Rok wydania – 2011
Autor – Christian Ingrao
Wydawnictwo – Czarne
Liczba stron – 302
Seria wydawnicza – Historia/Historie
Tematyka – historia działań brygady Oscara Dirlewangera nazywanej przez badaczy historii „Czarnymi Myśliwymi”.
Czarni Myśliwi – ten złowrogi tytuł nadany brygadzie SS dowodzonej przez SS-Oberführera Oskara Dirlewangera wzbudza grozę po dziś dzień. Bestialstwo, okrucieństwo, przerażające zbrodnie. Aż trudno uwierzyć, iż ludzie mogli upaść tak nisko, dotrzeć do tak morderczych instynktów, dopuścić się tak wielkich przewinień. To, czym zajmowali się żołnierze Dirlewangera (kwestia dyskusyjna, czy w ogóle możemy nazwać ich żołnierzami) nie tylko wyczerpuje znamiona ludobójstwa, ale i przekracza wszelkie wyobrażenia tego procederu. Gdy dostałem do rąk egzemplarz recenzencki publikacji Christiana Ingrao przygotowany przez Wydawnictwo Czarne z wypiekami na twarzy zasiadłem do lektury, by zmierzyć się z trudną historią ludzkości. Niestety, mój zapał do czytania malał z każdą kolejną stroną i nawet chwilowe pobudzenie w postaci Powstania Warszawskiego nie mogło go przywrócić. „Czarni Myśliwi” nie są bowiem tym, czym chciałbym, żeby byli.
Na wstępie docenić trzeba niezłą pracę przy kolejnych odniesieniach, które często uzupełniają wiedzę w bardziej szczegółowe dane. Szczególnie, gdy idzie o źródła dokumentacji, ewentualnie elementy statystyki. Przypisy są ważnym elementem historycznej rozprawy, wskazując nam miejsca, w których szukać powinniśmy dodatkowych informacji, rozstrzygając sytuacje sporne. Pod tym względem „Czarni Myśliwi” prezentują się całkiem nieźle. Generalnie pochwalić możemy pracę redakcji i korekty, bowiem pod względem językowym – stylistycznym i edytorskim – książka trzyma wysoki poziom. Oczywiście, zasługa w tym również tłumaczenia, choć zastrzeżenia można mieć do zbyt wielu zdań wielokrotnie złożonych, które momentami dość skutecznie utrudniają czytanie. Zabrakło natomiast dokumentacji fotograficznej, co jest oczywistym minusem publikacji. Z niezrozumiałych względów do książki nie dołączone zostały zdjęcia archiwalne, które akurat przy takim doborze tematu wzbogaciłyby mocno treść pracy francuskiego historyka.
Nie porwał mnie styl pisarski Christiana Ingrao. Jego relacja jest dość sucha, pozbawiona kolorystyki, elementów efektowności literackiej. Jest poprawny w tym, co robi, jednak nic ponadto, a to zdecydowany mankament pracy historycznej. Aby zachęcić czytelników, zmotywować ich do zainteresowania się problemem, trzeba odpowiednio dobierać fakty, szukać dramatycznych wspomnień, prezentować dane tak, by stały się atrakcyjne dla całości historii. Tymczasem Ingrao chwilami pisze tak, jakby był służbistą wojskowym zdającym raport przełożonemu. Jego styl chwilami usypia. I nie pomagają tutaj nawet wyszukane metafory. Dzięki Bogu, sięgnął po taki temat, w którym łatwo znaleźć iskrę zapalną. Coś, co sprawi, iż nawet beznamiętna stylistyka nie przysłoni walorów opowieści o przeszłości. Tego typu zagraniem miała być konwencja myśliwska. Dirlewanger i jego zbóje to myśliwi, ofiary to zwierzyna, na którą polowali. I tak dalej, i tak dalej. Wyszło to, przynajmniej w moim odczuciu, przeciętnie. Koncepcja jak najbardziej godna pochwały, dostajemy przecież coś zupełnie odmiennego od tradycyjnych form pisarskich. Niestety, nie da się pisać o historii jednostki w formie rozbudowanego felietonu. Gdyby Ingrao zrobił to na pięciu stronach A4 – proszę bardzo – wyszłoby zapewne rewelacyjnie. Jednak „Czarni Myśliwy” to przede wszystkim książka historyczna, która miała zadatki na niezłą monografię. Niestety, nie wyszło. Nie wszystkie elementy trzeba jednak z miejsca przekreślić. Na pochwałę zasługują rozważania dotyczące psychiki „łowców”, bestialskich zachowań, zezwierzęcenia. Wydaje się, iż to „zwierzyna” była bardziej ludzka niż myśliwi. Docenić trzeba krótki ustęp dotyczący szlaku bojowego jednostki oraz rozważania na temat natury Dirlewangera, dowódcy brygady. Są to z pewnością wartościowe informacje zaprezentowane w przystępny i zrozumiały sposób. Niestety, autor w żaden sposób nie wyczerpuje tematu, sygnalizując ledwie poszczególne problemy, dotykając ich powierzchownie.
Wreszcie, o największym rozczarowaniu. Powstanie Warszawskie zostało potraktowane przez Ingrao nie tyle po macoszemu, ile nie zostało potraktowane w ogóle. To oczywiste, iż jako polski czytelnik spodziewam się dostać komplet informacji dotyczących historii mojej ojczyzny. To naturalne, iż spodziewam się czegoś więcej po tak pasjonującym wątku, jak działalność Dirlewangera i podobnych jemu zbrodniarzy podczas walk o stolicę w 1944 roku. To pewne, iż będę wkurzony, kiedy autor spłyci ten wątek i sprowadzi go do ledwie kilku stron. To jasne jak słońce, że negatywną energię rozładuję w recenzji, pisząc o tym, że jako czytelnik znowu dostałem w policzek. Ingrao nie napisał właściwie niczego konkretnego. Jakby epizod Powstania Warszawskiego był tylko niewiele znaczącym etapem na drodze do sformowania jednostki. Jego wynurzenia natury psychologicznej, przyrównywanie działań, doszukiwanie się podobieństw i jałowe rozważania o antropologii historycznej zajmują miejsce prawdziwej historii, prawdziwych opowieści o zbrodniach brygady. Jestem mocno rozczarowany tym, co Ingrao napisał, bowiem walki o stolicę są dla niego interesujące wyłącznie przez pryzmat odniesień do Białorusi, nie przedstawiając absolutnie żadnych konkretów. W tym kontekście książka jest bezwartościowa dla ludzi poszukujących rzetelnych informacji na temat funkcjonowania Czarnych Myśliwych na terenie naszego kraju.
Moje ostatnie przymiarki do kontaktu z pracami francuskich historyków kończyły się niestety spektakularną klapą. A to rozczarowanie, a to rozbieżność poglądów na wspólną historię. Christian Ingrao miał przekazać mi wiedzę, zwłaszcza w kontekście Powstania Warszawskiego. Autor wykazał się kunsztem, odtwarzając historię brygady na wielu płaszczyznach – psychologicznej, socjologicznej, taktycznej – zapomniał przy tym o najważniejszym – za mało w tej książce historii, esencji dziejów jednostki wojskowej. Wpadka przy opisywaniu działań brygady w okresie walk o stolicę nie była przypadkiem – „Czarni Myśliwi” są bowiem pozycją przeciętną i wzbudzającą mieszane odczucia. Sama idea pisania o nieznanym wydaje się być szczytna, gorzej, że trafny dobór tematyki często nie przekłada się na jakość publikacji.
Ocena: