Choć może się to wydawać nieprawdopodobne, pod Monte Cassino walczyli także japońscy żołnierze! I to nie szeregach Państw Osi. Jak to możliwe? Jakim cudem Japończycy dotarli na Półwysep Apeniński i jak to się stało, że walczyli niemal ramię w ramię z Polakami z 2. Korpusu?
Nisei w służbie USA
Na początek kilka słów na temat narodowości wspomnianych żołnierzy. W rzeczywistości nie mieli bowiem japońskiego obywatelstwa, ale z Japonią łączyło ich pochodzenie. Łączyło dość blisko, bowiem 442. Pułk Piechoty armii Stanów Zjednoczonych był jednostką bojową złożoną prawie w całości z amerykańskich żołnierzy pochodzenia japońskiego drugiego pokolenia (tzw. Nisei). W czasie II wojny światowej weszli oni skład w regularnych jednostek wysłanych na różne fronty. Sam 442. Pułk począwszy od roku 1944 pułk walczył głównie na teatrze europejskim, w szczególności we Włoszech, południowej Francji i Niemczech.
Pierwszy zaciąg Nisei miał miejsce w pierwszej połowie 1942 roku, gdy na Hawajach utworzono 100. Batalion Piechoty. W jego składzie walczyło ponad tysiąc Nisei. Utworzenie jednostki przetarło szlak pod szerszą rekrutację. 23 marca 1943 r. został zorganizowany 442. Pułkowy Zespół Bojowy (RCT), a pierwszym jego dowódcą został płk Charles Pence. Departament Wojny Stanów Zjednoczonych wystosował apel do Nisei, na podstawie którego prowadzono zaciąg. Ochotnicy pochodzenia japońskiego mieli się zgłaszać do oddzielnej jednostki bojowej armii amerykańskiej. Na wezwanie odpowiedziało ponad 12 tys. Nisei. Nie wszyscy z nich zostali zakwalifikowani do jednostki. Ostatecznie w kwietniu 1943 roku 2686 ochotników z Hawajów i 1500 z amerykańskich obozów internowania zebrało się w Camp Shelby w stanie Missisipi. Mimo tak dużego zainteresowania i pewnego przełomu w podejściu do Amerykanów japońskiego pochodzenia, władze USA nie zdecydowały się na całkowite zlikwidowanie obozów internowania (część Amerykanów japońskiego pochodzenia internowano po ataku na Pearl Harbor – władze USA obawiały się aktów japońskiej dywersji na swoim terytorium). W konsekwencji wielu żołnierzy z kontynentalnej części Stanów Zjednoczonych, którzy wyjechali na front, miało bliskich w obozach internowania, nawet w czasie gdy przelewali krew. Był to jeden z paradoksów ich służby ojczyźnie.
Mottem jednostki było „Go for Broke”, co w wolnym tłumaczeniu na język polski oznacza „Idź na całość”. Takie hasło można dzisiaj interpretować przez pryzmat wydarzeń na froncie Pacyfiku, gdzie japońscy żołnierze byli zdeterminowani do walki przeciwko USA tak bardzo, że nierzadko decydowali się na śmierć w samobójczym ataku (głównie piloci kamikaze, ale i żołnierze sił lądowych, którzy nie chcieli kapitulować w obliczu klęski i woleli rzucić się na przeciwnika, który dysponował kolosalną przewagą). Nisei w służbie armii amerykańskiej kierowali się innymi regułami, ale dali przykład ofiarności, bohaterstwa i ogromnej odwagi, o czym świadczą ich dokonania na froncie oraz wielokrotne odznaczenia. Wartość bojowa jednostki, mimo ograniczonej liczebności, była niezwykle duża, a Nisei doskonale sprawdzili się w walce.
Wyjazd na front
100. Batalion trafił w połowie 1943 roku do Afryki Północnej, a stamtąd we wrześniu tego samego roku został przetransportowany do Włoch, gdzie wziął udział w walkach w rejonie Salerno (w operacji „Avalanche”) i w przeprawie przez Volturno. Następnie jednostka, wraz z wojskami alianckimi prowadzącymi ofensywę na kierunku północnym, zbliżyła się do Monte Cassino. Tam sprzymierzeni zalegli na kilka miesięcy, nie mogąc sforsować niemieckich umocnień Linii Gustawa. Przełamanie nastąpiło dopiero w maju 1944 roku, a na szczyt Monte Cassino weszli Polacy z 2. Korpusu gen. Władysława Andersa. Nie należy jednak zapominać, iż sama bitwa trwała zdecydowanie dłużej, a Nisei z 100. Batalionu ponieśli w niej ogromne straty w jej wcześniejszej fazie.
Warto przytoczyć relację Takashiego Kitaoka, który brał udział w walkach na Linii Gustawa (za: http://nisei.hawaii.edu). Jego losy niech posłużą za przykład poświęcenia Nisei, którzy pod Monte Cassino stracili nierzadko 2/3 stanów osobowych jednostki. W styczniu 1944 roku kompania B próbowała przejść przez równinę u stóp Monte Cassino. Pod ostrzałem wroga, w silnie zaminowanym obszarze, postęp był niezwykle utrudniony. Było to rankiem 26 stycznia 1944 r. O świcie mieliśmy zaatakować wroga. U stóp Monte Cassino znajdowało się mieszkanie, które było mocno zniszczone. Co ciekawe, schodziliśmy tutaj z małego wzgórza. A w poprzek przebiegał rów. Jedynym sposobem zejścia do rowu było zrobienie prowizorycznej drabiny. Najbardziej szalone jest to, że każdy człowiek w oddziale musiał zejść po tych prowizorycznych stopniach, a wróg do nas strzela. Schodząc po drabinie, schodzisz tyłem. Nie widzisz co się dzieje za tobą. To nie wszystko. Po zejściu na dół jest tam rów i idziesz nad brzeg rowu, nie mogliśmy się ruszyć, bo cały teren był zaminowany. W rzeczywistości było – nie wiem, czy słyszałeś o [oficerze wykonawczym 100 batalionu Johnie] „Jacku” Johnsonie? Tam umarł. Tam został zabity. W porządku, więc nie mogliśmy się ruszyć. Przebywaliśmy tam cały dzień. To było dwanaście godzin. Na szczęście – i oczywiście mieliśmy ofiary, ale nigdy nie było ich zbyt wiele. Dlatego też, gdy zrobiło się ciemno następnej nocy, wycofaliśmy się. Następnego ranka jednym z moich zadań jako pierwszego sierżanta było sprawdzenie liczby ludzi, których mamy. Cóż, powiem ci, poszliśmy do tej doliny [Rzeki Rapido] z 187 ludźmi. To pełny stan oddziału. W ciągu dwudziestu czterech godzin, kiedy sprawdziłem naszą kompanię, zostało tylko dwudziestu ośmiu ludzi, a ja byłem jednym z dwudziestu ośmiu. Wydostaliśmy się z piekła. Sam autor tego plastycznego opisu nie uniknął ran – miał jednak więcej szczęścia niż wielu jego kolegów. Podczas walk Takashi upadł i złamał obojczyk. Został wysłany do szpitala, a następnie do ośrodka rehabilitacyjnego w celu rekonwalescencji przed powrotem do walki.
Dane statystyczne dotyczące strat nie były przesadzone. 100. Batalion wykrwawił się pod Monte Cassino do tego stopnia, że niezbędne było jego zluzowanie przez żołnierzy 442. Pułku, którzy w marcu 1944 roku wylądowali pod Anzio. Przybywając na Europejski Teatr Działań Wojennych, 442. Pułkowa Drużyna Bojowa, z trzema batalionami piechoty , jednym batalionem artylerii i związanymi z nią kwaterami głównymi i kompaniami pomocniczymi, została przydzielona do 34. Dywizji Piechoty. Po wyzwoleniu Rzymu (4 czerwca 1944 roku) 100. Batalion został wcielony do 442. Pułku. Ze względu na swoje osiągnięcia bojowe 100. Batalion mógł zachować swoje pierwotne oznaczenie, a 442. zmienił nazwę swojego 1. Batalionu Piechoty na 100. Batalion Piechoty. Nisei kontynuowali walki w północnej części Włoch i we Francji.
Rozformowanie i upamiętnienie
Warto jeszcze wspomnieć, iż składający się z Nisei 522. Batalion Artylerii Polowej, oddzielony od macierzystego pułku i współpracujący z różnymi jednostkami amerykańskimi, wszedł w skład sił walczących na terytorium Niemiec o wyzwolił jeden z satelickich obozów pracy (Waakirchen) obozu koncentracyjnego w Dachau. Amerykanie japońskiego pochodzenia uwolnili więźniów, którzy przeżyli marsz śmierci . 442. RCT został dezaktywowany w 1946 roku i reaktywowany jako batalion rezerwowy w 1947 roku stacjonujący w Fort Shafter na Hawajach. Legenda 442. Pułku żyje dalej w 100. Batalionie/442. Pułku Piechoty. Jest to jedyna obecna formacja piechoty w rezerwie armii. Obecni członkowie 100./442. noszą zaszczyty i tradycje jednostki historycznej. W uznaniu historycznego rekordu bojowego, 100./442.była również jedną z ostatnich jednostek, które mogły używać swoich indywidualnych insygniów naramiennych. Członkowie jednostki, w solidarności z żołnierzami swojej dywizji, oficjalnie zrezygnowali z naszywki w 2016 roku.
442. Pułk był najbardziej odznaczoną jednostką w historii wojskowości Stanów Zjednoczonych. Do kwietnia 1943 r. jednostka urosła do liczby 4 tys. żołnierzy, ostatecznie służyło w niej około 14 tys. żołnierzy. 442. Pułk, wliczając w jego osiągnięcia dorobek 100. Batalionu, zdobył łącznie ponad 18 tys. nagród przyznanych żołnierzom. I to wszystko w mniej niż dwa lata! Wśród wyróżnień znalazło się ponad 4 tys. Purpurowych Serc i 4 tys. Brązowych Gwiazd. Jednostka otrzymała osiem Pochwał Prezydenckich Jednostki (pięć w ciągu jednego miesiąca!). Dwudziestu jeden jego członków zostało nagrodzonych Medalem Honoru.
Wreszcie w 2010 roku Kongres zatwierdził przyznanie Złotego Medalu Kongresu dla 442. Pułkowego Zespołu Bojowego i tym jednostkom stowarzyszonym, które służyły w ramach jednostki w czasie II wojny światowej. W 2012 r. wszyscy pozostali przy życiu członkowie zostali kawalerami francuskiej Legii Honorowej za ich działania przyczyniające się do wyzwolenia Francji i bohaterskiego uratowania Zaginionego Batalionu (odnosi się do 1. batalionu 141. piechoty 36. Dywizji Piechoty , pierwotnie Gwardii Narodowej Teksasu, który został otoczony przez siły niemieckie w Wogezach 24 października 1944 r.) co samo w sobie jest fascynującą historią.
Wojtek Nawrocki – pasjonat historii II wojny światowej, modelarz – chętnie odkrywa kulisy mniej znanych, sensacyjnych wydarzeń z przeszłości.
Fotografia tytułowa: plakat zachęcający Japończyków do wstępowania do armii amerykańskiej (Wikipedia, domena).