Po ataku III Rzeszy na Polskę we wrześniu 1939 roku wojska francuskie przystąpiły do ograniczonych działań na pograniczu z Niemcami. Mimo iż sojusznicy mogli wydatnie odciążyć Polaków wykrwawiających się na froncie wschodnim, już 12 września postanowili o zaprzestaniu ofensywy. Konferencja w Abbeville stała się symbolem tchórzostwa i zdrady, zwłaszcza że o decyzji nie informowano strony polskiej. Wkrótce alianckie lotnictwo rozpoczęło wypady nad niemieckie miasta, zrzucając ulotki informujące o konieczności zaprzestania agresji. Szczytem kuriozum okazało się wypuszczenie ulotek nad Poznaniem i Warszawą.
Wojna psychologiczna
Akcja ulotkowa była jednym z działań propagandowych wymierzonych w niemieckie społeczeństwo. Jej rezultaty można określić jako wątpliwe, zwłaszcza w obliczu całkowitej dominacji totalitarnego reżimu. Nawet jeśli ulotki docierały do adresatów, traktowano je jako przejaw słabości przeciwnika. O fiasku operacji świadczyły kolejne agresywne kampanie III Rzeszy, których punktem kulminacyjnym stał się zmasowany atak na Luksemburg, Holandię, Belgię i Francję 10 maja 1940 roku. Według szacunków do kwietnia aliantom udało się zrzucić 65 milionów ulotek. Dopiero po rozpoczęciu kampanii francuskiej alianckie lotnictwo zintensyfikowało akcje ofensywne, dokonując szeregu nalotów na niemieckie obiekty wojskowe. Żeby nie spisywać wcześniejszych operacji całkowicie na straty, warto podkreślić, że doświadczenia zdobyte w czasie akcji ulotkowych zaowocowały lepszym rozpoznaniem tras lotniczych, co przynosiło korzyści w późniejszym okresie regularnych wypraw bombowych. Do operacji angażowano głównie francuskich i brytyjskich pilotów. Lotniska były w większości zlokalizowane na terytorium Francji, co znacznie zwiększało zasięg samolotów Bomber Command. Szczególnie interesujący – ze względu na pojawienie się nad Warszawą jednej z maszyn – 77. Dywizjon Bombowy latał z Villeneuve na samolotach Armstrong Whitworth Whitley typu III, a następnie na nowszych typu V. Zasięg maszyny sięgał 3800 kilometrów, co w sprzyjających warunkach umożliwiało rejs nawet nad okupowaną Polskę. Samoloty Bomber Command z rzadka ,,zapędzały” się nad miasta zlokalizowane na obszarach zajętych przez wojska III Rzeszy. Konieczność dalekiego lotu oraz pojawienie się nad miastami kontrolowanymi przez przeciwnika znacząco zwiększały ryzyko niepowodzenia misji. Mimo tego takie wypadki się zdarzały. Wiosną 1940 roku alianci dotarli m.in. nad Pragę, Wiedeń, Poznań, a nawet Warszawę. Ten ostatni przypadek wydaje się szczególnie ciekawy ze względu na losy pilota, który dokonał zrzutu ulotek propagandowych i cudem uratował się przed niemiecką niewolą.
Szczęściarz Tomlin
Urodzony w 1915 roku Brian Tomlin służył w 77. Dywizjonie Bombowym i miał na koncie szereg nocnych lotów nad Europą. Brytyjczyk wraz z załogą pilotowanego przez niego Whitleya N1387 brał udział w wyprawie nad Polskę w nocy z 15 na 16 marca 1940 roku. Nie wiadomo dokładnie, ile alianckich samolotów zdołało dolecieć nad stolicę Polski, która stanowiła cel wyprawy. Tomlin zrzucił ulotki propagandowe i odleciał w kierunku zachodnim. Ze względu na odległość lotu z Francji w Whitleyu zaczęło się kończyć paliwo. Tomlin musiał awaryjnie lądować, sądząc, iż udało się mu dotrzeć do bezpiecznej strefy. Członkowie załogi wyszli z maszyny, by rozeznać się w sytuacji. Styczność z pierwszymi mieszkańcami szybko uświadomiła im tragizm sytuacji – wciąż znajdowali się na terytorium Niemiec, a w rejon lądowania zaczęli ściągać niemieccy żołnierze. Brytyjczycy podjęli desperacką próbę poderwania maszyny i mimo małej ilości paliwa wznieśli się w powietrze, przelecieli nad granicą i bezpiecznie wylądowali po stronie francuskiej. Ich przypadek określano jako niezwykle szczęśliwy. Członkowie załogi bombowca wykazali się refleksem i zimną krwią w obliczu niemal pewnego wzięcia do niewoli. Nawet jeśli ocena samej operacji ulotkowej jest niejednoznaczna, wyprawy maszyn Bomber Command były dużym przedsięwzięciem logistycznym, a biorący w nich udział lotnicy wiele razy dali dowód odwagi i dużych umiejętności. Tomlin i jego koledzy mieli przy tym sporo życiowego farta, ratując się z opresji w wyjątkowych okolicznościach. Zapisali się tym samym w historii nie tylko jako załoga, która zrzuciła ulotki na Warszawę, ale i grupa niepokornych lotników, którzy – choć przez zupełny przypadek – zagrali na nosie Niemcom.
Fotografia: samolot Armstrong Whitworth Whitley (Wikipedia, domena publiczna).