Bitwa pod Kockiem

Choć Samodzielna Grupa Operacyjna „Polesie” powstała dopiero w drugiej połowie września i składała się z resztek wielu oddziałów, jej waleczność i wartość bojowa przysporzyły sporo kłopotów Niemcom w ostatniej fazie kampanii wrześniowej. W dniach 2-5 października 1939 roku związek ten, dowodzony przez gen. Franciszka Kleeberga, stoczył bitwę w rejonie Kocka, nazwaną od miejsca wydarzeń „bitwą pod Kockiem”.

2 października niemiecka 13. dywizja piechoty zmotoryzowanej podjęła marsz w kierunku Serokomli i Kocka. Siłę SGO „Polesie” stanowiły w tym czasie: zgrupowania „Brześć”, „Kobryń”, „Drohiczyn Poleski”, „Łuniniec” marynarze Flotylli Pińskiej, szwadrony Suwalskiej i Podlaskiej Brygady Kawalerii i mniejsze jednostki, z których utworzono cztery mocne zgrupowania – 50. Dywizję Piechoty „Brzoza”, 60. Dywizję Piechoty, Dywizję Kawalerii „Zaza” oraz Podlaską Brygadę Kawalerii. Rankiem 2 października Niemcy rozpoczęli atak na Serokomlę, w której bronił się zaciekle oddział płk Kazimierza Plisowskiego. Natarcie zostało rozbite, a Polacy wzięli do niewoli około 100 jeńców. Potraktowano ich bardzo łagodnie, karmiąc i wreszcie wypuszczając na wolność. Powodem tak łatwego tryumfu Polaków był zapewne brak rozpoznania oddziałów, znajdujących się w atakowanej miejscowości. Niemcy nie zaprzestali jednak starań o zdobycie Serokomli. Mimo iż nieprzyjacielowi kilkakrotnie udało się wedrzeć do miasteczka, ataki wciąż odpierano. W tym czasie 50. DP maszerowała w stronę Tyśmienicy, lecz i ona nie uniknęła spotkania z wrogiem. Do wieczora udało się jej jednak odeprzeć ataki a nawet wyprowadzić kontruderzenie. 2 października gen. Podhorski przedstawił plan przeciwnatarcia, który został zaaprobowany przez Kleeberga. Rankiem nazajutrz polska artyleria rozpoczęła intensywne ostrzeliwanie pozycji niemieckich. W odpowiedzi Niemcy silnie ostrzelali Serokomlę i Hordziesz. Po godzinie 8 ruszyło natarcie 180. i 178. pułku piechoty oraz III batalionu 179. pułku, będącego w Kocku. Żołnierze dotarli do drogi Kock-Serokomla, gdzie dostali się pod ogień broni maszynowej. III batalion znalazł się w okrążeniu. Większość żołnierzy została zabita lub dostała się do niewoli. Cel, wieś Poznań, osiągnęły jedynie 1. pułk ułanów, 3. pułk szwoleżerów i 3. pułk strzelców konnych. Po zniszczeniu baterii artylerii i wyczerpaniu amunicji jednostki te musiały się jednak wycofać. W dniu 3 października Polacy ponieśli spore straty (około 700 zabitych), jednak udało im się zmusić Niemców do obrony, opóźniając tym samym ich natarcie. 4 października Niemcy ruszyli do potężnego natarcia na linii Wola Gułowska-Adamów-Krzywda. Polskie oddziały nie wytrzymały zmasowanego ataku i zmuszone były do wycofania się w stronę lasu gułowskiego. Mimo przeciwnatarcia oddziałów płk Plisowskiego, nie udało się już odzyskać utraconych miejscowości. Co gorsza, wykryto wejście do walki świeżej 29. dywizji piechoty zmotoryzowanej, idącej od strony Żelechowa. 4 października 13. dywizja piechoty zmotoryzowanej podeszła pod Adamów. Dzień ten obfitował w znaczne straty po obu stronach. Gen. Kleeberg obmyślił zatem plan, którego podstawą było wyeliminowanie z walki 13. DPZ i obrócenie sił przeciwko 29. DPZ. W operacji uczestniczyć miała przede wszystkim 60. DP, której do tej pory nie nadwyrężano. O godz. 20:00 Kleeberg wezwał dowódców na stację kolejową Krzywda i tam przedstawił im plan działania na dzień następny. Zadaniem miało być rozbicie 13. DPZ, zanim 29. DPZ zdąży wejść do walki (w tym samym dniu zniszczono silne rozpoznanie tej dywizji, wysłane w stronę jednostek polskich). 50. DP płk Brzozy-Brzeziny miała utrzymać Adamów, aby 60. DP płk Eplera zaatakowała niemieckie siły. Przewidywano natarcie w godzinach popołudniowych. Tymczasem o 7 ruszyli Niemcy. W bój poszły samochody pancerne i lekkie czołgi, którym z łatwością dały rady polskie działa przeciwpancerne starannie ukryte w zaroślach. O godz. 10 ponowione natarcie również udało się zatrzymać. W dniu 5 października jednostki 60. DP ruszyły do ataku. 182. pułkowi udało się zdobyć miejscowość Helenów, a 184. pułk szturmował w stronę klasztoru i cmentarza w Woli Gułowskiej, który utracono dnia poprzedniego. Wraz ze wsparciem 179. pułku udało się przełamać niemiecką obronę na tym odcinku. Niestety, mimo waleczności Polaków, gen. Kleeberg zmuszony był do wydania rozkazu zaprzestania walk. Po południu 5 października z powodu całkowitego braku amunicji napisał do dowódców:

SGO „Polesie”
L. dz. 1/5/Op/
Mp., dnia 5 X 1939 roku

Żołnierze!

Z dalekiego Polesia, znad Narwi, z jednostek, które się oparły w Kowlu demoralizacji – zebrałem Was pod swoją komendę, by walczyć do końca.
Chciałem iść najpierw na południe – gdy to się stało niemożliwe – nieść pomoc Warszawie.
Warszawa padła, nim doszliśmy. Mimo to nie straciliśmy nadziei i walczyliśmy dalej, najpierw z bolszewikami, następnie w 5-dniowej bitwie pod Serokomlą z Niemcami.
Wykazaliście hart i odwagę w czasie zwątpień i dochowaliście wierności Ojczyźnie do końca.
Dziś jesteśmy otoczeni, a amunicja i żywność są na wyczerpaniu. Dalsza walka nie rokuje nadziei, a tylko rozleje krew żołnierską, która jeszcze przydać się może.
Przywilejem dowódcy jest brać odpowiedzialność na siebie. Dziś biorę ją w tej najcięższej chwili – każąc zaprzestać dalszej bezcelowej walki, by nie przelewać krwi żołnierskiej nadaremnie. Dziękuję Wam za Wasze męstwo i Waszą karność, wiem, że staniecie, gdy będziecie potrzebni.
Jeszcze Polska nie zginęła!
Powyższy rozkaz przeczytać przed frontem wszystkich oddziałów.

Dowódca SGO „Polesie”
gen. bryg.

Całą odpowiedzialność dowódca wziął na siebie, wiedząc o sukcesie polskim w dniu 5 października. Nie chciał jednak wysyłać żołnierzy na pewną śmierć, gdyż nie byliby już w stanie walczyć. Ostatnia bitwa kampanii wrześniowej. mimo iż faktycznie nie była przegrana, zakończyła ten rozdział w historii Polski podczas II wojny światowej. 6 października oddziały Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” zaczęły składać broń.

Fotografia tytułowa: żołnierze polscy podczas bitwy pod Kockiem. Źródło: Wikipedia/CAW, domena publiczna.