O takich bitwach mówi się niewiele, bo swoim rozmachem ustępują zdecydowanie większym i bardziej efektownym bataliom. Być może bitwa na Morzu Bismarcka nie należała do największych, ale stała się jednym z tych punktów, które mogły zadecydować o losach kampanii na Pacyfiku, praktycznie przesądzając o alianckim zwycięstwie w niezwykle ważnej bitwie o Nową Gwineę.
Nowa Gwinea – konieczność posiłków
W pierwszej połowie 1943 roku Nowa Gwinea stała się areną niezwykle krwawych zmagań między wojskami japońskimi z jednej strony a siłami amerykańskimi i australijskimi z drugiej. W styczniu 1942 roku wojska japońskie zajęły Rabaul na Nowej Brytanii, tworząc tam ważną bazę lądowo-morską, z której następnie wyprowadzano silne ataki na dalsze części wyspy. Bitwa o Nową Gwineę zakończyła się ostatecznie dopiero w sierpniu 1945 roku wraz z kapitulacją ostatnich oddziałów cesarskiej armii, jednak to 1943 rok okazała się kluczowy dla losów starcia. W późniejszym okresie alianci stopniowo wyniszczali izolowane punkty oporu nieprzyjaciela, prowadząc już działania w innych rejonach Pacyfiku. Nowa Gwinea miała w 1943 roku znaczenie kluczowe. Była nie tylko ważnym węzłem komunikacyjnym umożliwiającym kontrolowanie znacznej części Oceanu Spokojnego, ale i świetnym punktem wypadowym do ewentualnych ataków na kontynentalną część Australii. Pas Nowej Gwinei i Wysp Salomona był zatem miejscem zaciekłych walk flot obu stron konfliktu uzupełniających tym samym zmagania lądowe i powietrzne, szczególnie krwawe na Guadalcanal. Wobec coraz aktywniejszej postawy Amerykanów wzmacniających swoje siły w tym rejonie Pacyfiku, japońskie dowództwo podjęło słuszną decyzję o konieczności wzmocnienia oddziałów walczących na Wyspach Salomona, a także na Nowej Gwinei. Obszarem szczególnych zainteresowań była południowo-zachodnia część wyspy, gdzie cesarskie siły lądowe dysponowały silną bazą w Lae. Niecałe sto kilometrów na południe od miasta bronił się australijski garnizon Wau. Odcięci od lądu żołnierze byli zaopatrywani głównie drogą lotniczą. Zlikwidowanie ważnego punktu oporu pozwoliłoby Japończykom na rozciągnięcie panowania w kierunku Port Moresby. Tymczasem na początku 1943 roku Amerykanie wyparli Japończyków z Guadalcanal, przystępując do oczyszczenia Wysp Salomona. To z kolei przekreśliło japońskie plany wsparcia tamtejszego garnizonu siłami lądowymi przesuwanymi z Azji Południowej. W konsekwencji w lutym 1943 roku dowódca 8. Grupy Armii obejmującej swoim zasięgiem obszar Wysp Salomona i Nowej Gwinei gen. Hitoshi Imamura wydał rozkaz przeprawienia 51. Dywizji Piechoty gen. Hidemitsu Nakano do Lae. Od listopada 1942 roku siły te znajdowały się w Rabaul. Zadanie postawione przed japońską flotą nie było łatwe. Ze względu na dużą przewagę amerykańskich samolotów oraz coraz większe trudności japońskiej marynarki w wojnie morskiej przeprawa z Rabaul do Lae była obarczona sporym ryzykiem. Dość powiedzieć, że przed żołnierzami znajdowało się ponad 1000 kilometrów drogi z koniecznością przepłynięcia przez jeden z przesmyków na zachód od Nowej Brytanii. Z logistycznego punktu widzenia najbardziej trafna wydawała się trasa przez Cieśninę Dampier i okrążenia Półwyspu Huon. Dowództwo japońskie zdecydowało się jednak na szlak na zachód od Umboi i przejście przez Cieśninę Vitiaz.
Bitwa czy rzeź?
Niezależnie od wyboru trasy przedsięwzięcie musiało być oparte na dwóch czynnikach – doskonałej organizacji operacji oraz sporym szczęściu. To ostatnie było warunkiem koniecznym powodzenia trudnej misji, głównie ze względu na ogromną przewagę amerykańskiego lotnictwa, które w 1943 roku kontrolowało tę część Oceanu Spokojnego, utrudniając Japończykom działania w rejonie Nowej Gwinei. Nie ulega wątpliwości, że dowództwo japońskie zdawało sobie sprawę z dominacji powietrznej przeciwnika. Dowódca 8. Grupy Armii nie mógł natomiast wiedzieć, że dzięki programowi Ultra Amerykanie odczytywali znaczną część tajnych japońskich depesz. Szyfrowanie stosowane przez nieprzyjaciela było na bieżąco łamane, co pozwalało na ustalanie przebiegu planowanych przez Japończyków operacji, ale i umożliwiało wykrycie aktywności przeciwnika. 28 lutego 1943 roku z Rabaul wypłynął silny japoński konwój, w którego skład wchodziło 8 okrętów transportowych („Aiyo Maru”, „Kembu Maru”, „Kyokusei Maru”, „Nojima Maru”, „Oigawa Maru”, „Sinai Maru”, „Taimei Maru”, „Teiyo Maru”) ubezpieczanych przez kolejnych 8 niszczycieli („Arashio”, „Asashio”, „Asagumo”, „Shikinami”, „Shirayuki”, „Tokitsukaze”, „Urinami”, „Yukikaze”). Na pokładach statków znajdowało się ok. 7000 żołnierzy, głównie z 51. Dywizji. Do osłony wyprawy skierowano grupę 100 myśliwców. Całością ekspedycji kierował kontradm. Masatomi Kimura, dowódca 3. Dywizjonu Niszczycieli. Amerykanie zdawali sobie sprawę z ruchu japońskiej marynarki. Otrzymali bowiem raporty przechwycone przez nasłuch. Wywiad po raz kolejny odegrał ogromną rolę w kształtowaniu wyniku starcia na Pacyfiku, bowiem dowodzący amerykańskim lotnictwem na Nowej Gwinei gen. George Kenney mógł zaplanować operację przechwycenia wyprawy.
Początkowo Japończykom sprzyjało szczęście. Na Morzu Bismarcka szalał tropikalny huragan, który utrudniał Amerykanom zlokalizowanie grupy. Dopiero ok. 15.00 1 marca samotny B-24 wykrył japońską wyprawę, przekazując do dowództwa informację o współrzędnych okrętów. Kenney zarządził wysłanie pierwszej grupy bombowców, które jednak minęły się z celem i musiały zawrócić do bazy. Japończycy wciąż znajdowali się daleko od celu wyprawy, wobec czego jedynie kwestią czasu było ich ponowne namierzenie. Przed południem 2 marca Amerykanie najpierw zbombardowali garnizon w Lae, a następnie zlokalizowali konwój i zaatakowali go w sile kilkunastu B-17 osłanianych przez myśliwce P-38. Uderzenie przyniosło znakomite rezultaty – piloci zgłosili zatopienie 3 transportowców oraz zniszczenie kilkunastu myśliwców wroga. Pomylili się w rachubach, bowiem z japońskich okrętów na dno poszedł jedynie „Kyokusei Maru”, a jego załogę podjęły dwa inne statki transportowe. Noc z 2 na 3 marca przebiegała stosunkowo spokojnie ze względu na błędy w nawigacji amerykańskich pilotów. Mimo wysłania pokaźnej grupy Bristol Beaufortów nie udało się zanotować trafień. Dopiero rankiem Amerykanie wreszcie dopadli konwój. Najpierw ok. godz. 10.00 nadleciała pierwsza fala B-17, następnie atak wyprowadziły Beaufightery, a wreszcie Mitchelle i B-25. Kolejne fale amerykańskich bombowców i torpedowców pojawiały się nad Japończykami przez całe popołudnie i wieczór. Amerykanie stosowali interesującą taktykę ataku torpedowego. Samoloty schodziły na wysokość masztów japońskich okrętów, by następnie zrzucić swój ładunek zaopatrzony w zapalnik czasowy opóźniający eksplozję. Ta następowała dopiero w kontakcie z celem. Zniszczenia były ogromne. Zatopiono wszystkie transportowce oraz 4 niszczyciele („Arashio”, „Asashio”, „Shirayuki” oraz „Tokisukaze”). Pozostałe okręty zawróciły do Rabaul, gdzie dotarły w komplecie. Tylko część rozbitków udało się podjąć na pokład niszczycieli. Większość znalazła się w wodach Morza Bismarcka i była zdana na łaskę Amerykanów. A ci nie zamierzali okazywać litości. Zgodnie z rozkazem dowództwa piloci ostrzeliwali znajdujących się w wodzie Japończyków, mierząc zarówno w tratwy ratunkowe, jak i skupiska rozbitków. Był to efekt dotychczasowej polityki japońskiej względem ludności cywilnej oraz wojskowych wroga. W konsekwencji znaczna część rozbitków zginęła w wodzie – część bezpośrednio od amerykańskich kul, część w wyniku wycieńczenia długotrwałym dryfowaniem, a jeszcze część pożarta przez rekiny zwabione w rejon starcia zapachem świeżej krwi. Obraz po bitwie był zatrważający, podobnie jak bilans japońskich strat.
Bolesne rozliczenie
Straty japońskie do dzisiaj nie zostały ustalone. Wynika to z braku ścisłości japońskich dokumentów informujących o zaokrętowaniu żołnierzy oraz ich przybyciu na Nową Gwineę. Wiemy, że na pokładach statków znajdowało się niemal 7000 członków piechoty. Do Rabaul mogło dotrzeć niewiele ponad 1750 żołnierzy, co oznaczałoby śmierć blisko 5250 Japończyków. Dane te są oczywiście oparte na szacunkach, ale pokazują bilans strat japońskich w czasie bitwy na Morzu Bismarcka. Równie dotkliwa okazała się strata zniszczonych przez amerykańskie lotnictwo 4 niszczycieli i 8 transportowców, tak bardzo potrzebnych w momencie coraz większego naporu alianckich sił w rejonie Nowej Gwinei. Dodatkowo po stronie japońskiej odnotowano zniszczonych 20 samolotów, przy 6 maszynach, które stracili Amerykanie. Bitwę na Morzu Bismarcka można zatem poczytać jako jeden z przełomowych momentów kampanii na Pacyfiku. Ogromne straty po japońskiej stronie przesądziły o przegranej w długiej i wyniszczającej bitwie lądowej. Mimo iż oddziały japońskiej piechoty broniły się w wielu miejscach przez kilkanaście miesięcy, nie zdołały już zagrozić amerykańskiemu panowaniu nad wyspą.
Fotografia tytułowa: japoński statek transportowy atakowany z powietrza na Morzu Bismarcka 3 marca 1943 roku. Źródło: Wikipedia/Australian War Memorial, domena publiczna.