Rok wydania – 2009
Autor – Richard Hargreaves
Wydawnictwo – Rebis
Liczba stron – 383
Seria wydawnicza – brak
Tematyka – historia alianckiego lądowania w Normandii przedstawiona z perspektywy obrońców kontynentu, a więc Niemców.
6 czerwca 2009 roku to kolejna już, tym razem nieco bardziej okrągła, bo 65. rocznica lądowania aliantów w Normandii. Jak co roku, we Francji zbierają się żyjący jeszcze uczestnicy tamtych wydarzeń. Z każdym rokiem grono tych niezwykłych ludzi kurczy się, z każdym rokiem uroczystości są mniej huczne. W tym roku do Normandii zjechali przedstawiciele państw, które niegdyś wchodziły w skład alianckiej koalicji, aby choć symbolicznie oddać cześć poległym na francuskich plażach. 6 czerwca na stałe wszedł w kalendarz historycznych imprez, stając się datą legendarną, datą, która na zawsze kojarzyć się będzie z operacją „Overlord”. Schemat ten został wypracowany przez lata, a rocznice takie, jak ta z 2009 roku wzbudzają szczególne emocje. Nie tylko ze względów politycznych (w Polsce głośno komentowano fakt niezaproszenia prezydenta Kaczyńskiego do Normandii), ale i czysto historycznych. Rocznice sprzyjają też publikacjom dotyczącym operacji „Overlord”. Jest to niewątpliwie pozytywny wpływ na rynek wydawniczy, bowiem dobrych książek na temat historii II wojny światowej nigdy nie będzie dosyć. Dlatego też musi cieszyć fakt, iż 5 czerwca został wyznaczony na swoisty D-Day „Niemców w Normandii”, pracy Richarda Hargreavesa poświęconej lądowaniu aliantów, tyle że z innej perspektywy.
Każdy, kto przeczytał „Najdłuższy Dzień” Corneliusa Ryana, zapewne pamięta moment, w którym autor przedstawia nam sylwetkę majora Wernera Pluskata. Relacja przedstawia nam go jako jednego z pierwszych niemieckich oficerów, którzy dostrzegli wielką aliancką armadę. Pluskat znajdował się w swoim bunkrze nieopodal wybrzeża, skąd miał doskonały przegląd pola. Nad ranem spostrzegł ogromną ilość statków przeciwnika, o czym natychmiast informował przełożonych. Początkowo nikt nie wierzył jego słowom i gorączkowej fascynacji nietypowym obrazem: „Jeśli mi nie wierzycie, przyjdźcie i sami zobaczcie. To niewiarygodne, to fantastyczne!”. Emocje były uzasadnione, w końcu nie codziennie widzi się kilka tysięcy statków w szyku bojowym zmierzających ku wybrzeżom, których trzeba bronić. No właśnie, w tym momencie zaczyna się historia, którą musimy się zająć. To opowieść niezwykła, oryginalna i ukazująca nam zupełnie inne oblicze inwazji niż to, które zdążyliśmy poznać do tej pory, czytając masę relacji aliantów lub prac odtwarzających przebieg lądowania z perspektywy sił sprzymierzonych. Richard Hargreaves w swojej publikacji o wymownym tytule „Niemcy w Normandii” zrywa z tą konwencją, sięgając po historię dobrze znaną, ale obróconą o 180 stopni. Tym razem nie przepłyniemy Kanału La Manche na pokładach brytyjskich i amerykańskich okrętów wojennych, nie wypakujemy się na plażach pod morderczym ostrzałem niemieckich karabinów maszynowych, nie będziemy wdrapywać się na Pointe du Hoc. Tym razem towarzyszyć będziemy tym, którzy najpierw miesiącami przygotowywali się do nieprzyjacielskiej inwazji, a później przez wiele godzin pakowali serie kul do lądujących żołnierzy przeciwnika. Normandio, witaj!
Zawsze, gdy tylko wracam na pola Normandii, jest to dla mnie magiczny moment. Operacja „Overlord” ma w sobie coś czarodziejskiego, coś, co przyciąga setki tysięcy miłośników historii II wojny światowej właśnie tutaj. Z chłopięcą radością witam kolejne publikacje poruszające mój ulubiony temat i z uśmiechem na twarzy zasiadam do lektury, stając się niedostępnym dla świata na długie godziny. „Niemcy w Normandii” urzekły mnie wszystkim jeszcze zanim rozsiadłem się wygodnie w fotelu. Starannie przygotowana publikacja Domu Wydawniczego Rebis cieszy oko dobrze dobraną szatą graficzną, przestronnym układem i świetną kompozycją. Gdy dołożymy do tego pasjonujący temat, uzyskamy wszystko, co powinna posiadać lektura idealna. Zaraz, zaraz, czy aby na pewno wszystko? Z rozpędu przeoczyłem jeden element, który ma kluczowe znaczenie dla nas, miłośników historii – wykonanie. Na to szerokie określenie składa się wiele elementów, względem których możliwa jest ocena danej książki jako wartej zakupu lub nie. Tak się złożyło, że w tym wypadku w ostatecznym rozrachunku nie miałem wątpliwości, w jaki sposób rozstrzygnąć dylemat każdego czytelnika.
