Współcześnie dezinformacja jest jednym z podstawowych narzędzi wykorzystywanych przez wojsko. Nikogo nie dziwią już zaawansowane mistyfikacje przy użyciu nowoczesnych technologii, ale i tych bardziej tradycyjnych, wprowadzających w błąd zwiad lotniczy i satelitarny. Makiety, plandeki – wszystko to w celu zmylenia ewentualnego wroga, który nie może oszacować rzeczywistej siły wojska. Podczas II wojny światowej kilkukrotnie stosowano ten fortel i, co tu kryć, przynosił niezwykłe efekty, zwłaszcza że wówczas żadna ze stron nie dysponowała odpowiednimi środkami do rozpoznania podstępu wroga.
Dwa przypadki zasługują na szczególną uwagę. W okresie walk w Afryce Północnej Brytyjczycy postanowili zmylić Niemców i Włochów. Zwiad lotniczy Państwa Osi wielokrotnie rozpoznawał umocnienia brytyjskiej armii, nie spodziewając się zapewne, że czołgi przesuwane przez żołnierzy to gumowe atrapy. Wydaje się nawet, iż w 1942 roku podczas bitwy o El-Alamein gumowe wojsko walnie przyczyniło się do końcowego tryumfu Brytyjczyków. Zmylony feldmarszałek Erwin Rommel poniósł ważną porażkę, która była preludium do końcowego zwycięstwa aliantów w Afryce Północnej. Ile było w tym zasługi makiet, nie wiemy, ale z pewnością w jakimś stopniu wpłynęły one na losy batalii, wprowadzając przeciwnika w błąd co do dokładnej siły wojsk alianckich oraz ich rozmieszczenia. Warto odnotować, iż w tego typu przypadkach prawdziwe zgrupowania były często „chowane”, a nierzadko przykrywane makietami, które imitowały naturalne otoczenie. Nie do wykrycia na zdjęciach robionych z dużej wysokości!
Dwa lata później siła gumowej armii była jednym z kluczowych punktów strategii opracowanej przez sztab gen. Eisenhowera kierującego lądowaniem aliantów w Normandii. Sprzymierzeni sprytnie wyprowadzili Niemców w pole, sugerując im, iż lądowanie nastąpi w Calais, a nie w Normandii, gdzie w efekcie siły alianckie rozpoczęły zwycięski marsz w kierunku Berlina. Gumowa armia znajdująca się w Dover codziennie była obiektem zainteresowania lotnictwa niemieckiego. Wielkie obozowisko imitowało rzekomą First United States Army Group z gen. George’em Pattonem na czele. Patton miał do dyspozycji pokaźne siły i mógł sobie pozarządzać miasteczkiem w okolicach Dover. Szkoda, że groźne czołgi były tylko atrapami – stały się jednak głównym wątkiem fascynującej opowieści, niejako wstępem do operacji „Overlord”. Więcej na temat operacji „Fortitude” przeczytacie w naszym materiale o wyprowadzeniu Niemców w pole.
Zdjęcie tytułowe: George Patton w Normandii. Zdjęcie za: Wikipedia/domena publiczna.