O tym, że neutralność nie gwarantuje spokoju historia przekonywała nas wielokrotnie. Państwa, które nie chciały mieszać się do konfliktów bardzo często padały ofiarą własnego izolacjonizmu i dość szybko zmuszone były do nagłych, nieprzygotowanych interwencji, co sprawiało, iż doskonały początkowo plan rzekomo umożliwiający spokój na obrzeżach starć dyplomatycznych i militarnych szybko okazywał się zgubny. II wojna światowa dostarczyła nam aż nadto przykładów, pokazując, iż współczesna wojna to nie tylko sprawne przesuwanie armii, ale i lawirowanie pomiędzy kolejnymi krajami i gra polityczna na najwyższym szczeblu. O ile Belgia znajdowała się w 1940 roku na naturalnym szlaku prowadzącym armie niemieckie do Francji, o tyle do dziś trudno zrozumieć, jak naprawdę przedstawiała się sytuacja kolebki chrześcijańskiej kultury, Stolicy Apostolskiej, Watykanu. W okresie II wojny światowej Kościół Katolicki, jedna z największych ogólnoświatowych instytucji religijnych, musiał zmierzyć się z nie lada wyzwaniem – militarna zawierucha, jaka ogarnęła Europę, a później i świat, w znacznym stopniu wymogła na Watykanie szereg politycznych interwencji, które po dziś dzień wzbudzają liczne kontrowersje. Zważywszy na fakt, iż oficjalnie Kościół Katolicki pretenduje do miana neutralnej instytucji, możemy domniemywać, iż priorytetem dyplomatycznych akcji Stolicy Apostolskiej winno być milczenie i nieangażowanie się w konflikt. Z drugiej jednak strony, to właśnie Watykan jest pierwszą podporą na drodze do umacniania wiary chrześcijańskiej, co za tym idzie, musi podejmować kluczowe decyzje związane z aktualną sytuacją na międzynarodowej arenie politycznej, bowiem właśnie w ten sposób toruje sobie drogę do wielomilionowej rzeszy katolików. Co więcej, to Kościół jest strażnikiem i reprezentantem podstawowej moralności, od lat broniąc kodeksu etycznego i ogólnie pojętych wartości związanych z jego nauczaniem. Okres lat trzydziestych ubiegłego wieku i wreszcie II wojny światowej był nie tylko okazją do wykazania się, ale i poważnym sprawdzianem, który miał postawić przed światem poważne pytanie – jakie jest miejsce Watykanu na politycznej mapie Europy?
2 marca 1876 w Rzymie na świat przyszedł Eugenio Maria Giuseppe Giovanni Pacelli. Od najmłodszych lat był silnie związany z Kościołem Katolickim, jego ojciec pełnił zresztą funkcję adwokata konsystorii. Młody Eugenio uczęszczał do katolickiej szkoły, w późniejszym czasie zdecydował się na poszerzanie horyzontów naukowych, studiując m.in. filozofię, etykę czy prawo na Papieskim Uniwersytecie Gregorianum w Rzymie. Wreszcie, w 1899 roku przyjął święcenia kapłańskie, które otworzyły mu drogę do wielkiej kariery. Już w 1914 roku został sekretarzem Kongregacji ds. Kościoła, a 3 kwietnia 1917 roku został mianowany przez ówczesnego papieża Benedykta XV nuncjuszem apostolskim w Monachium, na terenie najsilniej zwatykanizowanej niemieckiej Bawarii. Katolicki land, mimo wciąż nierozstrzygniętej I wojny światowej, był miejscem, gdzie papieski wysłannik mógł nie tylko wykazać się talentem duszpasterskim, ale i politycznym. Nauki Pacellego trafiły zatem na podatny grunt, przynajmniej jeśli chodzi o tę część Europy. Nie zawsze jednak zasiane ziarno przynosi odpowiednie plony, o czym przekonać miał się przyszły papież, dla którego Bawaria stanowiła pierwszy poważny sprawdzian dyplomatycznych umiejętności. W tym samym okresie papiestwo zaczęło coraz mocniej interesować się sprawami porozumienia z konkretnymi krajami. Za pośrednictwem konkordatów, specjalnego rodzaju umów międzypaństwowych, Watykan spodziewał się nie tylko uregulować sytuację chrześcijan na konkretnym terenie, ale i nawiązać stosunki dyplomatyczne z poszczególnymi krajami. Niejako przełomem dyplomatycznym stał się dla Watykanu rok 1929. Mimo iż od początku lat dwudziestych Włochy coraz mocniej angażowały się w ruch faszystowski, przywódca państwa Benito Mussolini nie wykluczał porozumienia z papiestwem, które dysponowało autorytetem w dziedzinie wiary chrześcijańskiej. Gest w kierunku Watykanu pozwoliłby Mussoliniemu na zgromadzenie pokaźnego kapitału politycznego w kontekście pozyskania przychylności chrześcijańskich Włochów. W 1929 roku podpisano zatem szereg dokumentów znanych pod wspólną nazwą traktatów laterańskich, wśród których sankcjonowano utworzenie niezależnego państwa Watykan oraz ustanowiono konkordat regulujący stosunki Kościoła we Włoszech. W tym samym czasie przebywający w Niemczech Pacelli raportował do Stolicy Apostolskiej, opisując wyraźny rozłam w obserwowanym przez niego społeczeństwie niemieckim. Na laikat składali się ludzie wierzący, oddani chrześcijaństwu oraz rosnące w siłę elity intelektualne, dla których kwestie wiary nie stanowiły już tematu tabu, co wyraźnie osłabiało władzę Rzymu. Następnie nuncjusz wrócił do Rzymu, gdzie otrzymał godność kardynała oraz stanowisko sekretarza stanu. Niemal na jego oczach w ciągu ostatnich 12 lat formował się i rósł w siłę ruch narodowosocjalistyczny kierowany przez Adolfa Hitlera. Podczas długiego pobytu w Monachium Pacelli nie zauważył jednak niepokojących objawów przyszłego antysemityzmu połączonego z szerszym rasizmem i przeświadczeniem o wyższości rasy niemieckiej. Nie można jednak powiedzieć, iż katolicy nie dostrzegli w porę zagrożenia nową ideologią zdobywającą sobie rzesze wyznawców w międzywojennych Niemczech. Mimo iż w 1930 roku NSDAP osiągnęła drugi wynik w wyborach parlamentarnych, a w kolejnych latach zdominowała niemiecką scenę polityczną, pojawiały się liczne głosy sprzeciwu. Sam Pacelli oceniał, iż ruch nazistowski ma wymowę antykatolicką i nie można go pogodzić z wiarą chrześcijańską. Mimo tego już wtedy, na początku lat trzydziestych, zajmował on stanowisko, które później zaprezentuje jeszcze wielokrotnie – naziści nie mogą zbliżyć się do komunistów, bo to ze wschodu nadchodzi prawdziwe zagrożenie wiary. Prominentni działacze niemieccy pojawiali się na audiencjach u Pacellego, który w latach 1930-32 głównie zbierał informacje i obserwował niemiecką scenę polityczną. Pozostawał w stałym kontakcie z nuncjuszem apostolskim w Berlinie Cesare Orsenigo. W 1931 roku biskupi niemieccy wydali dokument potępiający partię nazistowską jako z założenia antychrześcijańską. 2 maja 1931 roku Pacelli rozmówił się na temat nazistów z papieżem Piusem XI, co było pochodną listu Hermanna Göringa, który starał się przekonać Watykan o dobrych intencjach rosnących w siłę nowych władz. Gdy na początku 1933 roku naziści doszli w Niemczech do władzy, szybko udało się im spacyfikować episkopat, który już 28 marca cofnął deklarację potępiającą nazizm. Był to niewątpliwie sukces polityczny Hitlera, który kilka dni wcześniej zapewniał z mównicy Reichstagu, iż jego rząd uznaje chrześcijaństwo za czynnik niemieckiej tożsamości narodowej. To przekonało Watykan o dobrych intencjach kanclerza III Rzeszy. Pacelli zdawał sobie sprawę, iż kwestia ta nie jest tak oczywista, jednakże w porozumieniu z papieżem zainicjował procedurę podpisania konkordatu z III Rzeszą. Dokument miał być przede wszystkim atutem w rękach dyplomacji watykańskiej, która na jego podstawie spodziewała się uchronienia niemieckich chrześcijan. Tymczasem strona niemiecka doskonale rozegrała „katolicką kartę”, podsuwając Watykanowi złudną nadzieję na porozumienie. Konkordat parafowano 8 lipca 1933 roku, a podpisano 20 dnia tego miesiąca. Szybko okazało się, iż tradycyjne wartości chrześcijańskie nijak się mają do polityki prowadzonej przez władze III Rzeszy. Do Watykanu stopniowo spływały niepokojące informacje o prześladowaniu ludności żydowskiej. W sytuacji orientował się zarówno Pacelli, jak i Pius XI, do których spływały wiadomości od episkopatu niemieckiego oraz prywatnych informatorów. W październiku 1934 roku Kongregacja Świętego Oficjum rozpoczęło prace nad analizą „Mein Kampf”. Tekst został uznany za rasistowski. Wcześniej „Mit XX wieku” Alfreda Rosenberga trafił do Indeksu Ksiąg Zakazanych. Dopiero jednak w marcu 1937 roku, w encyklice „Mit brennender Sorge” Pius XI zdecydował się jednoznacznie potępić ideologię nazistowską w kontekście nieprzestrzegania porozumienia i wartości chrześcijańskich. Akt ten był pierwszym tego typu wystąpieniem papieża. Jakby kontrastującą postawę zaprezentował Pius XI w listopadzie 1938 roku. Niemcy przeprowadzili wtedy akcję antyżydowską, podczas której złupiono mienie ludności żydowskiej i dokonano szeregu zbrodni. Pius XI nie interweniował w tej sprawie, co może być zaskakujące. Tymczasem na scenie politycznej zaszły poważne zmiany, gdy w 1938 roku Benito Mussolini ostatecznie zdecydował się wesprzeć politykę niemieckich faszystów. 3 maja 1938 roku Hitler odwiedził Rzym, a papież opuścił miasto, co miało być swoistym antynazistowskim manifestem. Za symbolicznym czynem nie poszły bardziej zdecydowane gesty. Gdy 11 lutego 1939 roku Pius XI zmarł, cały chrześcijański świat wstrzymał oddech, oczekując na konklawe. Miesiąc później kolegium kardynałów wybrało Eugenio Pacellego, który przyjął imię Piusa XII, sygnalizując, iż zamierza kontynuować politykę poprzednika. Jak się miało okazać, także w kwestii Hitlera.
Agresywne posunięcia przywódcy III Rzeszy sprawiły, iż na początku 1939 roku świat ponownie stanął na progu wojny. Zajęcie Austrii, a następnie wkroczenie do Czechosłowacji były dowodem na to, iż Niemcy nie zawahają się użyć siły politycznej i militarnej na drodze do hegemonii w Europie. Eugenio Pacelli z napięciem obserwował dramatyczne wydarzenia. Gdy Hitler wkraczał do Pragi, były nuncjusz apostolski w Niemczech był już papieżem i to od niego zależała teraz reakcji Stolicy Apostolskiej na rozgrywające się w Europie Środkowej wydarzenia. 9 kwietnia 1939 roku Pius XII wygłosił homilię, w której jednoznacznie potępił inicjatywy antypokojowe. W kolejnych tygodniach starał się zażegnać konflikt, występując z szeregiem inicjatyw pokojowych. Proponował zorganizowanie kolejnej międzynarodowej konferencji, jakby nie dostrzegając, iż wydarzenia z Monachium jednoznacznie przekreśliły możliwość porozumienia na większą skalę i uchronienia Europy przed kolejnymi starciami. 24 sierpnia 1939 roku wystosował apel za pośrednictwem Radia Watykańskiego. 31 sierpnia powtórzył wezwanie do zaniechania rozlewu krwi. Było już za późno na interwencje polityczne. Słowa Piusa XII nie miały też siły przebicia, choć Michael Hasemann (”Pius XII wobec Hitlera”) uważa, iż przemówienie z 24 sierpnia skłoniło Hitlera do zmiany terminu rozpoczęcia operacji przeciw Polsce. Podobne tezy wsadzić możemy między bajki. Hitler nie liczył się z Watykanem, a jedynym politykiem, na którego Pius XII mógł mieć jakikolwiek wpływ był Benito Mussolini. Kwestia papiestwa była dla włoskiego dyktatora swoistym cierniem w oku – nie mógł bowiem uprzątnąć własnego podwórka, ponieważ otwarte wystąpienie przeciwko Watykanowi zniszczyłoby zaufanie społeczne, jakim darzono duce na Półwyspie Apenińskim.
1 września 1939 roku rozpoczęła się II wojna światowa. Pius XII odmówił modlitwę, która jednak okazała się nieskuteczna. Niemieckie wojska parły do przodu. Jeszcze we wrześniu działalność rozpoczęła organizacja Papieskie Dzieło Pomocy, które współpracowało później z Międzynarodowym Czerwonym Krzyżem, co zaowocowało przesłaniem kilkudziesięciu paczek z żywnością do niemieckich obozów koncentracyjnych w okresie II wojny światowej. Mimo iż konflikt trwał w najlepsze, a do Watykanu spływały doniesienia o zbrodniach popełnianych przez żołnierzy niemieckich w Polsce, papież nie decydował się na otwarte wystąpienie. Do Watykanu we wrześniu przyjechał prymas Polski August Hlond. Wreszcie 30 września Pius XII skierował swoje słowa do Polaków, których podnosił na duchu w trudnym momencie. W kolejnych tygodniach wystosował jeszcze słowa potępiające wojnę jako taką oraz totalitaryzmy, powierzając ludzkość wstawiennictwu Maryi i wierząc w pomoc Chrystusa. Wspominany już przez nas Hasemann dostrzega w tych gestach jednoznaczne napiętnowanie Hitlera i odwołania do tragicznej sytuacji Polski. Niemiecki historyk watykanista jest niewątpliwie zwolennikiem tezy o zaangażowaniu Piusa XII w szereg inicjatyw antywojennych. Trzeba jednak obiektywnie spojrzeć na posunięcia papieża, który do końca roku nie zdobył się na zdecydowane kroki i ani razu otwarcie nie wystąpił przeciwko niemieckiemu dyktatorowi. Ten zapewne niewiele sobie robił z opinii Ojca Świętego, bo wszystkie świętości miał za nic, co udowadniał na każdym kroku. W orędziu bożonarodzeniowym Pius XII mówił o „agresji przeciw małemu, pracowitemu i pokojowemu narodowi”. Słowa te odbierano jako ewidentną aluzję do Polski. Papież nie chciał jednak wyjawić, o który naród mu chodziło. Jakby tego było mało, gdy Piusa XII odwiedził Joachim von Ribbentrop, papież miał stwierdzić, iż jego słowa odnosiły się do Finlandii. Stwierdzenie to zaprotokołował Monsignore Tardini. Jak zatem widzimy, Watykan miał piętnować agresję radziecką ( ZSRR zaatakował w listopadzie Finlandię), co było kontynuacją dotychczasowej tradycyjnej antykomunistycznej polityki. Jednocześnie Ojciec Święty podkreślił, iż nie ma zamiaru obrażać Niemiec. Zastanówmy się przez chwilę nad motywami, jakie kierowały Piusem XII. Z jednej strony wyraźny jest antykomunizm papieża, co dziwić nie może, skoro już jego poprzednik napiętnował system radziecki i jawnie wypowiadał się o wypaczeniu wartości chrześcijańskich. Z drugiej strony zauważalna jest chęć niedrażnienia Hitlera. Czym mogła być spowodowana? Pius XII wielokrotnie w okresie II wojny światowej wypowiadał się o swoim bezpieczeństwie w dość beztroskim tonie – nie dbał o siebie i nie obawiał się ani niewoli, ani śmierci z rąk niemieckich (o ile w 1939 roku podobne słowa pewnie nie przeszłyby mu przez gardło, o tyle w 1943 roku w Watykanie oczekiwano napaści Wehrmachtu). Dlaczego zatem nie decydował się na wystąpienie przeciwko oczywistej agresji? Być może wciąż chodziło o ratowanie katolików na terenie Rzeszy bądź Polski. Pius XII, co zrozumiałe, nie chciał narażać swoich owieczek na odwet Hitlera. Kolejne rozwiązanie przynieść może śmiała koncepcja dotycząca niewiedzy papieża i jego otoczenia – Watykan miał nie orientować się w niemieckim bestialstwie, co jednak jest mało prawdopodobne ze względu na liczne informacje, jakie docierały do Stolicy Apostolskiej za pośrednictwem uciekinierów i duchownych. Podczas spotkania z Ribbentropem Ojciec Święty miał również poruszyć temat prześladowań ludności żydowskiej. Kwestia ta jest niezwykle ciekawa za względu na ocenę postępowania Piusa XII w okresie II wojny światowej. Wydaje się, iż Stolica Apostolska zdawała sobie sprawę z eksterminacyjnych planów Hitlera. Nie wiedziała o ogromie zbrodni, ale znała zarys planów niemieckich, co przekładać się powinno na reakcje samego papieża. Tymczasem on nie przeszedł do natarcia. Impulsem mogły być prześladowania katolickich księży na terenie III Rzeszy, gdzie przecież wciąż obowiązywał konkordat, ale i w tym wypadku papież nie reagował w wystarczającym stopniu. Wyrazem naiwności papieża może być komentarz włoskiego ministra spraw zagranicznych. 