Powstanie Warszawskie to nasza narodowa świętość, którą pielęgnujemy przy wielu okazjach. Tragedia stolicy przez wiele lat była dla wielu historyków podstawą do obarczenia odpowiedzialnością za ten stan rzeczy mocarstw alianckich, które nie pomogły walczącej Warszawie w stopniu spodziewanym przez samych powstańców. Nawet jeśli sporo w tym racji, warto pamiętać, że nie wszyscy Polaków w tym czasie opuścili.
Porucznik John Ward był Brytyjczykiem. I to takim, który podczas Powstania Warszawskiego nie zwiał do Londynu. Pilot RAF na stałe związał się z Polakami. W 1940 roku jego Fairey Battle został zestrzelony przez Niemców, a Ward dostał się do niewoli. Na początku przebywał w obozach jenieckich na terytorium III Rzeszy, by ostatecznie trafić do Leszna. Wiosną 1941 roku zbiegł z niemieckiej niewoli i rozpoczął współpracę ze Związkiem Walki Zbrojnej, a później z Armią Krajową. Miał sporo szczęścia, bo po ucieczce kluczył przez kilka dni, by dotrzeć do Sieradza i zapukać do drzwi Jana Kokoszki. Ten zdecydował się pomóc niecodziennemu gościowi i skontaktował go z Polskim Podziemiem. Po krótkim pobycie w Łodzi Ward wylądował w Warszawie i tam w konspiracji pomagał w tworzeniu anglojęzycznych komunikatów i audycji radiowych. W okresie walk o Warszawę także prowadził audycje, tym razem za pośrednictwem powstańczej radiostacji. Informował swoich rodaków o warszawskim piekle. Wysłał ponad sto komunikatów tego typu, a wobec braku reakcji brytyjskich władz zaczął pisać dla Timesa! I to nie wystarczyło.
Mocarstwa zachodnie interweniowały tylko w ograniczonym zakresie, choć o zdradzie mówić trudno. Norman Davies w swojej monografii dotyczącej Powstania Warszawskiego odnotował, iż Ward był nieocenionym orędownikiem sprawy polskiej na zachodzie. W trakcie powstania został lekko ranny, udało się mu uniknąć niemieckiej niewoli. Po zakończeniu walk o stolicę Ward przedostał się do jednego z oddziałów Armii Krajowej i nadal stawiał zbrojny opór Niemcom. Po wojnie został wydalony z Polski przez władze komunistyczne i powrócił do ojczyzny. Tam zaciągnął się do MI-5. Gdyby w Londynie było więcej Johnów Wardów, być może wojna skończyłaby się dla nas inaczej.
Zdjęcie tytułowe: Powstaniec obserwuje ul. Krakowskie Przedmieścia z ul. Kopernika. Eugeniusz Haneman, Wikimedia, domena publiczna.