Podczas Powstania Warszawskiego w 1944 roku Niemcy korzystali z innowacyjnej jak na standardy II wojny światowej broni – zdalnie sterowanych min samobieżnych Goliat (niem. Leichter Ladungsträger Sd.Kfz.302, 303, Goliath). Były one dużym zagrożeniem, niemniej jednak za dnia żołnierze Armii Krajowej umieli je skutecznie zwalczać. Goliaty były wolne, stosunkowo duże oraz zasilane i kierowane poprzez kabel. Oznaczało to, że stanowiły świetny cel dla powstańczych snajperów – którzy chętnie i umiejętnie odstrzeliwali te samobieżne miny.
Inna sytuacja występowała jednak w nocy – wówczas trafienie w Goliata lub przestrzelenie zasilającego go kabla nie było wcale proste. Kazimierz Leski – weteran Powstania – zapamiętał jeden nocny atak niemieckich Goliatów. Żołnierze polscy musieli wówczas opuścić swoje stanowiska, aby uniknąć śmierci z powodu ataku min samobieżnych. Szczęśliwie jednak Niemcy nie wykorzystali osiągniętego sukcesu i nie zajęli opuszczonych przez Polaków stanowisk – powodem była obawa przed nocną walką, w której strona polska miała zazwyczaj przewagę. Tak pisał o tym Leski:
‘W nocy z 9 na 10 [sierpnia] zaczęło się podejrzane kucie za wysokim murem zamykającym ul. Senacką. Trwało przez cały dzień i ustało dopiero w nocy z 10 na 11. Wkrótce potem z głębi ul. Senackiej dał się słyszeć niezbyt głośny warkot i chrzęst gąsienic po nawierzchni ulicy jednego, a po chwili i drugiego czołgu: przez dziurę wykutą w ścianie, wzdłuż ulicy Senackiej Niemcy puścili „goliaty”. Noc była ciemna, nic nie było widać. Unieruchomienie „goliata”, poruszającego się przecież dość wolno, osiągnąć można było trafiając go chociażby z kb (lepiej z rusznicy ppanc.), powodując jego przedwczesny wybuch lub przestrzeliwując zasilająco-sterujący kabel. Przy świetle dziennym nie było to trudne, w ciemnościach – prawie niemożliwe.
Po nieparzystej stronie ul. Wiejskiej, prawie dokładnie naprzeciwko wylotu ul. Senackiej, znajdował się dom nr 11, jeden z niewielu niewypalonych na odcinku „Ziuka”, będący głównym bastionem tego plutonu ( a potem kompanii) w tym rejonie. Słysząc idące „goliaty”, „Ziuk” ewakuował żołnierzy z tego domu, tak że ogromne zniszczenia spowodowane dwoma wybuchami nie pociągnęły za sobą strat w ludziach ani w broni. Natychmiast po wybuchach żołnierze „Ziuka” ponownie obsadzili dom nr 11, lecz Niemcy nie kwapili się z wykorzystaniem nocy do przeprowadzenia natarcia.’
Warto zwrócić uwagę na bardzo rozsądną decyzję „Ziuka” (Józefa Romana), który wycofał swój oddział od razu gdy tylko usłyszał nadciągające Goliaty. Teoretycznie mógł próbować zestrzelić wrogie miny przed ich dotarciem na stanowiska polskie. Wiedział jednak, że w nocy było to bardzo ryzykowne i wolał uniknąć zagrożenia. Dzięki temu nie tylko ocalił życie swoich żołnierzy, lecz także pokrzyżował plany Niemców – którzy ewidentnie nie dążyli do natarcia, lecz jedynie zadania strat Polakom.
Bibliografia: Kazimierz Leski, „Życie niewłaściwie urozmaicone Tom 2”.
Fotografia: niemiecki oddział szturmowy na ulicy Piaskowej na Woli w Warszawie przygotowuje Goliaty do ataku. Zdjęcie pochodzi najpewniej z 11 sierpnia 1944 roku, kiedy to Niemcy użyli min samobieżnych do ataku na powstańców z Batalionu „Pięść”. Wikimedia/Bundesarchiv, CC BY-SA 3.0 de.
Marek Korczyk