28 kwietnia 1941 roku Galeazzo Ciano zapisał w dzienniku: „Papież wystosował list do Mussoliniego, w którym chwali jego wysiłki w celu zachowania pokoju i składa życzenia, by w przyszłości Włochy pozostały nadal poza konfliktem. Mussolini przeczytał ten list sceptycznie, chłodno i z sarkazmem”. Słowa Piusa XII, jeśli wierzyć zięciowi Mussoliniego, nijak się miały do rzeczywistości – duce nie tylko nie pozostawał poza wojną, a jego wojska toczyły walki na rozmaitych frontach, ale i w żaden sposób nie stał się bojownikiem o pokój i wolność narodów. Pius XII prezentował pokojową wizję zażegnania konfliktu, nie dostrzegając, iż Europa jest już tak mocno pogrążona w chaosie, iż ignorowanie niemieckiej działalności nie jest możliwe. Nie było też rozsądne, co wykazywała druga strona. Zauważmy, że zgoła odmienną wizję rozwiązania kwestii spornych prezentował Hitler, który bez ogródek wypowiadał się w negatywny sposób zarówno o papieżu, jak i wierze chrześcijańskiej. 13 grudnia 1941 roku podczas jednej z konferencji w Wilczym Szańcu stwierdził: „Wojna się skończy. Ostatnim wielkim problemem naszych czasów do rozwiązania będzie kwestia Kościoła […] Nie obchodzą mnie dogmaty wiary, ale nie będę tolerował czegoś takiego, żeby klecha wtrącał się do spraw ziemskich […] Trzeba doprowadzić do tego, żeby na ambonie siedzieli tylko idioci, a przed nimi stare baby. Zdrowa młodzież będzie z nami”. To jednoznacznie pokazuje, jaki stosunek miał Hitler do Kościoła Katolickiego. Wojna była etapem przejściowym na drodze do formowania nowego społeczeństwa pozbawionego nie tylko hierarchów, ale i wartości chrześcijańskich, które usiłowała wykorzenić partia nazistowska. Ideologia hitlerowców oparta była na zaprzeczeniu tradycyjnej nauki Kościoła. Ten wyraźny rozbrat pomiędzy poglądami powinien był zaalarmować Watykan jeszcze w latach trzydziestych. Tymczasem oprócz niemrawych działań nie podjęto się tam ani wyraźnej krytyki ideologii nazistowskiej, ani potępienia Hitlera, choć pomysł ekskomuniki niemieckiego kanclerza pojawił się w 1938 roku podczas jednej z rozmów Piusa XI i kardynała Pacellego. Gdy 22 czerwca 1941 roku Hitler uderzył na dotychczasowego sojusznika, papież stanął przed trudnym wyborem – czy można opowiedzieć się za którymkolwiek totalitaryzmem? Zdecydował się zachować bezstronność, co tak udanie czynił od początku wojny. Warto zacytować jeden z papieskich listów adresowany do arcybiskupa Fringsa: „Nadludzkie wysiłki, których potrzeba, aby utrzymać Stolicę Apostolską ponad stronami oraz wprost nie dające się rozwikłać splątanie prądów politycznych i światopoglądowych, przemocy i prawa (w obecnym konflikcie nieporównywalnie większe niż podczas poprzedniej wojny światowej), tak, iż często boleśnie trudno rozstrzygnąć, czy wskazana jest powściągliwość i ostrożne milczenie, czy też otwarte słowo i energiczne działanie: wszystko to dręczy Nas jeszcze bardziej gorzko niż zagrożenie spokoju i bezpieczeństwa we własnym domu”. Hansjakob Stehle („Tajna dyplomacja Watykanu”) słusznie zauważa, iż papież odszedł od dotychczasowego pojęcia „neutralności” na rzecz „bezstronności”, która wyrażała aktywność papieża niepodporządkowaną żadnej ze stron. Dyplomacja hitlerowska spodziewała się… wsparcia Piusa XII w kampanii przeciwko Sowietom, ale ten jednoznacznie odciął się od podobnych pomysłów. W Boże Narodzenie 1941 roku papież ponownie wygłosił przemówienie, w którym jeszcze raz skrytykował totalitaryzmy. Na horyzoncie pojawiał się teraz główny problem, z którym musiał zmierzyć się Pius XII, a po wojnie historycy opisujący jego pontyfikat – zbliżało się niemieckie „ostateczne rozwiązania kwestii żydowskiej”.
O to, kiedy pierwsze wieści o masowym uśmiercaniu ludności żydowskiej na terenach kontrolowanych przez Niemców dotarły do Watykanu, po dziś dzień trwają spory. Część autorów uważa, iż papież dowiedział się o „ostatecznym rozwiązaniu” w maju 1942 roku, choć nie brakuje poglądów odkładających w czasie dotarcie tej informacji do Piusa XII. Wiadomości o prześladowaniach docierały do papieża z różnych, często zupełnie odmiennych źródeł. Podobnie jednak jak w przypadku doniesień z Polski, początkowo nie dawano wiary przerażającym danym, poczytując je za przesadnie emocjonalne interpretowanie agresywnych posunięć nazistów. Ogrom hitlerowskich zbrodni musiał jednak w 1942 roku dotrzeć do papieża. Sekretarz stanu Montini zanotował 18 września, iż eksterminacja „przybrała odrażające i przerażające rozmiary i formy”. W tym czasie Niemcy od dawna uśmiercali już Żydów na wielką skalę, korzystając z wymyślnych form zabijania, w tym trującego gazu, który stosowano chociażby w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau na terenie okupowanej Polski. Kwestią eksterminacji ludności żydowskiej żywo interesowali się Amerykanie, którzy kanałami dyplomatycznymi starali się dotrzeć do papieża i uświadomić mu ogrom zbrodni niemieckich. Co oczywiste, także środowiska żydowskie interweniowały w tej sprawie, odwołując się także do Piusa XII. Do Watykanu spływały raporty z okupowanej Europy. Nuncjusz Giuseppe Burzio meldował z Bratysławy o losie kilkudziesięciu tysięcy słowackich Żydów wywiezionych do obozów koncentracyjnych. Gerhard Reigner, przewodniczący Światowego Kongresu Żydów przesyłał informacje o uśmiercaniu jego rodaków na terytorium okupowanej Polski. Wszystkie wiadomości spływały do Stolicy Apostolskiej wiosną 1942 roku. Niemożliwe jest zatem, aby Watykan nie wiedział o Holocauście. W październiku ojciec Scavizzi odbył spotkanie z papieżem, podczas którego opowiedział mu o założeniach niemieckiego planu zlikwidowania Żydów. Pius XII miał wówczas zapłakać nad ich losem. Wkrótce skierował list do kardynała Sapiehy z Krakowa, w którym wyraźnie potępił zbrodnie nazistowskie. Kardynał list przeczytał i… spalił, nie decydując się na jego publiczny odczyt w parafiach na terenie okupowanego kraju, obawiając się dalszych represji. Wydarzenie to, w opinii historyków sprzyjających Piusowi XII, miało potwierdzić dotychczasowe obawy papieża, który lękał się o los chrześcijan i nie chciał ryzykować prowokowania Hitlera. Papież, tradycyjnie już, skierował do świata słowa otuchy w bożonarodzeniowym przemówieniu, z którego, jak zwykle, nie wynikały żadne konkrety. Po raz kolejny Pius XII dał się poznać jako wyważony mówca, dyplomata gdzieś z pogranicza frontów, który nie chce wyraźnie opowiadać się po żadnej stronie, nawet gdyby miał poprzeć przeciwników wcielenia zła w postaci nazizmu i zbrodniczych posunięć hitlerowców. Albo nie miał odwagi, albo siły przebicia, albo też pomysłu na rozwiązanie problemu. Daniel Jonah Goldhagen, który nie przebiera w słowach, krytykując niemrawe posunięcia Piusa XII, zauważa, iż przemówienie to zostało wygłoszone pod wyraźnym naciskiem Amerykanów i Brytyjczyków w momencie, gdy Niemcy od ponad 1,5 roku mordowali Żydów na niewyobrażalną wówczas skalę. Skrajni przeciwnicy Piusa XII dostrzegają elementy takie, jak rzekomy antysemityzm papieża i Kościoła Katolickiego. Goldhagen nie jest odosobniony w poglądach. Kontrowersyjna praca historyka Johna Cornwella, który jednoznacznie potępił Piusa XII, zawiera w sobie treści wyraźnie łączące ludność żydowską z komunizmem, co w opinii papieża zagrażać miało wierze chrześcijańskiej. Relacje tego typu możemy wsadzić jednak między bajki, bowiem papież wielokrotnie angażował się w inicjatywy pokojowe, co zaprzecza tezom, jakoby celowo miał milczeć w kwestii Holocaustu. Carol Rittner, John K. Roth w pracy „Pope Pius XII and the Holocaust” wyrażają pogląd, zgodnie z którymi milczenie papieża było szczere, ale oparte na złych przesłankach. Przypuszczenie to po raz kolejny odnosi się do obawy o losy katolików na terenach niemieckiej okupacji. David D. Gallin w dość ciekawy sposób odnosi się do rozterek historyków: „Ktoś może spytać – co może być gorszego od wymordowania 6 milionów Żydów? Odpowiedzią jest zabójstwo setek lub tysięcy więcej”. Jakimi zatem realnymi możliwościami dysponowała Stolica Apostolska? Warto podkreślić, że gdy 21 czerwca 1943 roku nuncjusz Orsenigo spotkał się z Hitlerem w Obersalzbergu i poruszył temat ludności żydowskiej, odpowiedź, choć teatralna, była jednoznaczna: „Hitler odwrócił się, podszedł do okna i zaczął stukać palcami o szybę. Możecie sobie tylko wyobrazić, jak było mi przykro, gdy musiałem mówić o swoich zamiarach do pleców mojego rozmówcy. Mimo to tak właśnie zrobiłem. Wtedy Hitler nagle się odwrócił, podszedł do stołu, gdzie stała szklanka wody, chwycił ją i cisnął z wściekłością na ziemię. Po tym wysoce dyplomatycznym […] geście mogłem uważać swoją misję za skończoną, a jednocześnie niestety za odrzuconą”. Jak zatem widzimy, ani Orsenigo, ani Pius XII nie mieli absolutnie żadnego wpływu na decyzje Hitlera, który niewiele sobie robił z asysty nuncjusza. Postawa dyktatora nie pozostawiała cienia wątpliwości – Stolica Apostolska mogła zaangażować się jedynie na cichym froncie, próbując nieść pomoc poszkodowanym przez reżim nazistowski. Omówimy zatem szereg inicjatyw zaaranżowanych przez Watykan w celu ratowania ludności żydowskiej.
Pierwszym poważnym wystąpieniem Piusa XII przeciwko prześladowaniom był dokument z jesieni 1942 roku w kontekście wysiedlania i eksterminacji Żydów na terenie Francji Vichy. Pius XII zwrócił się do marszałka Philippa Petaina z listem, w którym wyraźnie potępiał zbrodnicze praktyki. Propaganda niemiecka zareagowała niemal natychmiast, nazywając go „papieżem prożydowskim”. Francuzi niewiele zrobili sobie z listu Ojca Świętego. Odzew zanotowano natomiast w kręgach kościelnych, które zaangażowały się w pomoc ludności żydowskiej. Szczególnie ważna i godna odnotowania jest inicjatywa ojca Benoit, który pomógł w ucieczce do Hiszpanii ponad 2600 Żydów. Wcześniej uzyskał pokaźne wsparcie finansowe od Stolicy Apostolskiej, a całą akcję wspierał Pius XII. W tym samym roku biskupi holenderscy protestowali otwarcie przeciwko wywózce tamtejszych Żydów. Jednocześnie podjęto liczne kroki w celu ratowania lub ewakuacji ludności żydowskiej. Zaangażowanie Watykanu nie było w tym wypadku szczególne, a protesty katolików doprowadziły do wzmożenia akcji deportacyjnej, która objęła ponad 100 tys. Żydów odesłanych do obozów koncentracyjnych. Na przełomie 1942 i 1943 roku rozpoczęły się zakulisowe działania mające na celu zatrzymanie deportacji Żydów słowackich. Watykan nie był w stanie kontrolować ks. Tiso, który pełnił funkcję prezydenta marionetkowego państwa słowackiego. Mimo iż Tiso podlegał hierarchom kościelnym, wypełniał rozkazy hitlerowców i po wojnie doczekał się mało chlubnego miana zbrodniarza. Pius XII wspierał finansowo akcje antydeportacyjne w Rumunii, ale już w przypadku Chorwacji nie był tak zdecydowany. Na własnym podwórku Stolica Apostolska działała skutecznie. W październiku 1943 roku, gdy północna część kraju znajdowała się właściwie pod niemiecką okupacją, Watykan zwrócił się z prośbą do duchownych o ratowanie ludzkich istnień wszelkimi dostępnymi środkami, co przełożyło się na ukrywanie ludności żydowskiej przed niemieckimi oprawcami w kościołach i klasztorach. Cytowany przez Dalina kardynał Pietro Palazzini miał powiedzieć, iż wszelkie zasługi przypisać należy Piusowi XII, który zachęcał do ofiarności w ratowaniu ludności żydowskiej w okresie II wojny światowej. Jak zatem widzimy, pomówienia dotyczące antysemityzmu papieża można włożyć między bajki. Nie tylko zachęcał do udzielania pomocy Żydom, ale i czynnie wspierał tego typu akcje, w tym finansowo, o czym za chwilę powiemy. Najważniejszą operacją Watykanu była pomoc węgierskim Żydom, kiedy wiosną 1944 roku Niemcy przystąpili do masowych deportacji. Ogromna część wywiezionych trafiła później do niemieckich obozów zagłady, w tym Auschwitz-Birkenau. Sprawą natychmiast zainteresował się tamtejszy nuncjusz apostolski Angelo Rotta. Papież zachęcał podwładnego do aktywnych działań i w nocie dyplomatycznej skierowanej do rządu węgierskiego potępił prześladowania. Kościół Katolicki nie tylko udzielił schronienia deportowanym, ale i wydawał fałszywe dokumenty, które umożliwiały opuszczenie kraju. Szacuje się, iż łącznie nawet 200 tys. Żydów węgierskich mogło zostać uratowanych dzięki działalności Rotty i papieża, za co po wojnie przedstawiciele żydowskich władz oficjalnie dziękowali Piusowi XII. Ustalenie konkretnej liczby uratowanych nie jest możliwe ze względu na niedokładne dane. Według szacunkowych informacji liczba ta sięgnąć mogła nawet 700 tys. ludzi w całej Europie.
We wrześniu 1943 roku jeden z wysokich dygnitarzy niemieckiej SS został wezwany przez Hitlera do Kętrzyna, gdzie znajdowała się wówczas kwatera główna powszechnie nazywana Wilczym Szańcem. Generał Karl Wolff cieszył się w tym czasie sporym zaufaniem Hitlera i Himmlera, którzy widzieli w nim bezwzględnego wykonawcę kolejnych rozkazów. Zamieszanie związane z uwięzieniem Benito Mussoliniego, a następnie brawurową akcją odbicia duce z rąk proalianckich Włochów znacznie skomplikowało sprawy na Półwyspie Apenińskim, który podzielił się na dwie części – jedną popierającą dyktatora, drugą przeciwną jego totalitarnym rządom i sojuszowi z III Rzeszą. Zanim jednak doszło do uwolnienia Mussoliniego Wolff pojawił się na obiedzie u Hitlera. Do spotkania doszło po południu 6 września. Generał został wcześniej wtajemniczony w część planów pary Hitler-Himmler, wobec czego wiedział, iż dyskusja dotyczyć będzie przyszłości Włoch i tajnej misji związanej z Watykanem. Podczas oficjalnej rozmowy Wolff dowiedział się nieco więcej – niemieccy komandosi nie tylko planowali odbicie duce i zainstalowanie go na północy w marionetkowej republice faszystowskiej. Wolff miał się zająć Mussolinim, stać się osobistym opiekunem dyktatora. Co więcej, Hitler przygotował mu zadanie zajęcia Watykanu, aresztowania tamtejszych dostojników kościelnych i rabunku watykańskiego archiwum. Według relacji Wolffa był on przerażony propozycją wodza, wobec czego natychmiast starał się wprowadzić go w błąd dotyczący realnych możliwości przeprowadzenia tego typu operacji. Zapowiedział, iż przygotowania potrwają sześć tygodni, a i po tym czasie powodzenie akcji zależeć będzie od wielu czynników, na które Niemcy mogą nie mieć wpływu. W kolejnych dniach Kwatera Główna żyła doniesieniami z Włoch, gdzie Kurt Student i Otto Skorzeny w brawurowy sposób odbili Benito Mussoliniego. Duce został przewieziony do Kętrzyna, gdzie spotkał się z Hitlerem. Podczas rozmów obecny był także Karl Wolff, który od tej pory miał być prawą ręką duce. Rozpoczął zresztą aktywne przygotowania do zainstalowania nowego rządu złożonego z włoskich faszystów sprzyjających Rzeszy. Sprawa ewentualnego zamachu na papieża jakby nieco przycichła, a Wolff miał tyle zajęć, że o aferze na moment zapomniał. Warto jednak podkreślić, iż sytuację znamy przede wszystkim ze sporządzonego przezeń opisu, który w dużej mierze przedstawiał namiestnika Rzeszy we Włoszech w dobrym świetle. Istnieją nawet hipotezy, iż rzekoma operacja była wymysłem Wolffa, który szukał w niej możliwości rozgrzeszenia za wojenne przewinienia, co było mocną kartą przetargową przed ewentualnym powojennym procesem zbrodniarzy hitlerowskich , który musiał nastąpić w przypadku porażki Niemiec. W konsekwencji Wolff uniknął zamieszania związanego z oskarżeniami o zbrodnię niezwykłą, nawet jak na okres II wojny światowej, ale i sprawnie skierował na siebie blask reflektorów, które w przyszłości miały uratować mu skórę. Coś jednak musiało być na rzeczy, skoro w Watykanie wzmożono czujność, wzmocniono straże i rozpoczęto przygotowania do ewakuacji. Patrick J. Gallo szacuje, iż liczebność strażników wzrosła ze 100 do 4000, a niektórych z nich wyposażono w karabiny maszynowe. Michael Hesemann („Pius XII wobec Hitlera’) wyraźnie stwierdza, iż w oficjalnych rozkazach zakazano używania siły. W momencie agresji niemieckich żołnierzy gwardia miała zwyczajnie skapitulować. Nie widać zatem większego sensu w dozbrajaniu strażników. Zwiększenie ich liczebności także nie ma związku z wydanym poleceniem. Wątpliwości nie pozostawiają też słowa Hitlera wypowiedziane 26 lipca 1943 roku w Wilczym Szańcu: „Natychmiast wkroczę do Watykanu. Myślicie, że Watykan mnie onieśmiela? Zaraz się za niego wezmę. Przede wszystkim tam jest cały korpus dyplomatyczny. Mam to gdzieś. Ta hołota tam jest, zgarniemy całą tę świńską hołotę. Cóż to takiego? Po fakcie przeprosimy, co nas to obchodzi […] Dostaniemy wtedy dokumenty. Odkryjemy mnóstwo przypadków zdrady”. W podobnym tonie wypowiadał się o sytuacji Mussoliniego, którego wręcz zachęcał do „rozgonienia towarzystwa” i oznajmienia, że zaszła tragiczna pomyłka.
Gdy 10 września 1943 roku Niemcy wkroczyli do Rzymu, Watykan został odizolowany od świata. W praktyce papież i jego otoczenie zostali internowani w rozległych budynkach Stolicy Apostolskiej, choć nikt oficjalnie nie ograniczał ich wolności. 7 października jedna z rozgłośni radiowych marionetkowej Republiki Salo informuje, iż w Niemczech przygotowano tymczasową rezydencję dla papieża. Zaniepokojenie Watykanu, który natychmiast zwrócił się do niemieckiego ambasadora z prośbą o wyjaśnienia. 9 października papież spotkał się nawet z Weizsackerem, który oczywiście nic nie wiedział o ewentualnych planach swoich mocodawców. Grał na zwłokę, sondując papieża przed zbliżającymi się wydarzeniami. 15 października Niemcy rozpoczęli masowe deportacje Żydów włoskiego pochodzenia. Zrozpaczony Pius XII był świadkiem obławy, lecz nie zdecydował się na potępienie niemieckich działań. Niemcy wywieźli tysiące Żydów, w tym 1259 Żydów rzymskich. Wcześniej do naczelnego rabina Rzymu, Israela Zolliego dotarł jeden z niemieckich oficerów, który zaprosił do siebie przywódców gminy żydowskiej, ostrzegł o planowanej akcji i wyznaczył okup w wysokości 50 kg złota. Żydzi zgromadzili 35 kg, a Zolli wystąpił z prośbą do papieża, który natychmiast wsparł gminę żydowską. Mimo iż dowódca SS i SD w Rzymie, Herbert Kappler, zaakceptował wpłatę, nie uchroniło to Żydów od łapanki, którą Pius XII mógł obserwować z okien swojej rezydencji. Weizsacker, z napięciem obserwujący papieża i jego kolejne ruchy, wkrótce raportował do Berlina, iż niebezpieczeństwo aktywnego wystąpienia Watykanu przeciwko Holocaustowi jest niskie. Niebezpieczeństwo porwania Piusa XII także było teraz mniejsze. Wspominaliśmy już, iż wydarzenia te były dla włoskich katolików sygnałem do jednoznacznego wsparcia wysiłków Piusa XII, który zalecił chronienie ludności żydowskiej za wszelką cenę. Papież zaangażował się także w działalność na rzecz podpisania separatystycznego pokoju. 10 maja 1944 roku spotkał się z Karlem Wolffem . Prywatna audiencja i życzliwe przyjęcie przez Ojca Świętego wywarły na Niemcu spore wrażenie. Spotkanie zaaranżował ojciec Pankracy Pfeiffer, który w okresie wojny ukrywał pod swoim dachem dziesiątki osób pochodzenia żydowskiego, chroniąc ich przed pewną śmiercią z rąk Niemców. Rozmowy dotyczyły głównie możliwości nawiązania kontaktu z mocarstwami zachodnimi. Inicjatywy pokojowe zakończyły się pierwotnie fiaskiem. Gdy 4 czerwca 1944 roku alianci wkroczyli do Rzymu, papież mógł odetchnąć z ulgą. Jego życiu i Stolicy Apostolskiej nie zagrażało już niebezpieczeństwo. Do końca wojny Pius XII i jego administracja wspierali inicjatywy pokojowe, decydując się jednocześnie na zaangażowanie w działalność na rzecz poszkodowanych. Watykan organizował żywność i niezbędne do przeżycia środki, pomagając w ten sposób dziesiątkom tysięcy ofiar wojny. 9 maja 1945 roku, już po podpisaniu niemieckiej kapitulacji, Pius XII wygłosił orędzie, w którym dziękował za zakończenie konfliktu oraz modlił się w intencji ofiar. II wojna światowa wreszcie się skończyła. Rozpoczął się okres rozliczania z bolesną przeszłością.
Chociaż problem zaangażowania Watykanu w wydarzenia mające miejsce w okresie II wojny światowej był kwestią lat czterdziestych ubiegłego wieku, kolejne stulecie nie pozwoliło zapomnieć o kontrowersjach sprzed lat. Co i rusz na światło dzienne wychodzą nowe fakty, których pochodzenia możemy się albo domyślać, albo też domniemywać, iż prezentowane dokumenty archiwalne są prawdziwe i unikalne. Niestety, w mieszaninie sprzecznych informacji trudno jednoznacznie określić, co tak naprawdę stanowi fakt, a co jest tylko wymysłem historyków goniących za kolejną sensacją. Na zakończenie przedstawię zatem kilka przykładów niespójności w łonie badaczy przeszłości, szczególnie tych aktualnych, zaprezentowanych w ostatnich latach.
W 2010 roku włoscy historycy Mario J. Cereghino i Giuseppe Casarrubea zszokowali świat doniesieniami o rzekomym braku reakcji Piusa XII w obliczu tragedii narodu żydowskiego. Odkrycia poczynili w brytyjskich archiwach, cytując zapisy rozmów papieża z zagranicznymi dyplomatami. Wśród co bardziej bulwersujących wątków przewija się oczywiście sprawa deportacji i eksterminacji kilkuset tysięcy Żydów węgierskich, z których większość przewieziono do niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Pius XII miał uchylać się od odpowiedzialności za wystosowanie oficjalnego pisma potępiającego hitlerowskie zbrodnie. Impulsem do tego typu rozpraw była wystawiona w 1963 roku sztuka Rolfa Hochutha zatytułowana „Namiestnik”, która w bardzo drastyczny sposób obarczyła Piusa XII odpowiedzialnością za jawne ignorowanie problemu eksterminacji ludności żydowskiej. Wśród zwolenników podobnych tez nie brakuje historyków badających archiwa watykańskie. Jak się jednak okazuje, w gronie tego typu naukowców zdecydowanie przeważają poglądy zgoła odmienne, a współcześnie prowadzone badania, choćby przez Michaela Hasemanna, każą nam zweryfikować część poglądów i przewartościować szereg krzywdzących twierdzeń. Kontrowersje wokół postaci Piusa XII były zapewne przyczyną wstrzymania procesu beatyfikacyjnego prowadzonego w okresie pontyfikatu papieża Benedykta XVI. Prof. Gerald P. Fogarty zajmujący się historią papieża II wojny światowej, cytowany przez portal Rzeczpospolita, twierdzi: „Jakkolwiek było, czarna legenda Piusa XII nie ma nic wspólnego z prawdą. Zajmuję się tym od wielu lat. Czytałem wszystkie dostępne na świecie archiwalia. W żadnym z nich nie ma nic, co świadczyłoby o tym, że papież sympatyzował z Hitlerem. Wprost przeciwnie – gardził nim i jego ideologią”. Tak stanowcze postawienie sprawy daje nam sporo do myślenia. Okazuje się bowiem, iż podzielone środowiska historyków nie potrafią wypracować kompromisu i dojść do prawdy, przez co wizerunek Piusa XII nie tylko nie doczekał się rzeczowej i fachowej analizy weryfikującej wszystkie tezy i doniesienia, ale i ulega dalszemu zamazaniu, wypaczając dotychczasowe ustalenia, które poczytywać możemy za pewnik. Co i rusz pojawiają się nowe sensacyjne doniesienia oparte na wyciąganych spod ziemi dokumentach. Wydaje się, iż prawda może leżeć gdzieś pośrodku.
Wojenna historia Watykanu i samego Piusa XII to dzisiaj zlepek rozmaitych wizji przeszłości. Ta ma to do siebie, iż często prezentowana jest w sposób wypaczony, a różnorodność opinii z reguły dodatkowo zamazuje jej prawdziwy obraz. „Papież Hitlera” czy „obrońca Żydów”? Na to pytanie być może nie poznamy już nigdy jednoznacznej odpowiedzi. Dziś wydaje się, iż Pius XII nigdy w stanowczy sposób nie zareagował na nazistowską eksterminację i militarne podboje. Agresja hitlerowskich armii nie stanowiła priorytetu w wojennej działalności Stolicy Apostolskiej. Nie ulega jednak wątpliwości, iż papież i jego administracja, podejmowali się wielu działań, by chronić ludność przed bezmyślnymi aktami niemieckiego barbarzyństwa, choć ten sposób działania doczekał się wielu ocen i opinii, często znajdujących się na skrajnych biegunach dyskusji. Watykan odegrał bardzo ważną rolę w kształtowaniu historii II wojny światowej. Jego położenie geograficzne i znaczenie historyczne, dyplomatyczne i społeczne sprawiły, iż nieustannie znajdował się w centrum wydarzeń, będąc nie tylko biernym obserwatorem, ale i aktywnym uczestnikiem, który kształtował obraz największego światowego konfliktu. Wbrew obiegowej opinii zaangażowanie Stolicy Apostolskiej nie sprowadzało się do ochrony własnych interesów finansowych, ale miało wymiar duchowej i moralnej batalii z ideałami narodowosocjalistycznego reżimu. Pozorna bierność stwarzała odpowiednie wrażenie neutralności, zapewniając ochronę i względny spokój Watykanowi, sercu wiary chrześcijańskiej. Pod maską obojętności kryły się jednak szeroko zakrojone działania, choć ich rozmiar i zakres z pewnością jeszcze przez wiele lat budzić będą uzasadnione kontrowersje. W testamencie Pius XII zapisał skromne słowa: „Uświadomiwszy sobie braki, niedoskonałości i błędy popełnione podczas tak długiego pontyfikatu i w tak ciężkich czasach, jaśniej ujrzałem mą niedoskonałość i niegodność”. Czy mówił o trudnym okresie II wojny światowej, czy też miał na myśli całość swojego pontyfikatu? Tego nie wiemy, choć możemy się domyślać, co chciał przekazać potomnym papież. Zmarł 9 października 1958 roku w rezydencji Castel Gandolfo, gdzie podczas wojny ukrywano setki Żydów.
Fotografia tytułowa: Pius XII na fotografii z 1951 roku (Wikipedia/Michael Pitcairn, domena publiczna).