Richard Hargreaves stworzył książkę odbiegającą nieco od przyjętych w „świecie alianckim” standardów. Przyzwyczajeni byliśmy bowiem do opisywania zmagań o Normandię z perspektywy żołnierzy amerykańskich i brytyjskich. W „Niemcach w Normandii” autor zrywa z taką konwencją, patrząc na całość zmagań przez pryzmat służby w wojsku niemieckim. Wobec tego dostajemy obszerną relację z działań defensywnych podejmowanych przez obrońców wybrzeża, którą przedstawiono głównie na przykładach poszczególnych bohaterów, nierzadko o ugruntowanej pozycji historycznej. I tak, po raz kolejny można spotkać mjr Pluskata czy Michaela Wittmanna. Często czytelnicy gościć będą w niemieckim sztabie, gdzie rozgrywał się prawdziwy dramat związany niejednokrotnie z brakiem pomysłu na obronę Normandii lub nadmiarem koncepcji defensywnych, co z kolei przekładało się na konflikty kompetencyjne pomiędzy poszczególnymi dowódcami. Hargreaves bardzo malowniczo opowiada nam historię zmagań nie tylko na wąskim skrawku wybrzeża, ale i w oddaleniu od Kanału La Manche. Na jego opowieść składają się chwilę przed inwazją, lądowanie aliantów i wreszcie mozolny marsz sprzymierzonych przez Normandię. Cały czas towarzyszymy broniącym i wycofującym się Niemcom, poznając zakulisowe wydarzenia i epizody mniej znane, opracowane głównie na podstawie wspomnień i relacji uczestników bitwy o Normandię. Już sam fakt, iż Hargreaves zbierał materiały do swojej publikacji przez 15 lat, pozwala twierdzić, iż przygotował się on dobrze do zadania i rzeczywiście zgromadził pokaźną bazę danych o niemieckich żołnierzach we Francji w 1944 roku. Urzec może świetny styl autora. Jest to ewidentna pozostałość po jego dziennikarskiej przeszłości. Praca ma bowiem elementy świetnego reportażu publicystycznego, a wydarzenia opisywane są w sposób atrakcyjny dla czytelnika – niezwykle dynamiczny i świetnie skomponowany z historią. To powoduje, że lektura wciąga, nie ma się wrażenia wtórności, nie jest to kolejna nudnawa lekcja historii. Pasjonaci zapewne będą rozentuzjazmowani, reszta najpewniej zafascynowana.
Moje zamiłowanie do historii operacji „Overlord” sprawia, iż jestem krytycznie nastawiony do publikacji, które nie sprostają moim wymaganiom. Do „Niemców w Normandii” podchodziłem z ogromnym entuzjazmem, patrząc na książkę przez pryzmat prac wcześniejszych, nierzadko wybitnych. Spora konkurencja na rynku pokazuje, jak wielkim zainteresowaniem cieszy się Normandia i jej drugowojenna historia nawet dziś, w 65 lat po wydarzeniach 1944 roku. Richard Hargreaves starannie przygotował się do tego, by stworzyć dzieło wspaniałe. 15 lat zbierania informacji zaowocowało wydaniem pracy oryginalnej, nie powielającej schematów, a jednocześnie na starym, dobrym poziomie, do którego przyzwyczaili się miłośnicy chociażby twórczości Ryana. „Niemcy w Normandii” to książka, która urzekła mnie przede wszystkim stylem przypominającym mi to, w czym niegdyś się zaczytywałem, to, co sprawia, że lektura jest pasjonująca i arcyciekawa. Hargreaves doskonale wykorzystał potencjał drzemiący w opowiadanej przez niego historii, sięgając po masę wspomnień i faktów historycznych. 5 czerwca 2009 roku w Polsce dla niektórych przebiegał pod znakiem rozpamiętywania 20 rocznicy obalenia komunizmu w naszym kraju. Byli jednak tacy, którzy nerwowo oczekiwali na polską premierę „Niemców w Normandii” i, co tu kryć, o ile czwartkowy koncert Scorpions w Gdańsku rozczarował, o tyle publikacja Hargreavesa sprostała oczekiwaniom, a autor ten dostał swój „moment of glory”, jeśli idzie o polski rynek wydawniczy.
Uwaga! Dom Wydawniczy Rebis przesłał mi informację o tym, iż na obwolucie została podana błędna cena produktu. Prawidłowa kwota to 39,9 zł.
Ocena: