Choć Stany Zjednoczone formalnie pozostawały niezaangażowane w II wojnę światową i dopiero w grudniu 1941 roku oficjalnie przystąpiły do koalicji alianckiej, nie oznaczało to, iż konflikt nie obejmował obywateli amerykańskich. Wielu z nich służyło w armiach innych krajów, niektórzy zaciągali się do formowanych naprędce jednostek zapewniających wsparcie przyszłym aliantom. Łącznie w trakcie sześciu lat wojny zginęło około 420 tys. Amerykanów. Wielu z nich poniosło śmierć w Europie.
Dzięki historykom udało się odnaleźć pierwszego amerykańskiego żołnierza, który zginął na froncie w czasie wojny, pełniąc oficjalne obowiązki. W 1940 roku Robert Moffay Losey pracował jako attache w Norwegii. Jego zadaniem było przygotowanie ewakuacji amerykańskiego korpusu dyplomatycznego w momencie inwazji Niemiec na Skandynawię. Niestety, swoją dyplomatyczno-wojskową misję przypłacił życiem. 21 kwietnia 1940 roku Luftwaffe przeprowadziło nalot na miasto Dombas w Norwegii. Odłamek z niemieckiej bomby trafił Loseya prosto w serce. Amerykanin zginął na miejscu. Norwegowie upamiętnili amerykańskiego kapitana pomnikiem odsłoniętym w 1987 roku.