Mimo iż niemieckie obozy koncentracyjne były prawdziwym piekłem na ziemi, nawet Niemcom nie udało się zabić w prześladowanych więźniach ludzkich odruchów. Historia Jerzego Bieleckiego i Cyli Cybulskiej jest pod wieloma względami wyjątkowa. Jerzy trafił do Auschwitz w pierwszym masowym transporcie Polaków. Mimo iż komendant obozu zapowiadał, iż nie pożyje dłużej niż trzy miesiące, przetrwał cztery lata. Uciekł w mundurze SS-mana, zabierając ze sobą ukochaną Cylę. Mieli być razem, ale wojna po raz kolejny stanęła im na drodze. Rozstali się, by odnaleźć po… 39 latach.
Historia miłości
28 marca 1921 roku na Kielecczyźnie przyszedł na świat Jerzy Bielecki. Wojna wybuchła, gdy miał zaledwie osiemnaście lat, nie przeszkodziło mu to jednak w podjęciu próby przekroczenia granicy z Węgrami. Chciał ruszyć szlakiem tysięcy polskich żołnierzy, którzy przedostali się do Francji, by wejść w skład Polskich Sił Zbrojnych i nadal bić się z Niemcami. Jurek miał jednak pecha, został aresztowany przez okupanta i odesłany do więzienia w Tarnowie. 13 czerwca 1940 roku polskich więźniów wyprowadzono z aresztu i skierowano do łaźni. Wielu z nich stanowili przedstawiciele miejscowej inteligencji, szczególnie represjonowani przez Niemców. Nie spodziewali się zapewne, że przymusowy prysznic miał być ostatnim aktem humanitaryzmu przed pobytem w piekle. Następnego dnia grupę ponad siedmiuset ludzi załadowano do pociągu, który odjechał w kierunku Oświęcimia. Do nowo-powstałego obozu koncentracyjnego Auschwitz przybył pierwszy masowy transport polskich więźniów.
Po przyjeździe na miejsce na Polaków czekał zastępca komendanta obozu Karl Fritzsch. Powitał ich słowami, które jednoznacznie określały eksterminacyjne plany Niemców. Oznajmił grupie, iż jedyna droga na zewnątrz prowadzi przez komin krematorium. Mieli zginąć w ciągu trzech miesięcy, mimo tego wielu z nich przeżyło piekło obozu. Bielecki znalazł się w grupie weteranów, obozowej starszyzny. Wytatuowany na ramieniu numer 243 stał się przepustką do nieco lepszego życia i awansu w wewnątrz-obozowej hierarchii. Skoro przybył w pierwszym transporcie i wciąż się trzymał, należał się mu szacunek. Dzięki wyrobionym znajomościom był delegowany do lżejszych prac, załatwił sobie nawet angaż w młynie. Tam poznał Cylę Cybulską, młodą Żydówkę, która do Auschwitz trafiła w 1943 roku z getta w Łomży. Historia jej rodziny symbolizowała tragedię ludności żydowskiej na okupowanych przez Niemców ziemiach polskich. Zginęli wszyscy prócz Cyli. Dziewczynę zakwalifikowano do pracy w spichlerzu. Tam wypatrzył ją Jurek. Od razu wpadła mu w oko, szybko się zakochał, zresztą z wzajemnością. Młodzi umawiali się na schadzki, prowadzili długie rozmowy, szmuglowali jedzenie – wszystko to w ciągłym strachu przed śmiercią i pod czujnym okiem esesmanów. W piekle na ziemi odnaleźli własny skrawek nieba, podsycając wzajemnie nadzieję na odzyskanie wolności. Jurek obiecał Cyli, że wydostanie ją z obozu. Jako człowiek honoru nie mógł nie dotrzymać słowa.
Uciekinierzy
Bielecki opracował śmiały plan ucieczki, w której kluczową rolę odgrywał jego serdeczny druh z pierwszego transportu Tadeusz Srogi. Przyjaciel Jurka pracował w magazynie odzieżowym, co zapewniło mu dostęp do mundurów niemieckich funkcjonariuszy. Ryzykując życiem, wykradł uniform SS-mana, który potajemnie przekazał Bieleckiemu. 21 lipca 1944 roku Jerzy przyszedł po Cylę w przebraniu i zabrał ją na wymyślone przesłuchanie. Zaopatrzony w sfałszowaną przepustkę wyruszył przez obóz, kierując się ku jednej z bram. Serce waliło mu jak oszalałe, ale udało się mu zachować zimną krew przy kolejnych punktach kontrolnych. Nikt nie rozpoznał w SS-manie przebranego więźnia.
Bielecki i Cybulska opuścili Auschwitz i ruszyli w kierunku Spytkowic, ukrywając się na okolicznych polach. Niemcom nie udało się odnaleźć uciekinierów, a ci mimo ogromnego zmęczenia maszerowali wciąż w rejon Krakowa. Tam Jurek oddał Cylę pod opiekę rodziny, a sam ruszył na partyzancki szlak, by bić się w szeregach Armii Krajowej. Obiecał wrócić, Cyla obiecała czekać. Ich historia mogłaby się skończyć happy endem, gdyby nie splot nieszczęśliwych wypadków. W 1945 roku na terenach wyzwalanej spod niemieckiej okupacji Polski panował chaos. Wielu ludzi nie było pewnych losów bliskich osób, a zamęt pogłębiały sprzeczne informacje przychodzące z frontu. Niestety, Cyla otrzymała wiadomość o śmierci Jurka. Załamana opuściła schronienie i ruszyła do rodzinnej miejscowości. Wkrótce poznała przyszłego męża, z którym wyemigrowała z Polski. Osiedlili się w Stanach Zjednoczonych i choć żyli z dala od Polski, Cyla zawsze pamiętała ukochanego z Auschwitz, mając nadzieję na jakąkolwiek wieść na temat okoliczności jego śmierci. Tymczasem Bielecki po przybyciu do Gruszowa usłyszał, iż Cyla wyjechała do Szwecji. Próbował jej szukać, rozpytywał, pisał. Bezskutecznie. W niedługim czasie także założył rodzinę, ale nigdy nie zapomniał o romantycznej miłości.
Spotkanie po latach
Mieszkająca w USA Cyla nie spodziewała się, że minie blisko czterdzieści lat, gdy ponownie usłyszy o Bieleckim. Wspomnieniami podzieliła się z inną Polką, która zszokowana poinformowała Cybulską o niedawnej audycji telewizyjnej, w której były więzień Auschwitz opowiadał identyczną historię. Cyla szybko odszukała Bieleckiego, teraz dyrektora szkoły w Nowym Targu. Był rok 1983. Choć nic nie było im w stanie wynagrodzić tylu lat rozłąki, przez wiele godzin wspominali dawne dni. Wkrótce Cyla przyleciała do Polski. Na lotnisku czekał Jerzy, trzymając w ręku bukiet 39 róż symbolizujących blisko cztery dekady rozstania. Kto wie, jak potoczyłyby się ich losy, gdyby w 1944 roku zostali razem. Obydwoje dożyli sędziwego wieku. Bielecki był zresztą niezwykle aktywny do ostatnich dni, udzielając się m.in. w organizacjach kombatanckich. Za wojenne zasługi został uhonorowany medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata przyznanym mu przez izraelski Instytut Yad Vashem w 1985 roku.