„www.1944.waw.pl” – recenzja książki

Rok wydania – 2009

Autor – Marcin Ciszewski

Wydawnictwo – WarBook

Liczba stron – 334

Seria wydawnicza – brak

Tematyka – kontynuacja książki „www.1939.com.pl”, w której doborowy batalion NATO zostaje przeniesiony w czasie i trafia w realia II wojny światowej.

Po zapoznaniu się z pierwszą publikacją Marcina Ciszewskiego byłem pod sporym wrażeniem. Podziwiałem nie tylko kunszt narracyjny autora oraz niewątpliwą umiejętność posługiwania się żołnierskim językiem, ale i stworzenie interesującej i logicznie spójnej historii, która na pierwszy rzut oka z logiką miała najmniej wspólnego. Wydaje się bowiem, iż sięgnięcie po metody znane do tej pory z filmów science-fiction to krok rewolucyjny i dość radykalny, gdy idzie o twórczość historyczną. Jak się jednak okazało, umiejętności autora i wciągająca lektura wybroniły się przed zarzutami. Jednocześnie praca Ciszewskiego zwiastowała rozwinięcie serii, a jej kontynuacja przyszła w dwa lata później za sprawą „www.1944.waw.pl”. Tytuł, jak zwykle oryginalny, i zdradzający pewne szczegóły fabuły. Tym razem podpułkownik Grobicki zabierze nas w podróż do Warszawy. Ba, i to nie w byle jakim okresie – stolica bowiem ogarnięta jest powstaniem zorganizowanym przez Polskie Podziemie. No to, do samolotu, i za ojczyznę.

Przygotowanie graficzne kolejnej publikacji Ciszewskiego jest bliźniaczo podobne do poprzedniej pracy. Innymi słowy – „www.1939.com.pl” i „www.1944.waw.pl” wyglądają niemal tak samo, różniąc się jedynie okładkami. Nic dziwnego, w końcu druga z wymienionych stanowi sequel pierwszej, co z kolei wymaga od czytelników przynajmniej pobieżnego zapoznania się z tematyką wydanej w 2007 roku przez WarBook publikacji. Na korzyść „www.1944.waw.pl” przemawia lepiej skomponowana okładka. Może jest to tylko kwestia gustu, ale mroczne barwy, cieniowanie i wojenna wizja zaprezentowana przy okazji drugiej części przygód batalionu przeniesionego w czasie podobają mi się bardziej. Zdjęć po raz kolejny brak, bo to przecież powieść. Całość podzielona jest na czytelne rozdziały. Jedyne, czego mi brakuje, to wprowadzenie do drugiej części cyklu, w którym autor przypomniałby zagadnienia związane z „www.1939.com.pl”. Ja jestem na świeżo po lekturze, obydwie książki łyknąłem jedną po drugiej, jednak niektórzy czytelnicy z pewnością nie mieli tego komfortu i chętnie odświeżyliby pamięć dodatkowymi informacjami. Rozwiązanie takie preferuje chociażby Christopher Paolini, autor powieści „Eragon” i jej kolejnych tomów, w których zaznacza najważniejsze wydarzenia z poprzednich książek. Wszystko jest wtedy bardziej spójne, a i czas nie przeszkadza w zgłębianiu lektury.

Na początek kilka uwag dotyczących fabuły. Żeby w pełni zrozumieć wszystko, co dzieje się w „www.1944.waw.pl”, trzeba przeczytać poprzedniczkę. Jest to wymóg stawiany przed każdym, kto sięgnie po kolejną pozycję Ciszewskiego, bo bez jego realizacji sporo kwestii może być niezrozumiałych bądź absurdalnych. Jak się okazało, batalion NATO zaangażowany w walki po stronie Wojska Polskiego nie zdołał przechylić szali zwycięstwa na stronę Polaków. Trochę pogruchotał Niemców, wygrał szereg starć, a żołnierze zapracowali sobie na zasłużoną chwilę wytchnienia. Kampania wrześniowa nieco się wydłużyła, bohaterowie książki odlecieli do Stanów Zjednoczonych. Tam wiedli żywot na pozór normalnych obywateli, nie przejmując się zawieruchą w kraju. Ingerencja w historię nie sprawiła jednak, iż wszystko odwróciło się o 180 stopni. Okupowana Polska walczy z Niemcami, a Warszawa szykuje się do wybuchu powstania. Tymczasem pojawiają się informacje, iż żołnierze Grobickiego być może zyskają szansę przedostania się do przyszłości. Potrzebują jednak sprawnego urządzenia, przy pomocy którego w niekontrolowany sposób wylądowali w samym sercu II wojny światowej. Rozpoczynają zatem podróż do ojczyzny. Jak się ona skończy? Tutaj Ciszewski daje upust swojej fantazji. Inwencją twórczą wykazywał się przy okazji swojego debiutu literackiego, teraz wraca jako pisarz bardziej doświadczony i wzbogacony o uwagi recenzentów i czytelników. Bez trudu po raz kolejny buduje atmosferę nerwowego wyczekiwania na rozwinięcie fabuły. Akcja toczy się szybko, czytelnik łatwo wpada w pułapkę zastawioną przez autora wciągającego innych w wykreowany przez siebie świat alternatywnej historii. Narracja, jak zwykle, stoi na wysokim poziomie. Jeszcze raz nie zabrakło czarnego humoru, ironii i sarkazmu, a dialogi pomiędzy żołnierzami to niejednokrotnie mistrzowska gra słów – „Co robimy? Może go zastrzelmy. Tylu dziś ludzi zabiliśmy, że jeden w te czy wewte nie będzie stanowił różnicy” Sceny batalistyczne odmalowane są realistycznie, z dbałością o szczegóły. Jest nawet starcie Tygrysa z Twardym. Ha, co tam, pokażmy Niemiaszkom, że Polak też potrafi. Gdy już jesteśmy przy kwestiach uzbrojenia – po raz kolejny autor przekazuje nam sporo danych i detali, co jednak jest jedynym elementem fachowej dysputy militarnej w książce. Przewaga technologii po stronie polskiej nie jest już tak widoczna, jak to było w okresie kampanii wrześniowej. A i Niemcy rozwinęli swój arsenał śmiercionośnych broni.

Montowana od pierwszych kart książki fabuła znowu wciąga, choć tym razem kolejne akcje nie są już tak spektakularne, jak to było w przypadku „www.1939.com.pl”, uderzenie Ciszewskiego jakby nieco wytracało impet. Być może jest to tylko moje odczucie, bowiem dyskutowałem tę kwestię z innym czytelnikiem, który nie podzielił mojego zdania. Kwestię pozostawiam do samodzielnej oceny. Warto podkreślić, iż podczas lektury napotkamy kilka postaci znanych nam z lekcji historii (nieco rozszerzonej, ale jednak). Ciekawa sprawa, chociażby z Geiblem, który miał przyjemność (wątpliwą) bliskiego spotkania z Grobickim. Szkoda, że podpułkownik nie wpakował mu kuli w łeb od razu. Byłoby po kłopocie. Ciszewski sprytnie wybrnął z kolejnego problemu, jakim była amunicja do nowoczesnych maszyn. Swoją drogą, była to pierwsza z kwestii, jakie ciekawiły mnie po lekturze „1939”. Do konspiracji zaangażowano Polskę Podziemną, Roweckiego i Bóg wie, kogo jeszcze. Dało się? Dało. Szkoda tylko, że niektóre z walk spłycono. Nawet wspomniane starcie polskiego i niemieckiego czołgu (a w zasadzie czołgów, bo Twardy tłukł na prawo i lewo) nie porwało mnie. Jest stosunkowo zbyt krótkie i za mało w nim dynamiki. Za to zakończenie… Miodzio, tyle powiem. I nie dbam o to, że komuś mogło się nie podobać – jak dla mnie świetne wybrnięcie z pułapki „efektu motyla”. Panie Ciszewski, gratulacje.

Na zakończenie kilka słów podsumowania. Powiedziałem chyba wszystko, co chciałem powiedzieć – jest naprawdę interesująco, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę pomysł na fabułę oraz narracyjne umiejętności Ciszewskiego. Świetnie dobrany język i nieźle skomponowana historia dają ogromną frajdę na kilkadziesiąt minut lektury (czemu to jest takie krótkie?). Ewentualne niedopracowania, niedokładności i niedoróbki zwalmy na karb ludzkiej niedoskonałości. Polski historyk odwalił kawał dobrej roboty i pokazał, że można pisać o historii w sposób oryginalny, nieszablonowy, zrywając z dotychczasowymi utartymi schematami. „Alternate history” to zatem nie tylko obco brzmiąca nazwa („szczególnie” dla studenta filologii angielskiej – potem się muszę tłumaczyć z takich tekstów), ale i nowa jakość w wojennej literaturze.

Ocena: