„Berlingowcy w Powstaniu Warszawskim” – recenzja książki

Rok wydania – 2020

Autor – Mikołaj Łuczniewski

Wydawnictwo – Replika

Liczba stron – 368

Tematyka – opracowanie, którego głównym celem jest dokumentacja militarnego wysiłku żołnierzy gen. Berlinga w Powstanie Warszawskie – jedna z pierwszych tak obszernych prac uwzględniających szczegóły wojskowe i organizacyjne.

Udział żołnierzy gen. Zygmuna Berlinga w Powstaniu Warszawskim był przez dziesiątki lat owiany atmosferą kontrowersji. Z jednej strony historycy zdawali sobie sprawę i głośno mówili o tym, że Berlingowców, jak popularnie ich nazywano, nie należy z automatu kwalifikować jako komunistycznych pachołków, którzy wraz z Armią Czerwoną zafundowali Polsce 45 lat dodatkowego zniewolenia. Z drugiej strony, nie dało się ukryć i przemilczeć faktu, że co najmniej część z nich zaprowadzała w Polsce nowe ludowe porządki, które z wolnością i suwerennością miały niewiele wspólnego. Ten schizofreniczny wręcz obraz Berlingowców zaczął się zmieniać w ostatnich kilkunastu latach, gdy na problematykę ludzi, którzy „nie zdążyli do Andersa” zaczęto spoglądać nieco szerzej, nie przez pryzmat uprzedzeń i krzywdzących skrótów myślowych. Powstanie Warszawskie stanowi spoiwo tej narracji. Bo przecież Sowieci nie pomogli. Bo Berligowcy nie zatrzymali rzezi, jaką Niemcy zafundowali Warszawie. Ale przecież 1. i 3. dywizja jednak pojawiły się w Warszawie, a na Czerniakowie doszło do masakry Polaków przeprawiających się przez Wisłę. Tak, Berlingowcy nie mieli w polskiej historii łatwo…

Jestem bardzo wdzięczny Mikołajowi Łuczniewskiemu, że zdecydował się poszerzyć i wydać swoją pracę magisterską, czyniąc z niej bardzo ważny element budowania społecznej świadomości historycznej. Berlingowcy nie zasługują ani na potępienie, ani na wykreślenie z podręczników. Oni, ludzie z krwi i kości, ze swoimi, nierzadko bardzo dramatycznymi historiami, także byli uczestnikami procesu wyzwolenia Polski. Odegrali ważną rolę w walkach przeciwko Niemcom, przelewali krew, wierząc w ideały takie jak wolność czy niepodległość. Owszem, te ideały zostały wypaczone przez komunistyczną propagandę. Nie odbierajmy jednak godności tysiącom ludzi, wrzucając ich do jednego wora – odpowiedzialność zbiorowa w nauce historii to wybitnie nienaukowe podejście.

Łuczniewski zabiera nas zatem do Warszawy 1944 roku. Rozpoczyna od sytuacji w walczącej stolicy, ze szczególnym uwzględnieniem pozycji Czerniakowa. Dalej autor szeroko opisuje konsekwencje walk o przyczółek warecko-magnuszewski i zdobycie Pragi, przechodząc płynnie do możliwości i wreszcie uderzenia sił Berlinga na lewobrzeżną Warszawę. Książka ma charakter mocno techniczny, Łuczniewski analizuje ruchy wojsk, pisze bardzo konkretnie, a kolejne przesunięcia frontu i walki warto śledzić z choćby symboliczną mapą. Pod względem militarnym mamy bowiem do czynienia z bardzo kompetentnym, dokładnym opracowaniem, którego celem jest ukazanie możliwie szerokiej perspektywy batalii o Czerniaków. Narrację dynamizują liczne odwołania do wspomnień żołnierzy, niejednokrotnie dramatyczne relacje z walk i kontaktów z mieszkańcami Warszawy. Nie koresponduje to, niestety, z perspektywą polityczną, nie mniej ważną w kontekście działań podjętych na Czerniakowie. Autor, wyraźnie sympatyzujący z Berlingowcami (nie jest to efekt politycznego zacietrzewienia, a osobistego, pełnego szacunku podejścia do ich historii), przegapił nieco okazję, by rozbudować książkę o polityczno-społeczne tło, które pokazałoby tragizm historii Berlingowców. W efekcie treściwe podsumowanie nie wyczerpuje tematu – akcent publikacji jest położony na walki i to Łuczniewskiemu wychodzi bardzo dobrze. Wydaje się jednak, że w całej historii uwypuklone powinny zostać inne wątki, właściwie na równie z aspektami militarnymi.

Nie chcę pisać, że Berlingowcy mieli „historycznego pecha”, bo spłyca to nieco rzeczywiste, osobiste dramaty ludzi walczących w Ludowym Wojsku Polskim. Łuczniewski próbował niejako przywrócić ich historii. Zrobił to połowicznie. Nie można mu bowiem odmówić wiedzy i znajomości realiów. Zapomniał jednak odwołać się do tego, co uczyniłoby z jego książki naprawdę solidne, wszechstronne opracowanie – aspektów pozawojskowych. Liczę jednak, że nie powiedział ostatniego słowa i będziemy mieć jeszcze z niego dużo czytelniczej i naukowej pociechy.

Ocena: