Polityka eksterminacji względem narodu polskiego była skutecznie wcielana w życie przez okupanta niemal od początku zaboru ziem polskich. Zarówno w strefie niemieckiej, jak i radzieckiej okupacja przebiegała brutalnie, bez zachowania jakichkolwiek norm moralnych. Szczególne miejsce w polityce najeźdźcy niemieckiego zajmowały polskie dzieci i polska młodzież. Celem hitlerowskiej polityki była w dużej mierze zagłada biologiczna narodu. Z drugiej jednak strony Polaków traktowano jako potężny rezerwuar taniej siły roboczej, która mogła wypełniać niemieckie plany gospodarcze i działać na rzecz ekonomicznego rozwoju Rzeszy. W związku z wyniszczającą polityką okupanta naród polski poniósł niepowetowane straty – materialne i moralne – a niektórych nie można już było odwrócić w żaden sposób. Szczególnym przykładem eksterminacji i wyniszczania polskości były działania prowadzone przez hitlerowców w kwestii polskich dzieci. Prawo Rzeszy nie przewidywało takiej działalności, dlatego prowadzono ją według wytycznych ustalonych na szczytach nazistowskiej władzy. Podstawą były dokumenty opracowane jeszcze przed wojną i w początkowej jej fazie przez niemiecki Urząd do spraw Polityki Rasowej. Zgodnie z tym od początku okupacji na ziemiach wcielonych do Rzeszy prężną działalność rozwinęło Towarzystwo Opieki Społecznej, znane pod skrótem NSV. Do kompetencji organizacji należało zajmowanie się, a raczej przechwycenie, polskich zakładów wychowawczych. Tam następowała ponowna organizacja życia codziennego – zwalnianie polskiego personelu i dążenie do zgermanizowania przebywającej w ośrodkach młodzieży. Wynaradawianie było pierwszym etapem na drodze do wyzbycia się przez Niemców polskości i zniemczenia elementu najbardziej podatnego na zmiany, a więc dzieci. Zgodnie z nazistowską teorią rasową Niemcy mieli reprezentować naród germański – aryjski, w którym mieszkańcy Rzeszy widzieli ludzi wyższych w hierarchii społecznej niż chociażby ludy słowiańskie. W związku z tym podstawowym problemem stało się dążenie do wyniszczenia ras niearyjskich i ustanowienie typowo narodowosocjalistycznego porządku rzeczy. Niemcy widzieli w Polakach lud gorszy, jednakże dostrzegali też, iż pewne elementy podatne są na germanizację, a niektóre przez lata ulegały polonizacji, która zabijała w nich niemieckie korzenie. Stąd też jedne z pierwszych działań okupanta wycelowane były w odzyskanie, jak to nazywa Józef Wnuk, „kropli krwi niemieckiej tkwiącej w narodzie polskim”. Nie do końca wiadomo, kiedy i gdzie pojawiły się pierwsze przesłanki dotyczące germanizacji polskich dzieci. Na pewno jednymi z głównych teoretyków takiego postępowania byli autorzy memoriału opracowanego 25 listopada 1939 roku, dr E. Wetzl i dr G. Hecht, którzy pracowali na zlecenie Urzędu do spraw Rasowo Politycznych NSDAP. Referat zatytułowano: „Sprawa traktowania ludności byłych polskich obszarów z rasowo-politycznego punktu widzenia” i zawarto w nim niezwykle ciekawe kwestie dotyczące traktowania ludności terenów podbitych ze szczególnym uwzględnieniem elementu najmłodszego, a więc dzieci. W memoriale czytamy: „Znaczna część rasowo wartościowych, ale z narodowych względów niezdatnych do zniemczenia warstw polskiego narodu, będzie musiała zostać wysiedlona na pozostały polski teren. Tu jednak musi się próbować wyłączyć z przesiedlenia rasowo wartościowe dzieci i wychować je w starej Rzeszy w odpowiednich zakładach wychowawczych w rodzaju dawnego poczdamskiego domu sierot po wojskowych albo też niemieckiej opiece rodzinnej. Wchodzące w rachubę dzieci nie mogą liczyć więcej jak osiem do dziesięciu lat, ponieważ z reguły do tego wieku możliwe jest prawdziwe przenarodowienie, tzn. ostateczne zniemczenie. Warunkiem jest całkowite zaprzestanie utrzymywania jakichkolwiek stosunków z ich polskimi krewnymi. Dzieci otrzymają niemieckie nazwiska, które także w źródłosłowie muszą być jednoznacznie germańskie. Ich rodowód będzie prowadzony przez specjalną placówkę. Wszystkie rasowo wartościowe dzieci, których rodzice polegli na wojnie lub zmarli później, będą od razu przejęte przez niemieckie domy sierot. Z tego względu należy wydać zakaz adoptowania dzieci przez Polaków”. W myśl wytycznych przedstawionych 25 listopada Niemcy rozpoczęli organizację masowego terroru względem polskich dzieci. Niejako wyprzedzając fakty, wspomnieć należy o utworzeniu w 1942 roku placówek z niemiecka nazywanych Deutsche Heimschulen (Szkoły Ojczyźniane), w których wychowywano w duchu narodowego socjalizmu dzieci w wieku od 6 do 12 lat. Element młodszy, do 6 roku życia, umieszczano w rodzinach zastępczych wskazanych przez Lebensborn, którymi osobiście zajmował się Heinrich Himmler. On też był autorem bardzo ważnego dokumentu: „Kilka myśli o traktowaniu obcoplemiennych na wschodzie”, w którym przedstawił plan rozprawienia się z narodem polskim. To właśnie Himmlera należy w dużej mierze obarczać odpowiedzialnością za niemiecką zbrodniczą politykę w stosunku do polskich dzieci. Adolf Hitler, przywódca Rzeszy, był w tym względzie znacznie bardziej umiarkowany, ponieważ podejrzewał, iż próby zniemczania polskiej młodzieży mogą przysporzyć sporo kłopotów. Ostatecznie jednak zaaprobował plany Himmlera i jego współpracowników dotyczące kwestii germanizacyjnych. Aby dokonać odpowiedniej selekcji, okupant prowadził rozliczne badania. W kręgu zainteresowań Niemców znalazły się charakter, wygląd, inteligencja, wysportowanie dzieci i w dużej mierze to od tego kwalifikowano poszczególne jednostki do odpowiednich placówek. Takie metody postępowania uwidoczniły się na terenach wcielonych do Rzeszy, gdzie element niemiecki mieszał się z polskim, a nierzadko obie grupy łączyły więzy krwi. I tak na Śląsku, na Pomorzu czy Wielkopolsce Niemcy stosowali podobną politykę germanizacyjną. Znaczne różnice wystąpiły na terenie Generalnego Gubernatorstwa, zdecydowanie bardziej etnicznie polskiego. Tam prowadzono swoistą ewidencję w postaci Volkslisty, na którą wpisywali się Polacy bądź nie. Odmówienie wpisu sprowadzało spore ryzyko prób zniemczania najmłodszych latorośli. Kolejnym rejonem, w którym proces germanizacji przebiegał w nieco inny sposób, była Zamojszczyzna, gdzie w 1942 roku okupant prowadził szeroko zakrojoną akcję wysiedleńczą. Znaczna liczba dzieci, nierzadko wraz z rodzinami, trafiła później do Niemiec. Wreszcie ogromnie popularnym procederem było zatrudnianie polskich dzieci do pracy w charakterze robotników (w przypadku chłopców i dziewczynek) oraz służących (głównie z przypadku dziewczynek). Akcja rabunkowa objęła w późniejszym okresie znaczny odsetek polskich dzieci i młodzieży. Pierwszym jednak etapem zbrodniczej polityki antypolskiej prowadzonej przez Niemców była systematyczna i masowa germanizacja, której głównym celem było albo pozyskanie Polaków, albo ich zniszczenie. Wyrazem tego było przemówienie wygłoszone przez Himmlera 14 października 1943 roku: „Sądzę, że naszym zadaniem jest zabrać ich dzieci do nas, oderwać je od środowiska, choćbyśmy mieli dzieci zabrać albo ukraść. Albo zdobędziemy dobrą krew, którą możemy spożytkować u siebie i wprząc w nasze szeregi, albo zniszczymy tę krew”.
Proces odzyskiwania elementu niemieckiego został zainicjowany jeszcze we wrześniu 1939 roku. W miarę upływu czasu okupant zdobywał sobie coraz większe doświadczenie w tym procesie, kształtując myśl przewodnią całej operacji. Ogólnie rzecz biorąc, chodziło o maksymalne zniemczenie elementu polskiego oraz ogłupienie jednostek, które germanizacji nie mogły ulec. W związku z tym niemal od początków okupacji Niemcy prowadzili agresywną politykę oświatową, której podstawowym zadaniem było wyniszczenie polskości. Musimy zatem przytoczyć najważniejsze postanowienia dotyczące edukacji dzieci polskich. W myśl założeń referatu z 25 listopada polskie szkoły miały zostać zamknięte, a pracujące placówki winny dostać niemiecki personel. Na ziemiach wcielonych do Rzeszy językiem wykładowym miał być niemiecki, a program edukacji mocno przerobiony w myśl założeń ideologii narodowosocjalistycznej. Jeśli zaś chodzi o Generalne Gubernatorstwo, Polakom pozostawiono pewną swobodę, jednakże i tam wiedza przekazywana uczniom była mocno ograniczona, a program wybrakowany. Szczególny nacisk kładziono na zaniechanie nauki ważnych z politycznego punktu widzenia przedmiotów, jak geografia, historia czy wychowanie fizyczne. 