Rok wydania – 2011
Autor – Ewa Winnicka
Wydawnictwo – Czarne
Liczba stron – 200
Seria wydawnicza – brak
Tematyka – opowieść o polskich emigrantach, którzy po II wojnie światowej zdecydowali się na pozostanie w Wielkiej Brytanii.
W polskim społeczeństwie, co pewnie jest w jakimś stopniu spuścizną wieloletniej polityki historycznej, pokutuje stwierdzenie, iż w okresie II wojny światowej zostaliśmy porzuceni przez aliantów na pastwę silniejszych sąsiadów. Zaowocowało to najpierw kampanią wrześniową, później krwawą okupacją, a wreszcie targiem nad granicami. Ostatni akt dramatu rozgrywał się podczas konferencji Wielkiej Trójki, która jakby zapomniała o zasługach polskich żołnierzy walczących ofiarnie na wszystkich frontach II wojny światowej. Polacy musieli radzić sobie sami, często także poza granicami kraju. I ciężko tu mówić o granicach „swojego kraju”, bo takowy po prostu nie istniał. Dla wielu wojskowych, dyplomatów Polska przepadła, a na jej miejsce powołano do życia komunistyczne państewko, do którego nie było po co wracać. Przymusowa emigracja bohaterów zakończonego konfliktu była przedłużeniem wojennej tułaczki, stając się kolejnym etapem walki o godność – zarówno obywatela, jak i człowieka.
Ewa Winnicka, reporterka i publicystka, która do tej pory koncentrowała się głównie na pracy w czasopiśmie „Polityka”, dość niespodziewanie zawitała do domów polskich czytelników z książką „Londyńczycy”. Właściwie ciężko ją zaliczyć do konkretnej kategorii. Nie jest to bowiem praca typowo historyczna, ale też jak na reportaż „Londyńczycy” są mocno rozbudowani. Przyjąć można jednak, iż opracowanie jest zbiorem tekstów składających się na obraz polskiej emigracji w Wielkiej Brytanii po zakończeniu II wojny światowej. I choć zaczyna się dość chaotycznie, jest to praca spójna i kompetentna. Jej przygotowaniem zajęło się Wydawnictwo Czarne, które zadbało o redakcję i layout. Pod względem graficznym książka nie wyróżnia się niczym szczególnym. Dodatkiem do tekstu są liczne zdjęcia archiwalne, których jakość pozostawia, niestety, wiele do życzenia. Jako uzupełnienie sprawdzają się jednak znakomicie.
Od czego możemy zacząć recenzowanie „Londyńczyków”? Idąc tropem Ewy Winnickiej, naturalnym źródłem opowieści jest odnalezienie sporej liczby fotografii przez Jeana-Marca, włoskiego artystę, który dosłownie wygrzebał je na śmietniku. Cierpliwie czekał aż jedna z muz obdarzy go weną. Po dziesięciu latach muza chyba nie miała ochoty rozmawiać z Jeanem-Marciem, ale przysłała Nicole, aktorkę o polskich korzeniach, która zainteresowała się zakurzonymi pudłami. Tak rozpoczyna się opowieść o losach Polaków, którzy pozostali na obczyźnie. Dotyka ona szeregu ważnych problemów, wśród których na plan pierwszy wysuwają się sprawy polityczne, społeczne, gospodarcze. Niemniej ważne wydają się kwestie rodzinne – nasi rodacy na obczyźnie nie stronili od romansów, nie mieli też problemów z nawiązywaniem bliskich relacji zarówno w obrębie emigracyjnej społeczności, jak i z obcokrajowcami. Faktem jest jednak, że Angielki średnio przypadły do gustu polskim amantom rozmiłowanym w blond pięknościach znad Wisły. Za to Brytyjki były wniebowzięte. Do tego stopnia, że polscy lotnicy mogli liczyć na ich względy niezależnie od wieku i aparycji. Ponoć jeden żołnierz, obdarzony widocznie ułańską fantazją, był kochankiem każdego ogniwa trzypokoleniowej rodziny. Ciekawe, czy babka, matka i córka dysponowały jakimś grafikiem.
Całość książki została podzielona na kilka rozdziałów zajmujących się szczególnymi zagadnieniami związanymi z emigracyjnym życiem. Pierwszy z nich jest czysto polityczną rozprawą, choć napisaną w dość oryginalnym stylu. Zarysowuje się tu wyraźny podział na „nas” i „ich”. My i oni to dwa różne światy, co już w pewien sposób może być krzywdzące i nastraja negatywnie do rzeczywistości, w której przyszło żyć Polakom i sojuszników z okresu wojennego. Pozostałe opowieści to głównie odniesienia do spraw prywatnych bohaterów publikacji – zarówno prostych ludzi, jak i znanych nam z kart książek historycznych. Smaczku dodawać mogą relacje o próbach intronizacji władcy brytyjskiego na polski tron (co już samo w sobie brzmi jak kompletna abstrakcja) czy też spektakularna opowieść o polskich zasobach finansowych i zagranicznym ministerstwie skarbu. Styl autorki znakomicie sprawdza się w reporterskiej formie. Jest szybko, emocjonująco, ale i dość chaotycznie. Nie ma czasu na poświęcenie się problemom emigracji w większym wymiarze, część z nich została po prostu spłycona. Wrażenie dość chaotycznej konstrukcji pogłębia układ graficzny – nieustanne akapity, podrozdziały, szybkie przeskoki między poszczególnymi na pozór niezwiązanymi ze sobą informacjami. Dopiero przeczytanie całego rozdziału gwarantuje nam jako takie przyswojenie problemu – wcześniej łatwo można się zgubić. Nie dajmy się zatem zwieść podczas lektury. Autorka całkiem zręcznie porusza się w świecie przeszłości i wciąga nas w kolejne historie, umiejętnie rozbudzając zaciekawienie czytelników. Zabrakło jej nieco miejsca na rozwinięcie tematu, wobec czego informacje mogą być w pewnym stopniu wybrakowane. Stąd też książka adresowana jest przede wszystkim do osób nastawionych na intelektualną rozgrzewkę i dobrą lekturę, a nie do historyków poszukujących szczegółowych danych na temat emigracyjnej działalności Polaków. Dużym atutem Winnickiej jest umiejętność obiektywnego relacjonowania wydarzeń. Oczywiście, w kontekście naszych stosunków politycznych gra ona pod patriotyczną nutę, ale już przy opisywaniu relacji interpersonalnych nie boi się ukazywać ciemnej strony natury człowieka. Stąd też spora dawka emocji, choć nie zawsze tych pożądanych.
Opracowanie Ewy Winnickiej to solidne rzemiosło dziennikarskie, od którego długa droga do kompletnej pracy historycznej. Historia sama w sobie nie była jednak priorytetem dziennikarki, która zdecydowała się ukazać nieznane dotychczas oblicza polskiej emigracji. Wyciąga na światło dzienne nowe fakty, nierzadko bulwersujące i trudne do zaakceptowania, tworząc obraz małego społeczeństwa, niewolnego od ludzkich słabości. Stylistyka jej pracy doskonale podkreśla charakter i jeśli „Londyńczyków” rozpatrywać będziemy tylko w takich kategoriach, będą świetną lekturą na jesienno-zimowe popołudnie. Lekturą, która być może nie wyróżnia się niczym szczególnym, ale niesie ze sobą sporą dawkę różnorodnych emocji.
Ocena: