„Generał Nil”

Rok premiery – 2009

Czas trwania – 120 minut

Reżyseria – Ryszard Bugajski

Scenariusz – Ryszard Bugajski

Zdjęcia – Piotr Śliskowski

Muzyka – Shane Harvey

Tematyka – historia jednego z najważniejszych działaczy Polskiego Podziemia, gen. Augusta Emila Fieldorfa.

Emil August Fieldorf, ps. „Nil” – dowódca Kierownictwa Dywersji, a następnie organizacji „NIE”, jeden z najbardziej zasłużonych działaczy Polskiego Podziemia. Po wojnie skazany na śmierć przez powieszenie. Zamordowany przez komunistów w wigilię Bożego Narodzenia 1953 roku. Ten krótki biogram mówi o Nilu wystarczająco dużo, byśmy mogli, niezależnie od historycznych zainteresowań, domyślić się, jak ważną postacią był Fieldorf. Ważną i zapomnianą, ponieważ przez lata o jego zasługach nie mówiono bądź deprecjonowano je w zatrważający sposób. W 2009 roku reżyser Ryszard Bugajski sięgnął po jego historię, decydując się na przywrócenie go Polakom. Zapomniany bohater trafił zatem na ekrany kin, by opowiedzieć swoje dramatyczne losy. A wraz z nimi dzieje ukochanej ojczyzny.

Bugajski wpadł na doskonały pomysł, zwłaszcza, że o II wojnie światowej w 2009 roku mówiło się szczególnie dużo. Mógł zatem liczyć na odpowiedni rozgłos i reklamę, co w kontekście widzów przybywających do kin miało niebagatelne znaczenie. Do współpracy zaprosił szereg znakomitych artystów. Biorąc pod uwagę, iż wraz z Krzysztofem Łukaszewiczem stworzył scenariusz filmu, mógł realizować własną wizję opowieści o Nilu. Artystyczny wyraz został wzmocniony szeregiem elementów, których połączenie dało bardzo dobre efekty. Zarówno montaż, jak i zdjęcia stoją na wysokim poziomie, uprzyjemniając odbiór filmu. Spójność historii to nie tylko fabularna przejrzystość, ale i aspekty techniczne i dbałość o jakość filmu.

Na wyróżnienie zasługuje z pewnością świetna muzyka, przy czym utwór, który najbardziej zapadł mi w pamięci to nostalgiczny, pełen refleksji i lirycznej zadumy hołd złożony „Nilowi” przez wokalistę i lidera grupy Myslovitz, Artura Rojka. „Mój tata – Generał” to piękna pieśń przygotowana na potrzeby serialu i, co także ważne, w celach promocyjnych. Muzyka Rojka cieszy się sporą popularnością, a kolejne wykonywane przez niego piosenki to radiowe perełki. Atutem filmu jest całość ścieżki dźwiękowej. Utwór mysłowickiego wokalisty to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Muzyka pełni ważną rolę, podkreślając momenty patetyczne, wzniosłe, ale i nastrój zadumy i melancholii, przez co w odpowiedni sposób gra na uczuciach widzów. Historii jawnej niesprawiedliwości nie da się opowiedzieć bez ulegania emocjom, wobec czego nastawić się trzeba na ich solidną dawkę – zarówno w grze aktorskiej, jak i we wspomnianej oprawie dźwiękowej. Momentami być może przesadzono z ckliwością, choć historia Nila musi wzruszać i przywodzić na myśl fałsz i zakłamanie komunistycznych władz. Patosu jest wystarczająco dużo, żeby każdy widz mógł sobie uświadomić, iż ma do czynienia z prawdziwym bohaterem okresu II wojny światowej.

Kreacje aktorskie to często podstawa dobrej produkcji. Z oczywistych względów na plan pierwszy wysunąć się musiał Olgierd Łukaszewicz, odtwórca roli generała. Wybitny polski aktor ma w dorobku szereg fenomenalnych ról. Generał Nil w jego wykonaniu to postać o wielu twarzach. Z jednej strony jest to wyrazisty dowódca, pełen odwagi i charyzmy, z drugiej kochający mąż i dobroduszny człowiek. Tego typu koncepcja nie przypadła mi do gustu. Założenia scenarzysty z pewnością były dobre – Nil miał być dowódcą-człowiekiem. Wyszło jednak nieco sztucznie. Fieldorf momentami jest po prostu mdły. Ze względu na rodzinne powiązania, poznajemy bliskich generała. Stąd też pole do popisu miały aktorki odtwarzające chociażby role żony i córki Nila. Na szczególną uwagę zasługuje Alicja Jachiewicz, filmowa żona Fieldorfa, Janina. Wyszło całkiem zgrabnie, ale i tak familijne relacje generała przyćmiły to, co spodziewałem się ujrzeć na ekranie, a więc akcję. Tej jest jak na lekarstwo. Nieliczne operacje Polskiego Podziemia ukazano jednak całkiem zgrabnie. Emocje wzbudza zamach na Franza Kutscherę, przedstawiony dość spektakularnie. Całość filmu jest jednak mocno zróżnicowana pod względem poziomu artystycznego. Stąd też nie spodziewajmy się kilkugodzinnych fajerwerków.

Nie ulega wątpliwości, iż opowieść o Nilu to kolejne bardzo ważne dzieło poświęcone sylwetce człowieka, którego historia przez lata nie mogła ujrzeć światła dziennego. Jedna z najważniejszych postaci Armii Krajowej wreszcie mogła przemówić. Mimo patosu i chwilowego zadęcia postać Nila odmalowana jest w odpowiedni sposób – z jednej strony mamy walecznego dowódcę i urodzonego przywódcę, z drugiej ojca i męża, co pokazuje dwie perspektywy życia Fieldorfa. Mimo iż momentami Nil wydaje się niewyrazisty, jego historia zostaje sprzedana do mass-mediów. Przecież to ona jest w tym najważniejsza. A w zasadzie odświeżenie tego, co zapomniane. Po kilkudziesięciu latach, w nieco sfabularyzowanej formie, postać przywódcy Kedywu trafia do zbiorowej świadomości. Bugajskiemu udało się przybliżyć widzom generała i zrobić to w sposób na tyle ciekawy, iż film chce się oglądać. Nie trzeba przymusu, by iść na lekcję historii, zwłaszcza, że przychodzi ona do widza samodzielnie. Okraszona odpowiednim komentarzem stanie się niezwykłym przesłaniem o tym, że w Polsce także można stać się herosem, choć często za cenę największych wyrzeczeń. Takich wzorów nam potrzeba i takich wciąż brakuje. Jeden z nich ma szansę przebić się do historycznej rzeczywistości. I to w naprawdę dobrym stylu.

Ocena: