Od października 1935 roku Karl Dönitz rozpoczął szkolenie pierwszej flotylli U-Bootów, która z końcem września zasiliła szeregi okrętów Kriegsmarine. Zasady, jakimi kierował się podczas szkolenia podwodniaków, przyczyniły się do tego że U-Booty Kriegsmarine okazały się w czasie wojny groźną bronią. O tym na czym one polegały tak wspominał Dönitz w książce „10 lat i 20 dni. Wspomnienia 1935-1945”:
’28 września 1935 roku wraz z trzema dalszymi wprowadzonymi do służby 250-tonowymi okrętami (U-7, U-8 i U-9) utworzono pierwszą bojową flotyllę U-bootów – „Weddigen”. Zostałem jej dowódcą w stopniu komandora porucznika. W następnych miesiącach doszło do flotylli dziewięć kolejnych okrętów tego samego typu od U-10 do U-18. Mechanikiem flotylli został znany mi komandor porucznik, inż. Thedsen. Podczas I wojny światowej był on pierwszym mechanikiem na jednym z okrętów podwodnych, a w latach 1921-1923 był pierwszym mechanikiem na torpedowcu G-8, którym wówczas dowodziłem. Naczelne dowództwo marynarki wojennej nie mogło dokonać lepszego wyboru. Także dobór dowódców okrętów podwodnych i pozostałych oficerów tej flotylli nastąpił ze szczególną starannością. Znaleźli się wśród nich pierwszorzędni oficerowie.
Było rzeczą oczywistą, że będę musiał dołożyć wszelkich starań, aby powiodła się budowa nowej broni podwodnej. Całym sercem stałem się znowu podwodniakiem. Nie otrzymałem żadnych rozkazów, wskazówek czy dyrektyw dotyczących zorganizowania pierwszej od 1918 roku flotylli okrętów podwodnych. Bardzo się z tego cieszyłem. Miałem własne wyobrażenia na temat wyszkolenia flotylli i wyznaczyłem sobie kilka zasadniczych celów:
- Pragnąłem zarazić załogi uwielbieniem dla U-Bootów, natchnąć je zaufaniem do nich i tak wychować, aby były one gotowe do bezinteresownego poświęcenia. Jedynie takie wyszkolenie mogło przynieść sukcesy podczas wojny. Nie wystarczały jedynie umiejętności czysto wojskowe. Chciałem sprawić, aby członkowie załóg pozbyli się pojawiającego się raz po raz kompleksu, iż wskutek ciągłego udoskonalania angielskiego urządzenia obronnego – „asdica” [anti submarine detection investigation commitee, rzekomo cudowna broń do wykrywania U-Bootów] – okręty podwodne są bronią przestarzałą. Wierzyłem w moc bojową U-Bootów. Uważałem je za znakomitą broń ofensywną w wojnie morskiej i za najlepszych z możliwych nosicieli torped.
- Należało jak najlepiej przygotować załogi okrętów podwodnych do warunków wojennych. Chciałem w warunkach pokojowych pokazać im każdą, zbliżoną według moich wyobrażeń do warunków wojennych sytuację tak, aby załogi potrafiły jej sprostać w czasie wojny.
- Podstawową moją wytyczną, zarówno podczas ataku podwodnego jak i nawodnego, był strzał z bliskiej odległości, wynoszącej 600 m, ponieważ w tym przypadku redukowały się błędy w ocenie odległości. Strzał z bliska musiał być celny. Nawet jeśli na statku zauważono atak, to każdy jego manewr uchylenia się od niego był spóźniony. Latem 1935 roku U-Bootschule uczyła młode załogi, że podczas ataku w zanurzeniu należy znajdować się w odległości ponad 3000 m od celu, gdyż w przeciwnym razie zostanie się wykrytym przez angielski „asdic”. Kiedy pod koniec września 1935 roku zostałem dowódcą flotylli „Weddigen”, zdecydowanie odrzuciłem ten pogląd. Uważałem, że nie udowodniono jeszcze niezawodności „asdica”. W każdym razie nie zamierzałem pod wpływem publikacji angielskich dać z góry za wygraną. Późniejsza wojna pokazała, że takie założenie było prawidłowe.
