Erwin Rommel (1891-1944) – niemiecki feldmarszałek, jeden z najwybitniejszych dowódców II wojny światowej. Dowodził m.in. niemiecką 7. dywizją podczas kampanii francuskiej oraz Afrika Korps podczas walk w Afryce Północnej.
Urodził się 15 listopada 1891 roku w Heidenheim w Niemczech. Wojskowa kariera Rommla rozpoczęła się w lipcu 1910 roku. Wstąpił bowiem do 124. Wirtemberskiego Pułku Piechoty. Po trzech miesiącach został kapralem, a po następnych dwóch awansowano go do stopnia sierżanta. Podczas I wojny światowej wykazał się męstwem i będąc 3 razy rannym otrzymał najwyższe pruskie odznaczenie Pour Le Merite oraz stopień kapitana. Szczególnie docenione zostało jego zwycięstwo nad Włochami pod Isonzo 24 października 1917 roku. Dowodzony przez niego oddział zdobył kluczowe pozycje włoskie, co przyczyniło się do końcowego zwycięstwa w bitwie. Rommel – żołnierz z krwi i kości – pozostał w wojsku i tam, pisząc książkę „Infanterie greift an” („Piechota atakuje”), zwrócił na siebie uwagę Adolfa Hitlera. Szybko awansował i w 1939 roku podczas ataku na Polskę był komendantem Kwatery Głównej führera. Już w październiku został dowódcą 7. Dywizji Pancernej w Gerze i razem ze swoimi żołnierzami w maju 1940 roku brawurowo przemierzył całą Francję, jako pierwszy przekroczył linię Mozy (w ciągu jednej nocy udało mu się przełamać główną linię obrony Francuzów). Również jako pierwszy dotarł do Kanału La Manche. W lutym 1941 roku Hitler postanowił wykorzystać jego umiejętności na froncie afrykańskim. Miał tam pomóc Włochom, nie potrafiącym wykorzystać ogromnej przewagi liczebnej. Razem z nowo sformowanymi oddziałami Deutsches Afrika Korps (Niemiecki Korpus Ekspedycyjny) wylądował w Północnej Afryce 12 lutego 1941 roku. Pokonał Brytyjczyków i rozpoczął marsz w stronę Kairu. Owładnięty rządzą dotarcia do Egiptu zapominał o realnych możliwościach swoich żołnierzy. Jego pustynne sukcesy zyskały mu przydomek „Lisa Pustyni”. Świetna taktyka i doświadczenie zdobyte w kampaniach polskiej i francuskiej pozwoliły mu na fantastyczne zwycięstwa w Północnej Afryce. Niestety, Hitler posyłający coraz to nowe wojska do Rosji (operacja „Barbarossa”), zapominał o odpowiednim wyekwipowaniu oddziałów Rommla. W sierpniu 1942 roku miało dojść do ostatecznej bitwy. Na nieszczęście ambitnego niemieckiego dowódcy, Afrika Korps dysponowały małą ilością czołgów i złym zaopatrzeniem. Wobec takiego stanu rzeczy „Pustynny Lis” udał się do Winnicy na Ukrainie, aby prosić Hitlera o wsparcie. Wojska afrykańskie pozostawił pod wodzą Georga Stummego i 23 września był już w Rzymie. Stamtąd udał się prosto do Hitlera. Ten stwierdził, że zdecydował się wysłać do Afryki wszelką możliwą pomoc. Rommel łudził się, iż rzeczywiście może otrzymać wsparcie nowoczesnych czołgów Tiger oraz dywizji Waffen SS Leibstandarte. Choć szczodrość führera wydała mu się podejrzana, uspokojony udał się na krótkie wakacje w Austrii (w Semmering). 24 października zbudził go telefon. Dzwoniono z Berlina. Sytuacja w Afryce wydawała się tragiczna. Przerażony Stumme prosił o powrót Rommla do Afryki, gdzie Brytyjczycy rozpoczęli ofensywę pod El Alamein. Według Stummego było to właściwe natarcie. Rommel zażądał bezzwłocznego wysłania statków z zaopatrzeniem. I rzeczywiście, wypłynęło 7 statków, tyle tylko, że alianci zatopili 5 z nich. Pod El Alamein Niemcy i ich sojusznicy ponieśli ogromne straty. Stracili 60 000 żołnierzy, z których 50 000 zostało wziętych do niewoli. Rommel przestał ufać Hitlerowi. Jego odwrót od wodza nastąpił na pewno, gdy w 1943 roku w marcu przyszedł rozkaz z Berlina, iż „Pustynny Lis” ma udać się do Włoszech, aby tam bronić sie przed ofensywą Brytyjczyków. Dla Rommla była to zdrada – miał zostawić swoich żołnierzy, przyjaciół, którzy walczyli za Niemcy w Afryce. Po kilku miesiącach służby we Włoszech Rommel objął dowodzenie nad Armią „B” grupującą się we Francji. Od razu doszło do sporu między Rommlem i gen. Gerdem von Rundstedtem. Rommel chciał, aby dywizje były rozmieszczone jak najbliżej plaży, gdzie miała nastąpić spodziewana inwazja. Rundstedt natomiast chciał je rozmieścić niedaleko Paryża – 150 km od plaż. Spór zaognił się do tego stopnia, iż miał go rozstrzygnąć sam Hitler… Podjął on decyzję najgorszą z możliwych – oddał dywizje pod dowództwo Wehrmachtu. To oznaczało, że nie można było ich wysłać w bój bez zgody führera. W decydującym momencie na plażach Normandii zabrakło niemieckich dywizji pancernych. Rejon ten Rommel starał się przygotować do obrony w dużej mierzy przy pomocy pułapek przygotowanych przez jego saperów. Ostatecznie jednak aliantom udało się sforsować niemiecką obronę, a co za tym idzie pokonać „Lisa Pustyni”. Porażki i nieporozumienia coraz bardziej oddalały go od niemieckiego dyktatora. Już wtedy Rommel planował zamach na Hitlera. 17 czerwca führer miał przybyć do jego siedziby, jednak w ostatniej chwili zmienił plany. Gdyby przybył do zamku feldmarszałka, zapewne już by z niego nie wyszedł. Działalność spiskowa Rommla rozwijała się coraz bardziej, pozyskał wielu sojuszników, w tym Seppa Dietricha. 17 lipca 1944 wydarzył się jednak wypadek, który zaważył na losach spiskowców. Podczas jazdy samochodem Rommla ostrzelały dwa alianckie myśliwce. Pęknięta czaszka nie zagrażała jego życiu, jednak przez trzy dni leżał nieprzytomny w szpitalu. 20 lipca pułkownik Claus von Stauffenberg postanowił przeprowadzić zamach na życie Hitlera w Wilczym Szańcu. Niestety, zamach się nie udał, a uczestniczący w nim spiskowcy wskazali na Rommla, jako osobę bezpośrednio związaną z działalnością zamachowców. Hitler napisał list i razem z zeznaniami trzech żołnierzy kazał przeczytać Rommlowi. Ten przebywał w swojej rezydencji i powracał do sił. 13 października do Rommla został wysłany jego przyjaciel, generał Burgdorf. Rommel dostał ultimatum – albo popełni samobójstwo, zostanie pochowany z honorami wojskowymi, a jego rodzina nie będzie prześladowana, albo zawiśnie na stryczku. Rommel wybrał pierwszą z możliwości… Pożegnał się z żoną Lucie i synem Manfredem i razem z Burgdorfem udał się do samochodu. Tam zażył cyjanek. Jeden z największych niemieckich bohaterów II wojny światowej umierał 200 metrów od domu, jako człowiek, który ośmieli się podnieść rękę na Hitlera. Mimo to mit wielkiego dowódcy nie prysnął, a dyktator nie zdecydował się na potępienie Rommla, co wiązało się z podtrzymywaniem legendy „Lisa Pustyni”.