Wykrywacz min
Wynalazcą wykrywacza jest Polak Józef Kosacki. Urządzenie to skonstruowane w Anglii otrzymało nazwę Mine Detector, Polish Type No. 1 i trafiło do produkcji seryjnej, gdzie poszczególne serie modyfikowano w miarę zbierania doświadczeń z pól bitewnych. Po kapitulacji Warszawy jak tysiące Polaków Kosacki przedostał się do Wielkiej Brytanii. Jako żołnierz Polskich Sił Zbrojnych w 1940 r. rozpoczął służbę w Centrum Wyszkolenia Łączności w Dundee, a potem Saint Andrews.
Następnie do końca wojny pracował w Wojskowej Wytwórni Łączności w Londynie na stanowisku konstruktora sprzętu i kierownika kontroli. Zajmował się zagadnieniem budowy elektromagnetycznego wykrywacza min.
W Dundee wydarzył się tragiczny wypadek, który wstrząsnął Kosackim. Uczestniczyli w nim żołnierze ze słynnej w późniejszych latach 10. Brygady Kawalerii Pancernej Polskich Sił Zbrojnych. Podczas rutynowego patrolu Brytyjczycy sprawdzali m.in. szkocką plażę.
W obawie przed niemieckim desantem plażę zaminowali, o czym zapomnieli powiadomić sojuszników. Poruszony do głębi wynalazca postanowił rzetelnie zająć się pomysłami, nad którymi pracował jeszcze w przedwojennej Polsce. Zaczął więc prace nad urządzeniem, które miało zapobiec podobnym wypadkom w przyszłości. Zbudował sprzęt, który ocalił tysiące ludzi.
Niedługo po tragicznym wypadku polskiego patrolu brytyjskie dowództwo ogłosiło konkurs na wykrywacz min. Test był prosty: na plaży rozrzucono garść monet, a uczestnicy konkursu mieli je odnaleźć. Wykrywacz Kosackiego namierzył wszystkie, deklasując brytyjską konkurencję. Był lekki, ważył około 14 kilogramów, a przy tym stosunkowo prosty, możliwy do przenoszenia i używania przez jednego żołnierza. Do tej pory wykrywacze min były wielkie, nieporęczne i nie nadawały się do zastosowania na polu walki. Mogły pomagać służbom inżynieryjnym podczas oczyszczania pobojowiska, ale nie żołnierzom przedzierającym się przez pola minowe. Józef Kosacki zrzekł się należnego wynagrodzenia, oddając swój wynalazek za darmo rządowi brytyjskiemu jako wkład w zwycięstwo nad Niemcami. Jego osiągnięcia spotkały się z uznaniem nie tylko w wojsku – osobisty list z gratulacjami przesłał mu sam król Jerzy VI. Anglicy udostępnili wynalazek Amerykanom. Byli niezmiernie zadowoleni, że do współpracy z Amerykanami mogą wnieść coś, czego tamci nie mają.
Czołgowy peryskop odwracalny
Wynalazcą tego urządzenia jest Polak, inżynier mechanik kierujący od 1934 r. Wojskowym Biurem Badań Technicznych major Rudolf Gundlach. Był to pierwszy peryskop zapewniający pełne (360o) pole widzenia bez zmiany pozycji dzięki lusterkom pryzmatowym umieszczonym w ruchomej nakładce. W znacznym stopniu peryskop ten przyczynił się do klęski nazistowskich Niemiec. Ostatnia wersja peryskopu Gundlacha wyposażona była w czterokrotnie powiększającą lornetkę, ułatwiającą kierowanie ogniem podziałkę kątową oraz ruchomą nasadkę odchylaną w płaszczyźnie pionowej, dzięki czemu możliwa stała się też obserwacja przestrzeni nad czołgiem. Prawie 150 czołgów 7TP i ponad 200 tankietek TKS nie było wprawdzie w stanie przeciwstawić się we wrześniu 1939 r. niemieckim siłom pancernym, ale przekazanie licencji Brytyjczykom zmieniło losy wojny.
Firma Vickers-Armstrong uruchomiła produkcję peryskopu Gundlacha pod nazwą Vickers Tank Periscope Mk IV. Wyposażane były w niego brytyjskie czołgi typu Crusader, Churchill, Valentine i Cromwell, których wyprodukowano niemal 25 tysięcy sztuk. To właśnie dzięki tym maszynom możliwe były pierwsze zwycięstwa nad niemieckimi wojskami w bitwach na pustyniach Afryki Północnej. Vickers-Armstrong przekazał też dane techniczne peryskopu Amerykanom, którzy uruchomili jego produkcję pod nazwą M6, wyposażając w niego m.in. czołgi Sherman.
Po upadku Polski w 1939 r. Gundlach był jednym z setek tysięcy polskich żołnierzy, techników, naukowców i inżynierów, którzy uciekli do Francji przez Rumunię. We Francji pracował w Biurze Wojennego Przemysłu przy Ministerstwie Przemysłu oraz w Ministerstwie Przemysłu Rządu RP na Uchodźstwie. Po kapitulacji Francji problemy zdrowotne uniemożliwiły mu ewakuację do Wielkiej Brytanii. We Francji pozostał do końca życia.
Po zakończeniu II wojny światowej Gundlach dążył do wyegzekwowania praw własności intelektualnej do swojego peryskopu, który był kopiowany w kilku krajach i produkowany pod różnymi nazwami. Nie udało mu się w Stanach Zjednoczonych z powodu długich i kosztownych postępowań sądowych, ale udało mu się uzyskać opłatę licencyjną od Brytyjskiej Komisji Królewskiej. Otrzymał dużą zapłatę za patent na peryskop od niektórych producentów. W 1947 r. uzyskał odszkodowanie od władz brytyjskich, a sąd francuski przyznał mu 84 miliony franków za używanie jego wynalazku. Po zapłaceniu honorariów adwokata, kosztów sądowych i podatków pozostało mu 17 milionów franków.
Walkie-talkie
Twórcą jednego z pierwszych radiotelefonów walkie-talkie jest Polak Henryk Magnuski, inżynier telekomunikacji. W czerwcu 1939 r. został wysłany na staż do Stanów Zjednoczonych. Tam zastała go II wojna światowa, więc do kraju nie mógł już wrócić.
W Chicago pracował jako jeden z głównych inżynierów w koncernie telekomunikacyjnym, który od 1947 r. nazywa się Motorola. Firma ta ściśle współpracowała z wojskiem. Przydzielono go do zespołu pracującego nad przenośnym zestawem do nawiązywania łączności radiowej. W tamtych czasach łączność radiowa z pomocą fal znana już była dość dobrze. Na jej zasadach działała radiostacja. Było to jednak urządzenie zbyt duże, nienadające się do przenośnego użytku. Jego zasięg także był niewielki.
Korpus łączności amerykańskiej zlecił więc kilku firmom wykonanie prototypu urządzenia o trzykrotnie większym zasięgu, odpornego na warunki atmosferyczne, poręcznego do łączności bezpośredniej. Urządzenie miało pracować w systemie modulacji częstotliwości (FM), zapewniać 48 kanałów łączności w paśmie 40–48 MHz. Aparat miał ważyć mniej niż 17 kg, tak by mógł go nosić jeden żołnierz. Wielu światłych inżynierów głowiło się nad tym problemem, jednak bez sukcesu. Dopiero zespół stworzony w firmie Motorola, działający pod kierownictwem Henryka Magnuskiego zbudował pierwsze stacje krótkofalowe, będące zarówno odbiornikami, jak i nadajnikami. W pracy nad skonstruowaniem aparatu łączności zasadniczy udział miał Polak. W tych pierwszych krótkofalówkach znalazły się trzy rozwiązania opatentowane przez Magnuskiego. Urządzenie to nazwano w wojsku walkie-talkie. Produkowane było w setkach tysięcy egzemplarzy. Szybko trafiło na wszystkie fronty II wojny światowej, gdzie walczyli amerykańscy żołnierze. We wczesnych latach 50. krótkofalówka została dopuszczona także do obrotu publicznego. Po wojnie Magnuski pozostał w USA i kontynuował pracę w firmie Motorola.
Wyrzutnik bomb Świąteckiego
Kapitan pilot inżynier Władysław Świątecki w 1923 r. opracował wyrzutnik bomb nazywany później wyrzutnikiem bomb Świąteckiego. Od 1925 r. wyrzutniki Świąteckiego montowano w samolotach importowanych na potrzeby polskiej armii. Licencje na urządzenia Świąteckiego zaczęły kupować inne państwa. Przed wybuchem II wojny światowej były to m.in.: Jugosławia, Rumunia, Węgry, Grecja, Francja, Włochy.
Na początku 1939 r. wyrzutniki Świąteckiego miały trafić do wszystkich nowych polskich samolotów. Podpisano odpowiednie kontrakty. Wybuch wojny uniemożliwił realizację tego projektu. Władysław Świątecki dotarł do Francji, a następnie do Wielkiej Brytanii. Przekazał Brytyjczykom ulepszony pomysł wyrzutnika bomb. Rozpoczęła się masowa produkcja. Wyrzutnik Świąteckiego montowano m.in. w podstawowym ciężkim bombowcu brytyjskich Królewskich Sił Powietrznych Avro Lancaster. Zmodyfikowane wyrzutniki polskiego inżyniera pozwalały na wyrzucanie najcięższych ówcześnie bomb. W 1943 r. polski inżynier lotniczy Jerzy Rudlicki na podstawie konstrukcji Świąteckiego opracował kolejną wersję wyrzutnika. Była ona montowana w legendarnych „latających fortecach” – ciężkich samolotach bombowych dalekiego zasięgu Boeing B-17.
Rakiety V1 i V2
Polski wywiad miał swój udział w rozpracowaniu tajnego projektu III Rzeszy broni rakietowej V-1 i V-2. W operacji „Most III” przeprowadzonej w nocy z 25 na 26 lipca 1944 r. Armia Krajowa dostarczyła aliantom elementy zdobytego nad Bugiem pocisku V-2, łącznie ze szczegółowymi analizami dokonanymi przez polskich naukowców.
Inżynier, konstruktor szybowców Antoni Kocjan, więzień Pawiaka służący wcześniej w podziemiu, pomógł odkryć sekrety niemieckich rakiet V-1 i V-12. Zasługą Kocjana było rozszyfrowanie niemieckiej tajnej broni: pocisków V-1 i rakiet V-2, gdzie V stanowi skrót od Vergeltungswaffe, czyli broń odwetowa. Uzyskane informacje o prowadzeniu prac nad V-1 i V-2 w Peenemünde na wyspie Uznam koło Szczecina konstruktor przekazał wraz ze szkicem tej bazy do Anglii. Dzięki temu w nocy z 17 na 18 sierpnia 1943 r. 600 brytyjskich bombowców zbombardowało Peenemünde. Za to osiągnięcie wywiadowcze Antoni Kocjan otrzymał stopień oficerski. Został zamordowany w sierpniu 1944 r. w jednej z ostatnich egzekucji więźniów, która nastąpiła tuż przed wysadzeniem Pawiaka w powietrze.
O żołnierzach AK, którzy zdobyli w Sarnakach nad Bugiem niewybuch rakiety V-2, oraz o tych, którzy opracowali jego dokumentację, jak również tych, którzy przeprowadzili operację „Most III” na łąkach między Jadownikami Mokrymi i Wałem-Rudą pod Tarnowem, napisano po wojnie, że to „oni ocalili Londyn”. Taki też napis znajduje się na pomniku odsłoniętym w Sarnakach w maju 1995 r., jak również na odsłoniętym i poświęconym podczas uroczystości w 2009 r. pomniku na lądowisku Motyl.
Artykuł stanowi rozdział książki „II wojna światowa Polaków w 100 przedmiotach” autorstwa Teresy Kowalik i Przemysława Sowińskiego. Publikacja ukazała się w 2021 roku nakładem Wydawnictwa Fronda. Recenzję tytułu możecie przeczytać tutaj.
Zdjęcie tytułowe: czołgowy peryskop odwracalny. Zdjęcie za: „II wojna światowa Polaków w 100 przedmiotach”.