Okręt podwodny uważałem za wyśmienitego nosiciela torped, będącego w stanie zaatakować również i nocą w położeniu nawodnym. Ideę [wielkiego admirała] Tirpitza sprzed roku 1900, polegającą na tym, aby nocą przetransportować torpedę pozwalającą na oddanie do przeciwnika śmiertelnego strzału z bliska na pokładzie małego, dzięki nielicznym nadbudówkom i niewielkiej sylwetce, trudno widzialnego torpedowca można było teraz urzeczywistnić wykorzystując wynurzony okręt podwodny. Z pierwotnie małego torpedowca, podówczas idealnego nosiciela torped według wyobrażenia Tirpitza, w wyniku coraz to nowych zadań i wyśrubowania jego siły bojowej przez dziesięciolecia powstał torpedowiec, a w końcu kontrtorpedowiec o takiej wielkości i widzialności, że przestał on nadawać się do nocnych ataków z małej odległości. Natomiast okręty podwodne, którym praktycznie wystaje ponad wodę jedynie kiosk, są w nocy niezwykle trudne do wykrycia. Stąd też największą wagę przywiązywałem do ich użycia w nocnych atakach nawodnych z zastosowaniem wszelkich zasad i taktycznych doświadczeń torpedowców, nadających się do przeniesienia na U-Booty. […]
U-Booty powinny były przebywać na wodzie i w wodzie w każdych warunkach pogodowych i na możliwie rozległych obszarach morskich przez dłuższy czas. Celem szkolenia było przystosowanie załóg do przebywania w każdych warunkach morskich, zapewnienie im poczucia bezpieczeństwa dzięki wykształceniu w nich precyzji działania oraz nauka nawigacji astronomicznej. Każdą część szkolenia prowadzono systematycznie, spokojnie i dokładnie. Nadchodzące półrocze zostało podzielone na dopełniające się wzajemnie zadania, z którymi zapoznano załogi. Chodziło zwłaszcza o dobre opanowanie podstaw. Tak np. zanim U-Booty przystąpiły w grudniu 1935 r. po raz pierwszy do odpalania torped na poligonie, każdy z nich musiał wykonać 66 pozorowanych ataków podwodnych i tyle samo nawodnych.
Przystosowanie się do warunków wojennych dotyczyło wszystkich elementów szkolenia, uwzględniających zachowanie się okrętów podwodnych na obszarze wroga. Dowódca musiał wiedzieć, czy pozostaje niewykrytym (musiał „mieć nosa”, kiedy jest on wykrywalny na powierzchni wody, a kiedy nie), a także czy powinien się zanurzyć przed dostrzeżonym samolotem lub okrętem, czy też może on pozostać nadal na powierzchni. Musiał także potrafić przeprowadzić skryty atak przy najoszczędniejszym użyciu peryskopu podczas nocy wykorzystując tło, oświetlenie, wiatr i morze, a także taktyczną wiedzę dotyczącą, np. skrytego utrzymywania kontaktu, zachowania się podczas przejścia z dnia w noc i odwrotnie, reakcji na obronę nieprzyjaciela, (np. przeprowadzenia uników na powierzchni wody lub pod wodą, pozostawania na głębokości peryskopowej i obserwacji, lub głębokiego zanurzenia i pozostania ślepym). Dowódca musiał potrafić odpłynąć pod wodą z dużą szybkością i kluczyć albo pływać z prędkościami małoszumnymi. Ćwiczyliśmy także techniki zanurzania na wszystkich głębokościach oraz przejścia w najtrudniejszych warunkach wojennych i użycie artylerii.’
Bibliografia: Karl Dönitz, „10 lat i 20 dni. Wspomnienia 1935-1945”.
Fotografia: niemiecki U-Boot U-9 Typu II B na zdjęciu z 1936 roku. Służył on m.in. jako okręt szkolny we flotylli „Weddigen”, dzięki której U-Booty Kriegsmarine otrzymały przeszkolone i zmotywowane do walki załogi. Źródło: Wikimedia/IWM, domena publiczna.
Marek Korczyk