Rok wydania – 2021
Autor – Milos Doleżal
Wydawnictwo – BoWiem
Liczba stron – 223
Tematyka – historia trzech czeskich kolaborantów, w której Doleżal stara się pokazać, jak łatwo człowiekowi może przyjść zdrada i jak tragiczne konsekwencje za sobą pociąga.
Niemiecka okupacja Czech jest nam, Polakom, słabo znana. Na polskim rynku wydawniczym sporadycznie ukazują się książki poświęcone losom naszych południowych sąsiadów w czasie II wojny światowej. Jeśli coś się już trafi, to najpewniej będzie to zamach na Heydricha, najsłynniejsza operacja czeskiego ruchu oporu, której konsekwencje związane z pacyfikacją dwóch miejscowości daleko wykraczały poza polityczne reperkusje i odcisnęły ogromne piętno na historii Czech. Z dużym zaciekawieniem powitałem zatem „Krawca, żandarma i spadochroniarza”, choć od początku lektury zdawałem sobie sprawę, iż na jej podstawie trudno będzie wyciągnąć szersze wnioski odnoszące się do całego narodu czeskiego. Trzy niepowiązane ze sobą historie nie spinają bowiem żadną klamrą tego, co działo się z Czechami za czasów niemieckiej okupacji, ale dają nam pewne, właściwie dość uniwersalne wyobrażenie, jak różnie mogły się toczyć ludzkie losy i jak prosty jest mechanizm zdrady. Narodowość nie ma tu większego znaczenia, nawet jeśli historia opowiadana przez Milosa Doleżala jest osadzona w określonych realiach historycznych i geograficznych. Znaczenie ma tu raczej ludzka natura, a w zasadzie jej słabości.
Tak, to właśnie słabość – chyba głównie moralna – odgrywa w książce główną rolę. Doleżal opowiada bowiem historie trzech kolaborantów, których do współpracy z Niemcami skłoniła chorobliwa ambicja, strach o siebie, o rodzinę, pazerność. Każdy z nich miał swoje powody, często błahe. Niektóre z nich przyjdzie czytelnikowi zaakceptować, na inne spojrzy z oczywistym i słusznym obrzydzeniem. Trzeba jednak mieć na uwadze, że Doleżal ukaże nam złożoność ludzkiej natury, a szafowanie ocenami z perspektywy kilkudziesięciu lat i wygodnej kanapy przychodzi wyjątkowo łatwo.
Pod względem historycznym nie mam większych zastrzeżeń. To solidne studium przypadków, dobrze opisane, z dbałością o kontekst. Szczególnie interesująca była dla mnie trzecia część, w której uwzględniono dzieje czeskich cichociemnych, jako żywo podobne do losów naszych zrzutków pod względem szkolenia i całkowicie odmienne pod względem praktyki prowadzenia i zabezpieczania ludzi i operacji. Nie przypominam sobie, by wśród polskich cichociemnych zanotowano podobny przypadek, ale sama historia Karela Curdy skłoniła mnie do refleksji na temat organizacji ich misji i ogromnego ryzyka dekonspiracji, także ze strony słabszych psychicznie kolegów. Curda nie wytrzymał, poszedł na współpracę, a potem stoczył się na dno.
Książka ma wyjątkowo oryginalną formę. Po pierwsze, zawiera mnóstwo zdjęć archiwalnych, które – nie liczyłem co do strony – zajmują niewiele mniej miejsca co tekst. Fotografie to źródło wiedzy samo w sobie i warto się z nimi szczegółowo zapoznać. Tekst z kolei został niemiłosiernie poszatkowany. Czasem mini podrozdział ma nie więcej niż akapit. Gdy dołożymy do tego quasi-reportażowy styl Doleżala, dostaniemy coś, co trudno dopasować do konkretnego pisarskiego wzorca. W efekcie miałem mieszane odczucia, szczególnie ze względu na urywaną narrację. Wyczytałem na okładce, że Doleżal to nie tylko dziennikarz, ale i poeta. Może idę za daleko w domysłach, ale w jego poetyckich szlifach doszukiwałbym się źródeł specyficznego stylu. Nawet jeśli momentami mnie on drażnił, to… ostatecznie skłonił do refleksji. Po każdym mini podrozdziale czułem się tak, jakby osoba opowiadająca mi historię teatralnie zawieszała głos i czekała na moją reakcję. Doleżal w stosunkowo prosty sposób osiągnął znakomity efekt, zmuszając mnie do interakcji z książką i emocjami, które wywołuje.
A wywołuje sporo, gwarantuję, gdyż poszczególne historie koncentrują się na ludzkich dramatach. Nie chodzi tylko o samych konfidentów, ale przede wszystkim ich otoczenie. Epilog losów Curdy jest zresztą dobitnym przykładem na to, jak trwałe ślady może pozostawić zdrada. Doleżal wytrzymuje to wszystko i konsekwentnie stroni od ocen, zostawiając je czytelnikom. Czasem – co bierze się zapewne z doświadczeń z podobnymi historiami – wolałbym, by opowieść o przeszłości była opatrzona komentarzem. Tak byłoby uczciwie względem odbiorców, którym warto pomóc zrozumieć skomplikowanie pozornie prostej sytuacji. Chyba że Doleżal założył, że po jego książkę sięgnie wyrobiony czytelnik, który będzie w stanie sam zmierzyć się z podanymi w niej informacjami – wtedy nie zostaje mi życzyć niczego innego, jak tylko pouczającej lektury.
Ocena: