Josef František (1914-1940) – czechosłowacki pilot, uczestnik bitwy o Anglię, lotnik Dywizjonu 303.
Urodził się 7 października 1914 roku w Otaslavicach (w niektórych źródłach także 1913). Pochodził z chłopskiej rodziny i początkowo uczył się na ślusarza. Z czasem wykształcił duże zainteresowanie lotnictwem, co skłoniło go do wstąpienia do Szkoły Młodszych Specjalistów Lotnictwa. W 1936 roku otrzymał pierwszy przydział bojowy w 2. Pułku Lotniczym. Latał na samolotach zwiadowczych, ale już wtedy wykazywał się ponadprzeciętnymi zdolnościami. Dowództwo, dostrzegając niewątpliwy talent Frantiąka, skierowało go na kurs myśliwski. Należy jednak podkreślić, że w pierwszym okresie służby dał się poznać jako żołnierz niezdyscyplinowany, indywidualista. Było to źródłem pierwszych kłopotów i nieporozumień. W 1938 roku kontynuował służbę w 40. Eskadrze Myśliwskiej w Pradze, osiągając znakomite wyniki w celności i sprawności bojowej. We wrześniu 1938 roku, w momencie kryzysu związanego z konferencją monachijską, uczestniczył w rozpoznaniu. Nie udało się mu jednak nawiązać kontaktu z nieprzyjacielem. W marcu 1939 roku Czechosłowacja została zajęta przez III Rzeszę. Część czechosłowackich pilotów zdecydowała się uciec do Polski, gdzie spodziewali się otrzymać przydział do tamtejszych dywizjonów myśliwskich. Powtarzana przez lata legenda głosiła, iż Frantiąek porwał samolot myśliwski i przeleciał granicę z Polską. Najprawdopodobniej jednak przekroczył ją drogą lądową, a na miejscu został zarejestrowany w punkcie poborowych w Krakowie. Polscy wojskowi nie mieli początkowo koncepcji wykorzystania przybyszów i starali się odesłać ich do Francji, która tradycyjnie utrzymywała bardzo bliskie stosunki z Czechosłowacją. Frantiąek miał się zaokrętować w Gdyni i stamtąd ruszyć na zachód. W dość przypadkowych okolicznościach 29 lipca 1939 roku został jednak zaproszony do Wojska Polskiego i w lipcu rozpoczął służbę w Dęblinie. Po rozpoczęciu kampanii wrześniowej był wykorzystywany głównie do zadań transportowych, a następnie do lotów obserwacyjnych. W dniach 19-20 września zaangażował się w akcję nieszablonowego ataku na niemieckie wojska w rejonie Kamionki Strumiłowej, obrzucając wrogą kolumnę granatami. Dwa dni później został zestrzelony przez artylerię naziemną. W kolejnych dniach polscy piloci ewakuowali się do pobliskiej Rumunii. Granicę przekroczył także Frantiąek, który jednak szybko uciekł przed internowaniem i przez Bukareszt i Bejrut na pokładzie statku „Theophile Gautier” przedostał się do Francji, gdzie spodziewano się odtworzyć Polskie Siły Zbrojne. Na miejscu Frantiąek nie zdecydował się na wstąpienie do lotnictwa czechosłowackiego, pozostając żołnierzem walczącym w ramach polskiej armii. W czasie kampanii francuskiej Frantiąek odbywał loty bojowe, ale trudno dzisiaj jednoznacznie potwierdzić liczbę ewentualnych zestrzeleń. Przyjęło się twierdzić, iż czechosłowacki pilot mógł strącić 10 lub 11 maszyn wroga, jednakże brakuje dowodów umożliwiających zweryfikowanie trafień Frantiąka. Sam myśliwiec skrupulatnie odnotowywał swoje sukcesy. Już wtedy był owładnięty wizją odnoszenia kolejnych zwycięstw powietrznych, co przysporzyło mu niemało kłopotów w Wielkiej Brytanii.
Wobec upadku Francji, polscy lotnicy ewakuowali się na Wyspy Brytyjskie. Frantiąek zaokrętował się w Bordeaux 18 czerwca 1940 roku. 2 sierpnia został w randze sierżanta został przydzielony do formującego się 303. Dywizjonu Myśliwskiego im. Tadeusza Kościuszki. Polska jednostka dała się poznać jako jeden z najbardziej utytułowanych dywizjonów myśliwskich bitwy o Anglię. Walnie przyczynił się do tego sam Frantiąek, notując aż 17 zwycięstw. 8 sierpnia, w trakcie lotu treningowego, miał pierwszy wypadek, który zakończył się uszkodzeniem samolotu Hurricane Mk I. Problemem było podwozie, o którego wyciągnięciu często zapominali piloci przyzwyczajeni do innych konstrukcji samolotów. 2 września 1940 roku odnotował pierwsze zestrzelenie niemieckiego Bf 109. Kolejnego dnia ponownie strącił maszynę wroga. Łącznie zanotował aż 17 pewnych zestrzeleń oraz 1 prawdopodobne, stając się jednym z najbardziej skutecznych pilotów bitwy o Anglię oraz najskuteczniejszym myśliwcem 303. Dywizjonu. Swoje sukcesy zawdzięczał tzw. „metodzie Frantiszka”, która często narażała na szwank samoloty kolegów lecących w szyku bojowym. Zniecierpliwiony czechosłowacki lotnik wyłamywał się z formacji i samodzielnie atakował niemieckie maszyny, zazwyczaj zapędzając się nad Kanał La Manche. Tam spodziewał się zastać wracających z wyprawy nad Wielką Brytanię niemieckich lotników, którzy albo wcześniej zostali trafieni, albo lecieli na resztkach paliwa i z resztką amunicji. Należy podkreślić, iż metoda ta była dość popularnie stosowana wśród alianckich lotników, ale to Frantiąek ze względu na swoje sukcesy i umiejętności myśliwskie stał się jej czołowym reprezentantem. Niesubordynacja przysporzyła mu wiele kłopotów. Dowództwo 303. Dywizjonu nie akceptowało samowolnych polowań czechosłowackiego lotnika. Za sprawą decyzji Witolda Urbanowicza Frantiskowi nadano status „gościa”, wyłączając go z formacji i zezwalając na indywidualne loty. Było to najlepsze rozwiązanie ciężkiego dylematu. Dywizjon 303 potrzebował zwycięstw Frantiąka – dzięki nim mógł się szczycić szczególnie dobrymi statystykami zestrzeleń. Jednocześnie bezpieczeństwo lotników było wartością nadrzędną i nie można było zezwolić na zagrożenie formacji ze względu na indywidualistyczne zapędy jednego z pilotów. Lista zwycięstw Frantiska za portalem The Battle of Britain London Monument (oryg. w „Lotnictwo Wojskowe”, nr 2/99, autor Jiri Railich)
02.09.1940 – Bf 109E
03.09.1940 – Bf 109E omyłkowo zgłoszony jako He 113
05.09.1940 – Ju 88
05.09.1940 – Bf 109E
06.09.1940 – Bf 109E
09.09.1940 – Bf 109E
09.09.1940 – He 111H
11.09.1940 – 2 Bf 109E
11.09.1940 – He 111
15.09.1940 – Bf 110
18.09.1940 – Bf 109
26.09.1940 – He 111
26.09.1940 – He 111
27.09.1940 – He 111
27.09.1940 – Bf 110D
30.09.1940 – Bf 109E
30.09.1940 – prawdopodobnie Bf 109E
Zmarł 8 października 1940 roku. Podczas powrotu z akcji bojowej w Ewell zawadził skrzydłem o gałąź drzewa. Prawdopodobnie wykonywał w tym czasie tradycyjną beczkę i zszedł na zbyt niską wysokość. Być może starał się zaimponować dziewczynie obserwującej jego przelot Hurricane’em. Trudno jednoznacznie ustalić przyczyny wypadku. Wśród hipotez wskazuje się na przemęczenie czechosłowackiego pilota oraz zwyczajny błąd, jaki mógł się zdarzyć przy tak wyczerpanym organizmie i nieustannej presji psychicznej. 10 października jego ciało złożono na cmentarzu lotniczym w Northwood.
Pośmiertnie awansowano go do rangi porucznika. Po katastrofie odznaczono go także szeregiem orderów, w tym polskim Srebrnym Krzyżem Orderu Wojennego Virtuti Militari, brytyjskim Distinguished Flying Medal, a także czechosłowackim Krzyżem Walecznych. Za poświęcenie w walkach na niebie Francji został uhonorowany tamtejszym Croix de Guerre.
Arkady Fiedler w książce „Dywizjon 303” poświęcił czechosłowackiemu pilotowi cały rozdział zatytułowany „Sierżant Frantiszek – dzielny Czech”, opisując jego styl latania oraz niezłomność charakteru. Mimo iż wartość poznawcza „Dywizjonu 303” jest różnie oceniana, Fiedler oddał w tej krótkiej charakterystyczne wiele cech czechosłowackiego pilota, koncentrując się także na jego kontrowersyjnej metodzie polowań na niemieckich pilotów. Niezależnie od oceny braku zdyscyplinowania sierżanta, Fiedler doceniał jego niewątpliwy talent myśliwski, intelekt lotniczy oraz, co także niezwykle ważne, przywiązanie do Polaków. Myśliwiec wiele razy podkreślał, iż czuje z Polakami szczególną więź, a podczas jednego z przymusowych lądowań na angielskim lotnisku miał zadeklarować narodowość polską. Nie oznaczało to oczywiście wyrzeczenia się Czechosłowacji, lecz podkreślało jego emocjonalny związek z Dywizjonem 303 i kolegami, którzy w znakomitej większości byli Polakami. Z tego tez względu konsekwentnie odmawiał propozycjom przejścia do formowanego w Wielkiej Brytanii podobnego dywizjonu czechosłowackiego.
Arkady Fiedler przedstawił go w następujący sposób: „Ów zuchwały Czech wyrodził się ze swego narodu: nie był stateczny i nie był układny. Właściwie wyrodził się ze wszystkich ludzi naszego wieku: miał bujność romantyków, żar średniowiecza i był jak wulkan wyrzucający lawę nie tam, dokąd ludzie przywykli, że wyrzuca. Miał swe własne zbocza i swe własne chody. Takich ludzi jest dziś mało. Tacy ludzie albo giną jako zbrodniarze, albo zostają bohaterami. Józef Frantiszek stał się bohaterem. Gdy hitlerowcy w marcu 1939 roku wkraczali do Pragi, on, czeski sierżant-pilot, był jednym z owej dzielnej garstki, która przeciw gwałtowi czynnie zaprotestowała: porwał samolot i poleciał do Polski. Uczynił to przeciw swym władzom, przeciw ogółowi i 'zdrowemu’ rozumowi: mógł był przecież żyć nadal skromnie i spokojnie, jak tylu innych w Protektoracie. Lecz on nie chciał żyć spokojnie. Chciał walczyć. Musiał walczyć. Jego żywiołowa indywidualność i rogata natura nie mogła pomieścić się w ramach zaborczego totalizmu i hitlerowskiej niewoli. Więc Frantiszek, wierny sobie, odleciał do kraju przyszłych walk i odtąd swój los połączył z losami Polaków. Przechodził całą ich gehennę. Tragiczny wrzesień i drogę do Zaleszczyk. Rumunię i bałkańską odyseję. Morze Śródziemne i Francję. Wciąż między nimi, wciąż jeden z nich. Nie tylko pobratymiec i nie tylko współsłowianin, lecz jak i oni zawzięty desperat. Były to najsilniejsze więzy: razem z Polakami szukał rozpaczliwie nowej broni przeciw wspólnemu wrogowi i szukał nowego pola bitew. To ich łączyło. Znalazł jedno i drugie we Francji. Niestety, jak wiadomo, krótkotrwały ogień francuski ledwo zapłonął, zgasł. Lecz w tym krótkim czasie zabłysnął inny płomień, sławy Frantiszka. Płomień niegasnący. Czech pokazał, kim jest: kapitalnym pilotem, i pokazał, jak umie zestrzeliwać nieprzyjaciół. W powietrznych walkach nad Belgią i Szampanią strącił 10 maszyn Luftwaffe w ciągu trzech tygodni. Potem nastąpił upadek Francji, znów wytrącenie broni z rąk i znów desperackie jej szukanie. Więc Bordeaux, Zatoka Biskajska, Anglia. W Anglii losy sprzęgły Frantiszka z Dywizjonem 303 już raz na zawsze, na życie i na śmierć”.