Akcja „Główki” zataczała coraz szersze kręgi. Na początku 1944 roku Polskie Podziemie uzyskało ogromną szansę zadania potężnego ciosu niemieckim dygnitarzom operującym na terenie Warszawy. Wywiad Armii Krajowej wszedł bowiem w posiadanie informacji o w miarę regularnie odbywających się zjazdach gubernatora Ludwiga Fischera i jego współpracowników, którzy umawiali się na wspólne polowania w rejonie Mińska Mazowieckiego. Lasy te doskonale nadawały się do zaatakowania przez Polaków czołowych działaczy Dystryktu Warszawskiego. Zorganizowanie pułapki mogło umożliwić zabicie nie tylko Fischera, ale i wyróżniających się oficerów niemieckiej policji, w tym Franza Kutscherę czy komendanta Sipo Ludwiga Hahna. Fischer sprawował funkcję gubernatora Dystryktu Warszawskiego od października 1939 roku, niemalże od początku istnienia Generalnego Gubernatorstwa. W okresie jego kadencji nagminnie stosowany był terror względem ludności polskiej (łapanki, zmuszanie do niewolniczej pracy, wywożenie na tereny Rzeszy), co w końcu doprowadziło do opracowania planu likwidacji gorliwego niemieckiego urzędnika. Dodatkowo Fischer odpowiadał ze eksterminację ludności żydowskiej, tworząc chociażby osławione getto w Warszawie. Nic zatem dziwnego, iż operację zamordowania Fischera powierzono oddziałom Kedywu KG AK. Do akcji wybrano batalion „Zośka”, którego dowódca wyznaczył do przeprowadzenia akcji por. Bronisława Gruna ps. Szyba. Polacy szybko opracowali szczegółowy plan, który zakładał likwidację Niemców podczas ich powrotu do Warszawy. Zasadzka miała zostać ulokowana w rejonie Wawra. Przygotowano szczegółowy harmonogram, wyznaczono obserwatorów, którzy mieli informować, czy niemieccy dygnitarze faktycznie udadzą się tego dnia na polowanie. Specjalny oddziałek rozpoznał 8 stycznia niemieckie auta udające się w miejsce, gdzie oczekiwać mieli ich żołnierze Armii Krajowej. Po odprawie o godzinie 11.00 wszyscy udali się na swoje stanowiska, mając dokładnie przydzielone zadania. Kontrowersje i dyskusje wzbudził drobny szczegół, a mianowicie sposób zatrzymywania poszczególnych aut jadących wawerską szosą. Zapadła jednak decyzja, iż do tego celu użyta zostanie stalowa lina umocowana 70 centymetrów nad ziemią. Do akcji wyznaczono blisko czterdziestu ludzi, którzy dysponowali 1 ckm-em, 1 rkm-em, 22 pistoletami maszynowymi i większą ilością broni mniejszego kalibru oraz granatów. Broń przybyła na miejsce „polowania” o 15.45 przywieziona dwoma cywilnymi samochodami. Rozmieszczono część żołnierzy wzdłuż szosy, aby latarkami mogli powiadomić resztę kolegów o zbliżaniu się swoistego konwoju niemieckich wozów. Wreszcie około 18.00 nadszedł sygnał świetlny. Niestety, jadący przodem samochód po obsypaniu polskimi kulami gwałtownie przyspieszył i wręcz staranował stalową linę, która nie została odpowiedni umocowana. Po przedarciu się pierwszego wozu Polacy skupili się na kolejnych, ostrzeliwując je mocno i obrzucając granatami. Niestety, i te limuzyny poprzez znaczne przyspieszenie przedarły się przez kordon zamachowców, którzy nie potrafili zatrzymać wrogich maszyn. W wyniku akcji dziewięciu Niemców zostało ranionych, nie osiągnięto jednak głównego celu, jakim było zatrzymanie aut i zamordowanie niemieckich funkcjonariuszy. Zadecydował przypadek, może nieodpowiednie przygotowanie. W odwecie Niemcy zamordowali 200 polskich więźniów.
Choć podczas akcji „Polowanie” Fischerowi udało się uniknąć śmierci i swoje obowiązki sprawował do 1945 roku, po wojnie dostał się w ręce Polaków i stanął przed specjalnym trybunałem, który w 1947 roku skazał go na karę śmierci. Wyrok został wykonany.
Fotografia tytułowa: Ludwig Fischer (Wikipedia/NAC, domena publiczna).