso armatnie w ramach formowanych naprędce batalionów karnych. O tym, co działo się na zapleczu radzieckiego frontu powiedziano już całkiem sporo. W ogóle kampania radziecka cieszy się ogromną popularnością historyków. Okazuje się jednak, że wciąż możemy wysłuchać relacji z pierwszej ręki. Artiom Drabkin wyciąga na światło dzienne zeznania/relacje żołnierzy walczących w batalionach karnych. Rozmowy rzucają nieco nowego światła na sytuację czerwonoarmistów, przede wszystkim w kontekście wstrząsających, uświadamiających okropieństwa wojny szczegółów.

„Ani kroku do tyłu” zostało pomyślane jako zbiór kilkunastu historii opowiedzianych przez żołnierzy Armii Czerwonej, którym udało się przeżyć służbę w batalionach karnych. Z ich relacji wyłania się obraz prawdziwego piekła. Koszmarne warunki, niesprawiedliwe zsyłki, niezrozumiałe decyzje. Wszystko to stanowiło wojenną rzeczywistość, w której nikt nie liczył się z ludzkim życiem. Drabkin, dzięki dobrze formułowanym pytaniom odkrywa świat grozy, który trudno sobie w ogóle wyobrazić. Relacje, choć czasem dość suche i pozbawione emocji, to źródło zderzenia z innymi realiami niż te, które znamy z podręczników do historii. Tutaj wojna jest przerażająca, to nie zabawa, wielka chwała i szczytne hasła. Ci, którzy przeżyli, wiedzą o tym najlepiej.

Opracowanie, głównie ze względu na zagłębienie się w szczegóły konkretnych historii, ma dużą wartość poznawczą. Czytelnicy zostają zaznajomieni z frontową codziennością i wreszcie mają okazję przeczytać, jak wyglądało życie na pierwszej linii frontu. Opisy bywają makabryczne, często bardzo wyraziste, szczegółowe . Radziecka armia od dawna jawiła mi się jako źródło absurdu. Po lekturze „Ani kroku do tyłu” tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że Armia Czerwona stanowiła synonim piekła na ziemi. Przewinienia, za które zsyłano żołnierzy do batalionów karnych można by poczytać za groteskowe, gdyby nie fakt, że każdego z nich wysyłano na pewną śmierć. Niezwykle żałuję, że książka została oparta wyłącznie na relacjach. Drabkin mógł pokusić się o solidne opracowanie, które świetnie komponowałoby się z przeprowadzonymi wywiadami. W „Ani kroku do tyłu” nie wszystko jest jasne, nie wszystko klarowne. Wynika to ze spłycenia całej historii i ograniczenia jej do wybranych żołnierzy. Brakuje spójnego rysu, który nadałby książce cech monografii. Zastrzeżenia można mieć również do wypowiedzi, którym brakuje nieco żołnierskiej zadziorności. Tak, jakby autor przekazywał nam ugrzecznioną formę relacji ludzi wydartych prosto z piekła. Nie chce mi się wierzyć, że właśnie w taki sposób opowiadaliby oni o tak traumatycznych przeżyciach.

Książka, mimo dużego potencjału, nie jest wybitna. Tym, co przemawia na jej niekorzyść, jest forma i pójście po linii najmniejszego oporu (co brzmi dość groteskowo w kontekście omawianych zdarzeń). Artiom Drabkin nie wykorzystał potencjału drzemiącego w budzącej grozę opowieści. Wywiady z żołnierzami rzucają nieco nowego światła na wydarzenia na froncie wschodnim, ale nie stanowią one żadnego przełomu w dotychczasowych badaniach nad historią batalionów karnych Armii Czerwonej. Co gorsza, próba przedruku relacji konkretnych żołnierzy zamazuje całość historii, która często będzie zwyczajnie niezrozumiana i wymaga uzupełniania w solidnych, lepiej pomyślanych źródłach. Za mało w tym wszystkim rzetelnej pracy historyka, za dużo pójścia na łatwiznę.

Ocena: