W czasie fińsko-radzieckiej wojny zimowej z przełomu lat 1939-1940 umundurowanie Finów przedstawiało się stosunkowo skromnie. Główny problem stanowił brak mundurów, które często trzeba było na szybko szyć lub uzupełniać o odzież cywilną. Mieszano także elementy mundurów z różnych kompletów i roczników – częstym przypadkiem było noszenie kurtki w innym wzorze niż spodnie i czapka. Dość wymownie podsumował to fiński marszałek Carl Gustaf Mannerheim w swoich „Wspomnieniach”:
„W zakresie umundurowania i wyposażenia w sprzęt braki sięgały przeciętnie 80 procent, wskutek czego armia polowa przybyła na teren zgrupowania w ubraniach cywilnych”.
Tymczasem żołnierze Armii Czerwonej – wkraczający do Finlandii – posiadali komplety mundurowe. Można by zatem uznać, że w kwestii ubioru podczas wojny zimowej to Finowie wypadli niekorzystnie. W rzeczywistości jednak… było inaczej, a o końcowej ocenie przesądziła pogoda. Finowie – choć często mieli „improwizowane” mundury lub cywilne ubrania – posiadali odzież dostosowaną do walki w warunkach mroźnej zimy. Nie brakowało ciepłych czapek, rękawiczek i szalików. Ponadto – w przeciwieństwie do oddziałów Armii Czerwonej – posiadali liczne białe stroje maskujące. Dzięki nim mogli skutecznie chować się w śniegu i atakować przeciwnika z zaskoczenia.
Dlatego też Finowie – mimo niepełnego umundurowania – byli w gruncie rzeczy lepiej ubrani i przygotowani do walki w szczególnie trudnych warunkach atmosferycznych. Sowietom prezentowali się może i ładniej, ale na niewiele się to zdało. Końcowy wynik poszczególnych starć mówił sam za siebie. Finowie wielokrotnie musieli improwizować, sięgając po to, co praktyczne. W przypadku umundurowania bardzo im pomogło, ponieważ zima 1939 roku należała do rekordowych pod względem niskich temperatur.
Fotografia: żołnierze fińscy na froncie wojny zimowej 17 grudnia 1939 roku. Wikimedia, SA-kuva, CC-BY-4.0.
Marek Korczyk