Podczas bitwy pod Monte Cassino, w 1944 roku, wyjątkową wytrwałością wykazali się saperzy z 2 Korpusu Polskiego. Pracując w ciężkich warunkach – często pod celnym ostrzałem ze strony Niemców – budowali i poszerzali drogi, likwidowali pola minowe, konstruowali schrony oraz stanowiska artyleryjskie a nawet dbali o czystość wody pitnej. Zawiązali także serdeczną przyjaźń z polskimi moździerzowcami.
Saperzy pracują pod ostrzałem i biorą udział w walkach
Swoje zadania saperzy 2 Korpusu realizowali w trudnych warunkach, ponieważ byli wystawieni na wrogi ostrzał nawet wtedy, gdy inni żołnierze mogli kryć się w schronach i okopach. Ponadto, wielu spośród nich brało bezpośredni udział w bitwach – służąc jako saperzy szturmowi lub żołnierze wspierający czołgi. Dokładnie pisał o tym Melchior Wańkowicz w książce „Monte Cassino”:
„Stoją przesłonowe pułki i baony na pozycjach, prowadzą ‘małą wojnę’ i płacą codziennie daninę krwi. Dużą wojnę kończy przygotowywać kwatermistrzostwo. I dużą wojnę zaczęli już saperzy, zaczęli łącznościowcy.
Któż zmierzy krwawy trud saperski przed bitwą! Montują stanowiska artylerii, wciągają działa na pochyłość 45 stopni. Strzegą jak oka w głowie jedynych dwóch mostów na rzece Rapido. Wykrywają miny, posiłkując się jedynie bagnetem i kijem, bo wykrywacz nie reaguje na polanach zasianych odłamkami żelaza. Dostarczyli milion (!) worków na piasek, aby ich koledzy na pozycjach mieli zasłonę. Pobudowali drogi, przetorowali ścieżki dla bantamów [jeepów] i mułów, wytrasowali ścieżki ewakuacyjne dla odpływu rannych.
To wszystko – pod nękającym ogniem, wówczas, kiedy nawet żołnierz na pozycjach czołowych mógł sporządzić sobie składak i przytaić się w nim. Saper – brał świecę dymną w kieszeń i ruszał, żywa torpeda, na robotę w ostrzeliwanym terenie. […]
Wczoraj dowódca saperów Korpusu, płk Skąpski, nasłuchawszy się utyskiwań żołnierzy na zbyt silnie chlorowaną wodę, spytał swoich saperów, na stacji chlorowania, czemu tak mocno chlorują.
– Panie pułkowniku, nasze chłopaki nie mają prawa chorować, więc bijem te bakterie. A po drugie, to chlor im doda więcej gazu.
Ale gazu ani tamtym, ani saperom dodawać nie trzeba.
Saper dywizyjny, wiadomo, jest narażony na najcięższe. A jeśli chodzi o saperów korpuśnych, to wielką część swych sił dali na saperów szturmowych, przydzielanych do oddziałów i jedną trzecią do współpracy z czołgami. Idzie bitwa, szumi w powietrzu bitwa. Wskazują mi ludzi otrzymujących bitewne przydziały i uparcie wpatruję się w ich twarze; którego już z nich nie zobaczę?…”
Przyjaźń saperów i moździerzowców
Ciekawym i bardzo pozytywnym zjawiskiem okazała się również wyjątkowa przyjaźń, jaka zawiązała się między saperami a moździerzowcami (żołnierzami obsługującymi moździerze) z 2 Korpusu Polskiego. Wynikała ona głównie z tego, że saperzy zbudowali moździerzowcom wytrzymałe schrony, znacznie przekraczające ich oczekiwania. Tak pisał o tym Melchior Wańkowicz:
„Cztery pociski ciężkiej artylerii rąbnęły w Drogę Saperów; powstały cztery duże leje uniemożliwiające ruch. A tu przecie każda chwila zatrzymania dopływu łazików droga… Cała kompania saperska: kucharze, gońcy, ordynansi, pocztowi, kanceliści – kto w Boga wierzy – rzucili się do pomocy, stworzyli łańcuch, którym szły worki z piaskiem i kamieniami. Od godziny 21 do godziny 22.30 zasypali wszystkie leje; ledwo zeszli z roboty, poszedł silny ogień po drodze, na szczęście moździerzowy, więc nie rozwalający drogi. W dół od Drogi Saperów – jar, w którym zagnieździli się nasi moździerzowcy.
Jar to piekielnie stromy, moździerz, wiadomo, zużywa całe fury amunicji, jak tu ją dostarczać? Kombinowali saperzy, głowami kręcili – próbują rynnę przysposobić, którą by można było amunicję zsuwać – nic nie wychodzi. Niemcy tymczasem już się domacali, już w jar grzeją ze swoich moździerzy. Nie mają gdzie się schronić nasi. Bo przecie moździerzowiec to nie saper. Za cały sprzęt mieli łopatki i kilofy. Wykucie tam w skale dołów na stanowiska plutonu moździerzy i to marnych dołów – bez dachów – wymaga dwu dni. Nie mają się gdzie schronić ci z moździerzy – już są ranni.
Wynaleźli tymczasem saperzy ścieżkę mulą, poprowadzili, przetorowali ją w serpentynę, po której będą mogły zjeżdżać łaziki z amunicją. W ciągu nocy ją wykończyli – mieli odejść – popatrzyli na rannych i bez porozumiewania się poczęli coś majdrować. Patrzą moździerzowcy – a to schrony rosną, fajne schrony, kryte, z dachami. Wychodzą [saperzy], uznojeni, z jaru. Moździerzowcy za nimi wołają: ‘Niech żyją saperzy!’ Oczy chłopców błyszczą. Idzie taki czas, że jeden za drugiego w ogień wskoczy. Jest wielkie szczęście przeżywać te chwile. Szczęście na całe ciężkie polskie życie.”
Droga Saperów Polskich
Za jedno z największych osiągnięć saperów 2 Korpusu uznano jednak poszerzenie drogi transportowej w dolnie Rapido, która umożliwiła masowe dostarczanie zaopatrzenia samochodami transportowymi na linię frontu. Droga tak, ze względu na zasługi Polaków, nazwana została Drogą Saperów Polskich. Tak podsumował to Melchior Wańkowicz:
„Z wąwozu Inferno szoferzy naszych transportówek (owe właśnie ‘diabły’) mkną przez ostrzeliwaną dolinę Rapido, aby ujechawszy 5 km skręcić ku pozycjom w góry, po drodze będącej ongiś ścieżką mułową. Nasi poprzednicy jako tako poszerzyli ją w jednokierunkową drogę górską i nazwali Cavendish Road; nasi saperzy wspólnym wysiłkiem jeszcze ją ulepszyli. Rozszerzenie jej o kilka centymetrów kosztowało tygodnie pracy. Pracując w nieustannym ogniu nękającym, saperzy Korpusu i obu dywizji ponieśli tak wielkie ofiary, że droga ta otrzymała nazwę Drogi Saperów Polskich.”
Bibliografia: Melchior Wańkowicz, „Monte Cassino”.
Fotografia tytułowa: saperzy z 5 Kresowej Dywizji Piechoty w schronie przy Drodze Polskich Saperów pod Monte Cassino w maju 1944 roku. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe.
Marek Korczyk