Współcześnie często pisze się o domniemanym sojuszu polsko-niemieckim w latach trzydziestych i sympatii, jaką polskie władzy miały rzekomo darzyć nazistów i samego Adolfa Hitlera. To uproszczone spojrzenie, nierzadko bazujące na wybiórczych źródłach i myśleniu życzeniowym, powinno zawsze uwzględniać określony kontekst – to on pozwala zrozumieć kulisy ówczesnej polityki zagranicznej, której absolutnie nie można postrzegać w kategoriach czerni i bieli.
Jakakolwiek dyskusja merytoryczna musi uwzględniać dwa znakomite opracowania autorstwa doktora Raka oraz profesora Górskiego. Prace te opierają się w znacznym stopniu na opisywaniu meandrów polskiej polityki zagranicznej na linii II Rzeczpospolita – III Rzesza z lat 1933-1939, ale są przyczynkiem do szerszego spojrzenia tworzącego wielopłaszczyznową perspektywę.
Kanclerz Adolf Hitler, osiągając pełnię władzy w Niemczech, uważany był za człowieka ,który został „ulepiony z innej gliny” niż dotychczasowe weimarskie elity oraz miał inne poglądy na zasadnicze kwestie związane z polityką zagraniczną. Koła polityczne Weimaru za główny cel swojej polityki zagranicznej uważały rewizjonizm, objawiający się w chęci zmiany granicy na wschodzie i zachodzie oraz na postulowaniu zerwania z porządkiem, a raczej dyktatem wersalskim – jak sami zwykli go nazywać. Gabinet polityczny Republiki Weimarskiej dążył do rewizjonizmu terytorialnego, który zmieniałby status quo w posiadanych ziemiach na wschodzie. Zmiana granicy z Polską była priorytetem, a przedstawiała się ona w planach: likwidacji korytarza, włączenia Wolnego Miasta Gdańska do Rzeszy oraz włączenia polskiej części Górnego Śląska do Niemiec. Ażeby, ten cel osiągnąć Berlin wywierał wpływ bezpośredni na Polskę poprzez gospodarczą wojnę oraz przez mocarstwa zachodnie. U progu lat trzydziestych wiele czynników wskazywało na to, że niemieckie koła polityczne dopną swego, a mocarstwa zachodnie zgodzą się na zmianę statusu quo na korzyść Republiki Weimarskiej. Dodatkowo nasz sojusznik Francja w owym czasie nie zamierzał potwierdzić bezwarunkowych gwarancji militarnych.
Z kolei zdobywający fotel kanclerza Hitler uważał, że zdobycie przestrzeni życiowej na wschodzie (na terytorium ZSRS) jest koniecznym czynnikiem do zaistnienia jego wizji polityki światowej. Sam malarz pochodził z Austrii i badacze podkreślają, że miał zupełnie odmienny pogląd na sprawę polską niż politycy wywodzący się z prusko–junkierskich tradycji, którzy w gruncie rzeczy pogardzali Führerem, a on z kolei odpłacał im tym samym. Tak samo koncepcje geopolityczne, jakie wyznawał kanclerz, skupiały się na szkole Karla Haushofera, którego myśl o zdobyciu przestrzeni życiowej na wschodzie zaadaptował do swojego programu partyjnego. Myśl ta w połączeniu z kwestiami rasowymi była czynnikiem sprawczym jego politycznych działań. Kanclerz wychodził tutaj z innych założeń niż szkoła bismarkowsko-wilhelmińska (jak określił ją w swojej książce doktor Rak), zakładał on odrzucenie germanizacji ludów poprzez wtłaczanie w nie kultury i języka niemieckiego. Austriak uważał, że w relacjach międzynarodowych najważniejszy jest czynnik siły i zdobycie przestrzeni życiowej poprzez zasiedlenie danego terenu, a nie germanizację. Cenił zatem jedynie więzy biologiczne, a nie kulturowe. Teren ten nazywany Lebensraum widział właśnie na niezaludnionych obszarach ZSRS. W adaptacji jego geopolitycznego rozumienia celów politycznych miała mu pomóc Polska, która również z racji swojego położenia i historycznych uwarunkowań była antyrosyjska oraz z pewnością antybolszewicka. Dziś wiemy, że ten sposób patrzenia kanclerza Rzeszy na Polskę wykrystalizował się pomiędzy rokiem 1924, kiedy to ogólnie wspominał o polityce sojuszniczej, a rokiem 1930. Wtedy to przedstawiciel ruchu nazistowskiego Ernst Röhm spotkał się z konsulem generalnym RP Aleksandrem Ładosiem w Monachium. Na tym spotkaniu Röhm mówił o tym, że muszą (naziści) wygłaszać na wiecach retorykę antypolską i rewizjonistyczną, ale po dojściu do władzy kanclerz z pewnością przełoży polityczną „wajchę”.
Dodatkowo w swoich kalkulacjach kanclerz uwzględniał, że Polska jest krajem średnim, który może pełnić funkcję geopolitycznego: sworznia, zwornika. II Rzeczpospolita sama nie jest w stanie osiągnąć niezależnej pozycji, ale przy sojuszu z jakimś krajem może okazać się bardzo ważnym ośrodkiem siły. Tego typu pogląd na miejsce Polski w świecie miał również Józef Piłsudski, który wielokrotnie wspominał, że nie jesteśmy mocarstwem i Nim nie będziemy, ale musimy umiejętnie zawierać sojusze i „szachować” przeciwników. II Rzeczpospolita według wyliczeń kanclerza miała mu zapewnić ponad 70% potrzebnego terenu do utworzenia Lebensraumu, co dawałoby około 380 tysięcy kilometrów kwadratowych. Dodatkowo obszary II RP były zbyt gęsto zaludnione na zachodzie i w centrum, aby można było je zasiedlać. Kanclerz potrzebował więc obszaru o powierzchni 0,5 mln kilometrów2 , który nie byłby zaludniony, dlatego Polska odpadała jako teren do zasiedlenia, ale za to świetnie nadawała się do włączenia do paktu antykominternowskiego i odgrywania roli wspomnianego – zwornika. Z tych właśnie powodów elity rządzące II Rzeczpospolitą zostały zaproszone do wspólnego stołu.
Wnikliwy czytelnik może jednak zadać pytanie: jak mogliśmy być tak ważni w geopolitycznym widzeniu przestrzeni przez Hitlera, skoro uważał on Słowian za podludzi? Na to pytanie w wyczerpujący sposób odpowiedział czołowy ideolog, badacz kwestii rasowej Hans Friedrich Karl Günther-zwany „papieżem rasy”. Jego dzieła gościły w osobistej biblioteczce kanclerza, posiadał ponoć sześć jego pozycji, co tłumaczyłoby jego podejście do aliasu polsko–niemieckiego i braku sprzeczności z dogmatem rasowym. Na to zagadnienie Günther dawał taką o to odpowiedź: zarówno Niemcy, jak i Polacy mają domieszkę krwi pochodzącą od ludów nordyckich, zatem mają wspólnotę krwi, która nie wyklucza współdziałania. W tym miejscu należy dać jeszcze odpór propagandzie PRL–owskiej, która chcąc zdyskredytować elity sanacyjne, przedstawiała Nasz Naród jako jednego z członków koalicji antykominternowskiej. Tego rodzaju sformułowania nie mają pokrycia w faktach, gdyż w żadnym okresie zbliżenia polsko–niemieckiego Polska nie zaakceptowała tego typu propozycji, chociaż padały one pod naszym adresem kilkukrotnie, a sam kanclerz liczył na zmianę naszego stanowiska w tej kwestii aż do kwietnia 1939 roku. Byliśmy po prostu jako państwo z racji swojego położenia traktowani jako tak zwany: zwornik, sworzeń geopolityczny — oddzielający Sowiety od reszty świata i to dostrzegał kanclerz, co pokazuje również, że sojusz polsko–niemiecki miał charakter strategiczny. Po przedstawieniu wstępnych zagadnień można przejść do omawiania najważniejszych wydarzeń z tamtych wspomnianych sześciu lat, gdyż działo się w tym czasie bardzo dużo i sytuacja aż do 1 września z każdym upływającym dniem, miesiącem i rokiem nabierała tempa.
Do początków współpracy polsko–niemieckiej w okresie nazistowskim doszło bardzo szybko, bo już w I połowie roku 1933, kiedy to marszałek Piłsudski dokonał sondowania niemieckich zamiarów. Najpierw w kwietniu 1933 roku zalecił, aby polski poseł Alfred Wysocki uzyskał od kanclerza Rzeszy zgodę na wygłoszenie przez stronę niemiecką uspokajającego komunikatu w sprawie napięć wokół Gdańska. Ta pierwsza próba wypadła bardzo korzystnie, dlatego że 2 maja kanclerz zapewnił, że stosunki pomiędzy II RP a III Rzeszą będą się odbywały za pośrednictwem istniejących traktatów. Kolejną okazją do sprawdzenia niemieckich intencji było wystąpienie III Rzeszy z Ligi Narodów w październiku 1933 roku. Piłsudski zalecił wtedy Józefowi Lipskiemu, który był następcą Wysockiego, że niemiecka decyzja związana z wystąpieniem z Ligi Narodów narusza polskie bezpieczeństwo i czy w związku z tym wydarzeniem Polska może liczyć na jakąś rekompensatę. Podczas rozmowy 15 listopada ambasadora Polski z kanclerzem zaproponował on, aby obie strony podpisały traktat o niestosowaniu metod wojennych w stosunkach bilateralnych. Po takich gestach Piłsudski był pewien o tym, w jakiej kategorii postrzegana jest II RP przez III Rzeszę oraz kazał „robić pokój” z Niemcami. Ponoć utwierdzając się w swoich przekonaniach wypowiedział takie słowa: ”dosyć wchodzenia w dupę Sowietom za pośrednictwem Paryża”. Te wizyty przyniosły w końcu po dwóch miesiącach negocjacji pakt o nieagresji podpisany 26 stycznia 1934 roku, noszący oficjalną nazwę: „Deklaracji między Polską a Niemcami o niestosowaniu przemocy”, mający obowiązywać 10 lat. Sam Józef Beck o tym pakcie mówił tak: „Jest to wyrównanie Naszych stosunków z Niemcami, które stało się możliwe dzięki rewolucji hitlerowskiej”. W styczniu 1935 roku do Polski przybył premier Prus Herman Göring, który przekazał Józefowi Piłsudskiemu, że w razie wspólnego ataku na Sowiety III Rzesza jest w stanie zaoferować Ukrainę oraz częściowy dostęp do Morza Czarnego. Tym razem strona polska odrzuciła wspólny pomysł wyprawy na wschód, dlatego że marszałek Piłsudski stwierdził, że mamy 1000 kilometrów granicy z Rosją i chcemy spokoju. Ten sam argument został podniesiony podczas rozmowy Hitlera z Beckiem w lipcu, który odwiedził Berlin po śmierci marszałka po to, aby potwierdzić kontynuację politycznego kierunku ze stycznia 1934 roku. Sama śmierć Józefa Piłsudskiego wystraszyła kanclerza nie na żarty, dlatego że bardzo obawiał się zmiany linii politycznej przez jego spadkobierców, na szczęście dla niego nic takiego nie miało miejsca. Kanclerz, ażeby pokazać swój szacunek do osoby marszałka, nakazał odprawić nabożeństwo żałobne ku jego pamięci w katedrze świętej Jadwigi w Berlinie. Profesor Górski nadaje temu wydarzeniu ważny wydźwięk zaznaczając, że to wtedy jedyny raz kanclerz Rzeszy był widziany w kościele i z wielkim szacunkiem czuwał nad symboliczną trumną polskiego marszałka. Wydarzenie to było przez ówczesną prasę niemiecką szeroko rozpropagowane i utwierdzało tylko w przekonaniu o przyjaznych stosunkach pomiędzy oboma krajami.
W 1935 roku miał jeszcze miejsce tzw. kryzys gdański, który został wywołany przez urzędników niemieckiego MSZ oraz nazistowskie kierownictwo Gdańska (po odwołaniu Rauschninga) Greisera i Forstera. 1 maja senat gdański podjął decyzję o 42% dewaluacji gdańskiego guldena. W odpowiedzi na to Kazimierz Papee wystąpił do prezydenta Senatu Artura Greisera o wprowadzeniu na terenie Gdańska złotego i podjęcia rozmów na temat ujednolicenia waluty. Prezydent Senatu stanowczo odmówił przyjęcia tego rodzaju prośby, gdyż wiązałoby się to z upadkiem gdańskiego rządu oraz zerwania stosunków polsko–niemieckich ze względu na nastroje społeczne. Tak naprawdę była to sprytna gra wewnątrz niemieckich kół politycznych na czele, których stał Adolf Hitler jego zręczna gra, miała wskazywać na różnice pomiędzy nazistowskimi kołami z Gdańska a urzędnikami z MSZ. Rozmawiając z Lipskim Hitler utrzymywał, że jest wprowadzany w błąd przez urzędników MSZ, jakoby Lipski groził von Bülowowi – sekretarzowi stanu MSZ. Adolf Hitler skarżył się więc na swojego współpracownika Polakom. Fakty były nieco inne, dlatego że kanclerz otrzymał notatkę von Bülowa z listem von Neuratha, ale nie było tam mowy o żadnych groźbach. Sprawa kryzysu zakończyła się 8 sierpnia w Gdyni podczas rozmów w cztery oczy Becka z Greiserem. W tym czasie podpisano umowę polsko–gdańską, której głównym celem była zgoda na to, aby Polska mogła pobierać cło w Gdańsku w złotówkach tak długo, jak władze Wolnego Miasta będą reglamentować obrót dewizowy.
Mając na myśli politykę polsko-niemiecką w latach 1936–1937 należy mieć na uwadze, że kanclerz w końcówce 1935 roku znacznie ograniczył aktywność w budowaniu sojuszu z Polską. Zmniejszył liczbę spotkań z dyplomatami oraz zaprzestał podnosić kwestię porozumienia antykominternowskiego, pielęgnując jednocześnie politykę porozumienia z Warszawą. I kwartał 1936 roku przyniósł sprawdzian dla trwałości relacji polsko–niemieckich, ponieważ właśnie w marcu kanclerz postanowił dokonać remilitaryzacji Nadrenii. Pretekstem do tej decyzji była ratyfikacja traktatu francusko–sowieckiego przez francuski parlament. Można również wspomnieć, że obecność wojsk Francji i Belgii zmusiła 150 tysięcy Niemców do opuszczenia tamtejszego terytorium z powodu szykan, jakim była poddawana tamtejsza ludność ze strony wojsk okupacyjnych. Kolejną palącą kwestią w relacjach polsko-niemieckich była jak zawsze sprawa Gdańska, która odgrywała rolę barometru w stosunkach pomiędzy Polską a III Rzeszą. Tak więc kwestia Wolnego Miasta Gdańska wypłynęła po raz kolejny na dobre od połowy 1936 roku, kiedy to krążownik Leipzig przybył do portu w Gdańsku. Spór ten udało się załagodzić w wyniku rozmów polsko–gdańskich z 9 grudnia 1936 roku, które oznajmiały, że senat Wolnego Miasta potwierdził statutowe uprawnienia Ligi Narodów i Wysokiego Komisarza oraz zapewnił o przestrzeganiu polskich praw politycznych i gospodarczych.
Patrząc na początek i wejście w rok 1937, nie było najlepszej bazy dla budowy przyszłego sojuszu polsko-niemieckiego, ale okazja do rehabilitacji po kryzysie gdańskim nadarzyła się 16 lutego 1937 roku. Z wizytą do Polski przybył Premier Prus, który rozmawiał ze Śmigłym- Rydzem i podkreślił, że Niemcy nie posiadają żadnych pretensji terytorialnych wobec Polski oraz że Polski nie zaatakują. Göring postawił jednak jeden warunek nazywany „korytarzem przez korytarz” stwierdzenie to padło dość kategorycznie i insynuowało, że jeśli Polacy się nie zgodzą to Berlin zawsze może wrócić do polityki rewizjonizmu. Oczywiście na spotkaniu mowa była, jak zwykle zresztą, o zagrożeniu ze strony Sowietów i że Rapallo było dużym błędem, ale nie miało to tak nachalnego charakteru jak we wcześniejszych latach. Nie padła podczas spotkania otwarta propozycja wspólnej wyprawy na wschód oraz nowych nabytków terytorialnych (kanclerz najwyraźniej uznał, że strona Polska musi dojrzeć do tego typu zaproszenia) i grał na zwłokę.
Kolejną ważką kwestią, jaką należało rozwiązać we wspominanym wyżej roku była sprawa mniejszościowa. Obecna umowa wygasała 15 lipca 1937 roku, a była podpisana w maju 1922 roku nazywana była — polsko-niemiecką konwencją genewską (górnośląską), która przede wszystkim regulowała sprawy mniejszościowe, jakie wynikały z podziału Górnego Śląska. Po dyplomatycznych rozmowach obu stron powstała wspólna deklaracja mniejszościowa, która nadawała pełnię praw mniejszości polskiej i niemieckiej w obu krajach. Dokument ten został podpisany 5 listopada 1937 roku oraz był zwieńczeniem polityki polsko–niemieckiej, która była prowadzona z dużymi sukcesami przez ministra Becka przez ponad 3 lata. Dokument ten miał duży wydźwięk, gdyż Beck słusznie antycypował, że III Rzesza może wykorzystać Niemców Sudeckich w Czechosłowacji i chciał uniknąć podobnych rozwiązań w kontekście Polski. Deklaracja ta pokazywała ponadto, jak blisko związana z Polską jest III Rzesza tym bardziej, że podobnych sukcesów nie było na wschodzie oraz w relacjach z Francją, gdzie akurat panował impas. Światowa opinia publiczna również dostrzegła zażyłość relacji polsko–niemieckich i pisała o nich w bardzo podniosłym tonie, wskazując jednocześnie na trwałość relacji i podpisaną deklarację.
Tego samego dnia miała miejsce jeszcze jedna ważna sytuacja, która zaważyła na przyszłym kierunku politycznym obranym przez kanclerza Rzeszy. W tym dniu odbyła się ważna narada w Kancelarii Rzeszy, a wzięła ona nazwę od nazwiska pułkownika i adiutanta kanclerza, który sporządzał notatki z tego spotkania –– Hossbacha. To podczas tego zebrania kanclerz podzielił się szczegółowymi i skrzętnie skrywanymi przemyśleniami na temat przyszłej wojny w Europie. Po naradzie doszło do konsolidacji kadr w poszczególnych ministerstwach i przyjęto rezygnację dotychczasowego ministra MSZ von Neuratha, a w jego miejsce mianowano Ribbentropa.
Najprawdopodobniej do najważniejszego spotkania polsko–niemieckiego w całej dotychczasowej historii naszych relacji z III Rzeszą doszło 13 stycznia i 14 stycznia 1938 roku za sprawą inicjatywy Becka. W tych dniach doszło do spotkań pomiędzy Beckiem, Göringem oraz kanclerzem Polska wyraziła, wtedy zgodę na Anschluss Austrii (Beck oznajmił, że Polskę łączą z Austrią jedynie gospodarcze interesy). W tym miejscu należy zwrócić uwagę na pewien fakt, że Polska nie wykorzystała wtedy swojej pozycji negocjacyjnej względem Niemiec i tutaj oczy należy skierować na przykład włoski: „Formalnie Niemcy wkroczyli do Austrii 13 marca 1938 roku. Ale już miesiąc wcześniej, 12 lutego, kanclerz Schuschnigg, podczas swej wizyty u Hitlera w Berchtesgaden, zwarł porozumienie, które w praktyce oznaczało przejęcie pełnej inicjatywy politycznej w Austrii przez narodowych socjalistów. Miesiąc później kanclerz Schuschnigg, próbując ratować sytuację, ogłosił referendum, ale w konsekwencji spowodowało to wkroczenie wojsk niemieckich. Można jednak przyjąć, w kontekście relacji polsko–niemieckich, iż po 12 lutego 1938 roku obie strony uważały już sprawę austriacką za załatwioną. Warto wskazać, że Mussolinni uzyskał od Niemców ustępstwa w sprawie Górnej Adygi już po lutowym porozumieniu niemiecko-austriackim”. Zatem mając na uwadze życzliwość kanclerza względem Włoch i uznania przez niego ich praw do Południowego Tyrolu, który był zamieszkiwany przez przytłaczającą ilość ludności niemieckojęzycznej, można stwierdzić, że my mogliśmy poprosić o pozytywne rozwiązanie sprawy Gdańska i efekt byłby podobny. Dla kanclerza ważniejsze od spraw stricte wizerunkowych była strategia jego działań. Podczas spotkań ze stycznia poparliśmy również roszczenia Niemiec w stosunku do czechosłowackich Sudetów, w zamian za co Niemcy poparły polskie roszczenia względem Śląska Zaolziańskiego (aneksji dokonano 2 października 1938). Następnie przewidywano całkowity rozbiór Czechosłowacji oraz podzielenie jej pomiędzy Polskę i Niemcy. Niemcy mieli objąć protektorat nad Czechami, z kolei Polsce miała przypaść Słowacja. Podczas spotkań zaproponowano również przedłużenie deklaracji o niestosowaniu przemocy pomiędzy oboma krajami o 20–25 lat.
Jeśli chodzi o kwestię Protektoratu Polski nad Słowacją, (który notabene był punktem zapalnym pogarszającym nasze relacje z III Rzeszą) to jesienią gdzieś w okolicach października 1938 roku niemieckim generałom udało się przekonać kanclerza do zmiany jego pierwotnej decyzji i zaproponowania wspólnego protektoratu polsko–niemieckiego. Zdaniem niemieckich generałów opanowanie Słowacji: „dawało Niemcom w praktyce możliwość zdominowania Węgier, a w konsekwencji uzyskanie nieskrępowanego dostępu do Rumunii. Niemcy mogli tu wykorzystać autonomizującą się Ruś Zakarpacką. Dążąca do emancypacji spod wpływów upadającej Czechosłowacji Ruś, miała być mutatis mutandis ukraińskim Piemontem, dającym Niemcom – protektorom owego Piemontu – całkowicie swobodny dostęp do Rumunii”. Tego rodzaju działanie pozwoliło otoczyć teraz stronę polską z trzech stron i miało jak najdalej idące konsekwencje dla polityki przyjaźni tych państw. Dodatkowo posiadanie połączenia lądowego z Rumunią stanowiło doskonałą bazę wypadową do ataku na ZSRR oraz zapewniało transport ropy do Rzeszy. Należało jednak załatwić jeszcze jedną kwestię drażniącą Niemców, dlatego że podczas naszej aneksji Zaolzia, wojska polskie zajęły przy okazji miasteczko Bogumin. Było ono zamieszkałe w większości przez ludność pochodzenia niemieckiego, więc Niemcy przypuszczali, że Polacy nie będą aspirować do jego przejęcia. Ponadto Bogumin miał wielkie znaczenie, przede wszystkim dla Niemców jako ważny dla tej części obszaru czechosłowackiego węzeł komunikacyjny. Co za tym idzie kierownictwo III Rzeszy liczyło, że obszar ten pozostanie do ich dyspozycji. Beck dokonując tego manewru, liczył że Polska w ten sposób nie będzie postrzegana jako ten „wierny sojusznik Hitlera” i pokaże swoją niezależność względem III Rzeszy. Jednak tej zręcznej gry nie zauważył w Europie nikt poza Niemcami.
W tej atmosferze rozpocząć się miała kolejna rozmowa polsko–niemiecka, której zadaniem było wskazanie politycznego kierunku tego sojuszu. Tak więc z polskiej inicjatywy doszło do kolejnych rozmów 24 października 1938 roku pomiędzy Ribbentropem oraz Lipskim. Na spotkaniu tym miano dokonać tak zwanego Globallösung, czyli generalnych porządków pomiędzy oboma krajami i dokonać wyjaśnienia wszystkich drażniących kwestii. Aby pójść w sukurs temu pragnieniu, minister spraw zagranicznych III Rzeszy Joachim von Ribbentrop zaproponował swoje rozwiązanie w postaci kilku punktów:
- Wolne Miasto Gdańsk powraca do Rzeszy.
- Przez korytarz przebiegnie autostrada, a także wielotorowa linia kolejowa.
- Polska otrzyma na obszarze Gdańska podobną eksterytorialną drogę lub autostradę, a także linię kolejową i wolny dostęp do portu.
- Polska otrzyma gwarancje na zbyt swoich towarów na terytorium Gdańska.
- Obydwa kraje uznają swoje granice (gwarancje) lub terytoria.
- Traktat polsko-niemiecki zostanie przedłużony na okres od 10 do 25 lat.
- Polska przystąpi do paktu antykominternowskiego.
- Obydwa kraje zgodzą się na dołączenie klauzuli konsultacyjnej do traktatu.
Należy dodać, że tego rodzaju sformułowanie w punktach stosunków pomiędzy państwami nie powinny Polski w ogóle dziwić, gdyż wszystkie te punkty były omawiane przez ostatnie lata zbliżenia Polski z Niemcami oraz w miesiącach poprzedzających spotkanie.
Spoglądając zatem na dalszy przebieg relacji na linii II Rzeczpospolita–III Rzesza, należy pojmować je w kontekście: zmiany decyzji kanclerza w sprawie protektoratu Polski nad Słowacją, a nie jak się przyjęło –– za przywołanie sprawy generalnych porządków przez Ribbentropa. Tak oto doszło w styczniu 1939 roku do oficjalnego spotkania Hitlera z Beckiem, na którym kanclerz oznajmił o zmianie pierwotnych ustaleń dotyczących Słowacji (od teraz miał to być protektorat mieszany polsko–niemiecki). Tego rodzaju informacja była dla strony polskiej czymś nie do przyjęcia: zarówno Beck, jak i Śmigły-Rydz nie byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy (z tym że Beck widział jeszcze jakiekolwiek możliwości negocjacyjne, a Śmigły–Rydz nie). Tego rodzaju reakcję możemy rozpatrywać w realiach ogólnie panującego klimatu politycznego w II Rzeczpospolitej, jaki udzielił się społeczeństwu po odzyskaniu Zaolzia. Media i koła polityczne po sukcesie, który przejawiał się we wspomnianym odzyskaniu Śląska Cieszyńskiego „uwierzyły” w mocarstwową pozycję Polski i nie chciały dopuszczać do żadnych ustępstw na rzecz III Rzeszy. Sam polski szef MSZ otrzymał od Śmigłego-Rydza ultimatum, że sprawa ma być załatwiona pomiędzy 25-27 stycznia podczas wizyty von Ribbentropa w Warszawie. Według tych żądań Naszego Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych Niemcy mają wrócić do pierwotnych ustaleń w sprawie protektoratu nad Słowacją bądź zerwiemy z nimi sojusz i zaczniemy szykować się do wojny (co w istocie miało miejsce później, ponieważ mobilizację alarmową rozpoczęto w końcówce marca). Analogicznie na początku kwietnia doszło do spotkania pomiędzy Hitlerem oraz naczelnym dowódcą wojsk lądowych von Brauchitschem (obaj wiedzieli o alarmowej mobilizacji armii polskiej), kanclerz podczas spotkania studził zapały tego drugiego i wskazywał, że nie zamierza podjąć żadnych działań wojskowych wobec Polski. Widzimy zatem, że w marcu 1939 roku kręgi polityczne obu państw znajdowały się na przeciwnych biegunach.
Przysłowiowym gwoździem do trumny relacji polsko-niemieckich było oświadczenie z 31 marca 1939 premiera brytyjskiego Chamberlaina: „Pragnąc jak najlepiej wyrazić stanowisko Rządu Jego Królewskiej Mości w czasie, zanim konsultacje będą zakończone, muszę poinformować Izbę, że w ciągu tego okresu na wypadek jakichkolwiek działań wojennych mogących wyraźnie zagrozić Niepodległości Polski, i które by Rząd Polski uznał zatem za konieczne odeprzeć przy użyciu swych narodowych sił zbrojnych, Rząd Jego Królewskiej Mości będzie czuł się zobowiązany do udzielenia Rządowi polskiemu natychmiastowego poparcia, będącego w jego mocy. Dał też Rządowi polskiemu zapewnienie pod tym względem. Mogę dodać, że Rząd francuski upoważnił mnie do wyjaśnienia, że jego stanowisko w tej sprawie jest takie samo jak stanowisko Rządu Jego Królewskiej Mości”. Odczytanie uroczystej wersji deklaracji miało miejsce 6 kwietnia w Izbie Gmin, a jej najważniejszymi postanowieniami było udzielenie przez oba rządy wzajemnych gwarancji, obowiązujących od momentu ich ogłoszenia. Nim jednak do publicznego wygłoszenia treści gwarancji z 6 kwietnia (w Izbie Gmin) doszło to premier brytyjski, konsultował je również z ambasadorem ZSRR Igorem Majskim. Od tego momentu relacje na linii Polska–III Rzesza zaczęły nabierać kursu kolizyjnego (podjęto jeszcze próbę ratowania sytuacji w maju przez Niemców) i doprowadziły do wybuchu II wojny światowej i kampanii wrześniowej. Polityka II Rzeczpospolitej w latach 1938-1939 pokazuje, w jaki sposób z państwa, które rozgrywało partię pokera przy głównym stole na Starym Kontynencie, można zostać zepchniętym w kilka miesięcy do rangi podwórkowej i stać się przysłowiowym „pierwszym zderzakiem angielskim”. Taki właśnie był kres obiecująco zapowiadającej się gry ministra Becka na dwóch fortepianach jednocześnie.
Zdjęcie tytułowe: Hermann Goering podczas wizyty w Polsce w 1938 – tutaj uczestniczący w kuligu wraz z prezydentem Ignacym Mościckim. Zdjęcie za: https://historia.interia.pl/kartka-z-kalendarza/news-28-stycznia-1935-r-hermann-goring-w-polsce,nId,2343223#google_vignette i NAC.
Bibliografia:
Górski, Wrzesień 1939. Nowe spojrzenie, Jagiellońskie Wydawnictwo Naukowe, Toruń 2017
Rak, Polska niespełniony sojusznik Hitlera, Wydawnictwo Bellona, Warszawa 2019
Po więcej tekstów autora, związanych głównie z historią Górnego Śląska w I połowie XX wieku, zapraszam do książki: „Codzienność wojenna i powojenna Górnego Śląska w pamięci najstarszych mieszkańców”.
Mateusz Paszenda