31 października 1939 Generalny Gubernator Hans Frank znakomicie określił wytyczne niemieckiej polityki oświatowej: „Polakom należy pozostawić takie możliwości kształcenia się, które pokażą im beznadziejność ich położenia narodowego”. Znacznie dalej w swoich wywodach szedł Himmler w znanym nam już dokumencie z 15 maja 1940 roku: „Dla nieniemieckiej ludności Wschodu nie mogą istnieć szkoły wyższe niż czteroklasowa szkoła ludowa. Celem tej szkoły ludowej jest wyłącznie: nauczenie prostego liczenia najwyżej do 500, napisanie nazwiska, nauka, że nakazem bożym jest posłuszeństwo wobec Niemców, uczciwość, pilność i grzeczność. Czytania nie uważam za konieczne”. W tym pseudonaukowym wywodzie jeden z najwyżej postawionych dygnitarzy hitlerowskich postulował ścisłą segregację rasową: „Rodzice, którzy zachcą dać swoim dzieciom lepsze wykształcenie, zarówno w szkole ludowej, jak później w szkole wyższej, muszą złożyć odpowiedni wniosek do wyższych dowódców SS i policji. Na podstawie wniosku będzie w pierwszym rzędzie rozstrzygana kwestia, czy dziecko pod względem rasowym jest bez zarzutu i czy odpowiada naszym warunkom. Jeśli uznamy to dziecko za naszą krew, wówczas oznajmi się rodzicom, że pójdzie ono do szkoły w Niemczech i na stałe w Niemczech zostanie”. Himmler zapowiadał też segregację okresową: „Co roku przesiewane będą wszystkie 6-, 10-letnie dzieci Generalnego Gubernatorstwa i dzielone na rasowe wartościowe i niewartościowe”. Ostatecznie restrykcyjne postulaty Himmlera w życie nie weszły, choć Niemcy skrupulatnie realizowali wytyczne Wetzla i Hechta, tworząc polskie szkoły ludowe i zawodowe, a niszcząc działalność oświatową na wyższym szczeblu. Szkolnictwo poniosło w okresie okupacji szczególne straty materialne – zniszczono 20% zabudowań, ponad 80% urządzeń szkolnych i materiałów edukacyjnych. Hitlerowcy prześladowali nauczycielstwo, które starało się w podziemiu odbudowywać struktury polskiego szkolnictwa i organizować tajne nauczanie młodzieży polskiej. Polacy dali w tym względzie przykład niezwykłego poświęcenia i ogromnego bohaterstwa, bowiem za odstępstwa od normy Niemcy surowo karali. Niepokornych niejednokrotnie czekała śmierć. Akcja germanizacyjna na byłych ziemiach polskich prowadzona była przez okupanta niejako w dwóch etapach. Do połowy 1941 roku problem germanizacyjny określano tytułem „Wiedereindeutschung” („powrotne zniemczenie”), ponieważ prześladowcy spodziewali się wyselekcjonować dzieci rasowo wartościowe i podatne na germanizację. W drugim okresie, niemalże do końca wojny, okupant zdecydował się na zmianę taktyki i masowy rabunek polskich dzieci i ich wywóz na tereny niemieckie. Duży wpływ na tego typu działalność miały uwarunkowania geograficzne (rejon, z którego zabierano dzieci) i rodzinne (szczególnym powodzeniem cieszyła się młodzież pozbawiona więzów rodzinnych, a więc z rodzin zastępczych czy ośrodków wychowawczych; pod uwagę brano również dzieci z rodzin rozbitych lub niekompletnych – na przykład gdy rodzice ginęli na froncie). W Generalnym Gubernatorstwie dużą rolę w selekcjonowaniu młodzieży polskiej odgrywały Volkslisty, na które wpisywali się ludzie podatni na niemieckie wpływy lub też chcący zapewnić sobie spokój. Rejestracja na Niemiecką Listę Narodową ruszyła 4 marca 1941 roku. W kilka miesięcy później, 18 czerwca, Himmler zwrócił się do Namiestnika Rzeszy w Poznaniu SS-Gruppenführera Greisera z nowymi wytycznymi odnośnie polityki narodowościowej. W liście czytamy: „Uważam za rzecz słuszną, aby specjalnie czyste rasowo dzieci rodzin polskich zostały zebrane razem i wychowywane przez nas w specjalnych, niezbyt dużych przedszkolach i domach dziecka. Odbieranie dzieci trzeba uzasadnić zagrożeniem ich zdrowia”. I dalej: „Dzieci nieodpowiednie należy oddać rodzicom z powrotem”. Ogromny wpływ na realizowanie tej zbrodniczej koncepcji miała Lebensborn. I tak, w Łodzi dzieci umieszczano w ośrodkach przy ul. Kopernika 36 i ul. Przędzalnianej 66. W Kraju Warty młodzież umieszczano w Luwikowie, Puszczykowie, Bruczkowie, a także w Poznaniu. W Kaliszu w byłym klasztorze sióstr nazaretanek utworzono specjalny obóz, z którego dzieci odsyłano do niemieckich szkół i rodzin zastępczych. Ośrodek funkcjonował niezwykle prężnie. Na Pomorzu złą sławą cieszyła się placówka w Połczynie. Wspominaliśmy już mimochodem o akcji z 1942 roku, która sankcjonowała zbrodniczy proceder osadzania dzieci w niemieckich szkołach i rodzinach, które wybierał Lebensborn. Praktyki to zainicjowało rozporządzenie Sztabu Głównego Komisarza Rzeszy do Spraw Umacniania Niemczyzny. Ewidencją dzieci miały zająć się Urzędy Młodzieżowe. To one w praktyce decydowały, dokąd skierowane zostanie porwane dziecko. Niejednokrotnie, aby odebrać pociechy rodzicom, niemieccy funkcjonariusze zmuszeni byli do użycia siły. Rzadko udawało się Polakom ukryć dzieci przed okupantem, choć i takie wypadki się zdarzały, a według relacji Ireny Nowak z Rogoźna było to możliwe. Kobieta ukrywała podczas wojny dwóch synów.
Akcja wysiedleńcza prowadzona była przed okupanta ze szczególnym okrucieństwem. Nie uwzględniano więzów rodzinnych łączących dzieci z rodzicami i brutalnie rozdzielano Polaków. Wysiedlenia, deportacje były pierwszym krokiem na drodze do opróżnienia ziem polskich z ludności je zamieszkującej, dając podwaliny pod niemiecką kolonizację. Migracje ludności polskiej miały być prowadzone docelowo w kierunku wschodnim. Według niemieckiej teorii na ziemiach polskich i nadbałtyckich Rzesza miała znaleźć tzw. przestrzeń życiową. Okazało się jednak, iż wysiedlenia w tym kierunku nie są jeszcze możliwe, dlatego okupant postanowił prowadzić akcję gospodarczego wykorzystywania ziem polskich i sił narodu polskiego. Deportacje z ziem wcielonych do Rzeszy objęły element nie nadający się do zniemczenia – opornych kierowano do Generalnego Gubernatorstwa. Początkowo wyrzuceni na bruk przebywali z obozach przejściowych, które rozmieszczono chociażby w Toruniu, Działdowie, Poznaniu i Potulicach. W Łodzi znajdował się główny obóz, który zawiadował sporą liczbą deportowanych. Warunki panujące w tego typu placówkach były fatalne, co potwierdzają wspomnienia tych, którzy musieli przez nie przejść. Wysiedleńców przewożono w okropnych warunkach – pakowano ich do wagonów w ilościach znacznie przekraczających standardy i zamykano tam bez jedzenia, picia i możliwości wyjścia na zewnątrz. Jak się okazuje, niektóre z transportów bardzo długo szły do miejsca docelowego – w jednej z relacji czytamy, iż droga z Poznania do Ostrowca Świętokrzyskiego zajęła 5 dni z powodu mylnego wysłania Polaków do Lublina. W Potulicach system obozowy działał od końca 1940 roku. Stopniowo Niemcy rozbudowywali kompleks, a na początku 1942 roku byli już w stanie pomieścić w obozie 10 tys. ludzi, których starannie segregowano. Silniejsi odsyłani byli na roboty do Rzeszy, słabsi na teren Generalnego Gubernatorstwa. Akcjami przesiedleńczymi zawiadował w praktyce Himmler, który od 7 października 1939 roku sprawował funkcję komisarza Rzeszy dla umocnienia niemczyzny. W praktyce od listopada 1939 roku prowadzono akcję wysiedleńczą na terenie Kraju Warty. Bardziej skoordynowane działania prowadzili Niemcy od początku 1940 roku. Na przełomie lat 1939 i 1940 deportacje objęły Łódź, gdzie okupant szczególnie agresywnie łamał wszelkie przejawy oporu. Najczęściej niemieccy funkcjonariusze przychodzili do polskich domów nocą i dawali kilka minut na spakowanie niezbędnych rzeczy. Następnie polskie rodziny pakowano do ciężarówek i wywożono do wspomnianych już obozów przejściowych. Tam porwane dzieci oczekiwały na werdykt i selekcję. A te prowadzone były najczęściej przez ekspertów Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa lub lekarzy urzędów zdrowia. Prowadzono niezwykle dokładne badania. Eksperci i lekarze oceniali wygląd i wielkość narządów, wypełniali specjalne formularze. Dzieciom robiono trzy fotografie i wystawiano opinię. W zasadzie dziecko mogło mieścić się w jednej z trzech norm – „pożądany przyrost ludności”, „możliwy do przyjęcia przyrost ludności” i „niepożądany przyrost ludności”. Dzięki temu Niemcy mogli stwierdzić, kto nadaje się do zniemczenia i wybrać odpowiednią drogę postępowania z dzieckiem. Co ciekawe, badaniu często podlegali także rodzice, a okupant starał się wykluczyć możliwość obciążenia dziecka dziedziczną chorobą genetyczną. Znamiennym jest tu przypadek Rozalii Klaczyńskiej, której matka cierpiała na epilepsję. Urząd nie zgodził się, aby jej dzieci zostały oddane do wychowania niemieckiej rodzinie, mimo iż odnaleziono u nich cechy rasy nordyckiej. Ostatecznie jednak, co było precedensem, Rozalia trafiła do rodziny zastępczej i wychowywała się u Dieberów w Wiedelach. Niemcy prowadzili także teksty psychologiczne, aby rozpoznać charakterystyczne cechy dzieci. Często były one decydujące przy ocenie możliwości zniemczenia danego dziecka. Następnie, starannie wyselekcjonowane dzieci, odsyłano do Rzeszy, gdzie albo przebywały w niemieckich ośrodkach wychowawczych, uczyły się w niemieckich szkołach, znanych nam już Heimschulen, albo też trafiały do rodzin zastępczych. Natychmiast prowadzono akcję wyniszczania polskości w zdobytych dzieciach, czemu służyć miało zmienianie nazwiska i nadawanie nowego, niemiecko brzmiącego. Jeśli dzieckiem opiekowała się rodzina zastępcza, sprawą zajmował się Lebensborn i nierzadko wystawiał on dokumenty potwierdzające niemieckie pochodzenie. Jednocześnie Niemcy zacierali ślady po meldowaniu polskich dzieci odebranych rodzicom, aby wykluczyć możliwość upomnienia się rodzin o ich córki i synów w przyszłości. Dzieci odłączano od rodziców także na podstawie wpisu lub jego niedokonania na Volkslisty. Rodzice „szczególnie obciążeni politycznie” mogli obawiać się, iż ich pociechy zostaną im odebrane, co Niemcy skrupulatnie czynili, starając się nie dopuścić do rozwoju elementu antyniemieckiego. W przypadku małżeństw mieszanych Niemcy szli na rękę swoim pobratymcom, co uwidoczniało się chociażby w przypadku rozwodów, gdy opiekę nad dzieckiem zawsze przyznawano stronie o korzeniach germańskich. Mówiliśmy już o losach dzieci z ośrodków opiekuńczych. Podobny do nich los czekał dzieci z rodzin rozbitych czy zastępczych. Sprawa masowych wysiedleń dotknęła przede wszystkim ludności Zamojszczyzny i Lubelszczyzny. Tereny te zostały w pierwszej kolejności wyznaczone jako odpowiednie do niemieckiej kolonizacji. 20 lipca 1941 roku Himmler nakazał Otto Globocnikowi, który pełnił funkcję dowódcy SS i policji w dystrykcie lubelskim, opracowanie planu wysiedlenia ludności polskiej ze wspomnianych rejonów. Już w listopadzie rozpoczęły się pierwsze akcje deportacyjne. W 1942 roku przystąpiono zatem do realizacji planów Himmlera i Globocnika. Ludność dzielono na pięć grup, z których III stanowiły osoby od 14 do 60 roku życia zdolne do pracy, a V grupę dzieci poniżej 14 roku życia. Okupant przewidywał początkowo utworzenie specjalnych obozów wychowawczych dla młodszych dzieci. Z czasem jednak pomysł ten zarzucono jako zbyt ryzykowny. W listopadzie 1942 roku ruszyła akcja wysiedleńcza Zamojszczyzny. Przy oporze ludności hitlerowcy bestialsko pozbawiali Polaków domów i kierowali do obozów wysiedleńczych, w tym w Zamościu przy ul. Lubelskiej. Duża część ludności trafiła później na przymusowe roboty do Niemiec. Ważnym punktem zbrodniczej działalności hitlerowców w tym rejonie było wysiedlenie 4 454 dzieci w lipcu i sierpniu 1943 roku. Prawdopodobnie wywieziono je do Rzeszy, gdzie miały ulec germanizacji. W sumie wysiedleniu uległo do sierpnia 1943 roku 110 tys. ludzi, z czego 30 tys. stanowiły dzieci. Ciężko było po wojnie dokładnie stwierdzić, co działo się z deportowanymi dziećmi, bowiem ewidencje niemieckie często fałszowano lub w ogóle ich nie prowadzono, aby zataić rozmiary i szczegóły procederu. W 1944 roku okupant niemiecki zdecydował się na prowadzenie dalszej akcji wysiedleńczej. Tym razem celem stały się dzieci uczęszczające do szkół. Zawiadująca oświatą administracja naciskała mocno na Polaków, aby ci posyłali dzieci do szkoły, ponieważ listy klasowe były doskonałym sposobem prowadzenia ewidencji. Dodatkowo zgromadzenie dzieci w jednym miejscu umożliwiało ich szybkie porwanie. W 1944 roku tego typu akcje były na porządku dziennym i obejmowały przede wszystkim najmłodszych, których odsyłano w celach germanizacyjnych albo na przymusowe roboty. Ogółem w latach 1942-45 do Niemiec i Austrii wywieziono w celach zniemczenia blisko 220 tys. polskich dzieci, które nie liczyły sobie nawet 12 lat. Po wojnie Polacy starali się dowiadywać o losie uprowadzonych. W tym celu zorganizowano repatriację młodzieży, jednakże nie udało się odzyskać wielu z tych, których wysiedlili w czasie wojny Niemcy. Część pozostała u niemieckich rodzin, część zginęła w latach wcześniejszych. W przypadku najmłodszych notowano wypadki zniemczenia.
Akcja angażowania polskich dzieci do przymusowych robót na terenie Generalnego Gubernatorstwa i Rzeszy była dość popularnym sposobem pozyskiwania niewolniczej siły roboczej. Młodzież polska, w dużej mierze i tak przeznaczona na wyniszczenie, była łakomym kąskiem dla hitlerowskiej machiny gospodarczej. Dlatego też już od pierwszych dni okupacji najeźdźca zdecydował się na wykorzystanie żywotnych sił narodu polskiego. Skrupulatni Niemcy prowadzili nawet statystykę dzieci wywożonych na przymusowe roboty do Niemiec, jednakże dane te obejmowały młodzież w wieku od 14-21 lat, tymczasem niejednokrotnie wywożono również dzieci młodsze. Młodzież polska trafiała do rozmaitych miejsc, a okupant nie liczył się z jej wątłymi siłami fizycznymi. Także na terenie okupowanego kraju organizowano grupy pracujące. Wśród nich na szczególną uwagę zasługują tzw. Baudienst, niejako pochodne obozów pracy, ale organizowane w miejscu zamieszkania dzieci. Ogółem do Niemiec na przymusowe roboty wywieziono ponad milion dzieci w wieku od 14 do 21 lat. Dane te zostałyby zapewne znacznie zawyżone, gdyby wliczyć dzieci młodsze, nawet poniżej 12 roku życia, które także deportowano i wykorzystywano jako niewolniczą siłę roboczą. Młodzież zatrudniano w różnych miejscach. Najczęściej pracowała w zamkniętych zakładach, w gospodarstwach. Nie brakowało także zatrudnionych w niemieckich hutach i kopalniach, gdzie warunki były szczególnie ciężkie, a praca wyjątkowo uciążliwa dla młodych organizmów, nieprzywykłych do morderczego wysiłku. Werbunek dzieci prowadzono w rozmaity sposób. Ważnymi w tym względzie okazały się oficjalne rozporządzenia przygotowywane przez administrację okupanta. W czerwcu 1941 roku Niemcy wprowadzili obowiązek pracy dla dzieci powyżej 12 roku życia. W praktyce dolną granicę wieku często przekraczano i angażowano jeszcze młodsze dzieci. Często, z powodu trudnej sytuacji materialnej rodziny, podjęcie pracy było jedynym sposobem na otrzymanie zarobku i wyżywienia. Głód był motorem napędowym wielu działań podejmowanych przez dzieci, łącznie z kradzieżą mienia. Najczęściej ofiarami kradzieży stali się Niemcy, co było niepisaną zasadą solidarności polskiej. 1 października 1941 roku Himmler wprowadził nowe rozporządzenie, które źródła swe miało w taktyce „ponownego zniemczenia”. Tym razem oficerowi SS chodziło o wykorzystanie polskich dziewcząt. W zasadzie zdecydowano się na wywożenie dziewczyn w wieku 16-20 lat, a bardzo często młodszych, aby w Rzeszy podjęły się rozmaitych prac na rzecz okupanta. W raporcie Głównego Urzędu Sztabu komisarza Rzeszy dla Umocnienia Niemczyzny opublikowanego 20 lutego 1942 roku możemy przeczytać, jak ciężki był los polskich dziewcząt uprowadzonych przez Niemców: „Doświadczenia, uzyskane przy zatrudnieniu nadającej się do powrotnego zniemczenia młodzieży, których rodziny pozostały na Wschodzie, są, ogólnie rzecz biorąc, niekorzystne. Wymiany korespondencji z rodzinami nie da się powstrzymać. Ponadto ważną rolę odgrywa tęsknota za domem. Wiele z zatrudnionych pomocnic domowych zachowało się opornie i musiano je ukarać. Zaszły liczne wypadki samobójstw. Widziałem się zatem zmuszonym, zlecić filii Urzędu Rasy i Osadnictwa szczególną ostrożność przy wyborze tych dziewcząt”. Jak zatem widzimy, młodzież polska nie poddawała się germanizacji i buntowała przeciwko rozporządzeniom niemieckim. Mimo tego zmuszona była podejmować pracę w Rzeszy, dokąd masowo odsyłano Polaków. 20 czerwca 1942 roku wydane zostało rozporządzenie sygnowane podpisem Fritza Sauckla, w którym nakazano werbowanie młodych ludzi, a zwłaszcza dziewcząt. Sauckel szacował, iż uda się w ten sposób pozyskać do pracy prawie pół miliona dziewczynek. Z kolei w Kraju Warty na początku 1943 roku administracja niemiecka wydała rozporządzenie dotyczące przymusu pracy od 12 roku życia wzwyż. Jak przystało na niemieckie standardy, dolną granicę zawartą w dokumencie często przekraczano. Wreszcie wrócić musimy do wspomnianego wcześniej procederu porywania dzieci. Swoista akcja terrorystyczna prowadzona była niemal we wszystkich rejonach Polski, a okupant wyspecjalizował się w wymyślnych sposobach oddzielania dzieci od rodziców. Młodocianych niejednokrotnie porywano wprost z ulicy w wyniku tzw. łapanek. Okupant stosował również sprytną metodę zabierania uczniów ze szkół. Wreszcie często atakowano miejsca, w których masowo gromadziła się ludność, jak chociażby kościoły. Dzieci odbierano rodzicom i nie pozwalano się im kontaktować. Następował transport do obozów przejściowych, a stamtąd do odpowiednich miejsc, w których dzieci mogły podjąć się pracy. Warunki, w jakich przyszło im pracować, były fatalne – wyżywienie okupant racjonował na bardzo niskim poziomie, co dotyczyło szczególnie dzieci poniżej 14 roku życia. Brakowało odzieży i obuwia oraz odpowiednich warunków sanitarnych. Nie było leków i opieki medycznej, a w zamian za to okupant stosował liczne kary cielesne i tortury psychiczne. Wreszcie dzieci przebywające w Rzeszy, szczególnie w drugiej fazie wojny, narażone były na bombardowania samolotów alianckich, które za cele obierały przede wszystkim niemieckie fabryki. Dzieci tęskniły za rodziną, domem i ojczyzną, a smutek potęgował fakt zakazu używania języka polskiego. Pracujących obserwowali niemieccy nadzorcy. Zdarzało się, iż ich zadaniem było wysegregowanie dzieci nadających się do zniemczenia. Tych nęcono wizją poprawy losu i awansu społecznego, wykorzystując postępujące załamanie. Jednocześnie w młodych Polakach narastał bunt przeciwko nieludzkiemu traktowaniu, co z kolei nie sprzyjało planom germanizacyjnym opracowanym przez hitlerowców.
Ogrom zniszczeń poczyniony wśród polskich dzieci był również wynikiem zbrodniczej akcji eksterminacyjnej prowadzonej przez aparat okupanta. Ogromną rolę w prześladowaniu ludności polskiej, w tym dzieci i młodzieży, odgrywały obozy koncentracyjne oraz więzienia. Pamiętać musimy, iż nie były one jedynymi miejscami eksterminacji, bowiem ciężkie warunki pracy kosztowały życie wielu nieletnich Polaków. Okupant prowadził również akcje egzekucyjne, które były doskonałym podsumowaniem terroru wprowadzonego na ziemiach zajętych przez siły niemieckie. W pierwszej kolejności zajmiemy się zatem najbardziej jawnymi metodami uśmiercania. Po wojnie, w toku badań i zeznań naocznych świadków niemieckich przestępstw na ludności cywilnej, udało się ustalić przybliżone dane dotyczące zagadnienia. Posiłkując się danymi zawartymi w publikacji powojennej: „Wojna i dziecko” możemy przedstawić liczbę egzekucji przeprowadzonych przez Niemców w poszczególnych województwach w latach 1939-45. Wśród pomordowanych znalazły się polskie dzieci w różnym wieku, nierzadko poniżej 5 lat, co było zbrodnią niezwykłą, nawet jak na standardy hitlerowskie:
Białostockie – 220 egzekucji
Kieleckie – 640 egzekucji
Katowickie – 258 egzekucji
Krakowskie – 677 egzekucji
Lubelskie – 1106 egzekucji
Łódzkie – 306 egzekucji
Pomorskie – 263 egzekucje
Rzeszowskie – 689 egzekucji
Warszawskie – 772 egzekucje
Niestety, dane te nie są dokładne i nie pozwalają odtworzyć zbrodniczego procederu hitlerowskich siepaczy w stu procentach. Warto jednak wymienić największe egzekucje przeprowadzone w latach 1939-45 na ziemiach polskich, w których wśród pomordowanych znalazły się również polskie dzieci. I tak, 26 sierpnia 1943 roku w Jasionowie w powiecie Augustów zginęło 22 dzieci w wieku od 1-15 lat. W powiecie Wysokie Mazowieckie, w Jabłoń-Dobki, rozstrzelano 8 marca 1944 roku blisko 100 osób, z czego 30 ciał stanowiły ciała pomordowanych dzieci w wieku od 1-14 lat. W powiecie Kielce, w miejscowości Michnów, okupant dopuścił się w dniach 12-13 lipca 1943 roku okrutnej zbrodni rozstrzelania 48 dzieci w wieku od 9 dni do 15 lat. 3 maja 1943 w Strużkach w powiecie Sandomierz zginęło 23 dzieci, których wiek nie przekraczał lat 13. W osiem dni później w Skałce Polskiej, na terenie powiatu Włoszczowa, zginęło w masowej egzekucji 31 dzieci w wieku od 2 dni do 14 lat. Nagromadzenie egzekucji dotyczących dzieci notowano w powiecie Miechów, gdzie w sierpniu 1942 roku zginęło 25 dzieci, a w dalszych miesiącach ginęły kolejne. 13 lipca 1944 roku zginęło 14 dzieci w Imbamowicach. W powiecie myślenickim, w miejscowości Wiśniowa okupant dopuścił się zbrodni wymordowania 27 dzieci w dniu 18 września 1944 roku. 2 lutego 1943 roku w powiecie Kraśnik zginęło 53 dzieci w wieku od 3 miesięcy do 15 lat. Ogrom zbrodni popełniony został na ziemi lubelskiej. W samym tylko powiecie Lublin w maju 1943 roku hitlerowcy rozstrzelali 200 dzieci, a na wiosnę 1942 roku zorganizowali akcję likwidacyjną sierocińca w Majdanie Tatarskim, gdzie zginęło 320 osób. 29 stycznia 1944 roku w Siuminiu w powiecie Tomaszów Lubelski zginęły 54 dzieci. 1 czerwca 1943 roku podobny los spotkał 30 dzieci w Sochach w powiecie Zamość. Do masowych rozstrzeliwań doszło w czasie trwania kampanii wrześniowej w Bydgoszczy. Tam hitlerowcy pozbawili życia blisko 800 osób, a wśród nich znajdowała się spora liczba kobiet i dzieci. 15 października tego samego roku w powiecie Rypin zginęła większość uczniów gimnazjum w Grudziądzu pomordowanych w masowej egzekucji ludności. 7 marca 1943 roku w powiecie Jarosław zginęło 25 dzieci, a nazajutrz hitlerowcy zabili 5 kolejnych. 28 lutego 1944 roku śmierć czekała 109 osób w Wanatach w powiecie Garwolin, a wśród nich znalazło się 47 dzieci. Wielokrotnie hitlerowcy mordowali całe rodziny, a ogrom ich zbrodni do tej pory nie został dokładnie określony. Okrucieństwo okupanta było niezwykłe, a nie jest to koniec długiej listy bezpośrednich zbrodni popełnionych na polskich dzieciach. Szczególny rozgłos zdobyła sobie sprawa przetrzymywania dzieci w obozie pracy w Łodzi i jego filii w Dzierzążni, które bezpośrednio nadzorowało Gestapo. Dzieci kierowano tam na różnej podstawie – często z powodów wyroków sądów, ale także w wyniku łapanek czy doraźnych decyzji organów administracyjnych. Komendantem nieludzkiego kompleksu mianowano SS-Sturmbannführera Karla Ehrlicha. Dzieci osadzone w obozie w Łodzi liczyły sobie od 2 do 16 lat. Po ukończeniu 8 roku życia obowiązywał przymus pracy na rzecz okupanta. Roboty były dość uciążliwe, przede wszystkim rzemieślnicze. Normy żywieniowe Niemcy ustalili na bardzo niskim poziomie. Co więcej, warunki sanitarne i mieszkalne, w jakich przebywały dzieci, były fatalne, co powodowało liczne choroby, często prowadzące do śmierci. Dzieci surowo karano za najmniejsze odstępstwa od normy, co miało wytworzyć atmosferę strachu i posłuchu. W Dzierzążni umieszczono kilkaset dzieci obojga płci. Tam stawiano na pracę rolniczą na folwarkach, w ogrodzie i okolicznych polach. I tam rygor obozowy był bardzo ostry, co doprowadzało dzieci do ostateczności i nierzadko decydowały się one na ucieczkę. Złą sławą cieszyło się więzienie na Pawiaku w Warszawie. Nie było to miejsce poświęcone stricte dzieciom, ponieważ do placówki kierowano Polaków w różnym wieku. Więzienie to odegrało jednak poważną rolę w prześladowaniu polskiej młodzieży. Często dzieci rodziły się w celach więziennych, gdzie przebywały ciężarne kobiety. Najczęściej jednak, jeżeli nie prowadzono na Pawiaku śledztwa, które mogło zakończyć się śmiercią przesłuchiwanego, dzieci kierowano do obózów koncentracyjnych. Szczególny rozgłos zdobyły sobie kompleks Auschwitz-Birkenau, najbardziej znany z niemieckich obozów tego typu, i obóz w Majdanku. W zasadzie od początku działalności obozu w Oświęcimiu placówka ta przyjmowała transporty młodych więźniów. Hitlerowcy stosowali tutaj różną politykę względem polskich dzieci. Część zostawiano w celu wykorzystania ich jako siły roboczej, część mordowano niemal od razu po przybyciu. Wielu z przybyłych zostało niemal natychmiast skierowanych do komór gazowych. Początkowo nowo narodzone dzieci były topione w kubłach z wodą. Jeśli zaś chodzi o wysiedleńców z Zamojszczyzny, w dużej mierze czekała ich w Auschwitz śmierć, także poprzez zastrzyki z fenolu robione przez niemieckich lekarzy. Pozostałych przy życiu czekało trudne życie obozowe. Warunki były fatalne – więźniom doskwierało zimno, głód i trudy pracy. Było to przyczyną chorób, które w takich warunkach najczęściej prowadziły do śmierci. Młodsze dzieci rzadko kiedy mogły sobie poradzić bez opieki dorosłych. Młodzież miała znacznie większe szanse na samodzielną egzystencję. Jak wspominał po wojnie komendant Auschwitz Rudolf Höss: „Wyboru tych dzieci dla celów zniemczenia dokonywały placówki powołanego przez Himmlera Głównego Urzędu SS dla spraw Rasy i Osadnictwa. Techniczna strona wywozu wybranych i przeznaczonych do zniemczenia dzieci należała do Centrali Przesiedleńczej z siedzibą w Poznaniu i jej placówek terenowych w krajach podbitych [..] O ile się nie mylę, to latem 1943 r. Łódź odmówiła przyjmowania dalszych transportów dzieci z powodu przepełnienia obu domów dla dzieci. Od tego czasu wszystkie dzieci przybywające do obozu oświęcimskiego względnie tam urodzone przebywały w obozie koncentracyjnym i większość z nich na skutek warunków obozowych zmarła. Odnosi się to wszystko do dzieci pochodzenia aryjskiego. Dzieci żydowskie, które wraz z rodzicami zwożono do oświęcimskiego obozu transportami, szły wprost z rampy kolejowej do komór, gdzie zabijano je przy użyciu gazu cyklon B […] Liczbowych danych co do ilości dzieci, które znalazły śmierć w obozie oświęcimskim, nie posiadam i podać nie mogę”. W styczniu 1945 roku, gdy Armia Czerwona wyzwoliła obóz, na jego terenie znaleziono zaledwie 180 dzieci. W Majdanku lądowała przede wszystkim ludność żydowska. W dużej mierze były to pełne rodziny wraz z dziećmi. Tam życie obozowe było nieco mniej uciążliwe niż w Oświęcimiu, jednakże i w tym obozie hitlerowcy dopuścili się masowych zbrodni. Dzięki staraniom Polskiego Czerwonego Krzyża i Rady Głównej Opiekuńczej na przełomie lipca i sierpnia 1943 roku Niemcy zwolnili z Majdanka 3514 więźniów. Niestety, wielu z nich zmarło tuż po zwolnieniu. Z 388 dzieci aż 70 czekała wkrótce śmierć. Także w innych obozach masowej zagłady notuje się wielokrotne przypadki mordowania dzieci lub śmierci najmłodszych z powodu katastrofalnych warunków panujących w placówkach niemieckich. Smutną historię zapisali Niemcy w Warszawie. W pierwszej kolejności odnieść się należy do getta warszawskiego, gdzie stłoczono ludność żydowską. Przebywało tam około 100 tys. dzieci. Warunki były koszmarne – brakowało jedzenia, ubrań, środków sanitarnych. Hitlerowcy jak mogli uprzykrzali życie więźniom enklawy. Akcja likwidacyjna w getcie nabrała rozmachu, w stosunku do dzieci, w sierpniu 1942 roku, kiedy to z Umschlagplatz odeszły spore transporty młodych ludzi przeznaczonych do wymordowania. Wraz z jedną z grup wyjechał dr Janusz Korczak, który opiekował się dziećmi. Stopniowo hitlerowcy likwidowali pozostałe przy życiu dzieci na terenie getta warszawskiego. Dramatycznie wyglądała pacyfikacja 400 dzieci z internatu „Dobra Wola” przy ul. Dzielnej 61. Warszawa była teatrem kolejnego aktu terroru niemieckiego w czasie trwania Powstania Warszawskiego. Okupant decydował się na masową eksterminację miejscowej ludności, nie szczędząc najmłodszych. Trudno jest określić ogrom ofiar cywilnych, w tym i dzieci mordowanych przez Niemców na Woli, Ochocie, Starówce, w Śródmieściu, na Żoliborzu i Mokotowie. Pacyfikacja objęła szpitale i inne placówki medyczne. Był to jeden z największych aktów terroru dokonanego na ludności polskiej przez Niemców.
Fotografia tytułowa: selekcja rasowa i przegląd uwięzionych dzieci polskich i dorosłych przez Niemców w czasie okupacji. Źródło: Wikimedia, domena publiczna.