Agresja niemiecko-radziecka na Polskę nie była spełnieniem ambicji Józefa Stalina. Zdobycze terytorialne mocno nęciły radzieckiego dyktatora, który marzył o wielkim ZSRR i Europie zjednoczonej ideą komunizmu. O ile ten pierwszy cel udało się mu realizować brutalną siłą, o tyle zaprowadzanie komunistycznego ładu wśród europejskich państw nie szło już Sowietom tak dobrze. Już od pierwszych dni okupacji Rzeczypospolitej dawało się wyczuć, iż Polacy nie zostaną złamani przez brutalnego najeźdźcę, a jego system nie ma właściwie szans przeszczepienia na grunt polski. Nie tylko Polacy znajdowali się w kręgu zainteresowań Stalina. W najbliższych latach szybko miał on sobie podporządkować Litwę, Łotwę i Estonię, które niemal jednocześnie uznały zwierzchnictwo Związku Radzieckiego. Wcześniej, bo jeszcze w 1939 roku, dyktator zdecydował się na agresywne posunięcia względem Finlandii, północnego sąsiada, który graniczył ze Związkiem Radzieckim na odcinku blisko 1600 kilometrów. Długość granic jest w tym wypadku o tyle ważna, iż w znacznym stopniu ułatwiła napad Armii Czerwonej na walecznych Finów. Jak się miało okazać, nawet z tego atutu nie potrafili skorzystać sowieccy oficerowie, wdając się w długie i wyczerpujące walki, które nazwane zostały Wojną Zimową.
Tak naprawdę konflikt na linii Moskwa-Helsinki rozpoczął się znacznie wcześniej niż drugowojenne zmagania. Finowie zdawali sobie sprawę z mocarstwowych zapędów sąsiada, obawiając nagłego ataku. Cofając się do odległej przeszłości, nadmienić należy, iż Finowie dość długo zmuszeni byli żyć pod rosyjską okupacją. Dopiero I wojna światowa zmieniła nieco układ sił na militarnej scenie europejskiej, co pozwoliło Finlandii wywalczyć niepodległość i wyswobodzić się spod hegemonii carskiej. Duży udział w tym procesie mieli Niemcy, wspierający narodowowyzwoleńcze dążenia, rozsadzające od środka imperialny system rosyjski. Niemiecki system szkolenia objął fińskich żołnierzy, z Rzeszy płynęło wsparcie w postaci uzbrojenia i sprzętu. Współpracę kontynuowano w pierwszych latach powojennych, jednakże więzy zaczęły się coraz bardziej rozluźniać. W zamian za to rząd fiński zaczął skłaniać się ku sojuszowi z mocarstwami zachodnimi, w tym Francją, która w tym regionie tworzyła silny system sprzymierzeńców. Niesnaski z Sowietami powodowane konfliktem terytorialnym udało się załagodzić w początkach lat trzydziestych. Stalin zaczął wyraźnie dostrzegać strategiczne znaczenie terytorium fińskiego, skąd mogło Sowietom zagrażać spore niebezpieczeństwo w wypadku agresji obcych mocarstw. Finlandia nadal była nastawiona mocno antyradziecko, co skłaniało do przypuszczenia, iż w razie ewentualnego konfliktu na linii Moskwa-Berlin Finowie nie zawahają się wspomóc Niemców. Leningrad, bardzo ważny ośrodek przemysłowy północno-zachodniej części ZSRR, dzieliło od granicy fińskiej zaledwie 32 kilometry i nietrudno było się domyślić, co stałoby się głównym celem ewentualnej ofensywy. Abstrahując od zażyłych stosunków fińsko-niemieckich, należy wspomnieć, iż Finlandia zajmowała silną pozycję w grupie państw skandynawskich, które w teorii uzyskały status krajów neutralnych, jednak w przypadku konfliktu zbrojnego mogły rozstrzygnąć o losach wielu starć. Tak przynajmniej wyobrażali to sobie Sowieci i wielokrotnie przedstawiali wizję „złych Finów” w swojej propagandzie przedwojennej. Nie przeszkadzało im to jednak prowadzić cichych rozmów z północnym sąsiadem, których głównym tematem były drobne przeszeregowania graniczne (na co Finlandia absolutnie nie chciała się zgodzić, widząc w tym procederze ewidentne ograniczenie własnej suwerenności) oraz sojusz wojskowy i pakt o nieagresji. W pierwszej kolejności opowiedzieć należy o roku 1932, kiedy to Finlandia zdecydowała się na podpisanie paktu o nieagresji ze Związkiem Radzieckim. Dokument ten miał jedynie symboliczną wymowę, zważywszy na to, iż Stalin zdecydował się sygnować podobne pakty i z kilkoma innymi krajami, w tym Polską. Tak czy inaczej, podpisanie dokumentu stanowiło wstęp do szerszego dialogu między obydwoma stronami. W dwa lata później moc wiążącą paktu o nieagresji przedłużono o 10 lat, ale jak się to miało do realnej polityki, będziemy mogli się przekonać już wkrótce. Dla rozwoju wydarzeń w Finlandii ważne było to, co działo się w centralnej części kontynentu. Szczególne zainteresowanie przejawiano agresywnymi posunięciami ruchu narodowosocjalistycznego w Niemczech, który stanowić miał doskonałą przeciwwagę dla komunistów radzieckich. Stalin z niepokojem przyglądał się temu, co wyczynia Adolf Hitler i coraz usilniej zaczął zabiegać o przychylność Finlandii. W kwietniu 1938 roku Borys Jarcew, który pełnił funkcję drugiego sekretarza radzieckiego poselstwa w Helsinkach, rozpoczął rozmowy z ówczesnymi władzami fińskimi, w tym z ministrem spraw zagranicznych Rudolfem Holsti i premierem Aimo Cajanderem na czele. W całej sytuacji doskonale orientował się prezydent Kyösti Kallio, o rozmowach nie wiedział natomiast marszałek Carl Gustav Mannerheim, przewodniczący Rady Obrony Państwa i faktyczny przywódca wojskowy narodu. W zasadzie Sowieci oferowali bezpieczeństwo granic i sojusz wojskowy oraz obietnicę remilitaryzacji Wysp Alandzkich. W zamian oczekiwali od Finów gwarancji niezawierania paktów wymierzonych w ZSRR z innymi krajami, co w praktyce oznaczało zabezpieczenie przed wykorzystaniem terytorium fińskiego dla najazdu na Związek Radziecki. Wobec niesatysfakcjonujących Finów formuł rozmowy utknęły w martwym punkcie. Nie pomogło nawet poruszenie tych kwestii na forum Ligi Narodów, bowiem obie strony nie potrafiły się dogadać. Wreszcie 21 listopada 1938 roku zdecydowano się na przeniesienie rozmów do Moskwy, ale i tam nie dały one żadnego rezultatu. Oczekiwania Sowietów były zbyt wygórowane w stosunku do tego, co mogło im zaoferować społeczeństwo fińskie, tradycyjnie antyradzieckie (a już na pewno nie było mowy o rezygnowaniu z wyspy Suursaari, czego oczekiwała dyplomacja stalinowska). Na pewien moment sprawa została wyciszona. Do kwestii powrócono 5 marca 1939 roku, gdy komisarz spraw zagranicznych ZSRR Maksym Litwinow skontaktował się z przedstawicielami Finlandii i ponownie zaproponował rozmowy na warunkach sowieckich. W tydzień później otrzymał negatywną odpowiedź na swoje postulaty. Wydaje się, iż w tym momencie skończył się okres samodzielnego decydowania Finlandii o jej losie. W całą sprawę wmieszali się Niemcy, Brytyjczycy i Francuzi – każda ze stron próbowała przeciągnąć Helsinki na swoją stronę, udzielając odpowiednich gwarancji i oczekując współpracy. Finowie zdecydowanie odcinali się od kolejnych propozycji, starając się nie drażnić żadnej ze stron. W konsekwencji decyzje o ich losie zapadły 23 sierpnia w Moskwie, podczas spotkania Joachima von Ribbentropa i Wiaczesława Mołotowa. Ministrowie spraw zagranicznych Rzeszy i ZSRR podpisali pakt o nieagresji z dołączonym doń tajnym protokołem, który ustalał strefy wpływów obu mocarstw. Tak się złożyło, iż Finlandia została przewidziana jako lenno dla Stalina. Helsinki nie zareagowały gwałtowanie na podpisanie paktu, nie zdając sobie sprawy z jego znaczenia. Nadal uważano, iż ogłoszenie polityki neutralności wystarczy, aby zagwarantować pokój i bezpieczeństwo. Co więcej, jeszcze 17 września, a więc w dniu agresji Armii Czerwonej na Polskę, Sowieci zapewniali rząd fiński o respektowaniu polityki neutralności. Niestety, były to mrzonki, o czym przekonali się Finowie dobitnie jeszcze w październiku, gdy Stalin zaczął proces uzależniania od siebie republik nadbałtyckich. 5 października do Helsinek zostaje wystosowany dokument wzywający fińskiego przedstawiciela do Moskwy celem przedyskutowania bieżących zagadnień politycznych. Wtedy wydawało się jeszcze, iż Związek Radziecki, szermując groźnie brzmiącymi hasłami, nie zdecyduje się na bardziej agresywne kroki. Do Moskwy poleciał Juho Kusti Paasikivi, który otrzymał tam w dniach 12-14 października oficjalne propozycje zmian terytorialnych. Co więcej, strona sowiecka domagała się zburzenia umocnień fińskich oraz wydzierżawienia Półwyspu Hanko. Na to Finlandia zgodzić się nie mogła, co ostro wyraził Mannerheim, kierujący obroną. Szczególnym niepokojem napawały postulaty dotyczące Hanko. Ostatecznie jednak 21 października rząd fiński odrzucił warunki sowieckie. Dwa dni później doszło do kolejnego spotkania przedstawicieli obu państw. Delegacja z Paasikivi i ministrem finansów Tannerem nie odniosła sukcesów, a Finlandia traciła mocną do tej pory pozycję międzynarodową (na skutek chociażby wycofania poparcia Szwecji). Pod koniec października sprawy ewentualnych cesji na rzecz Sowietów dyskutowano na forum rządu fińskiego, jednak dywagacje te nie przyniosły oczekiwanego przez Stalina skutku. Wreszcie w dniach 3-12 listopada przeprowadzono trzecią turę rozmów, która również nie przyniosła rezultatów. Opinia publiczna w Finlandii wrzała, rząd nie potrafił sobie poradzić z problemem. To zwiastowało otwarty konflikt wojskowy, choć Finowie do końca wierzyli, iż tego uda się uniknąć, a rozmowy zostaną wznowione. 26 listopada Sowieci ostrzelali Mainiłę na Przesmyku Karelskim, fingując jednocześnie atak fińskich żołnierzy, w wyniku którego śmierć poniosło 4 ludzi, a 10 odniosło rany. Prowokacja ta jako żywo przypominała operację „Himmler” zastosowaną przez hitlerowców 31 sierpnia 1939 roku, w przeddzień agresji na Polskę. Tym razem dało to podstawy do oskarżeń kierowanych pod adresem Finów, jakoby to oni prowadzili do konfliktu. 28 listopada rząd radziecki wypowiedział układ o nieagresji. Nazajutrz zerwał z Finami stosunki dyplomatyczne i wreszcie 30 listopada rozpoczął regularną agresję, gwałcąc tym samym prawa międzynarodowe. Teatrem działań wojennych stać się miał mocno zalesiony i poprzecinany siecią jezior kraj, w którym surowe warunki klimatyczne utrudniają zadanie najeźdźcy. Silny, energiczny i przyzwyczajony do zmagań z aurą fiński żołnierz miał stanąć do nierównej walki, w której jedynym jego sprzymierzeńcem była przyroda.
Gdy 30 listopada 1939 roku Armia Czerwona przekroczyła granicę z Finlandią, wydawało się, iż bardzo szybko upora się z wielokrotnie słabszymi liczebnie i jakościowo jednostkami nieprzyjaciela. Sowieci, swoim zwyczajem, zwodzili jednocześnie świat, twierdząc, iż żadnej agresji się nie dopuścili, a oddziały Leningradzkiego Okręgu Wojskowego reagują jedynie na fińskie prowokacje. Ciekawa była to reakcja, skoro już 30 listopada zbombardowane zostały Helsinki. Nie tylko stolica Finlandii ucierpiała tego dnia od wrogiego lotnictwa. Bombardowania dosięgły także Viipuri oraz kilkadziesiąt pomniejszych miejscowości, gdzie naloty nie miały już takiego zintensyfikowania, jak to było w przypadku Helsinek. Tamtejszy rząd musiał natychmiast reagować na niespodziewaną agresję, choć oczywiście wcześniej zdawano sobie sprawę, iż sowieckie natarcie kiedyś nastąpi. Co więcej, już 1 grudnia 1939 roku powołany do życia został rząd Fińskiej Republiki Demokratycznej z Otto Ville Kuusinenem na czele, fińskim komunistą, który dokooptował, w zasadzie otrzymał z Moskwy, podobnych sobie działaczy. Armia Czerwona została oficjalnie zawezwana przez gabinet zainstalowany w Terijoki, aby podjąć się wyprawy przeciwko legalnym władzom fińskim. A te nie próżnowały i 1 grudnia odpowiedziały powołaniem nowego rządu koalicyjnego, na którego czele stanął Risto Ryti. Väinö Tanner, lider fińskiej socjaldemokracji, otrzymał w rządzie tekę ministra spraw zagranicznych. W praktyce to on decydował o najważniejszych posunięciach. Roszady gabinetowe obliczone były na pozyskanie mas społecznych (co z kolei odciągało od Kuusinena rzesze robotników, na których liczył, oraz grupę komunistów fińskich z Arvo Tuominenem na czele) oraz ugłaskanie Sowietów. Tanner nie spodziewał się, iż agresja ma charakter czysto zaborczy, postrzegał ją raczej jako akt demonstracji politycznej siły Stalina. Przeliczył się w oczekiwaniach, bowiem już nazajutrz Moskwa uznała rząd Kuusinena, a Tannera ostro potępiono. Co więcej, marionetkowy gabinet zdecydował się na podpisanie „Układu o wzajemnej pomocy i przyjaźni pomiędzy ZSRR a Demokratyczną Republiką Finlandii”. Republika ta z demokracją miała tyle wspólnego, co rządy Stalina w ZSRR, a wyrazem zamierzeń uzurpatorów było dobrowolne przekazanie Sowietom m.in. Przesmyku Karelskiego, Półwyspu Hanko (dzierżawa 30-letnia), za co Kuusinen dostał bezwartościowe tereny Karelii Wschodniej. Na nic się zdały kontrakcje gabinetu Rytiego, który próbował wykorzystać do mediacji forum Ligi Narodów, Szwedów, a nawet Amerykanów. Sowieci konsekwentnie odrzucali wszelkie propozycje prowadzenia rozmów. Zainicjowało to dyplomatyczną akcję w Europie – ZSRR napiętnowano i 14 grudnia wykluczono z Ligi Narodów. Efekt był mizerny, bowiem Stalin nie miał zamiaru zawracać sobie głowy Europą, mając za swymi plecami poparcie Rzeszy oraz brutalną siłę Armii Czerwonej. W pierwszych tygodniach grudnia nie mógł być jednak zadowolony z postępów czynionych przez swoich podkomendnych.
Hurraoptymistyczne przewidywania wyższego dowództwa Armii Czerwonej szybko zweryfikowała wojenna rzeczywistość. Jeszcze przed rozpoczęciem kampanii marsz. Woroszyłow butnie zapowiadał, iż w ciągu sześciu dni zdobędzie Helsinki, a całość zmagań zakończy po kolejnych ośmiu dniach. Co więcej, żołnierze radzieccy dostali dyspozycje, aby nie przekraczać granicy szwedzkiej, co już było wyrazem kompletnego braku wojennego realizmu w sowieckim dowództwie. Tak czy inaczej, powiedzieć należy, jak prezentowała się Armia Czerwona w dniu wybuchu Wojny Zimowej. Proces jej formowania, a następnie odbudowywania zasługuje na szczególną uwagę, a to ze względu na wpływ, jaki wywarł na kampanie 1939 roku oraz dalsze posunięcia Stalina w czasie II wojny światowej. Na początku lat trzydziestych Armia Czerwona stanowiła jedną z czołowych sił na europejskiej scenie militarnej. Wydawało się, iż Stalin poczynił ogromne postępy na drodze do zbudowania armii silnej, karnej, zdyscyplinowanej oraz wyposażonej w nowoczesną broń. Tak się jedynie wydawało, bowiem dyktator radziecki miast rozbudowywać swoje siły i przystosowywać je do zbliżającej się wojny nowoczesnej rozpoczął proces całkowicie odwrotny. Właściwie kluczowym dla rozwoju wydarzeń na wewnętrznej arenie Związku Radzieckiego był rok 1937. Wtedy to zakończono rozbudowę militarną na ogromną skalę, zainicjowaną dwoma planami pięcioletnimi, ale też rozpoczęto tzw. „wielką czystkę”. Robotniczo-Chłopska Armia Czerwona od lat kształciła kadry dowódcze, w których Józef Stalin widział główną przeciwwagę dla swoich rządów. To złamało status Armii Czerwonej jako potęgi. W 1937 roku zainicjowany został proces marsz. Michaiła Tuchaczewskiego, oskarżonego o szpiegostwo na rzecz Niemiec i próby obalenia reżimu totalitarnego Stalina. Gruzin szukał jedynie pretekstu, aby pozbyć się niewygodnego w jego mniemaniu dowódcy, do którego żywił zresztą osobistą urazę, jeszcze z okresu wojny polsko-bolszewickiej. Podrobione dowody zbrodni (m.in. list Tuchaczewskiego sporządzony przez niemieckiego fałszerza Franza Putziga na zamówienie SD) posłużyły jako kluczowy element oskarżenia. Sprawa Tuchaczewskiego pociągnęła za sobą szereg represji wobec radzieckich wojskowych. Wielka czystka objęła wkrótce aż 50 000 oficerów, których sądzono w marionetkowych i pokazowych procesach. Stalin sam podkopywał swój grunt, niszcząc najbardziej wartościowy element kadry dowódczej. Dlatego też RKKA w 1939 roku nie przedstawiała tak wielkiej siły, jak jeszcze przed kilkoma latami. Pokazać to miała właśnie kampania fińska. O ile kampania wrześniowa była wstępem i rozgrzewką do działań Armii Czerwonej, o tyle Wojna Zimowa była już regularną akcją zbrojną przeciwko sąsiedniemu państwu, wbrew temu, co mówiła sowiecka propaganda. Ostatecznie Sowieci zdecydowali się rzucić do boju 28 dywizji, liczących po ok. 18 tys. ludzi każda. Słabe wyposażenie, złe dowodzenie i kiepska organizacja – pozostałości po stalinowskich czystkach – znacznie zmniejszały wartość bojową oddziałów radzieckich pogrupowanych w cztery armie. 7. Armia dowodzona przez gen. Wsiewołoda F. Jakowlewa zawierała w sobie 19. Korpus Strzelecki, 50. Korpus Strzelecki, 10. Korpus Pancerny. Na 8. Armię gen. Iwana Chabarowa składały się 1. Korpus Strzelecki i 56. Korpus Strzelecki, na 9. Armię gen. Michaiła Duchanowa 47. Korpus Strzelecki i Korpus Specjalny i wreszcie na 9. Armię gen. Waleriana Frołowa trzy dywizje w pierwszym rzucie. Siły lądowe znalazły się pod ogólnym dowództwem gen. Kiryła A. Miereckowa. Marynarką wojenną kierował adm. Nikołaj G. Kuzniecow. W tym wypadku zarysowała się spora przewaga radziecka, bowiem Flota Bałtycka dysponowała 2 pancernikami, 2 krążownikami i 26 niszczycielami. Jej siły wspomagało dodatkowo 65 okrętów podwodnych. Właściwie element ten w dużej mierze możemy pominąć, bowiem pogoda wykluczała większe akcje. Ciężkie warunki atmosferyczne mocno dały się we znaki sowieckim marynarzom, choć należy przyznać, iż okręty Stalina zapisały się w historii Wojny Zimowej, ostrzeliwując chociażby linię fińskiego wybrzeża i niszcząc tamtejsze baterie obrony. Od tych jednak mocno ucierpieli również atakujący, bowiem artyleria fińska wykazała się celnością i zaangażowaniem, zadając marynarce spore, jak na charakter tej wojny, straty. Fińskie siły morskie w praktyce prawie nie istniały (o sile stanowić miały dwa stare pancerniki i pięć okrętów podwodnych), więc o większych starciach na morzu nie mogło być mowy. Siły lotnicze reprezentowało 3800 maszyn różnego typu. Sowieckie lotnictwo być może było dość liczebne, jednakże jakościowo ustępowało zagranicznym produkcjom, choć w przyszłości radzieccy konstruktorzy mieli mieć na swym koncie kilka bardzo udanych projektów, które radziły sobie nawet w konkurencji z Luftwaffe. Siły lądowe wspierało 6541 czołgów.
Przyszedł czas na armię fińską. Najpierw zapoznajmy się ze sprzętem, jakim dysponowali dzielni obrońcy. Lotnictwo reprezentowało około 130 rozmaitych maszyn. W trakcie walk nadchodziło zaopatrzenie z zagranicy. Największe wsparcie zapewniła Finlandii Wielka Brytanii, przysyłając jeszcze w trakcie wojny kilkadziesiąt nowych maszyn. Wśród nich znalazły się takie produkcje, jak Gloster Galdiator II w liczbie 30 sztuk. Siły lotnicze defensorów były nieporównywalnie uboższe niż siły oponenta, dlatego trudno było się spodziewać, iż Finowie podejmą się walki w powietrzu na większą skalę. Nieco lepiej przedstawiał się parytet sił lądowych, choć i tutaj armia fińska mocno ustępowała przeciwnikowi. Zmobilizowanych zostało około 250 tys. żołnierzy i służb pomocniczych, z czego do walki ruszyło niecałe 35 tys., którzy mogli liczyć na wsparcie zaledwie 30 czołgów. Ta garstka maszyn właściwie nie miała żadnego wpływu na przebieg konfliktu, choć, jak zobaczymy, i siły pancerne starły się w kilku bataliach. Co ciekawe, Finowie nie dysponowali cięższą artylerią i środkami przeciwpancernymi w liczbie umożliwiającej skuteczną obronę. Łącznie mogli użyć w boju 599 dział różnego kalibru oraz zastosować 112 działek ppanc. Ich wyposażenie nierzadko składało się z elementów improwizowanych. Do historii przeszedł „koktajl Mołotowa” – butelka wypełniona benzyną, która dość skutecznie utrudniała życie nacierającym żołnierzom wroga. Do podobnych środków uciekali się chociażby polscy powstańcy w 1944 roku, walcząc przeciwko Niemcom w Warszawie. Jeśli chodzi o podział fińskich jednostek, to największy ciężar spoczywał na armii broniącej Przesmyku Karelskiego pod dowództwem gen. Hugo Östermana. W jej skład wchodził 2. Korpus z gen. Haraldem Öhquistem na czele oraz 3. Korpus z gen. Erikiem Heinrichsem. Centralnej części kraju bronić miał 4. Korpus, którym od 4 grudnia dowodził gen. Woldemar Hägglund. Wreszcie na północy rozmieszczono Grupę Północna Karelia i Grupę Laponia (tworzyły w zasadzie jedno zgrupowanie Północnej Finlandii, pozostając niezależne od innych zawiązków taktycznych). Finowie dysponowali też kilkoma dywizjami w rezerwie. Fińskie dowództwo spodziewało się ataku w Przesmyku Karelskim, ponieważ tam atak radziecki wydawał się być taktycznie uzasadniony. Granicy strzegła bowiem nowoczesna linia umocnień nazwanych Linią Mannerheima. Jej budowę rozpoczęto w 1929 roku. Umocnienia rozciągały się na długości 135 kilometrów, wychodząc od Zatoki Fińskiej i wkraczając w rejon Ładogi. Fortyfikacje obronne podzielono na kilka stref, z których wspomnieć należy pozycję wysuniętą, pozycję głowną, pozycję tyłową i osłonową. Ze względów strategicznych linia ta miała być gwarantem sukcesu obrony Finlandii przed zalewem radzieckim. Jeśli zaś chodzi o stronę architektoniczną, stanowi piękny przykład wspaniałego wykorzystania warunków terenowych i skromnych możliwości budowniczych.
Siły sowieckie, przekraczając granicę z Finlandią, niemal natychmiast ruszyły do zmasowanej ofensywy, szermując przy tym komunistycznymi hasłami. Wśród wielu wybiegów stosowanych przez partię, aby zagrzać do boju wojaków Armii Czerwonej, jeden zasługuje na wyróżnienie – na drzewach wieszano plakaty z podobizną Stalina i napisami: „Nie opuszczajcie go”. W takt huku armat i gwizdu samolotów siły sowieckie przystępują do natarcia, które, jak przewidywano, nie powinno trwać dłużej niż kilka, może kilkanaście dni. Linia Mannerheima w opinii radzieckiego dowództwa była mocno przereklamowana i nie zasługiwała na respekt. Tymczasem Finowie właśnie na tych umocnieniach chcieli oprzeć większą część swojego systemu obronnego. Walka na przedpolu fortyfikacji była typowym działaniem na zyskanie czasu i dokonanie ostatnich przygotowań. Tak naprawdę teren na południe od Linii Mannerheima już dawno spisano na straty i wydawało się, iż siły fińskie nie są w stanie go utrzymać. Już w trakcie pierwszych starć wyszło na jaw, iż Sowieci nie są przygotowani do tego typu działań. Typowa surowa fińska zima mocno dawała się we znaki żołnierzom, a ich wyposażenie nie było odpowiednie. Nawet kolory strojów dobrano w zły sposób. Kolorystyka była, materiały, z których wykonano ubrania żołnierzy były zbyt cienkie i widoczne z daleka, co uwidoczniało się przede wszystkim na tle śniegu. Mundury sił fińskich doskonale maskowały położenie żołnierzy, których dodatkowo wyposażono w ciepłą odzież i obuwie oraz rakiety śnieżne, znacznie ułatwiające poruszanie w zaspach. Siły sowieckie początkowo zostały zatrzymane przez siły osłonowe. W ciągu pierwszych dwóch dni walki nie udało się agresorowi osiągnąć większych sukcesów i dopiero 2 grudnia Finowie zmuszeni byli uznać wyższość przeciwnika i wycofać się na kolejną linię defensywną. I tam czekało Armię Czerwoną trudne zadanie, tym bardziej, że rozbijane grupy łączyły się ponownie i dołączały do kolejnych oddziałów, które stopniowo przesuwały się w kierunku Linii Mannerheima. Wszystko szło zgodnie z planem zakładającym obsadzenie umocnień pełnymi siłami i powstrzymanie w tym rejonie Sowietów. Dowództwo zadecydowało, iż główny plan działań wchodzi w życie z dniem 5 grudnia, choć okazało się, iż walki przed Linią Mannerheima trwały nawet o tydzień dłużej. Jednostki fińskie stawiały nadspodziewanie zaciekły opór, co mocno dziwiło Sowietów zbliżających się do głównego pasa umocnień. Linię osiągnięto 6 grudnia, choć nie bez problemów. Natychmiast do boju włączyła się fińska artyleria, ostrzeliwując odsłonięte jednostki wroga. Sowietom mocno dawali się we znaki fińscy snajperzy. Strzelcy wyborowi demoralizująco działali na żołnierzy Armii Czerwonej, dziesiątkując kolejne oddziały. Wśród wielu bezimiennych bohaterów Wojny Zimowej na wyróżnienie zasługuje Simo Häyhä – człowiek, który przy pomocy karabinu Mosin zabił 500 wrogów. Nadano mu przydomek Biała Śmierć. Tymczasem na dalekiej północy, 2 grudnia Sowieci zajmują Petsamo. Była to jedna z miejscowości, które stały się przyczyną sporu pomiędzy obydwoma krajami, choć nie ulega wątpliwości jej fiński charakter. Zadanie zajęcia miasta powierzono 14. armii. Miała ona o tyle łatwe zadanie, że Finowie praktycznie nie próbowali bronić Petsamo, także spisanego na straty jeszcze przed wybuchem wojny. Warto jeszcze wspomnieć o aktywności sowieckiego lotnictwa w pierwszych dniach walk. Jeszcze 30 listopada celem nalotów stało się wiele fińskich miast, a wśród nich Viipuri, Lahti czy Helsinki. Te same miasta stawały się głównym celem bombardowań w dniach kolejnych. To spowodowało panikę cywilów, którzy niejednokrotnie zajmowali drogi. Uchodźcy przeszkadzali w poruszaniu się regularnych jednostek. 1 grudnia trwały też walki pod Russarö, gdzie uszkodzony został sowiecki krążownik „Kirov” ostrzelany przez fińską artylerię. Obok niego uszkodzenia notował radziecki niszczyciel.
Kończąc opowiadanie o pierwszym tygodniu zmagań w Wojnie Zimowej, musimy zauważyć, co działo się w tym czasie na świecie, jak główne mocarstwa europejskie zareagowały na nagłą agresję Związku Radzieckiego. Przebywający w Genewie Rudolf Hosti, przedstawiciel Finlandii przy Lidze Narodów, już 3 grudnia zwrócił się z prośbą o zwołanie nadzwyczajnej sesji. Sekretarz Generalny zgodził się z inicjatywą, zapraszając kolejne kraje. Dwa dni po złożeniu wniosku nadeszła odpowiedź Moskwy, która odmawiała wzięcia udziału w obradach. Ostatecznie 14 grudnia ZSRR z Ligi Narodów wydalono, ale był to tylko gest pokazowy, ponieważ nie poszły za tym żadne praktyczne działania. To pokazało, jak sztucznym tworem jest Liga Narodów i jak małe ma możliwości manewru. O wiele większe znaczenie miała międzynarodowa akcja Finów poszukujących wsparcia. Zewsząd napływały słowa otuchy, a kolejne kraje próbowały sympatie fińskie przełożyć na rzetelną pomoc materiałową i wojskową. 13 grudnia rząd fiński zdecydował się poprosić o wsparcie siły alianckie. Zasadniczo plany zakładały użycie polskich sił w misji ratunkowej, aby nie narażać zachodnich mocarstw na konflikt z Niemcami, którym nie w smak byłoby mieszanie się do polityki wschodniej. Wreszcie 19 grudnia premier Daladier postanowił rozpocząć aktywne działania na rzecz utworzenia sił ekspedycyjnych. Pomysł wykorzystania Polaków chwilowo zarzucono, decydując się na bardziej międzynarodowe rozwiązanie. Francuzi nie obawiali się Sowietów, domyślając, iż nie dysponują oni wystarczającymi siłami. Po drugiej stronie Kanału La Manche nastroje były nieco bardziej stonowane. Premier Neville Chamberlain obawiał się nowego konfliktu i nie miał zamiaru angażować swych sił w ryzykowne operacje w rejonie Petsamo. Przeważyło stanowisko brytyjskie, postulujące przemarsz sił trasami norweskimi i szwedzkimi. Ostateczną decyzję w tej kwestii Najwyższa Sojusznicza Rada Wojenna podjęła 5 lutego. Oczywiście, aby plan mógł wejść w życie, należało uzyskać zgodę zainteresowanych państw skandynawskich, które oczywiście udzielić jej nie mogły ze względu na napięte relacje z Niemcami. Już 2 grudnia Szwecja ogłosiła, iż zachowa neutralność w trakcie trwania konfliktu i nie zdecyduje się na wsparcie sił fińskich. Zresztą, Hitler niedwuznacznie sugerował, iż nie powinno być mowy o aktywnym włączaniu się do wojny Skandynawów. Wyprawę aliancką traktował bowiem jako zamach na własne interesy polityczne i militarne w tej części Europy. Tak naprawdę jednak ani Szwedzi, ani Norwegowie nie zachowali pełnej neutralności, śląc skrycie pomoc dla armii fińskiej. Nie tylko przepuszczano transporty alianckie, ale i przesłano do Finlandii kilka tysięcy żołnierzy sformowanych w korpus ochotniczy oraz eskadrę 17 szwedzkich samolotów. Wsparcie, choć miało w dużej mierze charakter symboliczny, pozwoliło Finom uwierzyć, iż nie są odosobnieni. Dodatkowo zaangażowanie różnych krajów w Wojnę Zimową, nawet jeśli nie był to czynny udział, wywierało sporą presję na Stalina, który nie mógł być pewny reakcji chociażby aliantów zachodnich. I tak, wymienić należy także wsparcie kilkuset ochotników węgierskich, niecały tysiąc żołnierzy norweskich i ponad tysiąc duńskich. Symboliczne wsparcie zapewnili ochotnicy z Wielkiej Brytanii, Estonii, a nawet Stanów Zjednoczonych, których łącznie uzbierało się 600 ludzi. Obok transportu żołnierzy trwał przewóz sprzętu wojennego. I tutaj odznaczyły się wymienione wcześniej państwa, choć należy także wspomnieć o pomocy z Republiki Południowej Afryki (w składzie Imperium) czy Włoch. Szczególny nacisk kładziono na wsparcie lotnicze, przysyłając nowoczesne samoloty.
Po przełamaniu pierwszej linii obrony, nazwijmy ją umownie defensywą pozorowaną, Sowieci ruszyli do ostrzejszego natarcia. Jeszcze 7 grudnia rozgorzały pierwsze walki w rejonie miejscowości przylegających do Suomussalmi, gdzie Armii Czerwonej udało się uzyskać lokalne sukcesy. Finowie także wyprowadzają uderzenia, ale mają one ograniczony charakter. Trwają także walki pod małą miejscowością Kairala. Nad Jeziorem Ładoga w pierwszych dniach Wojny Zimowej zaznaczyła się przewaga żołnierzy radzieckich, którzy zdobywali kolejne miejscowości z Valkjärvi czy Ägläjärvi na czele. Niespodziewany sukces czerwonoarmistów zmusił Mannerhaima do przegrupowań. 4. Korpus przejął gen. Woldemar Hägglund. Zwolniono natomiast gen. Juho Heiskanena, który nie radził sobie z problemami. Hägglund z zapałem zabrał się do organizowania obrony i obiecał utrzymać rejon Jeziora Ładoga. Jednocześnie zapowiedział, iż nie zostanie opuszczona linia Kollaa, której mocno zagrażała 139. dywizja w rejonie Ilomantsi. Dowódca postanowił zorganizować przeciwnatarcie. Nieco bardziej na północ radziecka 122. dywizja zmusiła Finów do wycofania się do Salla. Tam organizowana była prowizoryczna obrona, która miała zatrzymać sowiecką ofensywę w tym rejonie. Celem sił 47. Korpusu gen. Diasiszczewa, w skład którego wchodziła jeszcze 163. dywizja, było dotarcie do granicy szwedzkiej w rejonie Oulu. 163. dywizja poruszała się wzdłuż osi Raate-Suomussalmi, także zdążając do Oulu, co mogłoby pozwolić na zamknięcie części jednostek Grupy „Laponia” w kotle. Jednocześnie udane uderzenie przekreślałoby celowość dalszej obrony fińskiej w tej części kraju i mocno mogło zagrozić jednostkom znajdującym się na południowej rubieży defensywnej. 7 grudnia w rejonie Suomussalmi pojawiła się 9. dywizja z płk Siilasvuo na czele, która miała podjąć się obrony tego rejonu. Sytuacja na północy była coraz bardziej skomplikowana, tym bardziej że następnego dnia siły Armii Czerwonej wkroczyły do Salla. Jakby tego było mało, zagrożone zostało Tolvajärvi, które nieomal udało się Sowietom zdobyć. W tym czasie rozpoczynał się bój w rejonie Suomussalmi, które dowództwo radzieckie nakazało zdobyć siłom 163. dywizji. Od południa do miejscowości zbliżała się 44. dywizja. Ogółem w rejonie tym zgromadziło się ponad 45 tys. sowieckich żołnierzy, którym dowódca sił obronnych, wspomniany płk Siilasvuo, mógł przeciwstawić zaledwie 17 tys. ludzi. Pod Tolvajärvi nadal trwały lokalne starcia, jednak niewiele z nich wynikało. 11 grudnia płk Talvela zainicjował tam kontratak swojej grupy (Grupa Talvela) zakończony bitwą w dniach 11-12 grudnia. Efekt uderzenia był niespodziewany nawet dla fińskiego dowództwa, bowiem operacja zakończyła się zwycięstwem. W tym samym czasie trwały zacięte starcia pod Suomussalmi. Finom udało się wykorzystać rozciągnięcie jednostek radzieckich i rozdzielić siły Armii Czerwonej na mniejsze grupy. 163. dywizja znalazła się w trudnym położeniu, bowiem przeciwnik po kolei likwidował niewielkie grupy jej żołnierzy. Dywizyjne pułki bezskutecznie próbowały wyrwać się z okrążenia. Finowie konsekwentnie realizowali założenia taktyczne i niszczyli kolejne kotły. Właściwie do 20 grudnia większa część 163. dywizji przestała istnieć. Wreszcie 27 grudnia do koncentrycznego ataku przystąpiła 9. dywizja fińska, która rozbiła resztki sił przeciwnika, odbijając całość Suomussalmi. Następnie jednostkę oddelegowano do kolejnego zadania, jakim było zniszczenie 44. Dywizji Strzeleckiej. W początkach stycznia Finowie rozpoczęli kolejną ofensywę. W zasadzie 5 stycznia 1940 roku, nacierając na kierunku Raate, całkowicie zaskoczono sowiecką 44. dywizję, która w ciągu zaledwie dwóch dni przestała istnieć. Aby jeszcze bardziej unaocznić zwycięstwo Finów, należy wspomnieć, iż 54. dywizja sowiecka także została okrążona, tym razem pod Raasti. Finom nie udało się jednak zlikwidować kotła, a Sowieci nie wyrwali się z pierścienia aż do zakończenia Wojny Zimowej. Bitwa pod Suomussalmi zakończyła się całkowitym tryumfem sił fińskich, które, choć słabsze, doskonale radziły sobie w trudnych warunkach i stosowały niezwykle praktyczną taktykę. Straty fińskie szacowano na zaledwie 750 zabitych i zaginionych oraz 1200 rannych. Przeciwnika pozbawiono 23 tys. zabitych. Dodatkowo w ręce obrońców dostała się duża część radzieckiego sprzętu, który później wykorzystywano z powodzeniem przeciw agresorowi. Wśród zdobyczy notowano 43 czołgi, 70 armat czy 300 karabinów maszynowych. Jeśli zaś chodzi o ofensywę Grupy Talvela, to dotarła ona do rzeki Aittojoki w dniu 23 grudnia i tam została wyhamowana, tworząc stały punkt obrony do końca zmagań w tej wojnie.
Zająć się teraz musimy sytuacją na południowym odcinku frontu. Wspominaliśmy już o kłopotach fińskich w Tolvajärvi i misji Woldemara Hägglunda, a także przeciwnatarciu z 12 grudnia, które zakończyło się połowicznym sukcesem sił fińskich. Naprzeciw 4. Korpusu stanęła silna 8. Armia gen. Chabarowa z 1. Korpusem gen. Panina (139. i 155. Dywizja Strzelecka), 61. Korpusem gen. Czerepanowa (18., 56. i 168. Dywizja Strzelecka) oraz 34. Brygadą Pancerną i 75. Dywizją Strzelecką w odwodzie. Rejon walk rozciągał się z grubsza od Porajarvi aż po Jezioro Ładoga i to tamtędy miały przejść jednostki radzieckie, aby finalizować ofensywę w centrum Finlandii. 12 grudnia był przełomowym momentem zmagań w tym rejonie. Hägglund postanowił wydelegować żołnierzy z 12. DP i postanowił stopniowo likwidować zagrożenie ze strony sowieckiej. Grupa płk Olkkonena starała się zniszczyć Sowietów w rejonie Jeziora Kotajarvi, jednakże całodniowy bój nie przyniósł rozstrzygnięcia. Nazajutrz walki kontynuowano, jednakże miały one charakter lokalny, już bez większych akcji obu stron. Podobnie rzecz się miała z grupą ppłk Jarvinena, która także została powstrzymana przez Armię Czerwoną, a 168. Dywizja Strzelców przechodziła nawet do udanych kontruderzeń, zagrażając Finom. Sukcesu nie odniosło także natarcie trzeciej z grup, co zmusiło dowódcę IV Korpusu do chwilowego wstrzymania akcji. Gdyby nie sukcesy pod Tolvajärvi, 12 grudnia zostałby spisany na straty. Na szczęście, udane natarcie grupy Talvela pozwoliło Finom na częściowe wyniszczenie 139. dywizji. Nie powiodło się doszczętne wybicie żołnierzy tej jednostki i już następnego dnia, przy wsparciu pospiesznie podciąganej 75. Dywizji Strzelców czerwonoarmiści atakowali pozycje fińskie. Zacięte walki prowadzono jeszcze przez kilka dni. Finom nie starczało sił, aby okrążyć sporą ilość radzieckich żołnierzy, natomiast Sowieci nie potrafili przejść do skutecznej kontrofensywy, wdając się w mordercze walki na wyniszczenie. W tych przewagę miał żołnierz fiński, choć mniej liczny, bardziej waleczny i doskonale przygotowany do boju w ciężkich warunkach. Efektem spokojnych posunięć dowództwa fińskiego i znakomitych akcji poszczególnych oficerów, w tym chociażby płk Pajari, było osiągnięcie rubieży Aittojoki, o czym już mówiliśmy. Walki na tej linii trwały od 21 do 23 grudnia i w zasadzie front się ustabilizował, a żadna ze stron nie była w stanie wypracować sobie przewagi. Akcja Finów kosztowała ich 660 zabitych i 1400 rannych, jednakże można ją uznać za spory sukces, zważywszy na zwycięstwo strategiczne oraz straty notowane przez przeciwnika i sięgające ponad 4 tys. zabitych. Dodatkowo Finowie zdobyli sporą ilość sprzętu, w tym 59 czołgów, zdobytych głównie na 139. dywizji. Nie był to koniec zmagań IV Korpusu, który teraz szykował się do zniszczenia pozycji 168. i 18. Dywizji Strzelców. Hägglund postanowił wydelegować blisko 15 tys. żołnierzy, którzy na przełomie grudnia i stycznia odnieśli pierwsze sukcesy w ofensywie prowadzonej przeciwko 61. Korpusowi gen. Czerepanowa. Główne natarcie fińskie ruszyło 6 stycznia, zaskakując Sowietów rozmachem i siłą. Uderzeniem kierowali płk Hannuksela i płk Auti, którzy doskonale poradzili sobie z przeciwnikiem i do 19 stycznia doprowadzili do rozdzielenia sił radzieckich na kilka części, zamykając je w kotłach, zwanych przez Finów „motti”. Owe motti stały się pierścieniami śmierci dla odizolowanych oddziałów Armii Czerwonej. W konsekwencji styczniowej ofensywy IV Korpusu rozbite i okrążone zostały 168. dywizja, 18. dywizja oraz 34. Brygada Pancerna, dokooptowana pospiesznie do 61. korpusu. Szczególne położenie miała 168. dywizja zamknięta w rejonie Lemetti. Finowie stopniowo przystępowali do likwidacji kotła, niszcząc konsekwentnie wrogie jednostki. Sowieci cierpieli z braku wyposażenia i dotkliwego zimna. Nękali ich też fińscy żołnierze, teraz już zaprawieni w boju i bogaci w nowe doświadczenia. Nie pomogło nawet zaopatrywanie niektórych motti przez transporty powietrzne (radzieckie siły lotnicze miały druzgocącą przewagę na niebie Finlandii i mogły dowolnie dysponować zaopatrzeniem) czy posiłki przesyłane po Jeziorze Ładoga. Wydaje się, iż ofensywa styczniowa była największym sukcesem armii fińskiej w tej wojnie, o czym świadczą kolejne tygodnie zmagań, gdy likwidowano opór Sowietów. W zasadzie wszystkie kotły przestały istnieć do połowy lutego, oprocz jednego, utrzymywanego w rejonie Kitelä.
Przejdźmy teraz do frontu, który całkowicie pominęliśmy, a który skoncentrował uwagę obu stron w największym stopniu. Przesmyk Karelski był właściwie najważniejszym rejonem obrony fińskiej i to tam zgromadzono największe siły zdolne do długotrwałej defensywy przed przeważającym wrogiem. W zasadzie obronę prowadziły tam II Korpus gen. Ohquista (4., 5. i 11. DP oraz trzy wydzielone grupy operacyjne) i III Korpus gen. Heinrichsa (8. i 10. DP oraz Grupa R). Siły fińskie w tym rejonie szacowano na niewiele ponad 20 tys. ludzi, co w porównaniu z 7. Armią wyznaczoną do forsowania Przesmyku Karelskiego wygląda dość blado. Dowódca zgrupowania, gen. Miereckow, miał do dyspozycji dziewięć razy więcej żołnierzy niż dowódca Armii Przesmyku gen. Osterman. Pod rozkazem Miereckowa działały 19. Korpus gen. Starikowa, 50. Korpus gen. Gorolenki i 10. Korpus Pancerny gen. Romanienki. Mówiliśmy już, jak wyglądał pierwszy tydzień walk na przedpolu Linii Mannerheima. Finowie spokojnie cofali się do fortyfikacji, doskonale zdając sobie sprawę, iż w otwartym boju Sowieci zmiażdżą ich liczebnością i uzbrojeniem swoich wojsk. Dlatego Mannerheim zdecydował się na efektywniejszą taktykę stopniowego ustępowania pola. Zasadniczo impet natarcia wyhamowały Grupy R i M, w związku z czym Armia Czerwona otrzymała rozkaz kontynuowania uderzenia przede wszystkim na środkowym odcinku frontu. Finowie byli jednak przygotowani na takie rozwiązania. Po szeregu walk postanowili wykonać sprytny manewr zmylający radziecką 20. Brygadę Czołgów. 17 grudnia część maszyn przepuszczono przez linie fińskie, pozorując odwrót i przełamanie. Za czołgami nie nadążyła radziecka piechota, co pozwoliło Finom na wyniszczenie odizolowanych maszyn. Atak w rejonie Summa nie przyniósł zatem spodziewanego sukcesu 7. Armii. Co więcej, 35 maszyn zostało zniszczonych, a 20. Brygada Czołgów notowała coraz większe straty, które w dużej mierze wpływały na dalsze możliwości manewrowe jednostki. Doświadczenie z 17-19 grudnia niczego nie nauczyło Sowietów, którzy w kolejnych dniach ponownie próbowali podobnej taktyki. 21 grudnia Finowie ponownie przepuścili czołgi 20. Brygady Czołgów i ponownie nie dopuścili do wsparcia ich piechotą, co umożliwiło zniszczenie części maszyn. Sukcesy ostatnich dni rozochociły dowództwo fińskie, które teraz rozpoczęło planowanie kontrofensywy siłami Armii Przesmyku. Nigdy w historii wojen Finowie nie szykowali takiego uderzenia, nie mieli też doświadczenia w planowaniu szeroko zakrojonych ofensyw. Dlatego trudno się dziwić, iż wynik starcia był niekorzystny dla atakujących. 2. Korpus ruszył do boju o 6.30 23 grudnia. Niestety, już w kilka godzin później ofensywa została wstrzymana ze względu na rosnące straty. Uderzenie prowadziły 1. DP z rejonu Perjoki, 6. DP broniąca Summy i 5. DP, którą przysłano z odwodów, aby wsparła nagłe natarcie. Niestety, tylko 1. DP poradziła sobie w trakcie krótkich walk, ale i ona zmuszona była do wycofania na początkowe pozycje. Szacuje się, iż straty fińskie w nieudanej kontrofensywie sięgały 361 zabitych, 777 rannych i 190 zaginionych. Była to klęska, na jaką Finowie absolutnie nie mogli sobie pozwolić, myśląc o organizowaniu dalszej defensywy w Wojnie Zimowej. Tymczasem Sowieci postanowili wznowić działania w rejonie Taipale, inicjując uderzenie 25 grudnia. W toku walk udało się im pokonać obrońców Kelja. Pod Sakkola i Volosula Finowie zdołali odeprzeć uderzenie, choć nie bez trudu. Wyprowadzane w następnych dniach kontruderzenia sił III Korpusu były bezskuteczne. Bohatersko walczyła 10. DP, ponosząc ogromne straty szacowane w końcówce grudnia na blisko 2300 zabitych. 27 grudnia udało się Finom wyprzeć Sowietów w Kelja, jednakże całość trzydniowych zmagań kosztowała ich sporą liczbę żołnierzy. W kolejnych dniach walki ograniczono do minimum, a obie strony szykowały się na decydujące starcie. Ostatnie dni grudnia Finowie mogli zapisać na swoją korzyść, zadając spore straty 163. dywizji, której odebrano także dużą część materiałów. 4 stycznia Sowieci próbowali związać walką siły fińskie w rejonie Kirvesmäki. Bezskutecznie. Obrońcy twardo trzymali pozycje. W styczniu ciężar działań wojennych przeniesiono zdecydowanie na wschód, gdzie Finowie prowadzili udane ofensywy, niszcząc kolejne jednostki agresora. Na froncie w Przesmyku Karelskim panował względny spokój, z rzadka przerywany walką. W połowie miesiąca starcia sprowadzały się do ostrzeliwania artyleryjskiego Linii Mannerheima, które nie przynosiło większych efektów. Pod koniec stycznia ogień sowieckich dział nasilił się, co zwiastowało rozpoczęcie kolejnej fazy działań. Obie strony nerwowo wyczekiwały radzieckiej ofensywy. 28 stycznia rozpoczęły się ciężkie walki w rejonie Taipale, które były niejako przygotowaniem natarcia 7. Armii. Rankiem 1 lutego sowiecka artyleria rozpoczęła ciężkie ostrzeliwanie rejonu Summa. Armia Czerwona prowadziła też szeroko zakrojone działania rozpoznawcze. 10 pierwszych dni było niezwykle męczących dla obrońców, którzy niemal nieustannie musieli trwać na pozycjach, gdyż nie wiadomo było, czy kolejne uderzenie radzieckie nie jest tym głównym, nie tylko pozorowanym. Walki toczono przede wszystkim na odcinku III Korpusu. Wreszcie 11 lutego Armia Czerwona przystąpiła do finałowego ataku na Przesmyku Karelskim. Główne uderzenie 100., 123. i 138. dywizji spadło na 3. dywizję płk Paalu w rejonie Summa. Także III Korpus zmuszony był do stawienia czoła ofensywie nieprzyjaciela, choć tam radzono sobie znacznie lepiej. Rejon Summa był zdecydowanie najbardziej narażony na przełamanie. 5. dywizja płk Isaksona starała się wspierać siły 3. dywizji, jednakże sama coraz gorzej radziła sobie z przeciwnikiem. Efektem natarcia 123. Dywizji Strzelców rozpoczętego 14 lutego było przełamanie pozycji fińskich i zdobycie Kamara w dwa dni później. Nie powiodły się także próby obrony linii Taipale przez siły 21. DP, która również musiała się cofnąć do Lähde. Teraz ciężar działań miał przenieść się w rejon Viipuri. Mannerheim zdawał sobie sprawę, iż jego obrona została przełamana. 17 lutego padła także druga linia defensywna. Co więcej, fińskie dowództwo miało spore problemy kadrowe i niezbędne były zmiany – gen. Ostermana zastąpił gen. Heinrichs, a jego miejsce zajął gen. Talvela. Sowieci posuwali się w coraz szybszym tempie, nie było już mowy o zorganizowanej obronie fińskiej. 22 lutego przełamane zostały pozycje fińskie pod Koivisto, a następnego dnia upadło Honkaniemi. I Korpus i II Korpus miały osłaniać Viipuri, jednakże zadanie to przerastało nadwątlone siły fińskich żołnierzy. 1 marca Armia Czerwona rozpoczęła zajmowanie przedmieść Viipuri. 5 marca rozpoczęło się ostateczne natarcie na miasto. Załamanie na froncie zmusiło Finów do szukania innego rozwiązania w celu zapobieżenia całkowitemu podbojowi ich kraju. Początek marca zwiastował kłopoty także na innych odcinkach frontu, a załamanie obrony Przesmyku Karelskiego mogło być jednym z wielu epizodów powszechnej rozsypki. Marzec stał zatem pod znakiem ogólnego rozpadu fińskiej obrony, ale i przygotowań do zakończenia konfliktu. Oto w Moskwie prowadzono już ostatnie rozmowy na temat zawieszenia broni. Finlandia wojnę przegrała, jednak mogła uratować resztki niezawisłości i niepodległości przed dominacją radziecką. Sztuka ta, przynajmniej w części, udała się delegacji wysłanej z Helsinek.
Finowie doskonale zdawali sobie sprawę, iż nie są w stanie wygrać wojny z Sowietami. Obrona mogła się sprawdzić na krótkim dystansie, ale na dłuższą metę mogło zabraknąć sił do prowadzenia działań zbrojnych przeciwko Armii Czerwonej, która choć osłabiona, nadal była mocniejsza od obrońców. Dlatego też roszady w rządzie przeprowadzone na początku grudnia 1939 roku traktowano raczej jako próbę porozumienia z agresorem niż formowanie władz zdolnych do przeciwstawienia się agresji. Minister Tanner od początku próbował mediacji, które mogły zakończyć Wojnę Zimową i odwlec zagrożenie ze strony sowieckiej. Postulowano przy tym wykorzystanie państw neutralnych, choć mocno zainteresowanych wydarzeniami na terytorium Finlandii. W orbicie zainteresowań Tannera znalazły się zatem Szwecja i III Rzesza, które miały wystarczającą siłę, aby uczestniczyć w pertraktacjach z Moskwą. Sztokholm bał się jednak zdecydowanych interwencji, nie chcąc narażać się ani Stalinowi, ani Hitlerowi. Z kolei Hitler nie miał zamiaru odbierać sobie szansy osłabienia Armii Czerwonej rękami żołnierzy fińskich, którzy w początkowej fazie zmagań doskonale radzili sobie z agresorem. Dlatego też nietrudno jest się domyślić, iż początkowo Berlin mocno wzdragał się od pośredniczenia w jakichkolwiek rozmowach pokojowych. Dopiero sukcesy Armii Czerwonej mogły skłonić Rzeszy do jakiejkolwiek interwencji celem zapobieżenia zbyt dużemu wzmocnieniu przyszłego przeciwnika. Nie ulegało bowiem dyskusji to, iż kiedyś Berlin i Moskwa zwrócą się przeciwko sobie, rezygnując z dotychczasowego sojuszu. W styczniu Joachim von Ribbentrop rozpoczął sondowanie strony sowieckiej, która zdecydowanie odmówiła rozpoczęcia prac nad projektem dwustronnego porozumienia. Wiaczesław Mołotow przekazał Berlinowi enigmatyczną wiadomość, iż podstawą rokowań może być jedynie uznanie rządu Otto Ville Kussinena, co z kolei było nie do przyjęcia przez legalne władze zainstalowane w Helsinkach. Także w Sztokholmie trwała akcja dyplomatyczna, tyle że za pośrednictwem działaczy niższego szczebla – z posłem radzieckim Aleksandrą Kołłontaj skontaktowała się pisarka Hella Wuolijoki, która sondowała możliwość negocjowania porozumienia. W kilka dni później chęć wzięcia udziału w rozmowach wyraził minister spraw zagranicznych Szwecji Christian Günther, który 29 stycznia zaproponował rozstrzygnięcie problemu. Jeszcze tego samego dnia Mołotow przystał na propozycję rozpoczęcia negocjacji poza Kussinenem. Tanner 1 lutego przedstawił ciekawy, choć niemożliwy do zrealizowania projekt, ustępstw terytorialnych na rzecz ZSRR przy jednoczesnym uzyskaniu cesji w kilku innych rejonach. Stosunkowo niewielkie ustępstwa nie zadowoliły strony moskiewskiej, która przedstawiła własny, bardzo radykalny projekt, w którym najważniejszym było zajęcie Półwyspu Hanko i Przesmyku Karelskiego. 10 lutego Rada Obrony Państwa zaakceptowała misję Tannera, choć nie wyrażano zgody na tak daleko idące ustępstwa. Sukcesy Armii Czerwonej zmuszały jednak do pośpiechu. Z jednej strony trwały zatem naciski Sowietów, którzy 28 lutego przedstawili ultimatum, z drugiej presję wywierali alianci, oczekując oficjalnego wezwania do wsparcia sił fińskich w Wojnie Zimowej. Niestety, nie było praktycznej możliwości przeprowadzenia operacji sił francuskich i brytyjskich, co skłoniło Finów do zaakceptowania warunków radzieckich 6 marca. Dwa dni później rozpoczęto pertraktacje obu stron. Finlandię reprezentowali Ryti, min. Paasikivi, prof. Voionmaa i gen. Walden, z kolei ich adwersarzami zostali Mołotow, Żdanow i gen. Wasilewski. Rozmowy odbywano w Moskwie. Okazało się, że warunki sowieckie są cięższe niż oczekiwane, jednakże rząd fiński, stojąc niemalże pod ścianą, zmuszony był je zaakceptować w nocy z 9 na 10 marca. Przed północą 12 marca prezydent Ryti sygnował układ pokojowy. Działania zbrojne miały ustać z godziną 12.00 13 marca. Finom udało się uratować suwerenność państwową, choć uczynili to za cenę sporych ustępstw. W sumie cesje na rzecz ZSRR objęły blisko 10% terytorium przedwojennej Finlandii, a w skład terenów przekazanych wchodziły wyspy na Morzu Bałtyckim, Półwysep Rybacki, Półwysep Średni. Półwysep Hanko został Sowietom wydzierżawiony na 30 lat. Granica przebiegała na zachód od Wyborgu. Dodatkowo Finlandia zobowiązywała się do ustępstw gospodarczych. 450 tys. ludności zamieszkującej zajęte tereny przesiedlono do Finlandii. Operacja przebiegała bardzo sprawnie. Co ciekawe, Ryti sygnujący traktat pokojowy w Moskwie miał wypowiedzieć słowa: „Biada złemu pasterzowi, który trzodę porzuca. Miecz niech spadnie na jego ramię i na jego prawe oko! Niech uschnie jego ramię, a prawe oko niech całkiem zagaśnie”. Najdziwniejsze było w tym to, iż w kilka lat później prawa ręka prezydenta została sparaliżowana.
Wojna Zimowa była dla Sowietów niezwykle wyczerpującym przeżyciem. Okazało się, iż buńczuczne wypowiedzi bezpośrednio poprzedzające konflikt nijak się mają do rzeczywistości, a Armia Czerwona jest tworem przestarzałym i nieprzygotowanym do trudnej walki. Wykorzystać to mieli Niemcy, którzy w pierwszych miesiącach kampanii radzieckiej po prostu rozjechali swojego przeciwnika. Początek marca 1940 roku uwidocznił przewagę radziecką, jednak nie należy zapominać, iż wojna trwała od początku grudnia roku poprzedniego, co pokazywało, iż słabi Finowi są w stanie zatrzymywać wojska sowieckie ponad trzy miesiące. Był to wyczyn nieprawdopodobny, zważywszy na dysproporcję sił i środków, jakimi dysponowały obie strony konfliktu. Stalin zdawał sobie sprawę, iż Wojnę Zimową traktować należy jako swoisty test – test przed kolejnymi doniosłymi wydarzeniami na europejskiej scenie politycznej, a przede wszystkim militarnej. Okazało się, że czystki przeprowadzone w latach trzydziestych nie wyszły na dobre Armii Czerwonej, niszcząc najbardziej wartościową grupę oficerów, którzy w mniemaniu Stalina zagrażali jego dyktaturze. Dodatkowo doświadczenia z Wojny Zimowej posłużyły Sowietom do przygotowania nowych rodzajów broni i uzupełnienia ewidentnych braków w wyposażeniu żołnierzy. Ciężkie warunki, w jakich przyszło im walczyć, hartowały ducha bojowego wojaków Armii Czerwonej i przygotowywały ich do kolejnego konfliktu, w którym zmierzyć się mieli ze znacznie potężniejszym oponentem – armią niemiecką. Wraz z Wehrmachtem na ziemie radzieckie mieli wkroczyć Finowie, szukając pola do manewru w trudnej dla nich sytuacji politycznej, gdy część terytorium rdzennie fińskiego przeszła pod władanie okupanta radzieckiego.
Straty obu stron mają charakter szacunkowy, ciężko bowiem określić liczbę ofiar, szczególnie po stronie sowieckiej. Udało się jednak ustalić, iż Wojna Zimowa kosztowała Finów 26 600 zabitych, blisko 40 000 rannych i 1000 żołnierzy wziętych do niewoli. O wiele gorzej przedstawiał się bilans Armii Czerwonej, która utraciła prawie 127 000 zabitych i zaginionych, 265 000 rannych, 5600 wziętych do niewoli. Ogromne straty notowano także w sprzęcie. Jak widać, za cenę zwycięstwa nad niewielkim krajem, Sowieci uzyskali jeszcze mniej, tracąc zbyt wiele.
Fotografia tytułowa: fiński żołnierz z karabinem maszynowym Lahti-Saloranta M/26 podczas walk w lutym 1940 roku (Wikimedia, domena publiczna).