Feliks Berdyszak mieszkał w Argentynie, gdy w roku 1995, po pięćdziesięciu czterech latach nieobecności w Ojczyźnie, odwiedził ukochaną Polskę. Nie dość, że ojczystego języka nie zapomniał i nie kaleczył jak wielu innych, to jeszcze mówił, iż w chwili gdy wysiadł z samolotu i potem, czuł coraz mocniej i mocniej, jak jego kości zrastają się z rodzimą ziemią, zaś cała jego argentyńska rzeczywistość to tylko sen – taki jak Feliksa Berdyszaka przebogate życie, losy, trudne i zadziwiające doświadczenia.
Urodził się 12 listopada 1909 roku w Kiełczynie ( Wielkopolska), z ojca Jana i matki Marianny. Od dziecka był nadzwyczaj wrażliwy na piękno. Pamiętał falujące, złote kłosy zbóż rozmaitych, słońca zachody, żab kumkanie. Mówił z przejęciem, że pewnego popołudnia, w czasie spaceru, doznał artystycznej iluminacji – odkrył urodę natury i nadwrażliwość własnych zmysłów.
Na początku była muzyka. Uczył się grać na skrzypcach, potem na organach, aż w końcu na klarnecie. Zawsze musiał przerywać naukę, gdyż jego ojcu, małorolnemu i wielodzietnemu włościaninowi nie starczało grosza. Feliks, rodzeństwo – trzy siostry i trzech braci, rówieśnicy z wioski sami sobie robili zabawki: kostki do gry, szabelki, wiatraczki. Kieszenie mieli wypełnione gwoźdźmi, sznurkami, kawałkami drewna, scyzorykami, którymi można było rzeźbić serduszka z brązowej, sosnowej kory. Także takie przebite strzałą.
Gdy miał lat siedemnaście, po śmierci ojca został zmuszony zająć się gospodarstwem. Służbę wojskową odbył w 70 PP w Pleszewie i służył w KOP- ie. Po powrocie do życia cywilnego pobiera nauki gry na ukochanych skrzypcach, rozpoczyna modelować w glinie i gipsie oraz rzeźbi w drewnie głowy i popiersia. W roku 1935 spełnia się jego marzenie. Rozpoczyna studiowanie w Państwowej Szkole Sztuk Pięknych w Poznaniu. Tak jak poprzednio na drodze do spełnienia marzeń staje pieniądz, a raczej notoryczny brak odpowiedniej kwoty. Wówczas to profesor Władysław Marcinkowski czynił starania, aby Feliks otrzymał stypendium do Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Sukces. Może tam studiować. Lecz wybucha II wojna światowa i wszystko staje się nieaktualne.
Po kampanii wrześniowej dostał się do niewoli sowieckiej, cierpiał w obozie karnym 200 kilometrów od Archangielska. Tam rzeźbił figurki do szachów. W wyniku porozumienia Sikorski-Majski wstępuje do II Korpusu Wojska Polskiego generała Andersa. Trafia z nim do Persji, Iraku, Jordanii, Palestyny. Zakłada bagnet na broń w Egipcie i we Włoszech. I oczywiście rzeźbi.
Fragment artykułu „Kukiełki nie u u Hawełki” z gazety „Orzeł Polski” z 15 listopada 1943 roku. Jerozolima: ,, W wielkiej sali ustawiono scenkę. Na tle przyjemnej i bogatej dekoracji Stefana Bodzonia ruszają się lalki z pięknymi główkami modelowanymi przez Feliksa Berdyszaka. Przesuwają się obrazy. Krzyczy, śmieje się Jasio Kropka i Stasio Przecinek, dokazuje Wańka, denerwuje Adolf Hitler i Goebbels, ukazują się skorpiony, konie, koty, koguty, widać czołgi, samochody, samoloty (…).”.
Feliks Berdyszak trafia po zakończeniu wojny do Anglii, a następnie emigruje do Argentyny i osiedla się w mieście Berazategui. Pracuje jako modelarz w hucie szkła Rigolleau.
Feliks Berdyszak: ,,Pewnej niedzieli poszedłem do parku. Usiadłem na ławeczce i myślałem, co mnie tam czeka? Po kilku dniach mogłem rzeźbić i modelować, gdyż poznałem miejscowych artystów. Miałem także do czynienia z blokami szklanymi. Takimi o wadze 150 do 200 kilogramów. Siedziałem na jednym z nich, przyglądałem się cudownym refleksom i kolorom wywołanym przez odbicie promieni słonecznych i zadałem sobie pytanie: czyż to nie wspaniały materiał na rzeźbę?”.
Jak pomyślał, tak zrobił. Skonstruował przyrząd, a raczej udoskonalił elektryczny młotek z dłutami widiowymi, dołączając przemyślne urządzenie pozwalające skrapiać wodą miejsce, gdzie dłuto miało pracować. Po kilku dniach powstała pierwsza na świecie w historii szkła rzeźba zrealizowana techniką kucia.
Była to ,,Maseczka” (1948 rok). Przez trzy lata Feliks Berdyszak pracuje bardzo intensywnie. Rzeźbi, kuje we szkle. Jego prace spotykają się z entuzjastycznym przyjęciem. Powstają: popiersie generała San Martina, maska pośmiertna Chopina i jeszcze wiele szklanych arcydzieł sztuki.
Fragment artykułu opublikowanego w „Kulturze i Wiedzy” (bez daty, Argentyna): „Artystyczny debiut Feliksa Berdyszaka oczywiście o wiele lepiej, gdyby pokazana zostały jego rzeźby kute w monolitycznych bryłach szkła, które ze względu na niestosowaną dotychczas technikę i możliwości dekoracyjne miały być główną atrakcja wystawy. Kategoryczny sprzeciw fabryki, w której Berdyszak pracuje, na wystawienie tych rzeźb tłumaczyć można jedynie złą wolą i niechęcią i niechęcią ukazywania ogółowi osoby ich autora (…).”
I tak już było trzydzieści dwa lata. Po prostu zakazano artyście tworzyć. Zresztą w jego dokumentach napisano zawód: robotnik. Dopiero po przejściu na emeryturę mógł pan Feliks pozwolić sobie na radość spełnienia i rzeźbienia w szkle. Miał warsztat i pracował bardzo intensywnie.
Fragment informacji z serwisu Krajowej Agencji Informacyjnej ( 26 września – 2 października 1977 roku): „Polski rzeźbiarz Feliks Berdyszak, zamieszkały od trzydziestu lat w Argentynie, otrzymał ostatnio nowe wyrazy uznania dla swej sztuki ze strony władz miasta Berazategui, którego obywatelem jest od lipca 1947 roku. W początku sierpnia 1977 roku odsłonięto popiersie jednego z najbardziej zasłużonych prezydentów i działaczy społecznych Argentyny – Domingo Faustina Sarmiento (rządził w latach 1968–1974) wykonane przez Feliksa Berdyszaka.”
Pan Feliks kocha Polskę ponad wszystko. Mówił, że jest bardzo piękna. Nie ma w niej tylko ani jednej rzeźby wykutej w twardym szkle dłutem trzymanym w rękach złotych artysty Feliksa Berdyszaka. Może jednak zgodnie z treścią aneksu w Polsce/ na stałe jednak w Londynie znajduje się artystyczna rama wykonana przez mistrza Feliksa Berdyszaka- czyt. (…)Drugą, znaną do dzisiaj, wykonał prawdopodobnie sławny polski rzeźbiarz <Feliks Berdyszak>, żołnierz II Korpusu. Uwidocznił on w 4 rogach ramy fundatorów obrazu: 5 DP: 13 PP, 14 PP, 15 PP. Centralnie umieścił napis: “Bóg 1939 – 1941 Ojczyzna”, a u dołu: “Matko, ratuj nas”.(…)
*Aneks za: M. Beręsewicz:
Do 1 września 2019 r. można oglądać było w Muzeum Rzeźby Alfonsa Karnego w Białymstoku wyjątkową wystawę. Wystawa prezentowała obraz Matki Boskiej Tatiszczewskiej autorstwa białostoczanina Piotra Sawickiego, ze zbiorów Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie. Jej zwiedzanie rozpoczynamy od obejrzenia 15 min. filmu „Obraz z wojennego szlaku” w reżyserii Beaty Hyży-Czołpińskiej, który przedstawia m. in. historię powstania obrazu. W grudniu 1941 r. gen. Władysław Sikorski miał odwiedzić tworzącą się na terenie dawnego ZSRR Armię Polską, pod dowództwem Władysława Andersa. W programie wizyty zaplanowano msze polowe, a więc i przygotowanie ołtarzy. Na prośbę kapelana 15 Pułku Piechoty o. Tadeusza Walczaka SJ, białostoczanin, żołnierz 14 pułku „Wilków” kpr. Piotr Sawicki namalował obraz Matki Boskiej Tatiszczewskiej, będący kopią ikony Matki Bożej Ostrobramskiej.
Pierwszą, prostą ramę do obrazu zrobił st. strzelec Władysław Żołdak. Drugą, znaną do dzisiaj, wykonał prawdopodobnie sławny polski rzeźbiarz Feliks Berdyszak, żołnierz II Korpusu. Uwidocznił on w 4 rogach ramy fundatorów obrazu: 5 DP: 13 PP, 14 PP, 15 PP. Centralnie umieścił napis: „Bóg 1939–1941 Ojczyzna”, a u dołu: “Matko, ratuj nas”.
Obraz służył za ołtarz polowy 5. Kresowej Dywizji Piechoty i przemierzył z żołnierzami II Korpusu cały szlak bojowy przez Dżałał-Abad w Kirgizji, Iran, Irak, Palestynę, Egipt, po Monte Cassino na Półwyspie Apenińskim. Pod koniec wojny, we Włoszech, obraz został poddany konserwacji, w trakcie której został zmieniony jego pierwotny wygląd, zaakceptowany przez autora. Po zakończeniu wojny przewędrował z o. Tadeuszem Walczakiem misje w Północnej Rodezji oraz inne skupiska Polaków w Afryce. W 1970 r. powrócił wraz z księdzem trafił do Londynu i został przekazany wojennym druhom z Koła 15. Wileńskiego Batalionu „Wilków”, fundatorów i spadkobierców z Tatiszczewa. Ci z kolei wizerunek Matki Boskiej Tatiszczewskiej ofiarowali Instytutowi Polskiemu i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie.
Od marca 1975 r. obraz jest wystawiony w kaplicy jezuitów w Londynie na Willesden Green. W 2018 r. dzieło zostało poddane konserwacji w Muzeum Narodowym w Krakowie. Obraz zabezpieczono werniksami. Konserwacji poddano także ramę. Obecnie możemy go oglądać w Białymstoku, za sprawą syna Piotra Sawickiego, również Piotra (juniora), który postanowił sprowadzić obraz do Białegostoku i udostępnić do zwiedzania Białostoczanom, wypełniając tym samym wolę ojca.
Autor obrazu, Piotr Sawicki, żołnierz, fotograf i aktor II Korpusu gen. Andersa, powrócił po wojnie do Białegostoku i założył tu wymarzony teatr lalek. Objeżdżał z nim okolice, wystawiając sztuki dla dzieci. Był współtwórcą powstania Białostockiego Teatru Lalek. Na wystawie, oprócz obrazu, możemy też oglądać pamiątki pozostałe z tamtego okresu: bluzę wojskową „battle dress”, odznaczenia i legitymacje wojskowe, rysunki z pamiętnika powstałego w 1941 r., aparat fotograficzny i zdjęcia. Piękny wizerunek Matki Boskiej Tatiszczewskiej wróci z powrotem do Londynu. Łza się w oku kręciła, gdy oglądamy zdjęcia dokumentujące pracę na Syberii, czy kolejkę ochotników do armii Andersa przed punktem rekrutacyjnym.
Zdjęcie tytułowe: Matka Boska Tatiszczewska. Fot. Maria Beręsewicz.
Lech Galicki – ur. 29 I 1955, z ojca Władysława (więzień Fort VII w Poznaniu i niemieckich obozów koncentracyjnych KL Auschwitz – Birkenau i KL Mauthausen – Gusen) i matki Stanisławy Galickich w domu rodzinnym przy ulicy Stanisława Moniuszki 4 (Jasne Błonia) w Szczecinie. Syn: Marcin. Dziennikarz, prozaik, poeta. Polonofil. Reportaże i felietony Galickiego dotyczą zawsze minionej i najbliższej rzeczywistości: ułamki rozmów, wspomnień wielu ludzi i spotkań w tramwaju, migawki spostrzeżeń, codzienność w jej często przytłaczającym wymiarze.