Rok wydania – 2014
Autor – Marek A. Koprowski
Wydawnictwo – Replika
Liczba stron – 319
Seria wydawnicza – brak
Tematyka – druga część opowieści o prześladowaniach Polaków na sowieckiej Ukrainie.
Na dobre rozpoczęcie września dostałem kolejną część „Wołynia” autorstwa Marka A. Koprowskiego. Czytelnicy portalu „II wojna światowa” być może pamiętają spotkanie z poprzednim tomem opowieści o prześladowaniach Polaków na sowieckiej Ukrainie. Myliłby się ten, kto przypuszcza, że książki niczym się od siebie nie różnią i zostaną ocenione identycznie. Owszem, aspekty techniczno-redakcyjne oraz walory pisarskie pozostały na tym samym poziomie. Inne jest natomiast podejście autora recenzji, które wiedział już, czego się spodziewać po publikacji i jak zareagować na zawarte w niej treści.
Koprowski jeszcze raz zabiera nas w trudną podróż do przeszłości. Z tradycyjną dla siebie fascynacją historią, zmysłem podróżnika i sentymentem dla utraconych Kresów porusza się w trudnej rzeczywistości dwóch przenikających się światów. Można by nawet powiedzieć, że w „Wołyniu” tych światów jest jeszcze więcej. Autor pisze w charakterystyczny sposób, mieszając wątki współczesne z dziejami dawnymi, dostrzegając elementy polskości, ukraińskości i sowieckości, zauważając ludzi, których wspomnienia i przeżycia łączą to, co było z tym, co jest. Otwiera okno na Ukrainę pełną kontrastów, niby zmieniającą się przez lata, ale wciąż taką samą, pogrążoną w chaosie i zadawnionych waśniach. Po raz kolejny między wierszami da się wyczytać tęsknotę za utraconymi czasami. Trudnymi, ale przecież wciąż naszymi, polskimi.
Nie ukrywam, że lektura „Wołynia” jest dla mnie trudnym wyzwaniem, że książka nie przyciąga mnie imponującą opowieścią i znakomicie prowadzoną narracją. Nie, nie jest to pisarski majstersztyk. To raczej solidna „praca u podstaw”, sprawozdanie badacza-podróżnika, który chce zachować dla przyszłych pokoleń tę odrobinę polskości na ukraińskiej ziemi. Zauważalne jest, że Koprowski nie rozpisuje się jakoś szeroko o tytułowych prześladowaniach ludności polskiej (choć oczywiście i tego nie zabraknie – są roboty w kołchozach, nieustanny strach przed pogromem „kułaków” czy przymusowy nabór do sowieckiego wojska), ale koncentruje na oazach dobra i spokoju, dostrzegając znaczenie instytucji polonijnych, a nade wszystko Kościoła. Raz jeszcze w całej historii brakuje nieco składności, jakiejś nadrzędnej idei, co może utrudniać nieco odbiór czytelnikom przyzwyczajonym do tradycyjnych, dobrze poukładanych opracowań historycznych. Sentymentaliści będą natomiast zachwyceni. Ilością wspomnień, ilością wzruszeń, trudnym powrotem do przeszłości. Książka specyficzna, nie dla wszystkich, ale z pewnością pod wieloma względami wartościowa.
Ocena: