„Szeregowiec Ryan”

Rok premiery – 1998

Czas trwania – 170 minut

Reżyseria – Steven Spielberg

Muzyka – John Williams

Scenariusz – Robert Rodat

Zdjęcia – Janusz Kamiński

Tematyka – historia zdumiewającej misji, to nic, że fikcyjnej, osadzona w realiach lądowania w Normandii w 1944 roku.

6 czerwca 1944 roku siły alianckie dokonały jednego z najdonioślejszych wyczynów XX wieku. Lądowanie na francuskich plażach Normandii rozegrało się przy akompaniamencie artylerii sił sprzymierzonych oraz niemieckich dział obrony wybrzeża. Forsowanie osławionego Wału Atlantyckiego na całej długości normandzkiego frontu to chyba najbardziej znany epizod z czasów II wojny światowej. Operacja „Overlord” to prawdziwa skarbnica tematów i pomysłów dla ambitnych filmowców, którzy znają się na tworzeniu mocnych i zapadających w pamięć obrazów wojennych. Nic zatem dziwnego, iż „Szeregowiec Ryan” odniósł światowy sukces, przede wszystkim kasowy. Lądowanie w Normandii dostarcza tylu wrażeń, że nawet kiepski scenariusz i przeciętne wykonanie nie może zabić ducha czerwca 1944 roku. W tym wypadku nie musimy się jednak obawiać, iż na ekranie ujrzymy tandetę i prostotę. Steven Spielberg, spec od efektów specjalnych wszelkiej maści, zadbał o to, żeby widz był zadowolony z blisko trzygodzinnego seansu. 170 minut na plażach (i nie tylko) Normandii to wyśmienity sposób na spędzenie wolnego czasu. Tym bardziej, że historia, którą opowiadają nam twórcy „Szeregowca Ryana” urzeka. Dodając do tego dobre wykonanie, otrzymamy wspaniały film, który trzyma w napięciu do ostatniej minuty, a widz ogląda go z wypiekami na twarzy.

Po takim wstępie nie można się spodziewać niczego innego, jak szeregu pochwał dla twórców „Szeregowca Ryana”. Rzadko bowiem zdarza mi się pisać tak pochlebną recenzję dzieła filmowego, które, jak wiemy, wolne od wad z reguły nie jest. Zacząć należy od fabuły, która, choć troszkę odbiega od realizmu, jest bardzo oryginalna i przyjemnie ogląda się losy głównych bohaterów. Ambitny wątek jest zdecydowanie główną zaletą filmu, gdyż nieraz bywało i tak, iż wśród spektakularnych efektów specjalnych ginął sens filmu – patrz przykład „Pearl Harbor”. Oczywiście, nie mogę zdradzać fabularnych szczegółów „Szeregowca Ryana”, żeby nie psuć przyjemności oglądania tym, którzy obrazu jeszcze nie widzieli. Stwierdzić jednak należy, iż fabuła jest niezwykle mocną stroną dzieła Spielberga i w zasadzie „napędza” cały film. Okazuje się bowiem, iż twórcy drugowojennych filmów nie wyczerpali jeszcze wszystkich pomysłów, a nowatorskie rozwiązania wciąż mogą przyciągnąć widza do kin i przed ekrany telewizorów. Szkoda jedynie, iż z realizmem nie ma ona wiele wspólnego, a widz od razu spostrzeże, iż jest to obraz w stylu typowo amerykańskim, pełen patosu, poświęcenia i heroizmu.

Jak to zwykle bywa, twórcy filmów o podobnej tematyce zmuszeni są zająć się efektami specjalnymi, które mają zadowolić coraz bardziej wymagającego widza. Nie musimy obawiać się, iż kiepskie sceny zepsują nam przyjemność oglądania, bo takich w „Szeregowcu Ryanie” po prostu nie ma. Co za tym idzie, wszystko wydaje się być płynne i pięknie komponuje się z resztą obrazu. Steven Spielberg przyzwyczaił nas już do wspaniałej scenerii w swoich produkcjach. I tym razem jest podobnie, a efekty specjalne są zdecydowanie bardzo silną stroną filmu. Ci, którzy poszukują mocnych wrażeń podczas oglądania, nie rozczarują się. Nie jest to jednak najmocniejszy atut „Szeregowca Ryana”…

W moim odczuciu największe wrażenie pozostawia po sobie obecność grona znakomitych aktorów. Do pracy zaangażowano szereg hollywoodzkich gwiazd, z Tomem Hanksem na czele (dwukrotnie nagrodzony Oscarem za pierwszoplanową rolę męską) oraz Mattem Damonem, który wcielił się w postać tytułowego szeregowca. Kpt. Miller, w tej roli Hanks, jest przekonywający i szybko zdobywa serce oglądających film. Jego drużyna, która wyrusza na front w celu ratowania tytułowego bohatera, składa się z ludzi o różniących się od siebie osobowościach, w każdym odkryjemy coś innego. Gra aktorska kolegów Hanksa i Damona niczym szczególnym się nie wyróżnia (nie ukrywam, iż jestem fanem Hanksa, któy w swym dorobku miał już kilka „perełek”, z „Forrestem Gumpem” na czele), choć nie możemy też zarzucić niedociągnięć czy rażących błędów. Mimo wszystko obecność na ekranie aktorskiej elity robi wrażenie i dodaje filmowi uroku. Solidne rzemiosło sprawia, iż kreacje są naturalne, a widz szybko się do nich przywiązuje.

Każdy, kto choć w najmniejszym stopniu interesuje się historią II wojny światowej, powinien zobaczyć „Szeregowca Ryana”. Nie wspominam nawet o pasjonatach lądowania w Normandii, gdyż dla nich film jest po prostu obowiązkową pozycją w kształtowaniu historycznej świadomości. Dzieło Spielberga jest na pewno jednym z najważniejszych obrazów poświęconych tej tematyce. Świetna fabuła zapewnia rozrywkę na blisko trzy godziny oglądania. Wspaniała gra aktorska dodaje realizmu całej historii. A realizm jest tu ogromny! Zadbali o to specjaliści od efektów. Fachowcy od fajerwerków pokazali nam II wojnę światową okiem pasjonata. Zainteresowani historią konfliktu lat 1939-45 będą wiedzieli, o czym mowa, gdyż to przede wszystkim dla nich stworzono tę pasjonującą opowieść. Innymi słowy, „Szeregowiec Ryan” to film niemalże idealny, obok którego nie można przejść obojętnym, niezależnie od zainteresowań. Obsypane nagrodami dzieło Spielberga na pewno zasługuje na jedno z najwyższych miejsc w dziejach wojennej kinematografii.

Ocena: