Rok wydania – 2018
Autor – John Steinbeck
Wydawnictwo – Prószyński i S-ka
Liczba stron – 446
Seria wydawnicza – brak
Tematyka – dwie książki laureata Literackiej Nagrody Nobla, różniące się od siebie diametralnie, ale jednak osadzone w pewnym spójnym kontekście poświęcenia i służby w czasie wojny.
,,Była raz wojna” to bez wątpienia jeden z kanonów powieści wojennej. Książka, która już za życia autora była uznawana za klasyk pracy korespondenta wojennego. Składają się na nią artykuły pisane przez Steinbecka głównie w 1943 roku, gdy towarzyszył amerykańskim żołnierzom w trudnych przeprawach we Włoszech, podróżując z Anglii, przez Afrykę Północną na Półwysep Apeniński. ,,Bomby poszły” to już zupełnie inna para kaloszy. Według dzisiejszych standardów powinniśmy ją nazwać typową propagandówką zachęcającą młodych Amerykanów do wstępowania do sił powietrznych. Musimy to zrozumieć na wstępie, zanim zasiądziemy do lektury. Steinbeckowi, patriocie, wierzącemu w siłę grupy i społeczeństwa przyświecały konkretne cele. Nawet jeśli były oparte na ideałach, dzisiaj mogą nieco razić. W konsekwencji na ,,Bomby poszły” musimy spoglądać z określonej perspektywy, podobnie jak na propagandowe plakaty zachęcające do służby w US Army. Nie zmienia to jednak faktu, że złożenie obu sztandarowych dzieł amerykańskiego noblisty (tak, otrzymał Literacką Nagrodę Nobla, choć nie za omawiane tytuły) pokazuje jego wszechstronność, czasem może nieco banalne wiarę i naiwność, pozwalając współczesnym czytelnikom przenieść się siedemdziesiąt lat wstecz i spojrzeć na wojnę z nieco innej perspektywy. Czy prawdziwie odzwierciedlającej realia? Nie sądzę. Myślę jednak, że jest to cenna lekcja historii – polityki i literatury.
Czasem w przypadku rekomendacji publikacji używa się dość niefortunnego argumentu ,,to po prostu wypada znać/przeczytać”. Faktycznie, są takie książki, które należałoby przeczytać choćby dla samego zorientowania w temacie i możliwości zajęcia stanowiska w dyskusji. Argument niefortunny, bo często marginalizujący prawdziwą wartość książki. W przypadku ,,Była raz wojna” także zwykło się mówić, że jest to lektura obowiązkowa dla miłośników historii. I również tutaj nie chciałbym, by ktokolwiek z Czytelników zakotwiczał się na rzekomych obowiązkach. ,,Była raz wojna” jest zwyczajnie pasjonującą lekturą opowiadającą o wrażeniach prosto z frontu, to relacja z pierwszej ręki, próba uchwycenia żołnierskiej codzienności i zrozumienia fenomenu służby. Steinbeck nie sili się na wyrafinowany język, jest raczej skłonny do potoczyzmów, by zwyczajnie oddać klimat. Zresztą ,,Bomby poszły” są oparte na podobnym schemacie, tyle że tam jest więcej lukru, a mniej gorzkiej rzeczywistości. Nie zapominajmy, że jest to propagandówka pisana do prostych obywateli. Stąd też język skrojony jest na miarę ,,małomiasteczkowych” rodzin, które miały zostać przekonane do posłania swoich synów za ocean. Steinbeck miał w tym procesie ponoć spory udział…
Cieszę się, że Wydawnictwo Prószyński i S-ka sięgnęło po klasykę i zmontowało nam dwie lektury za jednym zamachem. To nie tylko cenne źródło wiedzy o przeszłości, ale i znakomity materiał poglądowy o tym, w jaki sposób pisać o żołnierskich emocjach, jak ,,sprzedawać” narodowi to, co dzieje się na froncie. Przygnębiający może być natomiast fakt, że fascynacja wojną jako taką nie przemija. Steinbeck z jednej strony pisał o faktach, z drugiej grał na pewnych wyobrażeniach, które mocno rozmijały się z rzeczywistością. Do dzisiaj tego typu poglądy pokutują wśród wielu młodych ludzi, dla których wojna to przede wszystkim żołnierska, męska przygoda. Nic bardziej mylnego. Warto wziąć to pod uwagę w czasie lektury Steinbecka i jemu podobnych autorów.
Ocena: