Czas trwania – 125 minut
Reżyseria – Gregory Hoblit
Scenariusz – Billy Ray, Terry George
Zdjęcia – Alar Kivilo
Muzyka – Oliver Wallace
Tematyka – życie w jednym z obozów jenieckich, którego monotonię zakłóca kontrowersyjny proces.
Do niemieckiego obozu dla alianckich jeńców wojennych trafia młody porucznik Tommy Hart (w tej roli Colin Farrell). Poznaje tutaj szanowanego pułkownika McNamarę (Bruce Willis), który cieszy się poważaniem nie tylko u żołnierzy sił sprzymierzonych, ale i u Niemców. Jako najwyższy stopniem oficer aliancki po części decyduje o losach współwięźniów. To właśnie on postanawia przydzielić Harta do baraku przeznaczonego dla szeregowców, choć porucznik nie powinien się tam znaleźć. W ten sposób McNamara pragnie wyrazić dezaprobatę dla postępowania młodszego kolegi, którego kilka tygodni wcześniej złapali Niemcy i okrutnie przesłuchiwali. Pułkownik podejrzewa bowiem, iż Hart dał się złamać prześladowcom i podał im cenne informacje. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy do belgijskiego obozu przybywają dwaj czarnoskórzy Amerykanie. Rozpoczyna się kampania szykan i obelg kierowanych pod adresem obu mężczyzn ze strony innych żołnierzy. Wkrótce dochodzi do brutalnego morderstwa, a o dokonanie zabójstwa oskarżony zostaje jeden z czarnoskórych więźniów – Lamar Archer. Obozowe władze, na czele z bezwzględnym komendantem Visserem (Marcel Iures), decydują się na organizację pokazowego procesu. Jako obrońca oskarżonego wystąpić ma Tommy Hart, który niegdyś praktykował prawnicze rzemiosło. Tak pokrótce przedstawia się fabuła filmu, który stworzono w oparciu o książkę Johna Katzenbacha. Elementy opowieści o losach żołnierzy podczas II wojny światowej i prawniczej historii przetykają się wzajemnie, tworząc coś na pograniczu filmu wojennego i dramatu.
Bruce Willis i Colin Farrell, grający obok siebie, mieli być gwarantem sukcesu „Wojny Harta”. Świetni aktorzy, znani dzisiaj z takich kinowych przebojów, jak „Szklana pułapka” (Willis) czy „Aleksander” (Farrell), stworzyć mieli zgrany duet, który przyciągnie widzów do kin. Tak się jednak nie stało, choć fabuła filmu miała zadatki na naprawdę dobry obraz. Spartaczono to wykonaniem, gdyż aktorzy obsadzeni w głównych rolach nieco rozczarowują. Tommy Hart to całkowicie zagubiony w świecie wojny nowicjusz, który znalazł się na froncie jedynie przez przypadek. Z kolei Willis w roli McNamary chodzi po obozie jenieckim dumny z siebie jak paw, udając chyba ważniejszą osobę od komendanta niemieckiego, Vissera. Efekt jest odwrotny od zamierzonego, gdyż zamiast świetnego żołnierza, zdyscyplinowanego służbisty i mającego posłuch wśród podwładnych dowódcy widzimy groteskowego pułkownika, który traktuje obóz jak swoją własność. Może taki był zamysł twórców „Wojny Harta”? Jeżeli tak, to słabo im wyszedł ten zabieg. Podoba mi się natomiast Werner Visser (w tej roli Marcel Iures), który świetnie prezentuje się na tle stalagu. Jest opryskliwy i uważa się za najinteligentniejszego i najsprytniejszego w całym obozie, a grający go aktor wspaniale potrafi wcielić się w apodyktycznego pana przymusowego zakwaterowania żołnierzy alianckich. Szkoda tylko, że Farrell i Willis prezentują się tak słabo, bo zanosiło się, iż pokażą swój kunszt aktorski, podnosząc filmowy poziom „Wojny Harta”.
Choć podstawą dobrego projektu jest świetna fabuła, tym razem było inaczej. Wydaje się, iż twórcy nie bardzo umieli sobie poradzić z problemem procesu i za wszelką cenę chcieli uatrakcyjnić film. Tym samym wyszła przeciętna mieszanka, o czym mówiłem już na początku. Nadmierne skrócenie scen związanych bezpośrednio z rozprawą powoduje, iż głównym wątkiem filmu stają się relacje na linii McNamara-Hart i zmuszeni jesteśmy do oglądania drętwej gry słów między obydwoma panami. Szkoda, bo element procesu wojennego mógł być jedną z większych zalet tego filmu. Tymczasem tytułowej wojny Harta jest po prostu za mało. Niezadowolony jestem również przejaskrawieniem problemu rasizmu w armii amerykańskiej. Wydaje się, że po przybyciu czarnoskórych żołnierzy dotychczasowi mieszkańcy stalagu nie robią nic innego, tylko dogryzają i prześladują dwóch murzynów. Kolejnym krokiem w przesadę jest wytworzenie podniosłego nastroju poprzez patriotyczne wypowiedzi McNamary i jego gesty. Amerykanie lubują się w „ojczyźnianych historiach”, w których główna postać urasta do rangi bohatera, mimo to nie należy przesadzać. Gra aktorska, jak to można przeczytać powyżej, również nie stoi na najwyższym światowym poziomie, a duetowi Farrell-Willis wiele brakuje do fantastycznej dwójki Eastwood-Burton, którą pamiętamy z „Tylko dla orłów”.
Spodziewałem się dobrego filmu na wysokim poziomie, tymczasem rzeczywistość okazała się smutna – „Wojna Harta” nie wytrzymuje starcia z konkurencją. Przyczyn jest wiele, ale w pierwszym szeregu należy wymienić – spartaczenie scenariusza, choć fabuła miała zadatki na niezły obraz; dalej – kiepską grę aktorską i drętwą akcję. „Wojna Harta” nijak się ma do dzieła kinematografii i w zasadzie jej miejsce znajduje się na dolnej półce z kinowymi przeciętniakami.
Ocena: